wtorek, 11 czerwca 2024

„Cywilne zabójstwo” Donalda Trumpa


Obserwując bezpardonowy atak na Donalda Trumpa, musimy sobie uświadomić, że jesteśmy świadkami próby „cywilnego zabójstwa” byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych.

Marksistowska demokracja liberalna używa wszelkich dostępnych narzędzi by uniemożliwić mu powrót do władzy i de facto go zlikwidować (w rozumieniu społecznym i politycznym). Robi przy tym wszystko by zachować pozory „praworządności” i „praw człowieka”, nie ujawniając swojego prawdziwego oblicza, którym jest nic innego, jak nowa wersja totalitaryzmu w stylu Związku Radzieckiego.

Dlatego jeszcze nie strzela się Trumpowi w głowę, ale próbuje się go zniszczyć za pomocą środków prawnych zgodnie z mottem radzieckich komunistów: „Dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie”. Łącznie postawiono Trumpowi 91 zarzutów federalnych i stanowych za które grozi mu maksymalna kara… 717,5 roku więzienia. Co oznacza ta próba „cywilnego zabójstwa” dla Stanów Zjednoczonych, Cywilizacji Zachodniej i każdego z nas?

Wydaje się, że zdominowaną przez marksistowskie demokracje liberalne i znajdującą się w krytycznym stanie upadku Cywilizację Zachodnią, jest w stanie uratować już tylko ktoś pokroju Aleksandra Wielkiego. Ba! Możliwe, że jest jeszcze gorzej i potrzeba bezpośredniej interwencji boskiej, czyli zesłania nam proroka pokroju Mojżesza, który „wywiedzie nas z ziemi rządzonej przez następców Marksa, Lenina i przewodniczącego Mao”. Nie wydaje się, żeby ktokolwiek taki żył w dzisiejszych czasach i jedyne, co Opatrzność zesłała umierającemu Zachodowi to Donald J. Trump – miliarder, handlarz nieruchomościami, bawidamek, organizator konkursu piękności „Miss Universe”, założyciel upadłego już uniwersytetu, rozwodnik o wątpliwej moralności i poglądach.

Jak to możliwe, że to właśnie on staje przed kamerami z Biblią w ręce, zostaje idolem fundamentalistycznych chrześcijan, przedstawicieli prawicy takich jak Richard Spencer i David Duke, a szerokie masy na prawym spektrum sceny politycznej kreują go na zbawiciela nie tylko Stanów Zjednoczonych, ale całej Cywilizacji Zachodniej? Jak to możliwe, że staje się heroldem ekonomicznego nacjonalizmu, deportacji nielegalnych imigrantów, zamknięcia granic, zakazu wjazdu muzułmanów na teren USA, a Sąd Najwyższy obsadza religijnymi sędziami?

Czy mamy do czynienia z politykiem wielkiego formatu lub może wręcz przeciwnie: z realizacją tezy Karola Marksa, że „ostatnią fazą każdej formacji dziejowej jest jej komedia”? Biorąc pod uwagę przeszłość Trumpa i czekającą go niepewną przyszłość, jedyne co można stwierdzić to, że w jego przypadku, nawet najtęższe umysły nie są w stanie przewidzieć, jaki będzie dalszy bieg wydarzeń. Nie ma bowiem wątpliwości, że w sferze polityki nikt nie potrafi zaskoczyć tak bardzo jak on.

Odpowiedź na to w jaki sposób Donald Trump stał się obiektem kultu jest jedna: Zachód został zdominowany przez marksistowską lewicę, a Trump ze swoimi postulatami wydaje się być niespotykanym od lat heroldem prawicowych idei. Trzeba przyznać, że swoją ostrą retoryką przesunął debatę publiczną na prawo i przywrócił tematy o których marksistowsko-liberalny mainstream zakazywał mówić.

Oczywiście Trump naznaczony jest „chorobą czasów”, którą jest pomieszanie poglądów i stanowisk, charakterystyczne dla postmodernistycznej rzeczywistości demoliberalizmu. Momentami propaguje pozycje mocno prawicowe, innym razem podąża ślepo za demoliberalnym, technokratycznym mainstreamem. Zrobił tak w przypadku szczepionek przeciwko COVID-19 do których ochoczo zachęcał i do dnia dzisiejszego duża część amerykańskiej prawicy nie jest w stanie mu tego wybaczyć. Podobnie sprawa ma się z jego nie zawsze jasnym stanowiskiem w sprawie aborcji, czy szalonym uporem w obronie tzw. „praw LGBT”.

Niemniej jednak, jeśli spojrzymy na poprzednich, pozornie „prawicowych” prezydentów Stanów Zjednoczonych, takich jak Ronald Reagan, który w rzeczywistości był marionetką w rękach wielkich korporacji lub George W. Bush w przypadku którego trudno znaleźć cokolwiek co miałoby związek z prawicowymi ideami, Trump wydaje się sytuować mocno po prawej stronie współczesnej sceny politycznej.

Jeszcze gorzej sprawa wygląda w przypadku liderów europejskich ostatnich lat u których „prawicowości” nie ma co szukać. Angela Merkel, Emmanuel Macron, David Cameron, Rishi Sunak, Boris Johnson – czy ktokolwiek o zdrowych zmysłach powie, że reprezentują „prawicowe wartości”? Ich światopogląd wywodzi się z „Manifestu Komunistycznego” Karola Marksa, na pewno nie z „Rewolty przeciwko nowoczesnemu światu” Juliusa Evoli.

Nawet oskarżany o nacjonalizm polski PiS to już tylko marne ochłapy i cień jakiejkolwiek politycznej prawicy. Zachodem od lat rządzą marksiści, nie ma znaczenia, czy nazywają samych siebie „demokratami, liberałami czy zielonymi”. Prawica przetrwała już tylko w katakumbach.

W obliczu tego, jak wygląda zachodni mainstream polityczny Trump rzeczywiście może się wydawać postacią z innego świata. Stąd zapewne tak liczne na amerykańskiej lewicy oskarżenia byłego prezydenta o faszyzm i porównania do Adolfa Hitlera albo Benito Mussoliniego.

Donald Trump to dowód na to, że ktokolwiek głosi idee choćby zbliżające się do prawicowych, jak na przykład zamknięcie kraju przed inwazją obcych lub deportacja nielegalnych przybyszy, zostanie uznany za wroga publicznego numer jeden. Przeżarty ideologicznym marksizmem i gospodarczym kapitalizmem Zachód nie toleruje prawicowości.

Demoliberalne elity, rząd federalny USA, polityczna lewica, wielki biznes któremu w niesmak jest zamykać granice i pozbawiać się dostępu do niewolniczo taniej siły roboczej – wszyscy oni uznali Donalda Trumpa za swojego głównego wroga. Połączyli siły i wyruszyli na krucjatę by go zniszczyć i uniemożliwić wygraną w kolejnych wyborach. Jednocześnie obnażają autorytarną i bezwzględną twarz pozornie humanitarno-sentymentalnej, prawo-człowieczej demokracji liberalnej.

„Polowanie na czarownice”, którego głównym celem stał się Trump udowadnia, że system prawno-polityczny Stanów Zjednoczonych oraz całego świata zachodniego jest skonstruowany w taki sposób by niszczyć jakiekolwiek przejawy opozycji i buntu wobec dogmatów lewicowo-liberalnych, a tym samym w doskonały sposób realizuje postulat prokuratora Związku Radzieckiego Andrieja Wyszyńskiego: „dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie”.

Trump ewidentnie nie jest zainteresowany losem „świata”, interesuje go przyszłość Stanów Zjednoczonych. W tym aspekcie staje po stronie nacjonalizmu, który zawiera w sobie echo klasycznej tezy o tym, że przywódca reprezentuje polityczną wspólnotę, grupę etniczną lub narodowościową, której jest liderem, a nie abstrakcyjne idee wywodzące się z Oświecenia takie, jak „ludzkość”. Dał temu wyraz podczas przemowy do Zgromadzenia Ogólnego ONZ z 19 września 2017 roku:

„Silne, suwerenne narody, różne państwa z różnymi wartościami, różne kultury i różne marzenia istnieją obok siebie i współpracują na bazie wzajemnego szacunku. (…) Jako Prezydent Stanów Zjednoczonych zawsze będę stawiał Amerykę na pierwszym miejscu. Tak, jak przywódcy innych państw zawsze powinni stawiać swoje państwa na pierwszym miejscu. Wszyscy odpowiedzialni przywódcy mają obowiązek służyć swoim obywatelom. Państwo narodowe pozostaje najlepszą metodą na poprawę ludzkiej kondycji”.

Po czym zaatakował globalizm międzynarodowych korporacji:

„Zbyt długo wmawiano Amerykanom, że potężne układy handlowe, niepodlegające czyjejkolwiek kontroli międzynarodowe trybunały i ogromne, globalne biurokracje są najlepszym sposobem na osiągnięcie sukcesu. Gdy te obietnice okazały się fałszywe, straciliśmy miliony miejsc pracy, a tysiące fabryk zniknęło”.

W swoim drugim wystąpieniu przed Zgromadzeniem Ogólnym ONZ, które miało miejsce 25-ego września 2018 roku przypuścił otwarty atak na globalizm:

„Odrzucamy ideologię globalizmu i przyjmujemy ideologię patriotyzmu”.

Podkreślił to dobitnie rok później, 25 września 2019 roku:

„Przyszłość nie należy do globalistów. Przyszłość należy do patriotów. Przyszłość należy do suwerennych i niepodległych narodów, które chronią swoich obywateli, szanują sąsiadów i honorują różnice, które czynią każde z tych państw unikalnym i wyjątkowym”.

Co więcej, Donald Trump jest jedynym przywódcą na Zachodzie, który dobrze analizuje sytuację historyczną w której się znajdujemy i doskonale definiuje wroga. Podczas konferencji National Religious Broadcasters, która odbyła się w czwartek, 22 lutego 2024 roku w Nashville powiedział:

„Tym razem największe zagrożenie nie znajduje się poza granicami naszego państwa. Naprawdę w to wierze. Pochodzi ono z wewnątrz. To ludzie wewnątrz naszego państwa, którzy są bardziej niebezpieczni niż ci na zewnątrz. (…) Nasz kraj jest niszczony przez radykalnie lewicową, skorumpowaną klasę polityczną, która jest komunistyczna, marksistowska, a nawet faszystowska. Mówiłem: nigdy nie będziemy mieć socjalistycznego państwa i miałem rację. Wykroczyliśmy poza socjalizm. Socjalizm to przyjemny stan w porównaniu do tego, gdzie się teraz znajdujemy”.

Jego analiza jest słuszna. Zachód został zdominowany przez marksizm i socjalizm, które po 1989 roku dokonały mariażu z krwiożerczym kapitalizmem wielkich korporacji i międzynarodowego biznesu – wszystkie te ideologie za nic mają narody, tradycje, religię i tożsamość, a ich jedynym bogiem jest niepohamowana żądza zysku i totalitarna kontrola. Zdominowały Zachód, a elity polityczne stojące na czele demokracji liberalnych reprezentują skrajnie lewicowe spektrum polityczne pod względem społecznym i skrajnie kapitalistyczne pod względem gospodarczym (jednak tylko dla korporacji – mały przedsiębiorca jest niszczony na każdym kroku).

Trump podaje więc słuszną analizę sytuacji politycznej w obrębie naszej cywilizacji i wprost określa kto jest wrogiem: komunistyczno-marksistowska klasa polityczna posiłkująca się kapitalizmem, jako narzędziem do osiągnięcia totalnej dominacji. To musi wzbudzać strach elit, bo po raz pierwszy ktoś ze szczytów władzy ujawnia kim są i jakiej ideologii służą. 11 listopada 2023 roku na wiecu wyborczym w Claremont w stanie New Hampshire nie przebierał w słowach:

„Przysięgam, że usuniemy komunistów, marksistów, faszystów i radykalnie lewicowych bandytów, którzy żyją niczym robactwo w granicach naszego kraju”.

Profesor Jacek Bartyzel w rozmowie z Pawłem Chmielewskim z 2021 roku pod tytułem „Tęczowa rewolucja w Waszyngtonie. Koniec imperium?” przewidywał, co w przyszłości może czekać Trumpa: „Ja myślę, że Trump powinien być zadowolony, jak z życiem ujdzie w ogóle, bo wcale na jego miejscu nie byłbym pewien, bo jednak system nie daruje pewnych zbrodni”. Na chwilę obecną nikt nie usiłował dokonać bezpośredniego zamachu na życie byłego prezydenta, ale taka „cywilna” próba zabójstwa właśnie ma miejsce – jesteśmy świadkami, jak cała moc rządu federalnego USA i systemu prawno-politycznego próbuje „zlikwidować” Trumpa. „Narzędziem zbrodni” nie jest naładowany pistolet, ale procesy sądowe.

Trump mierzy się z sześcioma procesami, w dwóch już zapadły wyroki. Jak już wspomnieliśmy, łączna kara, która mu grozi (poza procesami cywilnymi) to 717,5 roku więzienia:

  • New York v. Trump – proces cywilny w Nowym Jorku, w którym oskarżono Trumpa i członków jego rodziny o fałszowanie wartości rynkowej posiadanych nieruchomości w celu pozyskania kredytów bankowych. Trump został uznany za winnego i skazany na zapłatę 355 milionów dolarów kary, co więcej zakazano mu zarządzania jakąkolwiek firmą na terenie Nowego Jorku przez okres 3 lat i ustanowiono „sądowego zarządcę”, który będzie sprawował faktyczną władzę nad jego biznesem. Już w tej chwili wraz z odsetkami i opłatami kwota wzrosła do ponad 450 milionów dolarów.
    To najlepszy przykład sfingowanego procesu politycznego, którego jedynym celem jest zniszczenie jego majątku i rodziny. Dowód? Jest jedyną osobą nie tylko skazaną, ale w ogóle pozwaną z tych przepisów. Co więcej, aby wnieść apelację, próbowano wymusić na nim wpłacenie tak zwanej „kaucji apelacyjnej”, która z zasady wynosi 120 procent zasądzonej kary plus odsetki, co w tej chwili dałoby ponad 540 milionów dolarów. To całkowity absurd i burzenie porządku prawnego: manipulując absurdalnymi przepisami wymusza się na Trumpie wykonanie wyroku przed wniesieniem apelacji.
    Na szczęście Sąd Apelacyjny zmniejszył wysokość kaucji do 175 milionów dolarów. Gdyby został skazany na karę śmierci to również najpierw nakazano by jej wykonanie? Człowiekowi ze ściętą głową raczej trudno się odwoływać. Nie miejmy złudzeń: w tym wypadku dokładnie o to chodzi i wszystko odbywa się w świetle demokratyczno-liberalnego prawa. Jakie to „prawo” – sami widzimy.
  • Jean Carroll v. Donald J. Trump – proces cywilny w którym już zapadł wyrok. To następny przykład absurdu i kary niewspółmiernej do winy. Trump został pozwany o zniesławienie przez pisarkę E. Jean Carroll, która poprzednio oskarżyła go o molestowanie seksualne. Sąd skazał go na zapłatę ogromnego odszkodowania w wysokości 88,3 miliona dolarów.
  • The People of the State of New York v. Donald J. Trump – rozpocznie się 25 marca 2024 roku w Nowym Jorku. Postawiono mu 34 zarzuty, oskarżając o fałszowanie dokumentacji biznesowej.
  • United States of America v. Donald J. Trump, Waltine Nauta, and Carlos De Oliveira – proces federalny, który odbędzie się 20 maja 2024 roku. Trumpowi postawiono 31 zarzutów w związku z przechowywaniem tajnych dokumentów dotyczących bezpieczeństwa narodowego w rezydencji Mar-a-Lago na Florydzie. 8 sierpnia 2022 roku FBI dokonało przeszukania i odnalazło kartony z dokumentacją.
    Może się wydawać, że jego wina jest w tym przypadku niepodważalna. Czy na pewno? Spójrzmy, jak potraktowano za to samo przewinienie lewicowego prezydenta Joe Bidena: pomiędzy listopadem 2022 roku, a styczniem 2023 odkryto od 25 do 30 tajnych dokumentów rządowych w byłym biurze Bidena i w jego prywatnej rezydencji w Wilmington w stanie Delaware. W przypadku obecnego prezydenta uznano, że „na podstawie dowodów nie można stwierdzić winy Bidena, więc nie stawia się żadnych zarzutów w tej sprawie”. Jak u Georga Orwella w „Folwarku zwierzęcym” – wszystkie świnie są równe, ale niektóre są równiejsze. W przypadku współczesnego Zachodu nie możemy mieć wątpliwości, że polityczna, marksistowska lewica to właśnie te „równiejsze świnie”.
  • United States v. Trump – zapewne najpoważniejszy, dotyczy udziału Trumpa w próbie obalenia wyniku wyborów prezydenckich w 2020 roku, w tym udziału w szturmie na Kapitol z 6 stycznia 2021 roku.
  • The State of Georgia v. Donald J. Trump, et al. – ostatni z procesów został mu wytoczony na poziomie stanowym w Georgii – wykorzystując przepisy służące do zwalczania działalności mafijnej oskarża się go o konspirację celem bezprawnej zmiany wyniku wyborów. To w toku tego postępowania Trump musiał stawić się w cieszącym się złą sławą więzieniu w Fulton County w Georgii, gdzie został oficjalnie aresztowany, zwolniony po wpłaceniu kaucji i gdzie wykonano mu słynne „mug shot” – zdjęcie aresztowanego, jedyne w historii zrobione prezydentowi Stanów Zjednoczonych.

Podobne prześladowania i próby niszczenia za pomocą absurdalnych procesów dotykają jego współpracowników i zwolenników. Doskonałym przykładem niszczenia opozycji politycznej przez rządzących Stanami Zjednoczonymi marksistów (Partia Demokratyczna powinna przestać udawać i już dawno nazwać się Komunistyczną Partią USA), jest przypadek byłego burmistrza Nowego Jorku Rudy’ego Giulianiego.

Giuliani jest legendą, burmistrzem który radykalnie zmniejszył poziom przestępczości w tym mieście, a po zamachach z 11 września 2001 roku, w uznaniu za jego działania, nazwano go „burmistrzem Ameryki”. Wydaje się, że jego największą zbrodnią była współpraca z Donaldem Trumpem. Giulianiemu wytoczono absurdalny proces, w którym dwie pracownice komisji wyborczej ze stanu Georgia oskarżyły go o zniesławienie – miał je posądzić o manipulacje przy podliczaniu głosów. Nawet jeśli doszło do jakiejś formy zniesławienia to możemy być pewni, że celem wyroku nie jest sprawiedliwość, ale zniszczenie Giulianiego.

Skazano go na zapłatę 148 milionów dolarów odszkodowania, zmuszając do ogłoszenia bankructwa. Kwota niewspółmierna do rzeczywistej szkody. Nie chodzi tu jednak o zadośćuczynienie ofiarom, ale o „cywilne zabójstwo” kolejnego przeciwnika politycznego. Jakby tego było mało, już wcześniej odebrano Gulianiemu licencję prawnika, zakazując mu wykonywania zawodu na terenie stanu Nowy Jork – również za wspieranie Trumpa.

Przykładem bezwzględności systemu prawnego stworzonego przez marksistów w celu niszczenia opozycji politycznej, są radykalnie wysokie wyroki wydawane na osoby, które 6-ego stycznia 2021 roku brały udział w szturmie na Kapitol. Absolutnym bestialstwem w niszczeniu wrogów politycznych jest wyrok skazujący Enrique Tarrio, jednego z przywódców organizacji „Proud Boys”.

Tarrio został oskarżony o „spisek mający na celu przewrót wymierzony w rząd Stanów Zjednoczonych”, ze względu na jego rzekome zaangażowanie i organizację „ataku” z 6-ego stycznia 2021 roku. Problem polega na tym, że nikt tego wydarzenia nie zorganizował, było ono w pełni spontaniczne. Co więcej, Tarrio nie był tego dnia w Waszyngtonie ponieważ zastosował się do nakazu ze strony sędziego, który w jednym z wcześniejszych procesów zakazał mu wjeżdżania na teren Dystryktu Columbii. Nie przeszkodziło to skazać go na 22 lata więzienia. Jest to najwyższy wyrok wydany na kogokolwiek powiązanego z wydarzeniami z 6-ego stycznia. To jawne naginanie prawa w celu zniszczenia człowieka, bo jak można skazywać kogoś kto nie współorganizował żadnego ataku i nie był tego dnia w miejscu wydarzeń?

Donald Trump potrafi zaskoczyć. Amerykański mainstream traktował jego start w wyborach prezydenckich 2016 roku jako żart. Wszyscy byli zszokowani, gdy zwyciężył. Tym razem jest możliwe, że nawet będąc skazanym, ponownie zostanie Prezydentem Stanów Zjednoczonych. W USA może ubiegać się o ten urząd nawet z celi więziennej. Jeśli zwycięży, sędzia Sądu Najwyższego jest zmuszony udać się do więzienia i dokonać jego zaprzysiężenia. Następnie Trump będzie mógł ułaskawić samego siebie od wyroków federalnych – sprawa pozostaje otwarta, czy jako prezydent ma prawo do ułaskawienia od tych, które zapadły na poziomie stanowym.

Trump zaskakiwał wielokrotnie. Jeżeli pokona postawione mu zarzuty i grożące ponad 700 lat więzienia – zapisze się w historii, jako jeden z najbardziej zaskakujących przypadków znanych ludzkości. Co jeśli przegra? Pozostanie mu chyba tylko ucieczka i ponowienie losu dysydentów ze Związku Radzieckiego. Nie będzie jednak zmuszony do ucieczki z „krainy wolności”, bo Stany Zjednoczone już dawno przestały nią być, ale z nowoczesnej, demo-liberalnej wersji ZSRR.

Trump nie jest zbawicielem, który uratuje Stany Zjednoczone i Cywilizację Zachodnią. Jeśli wygra kolejne wybory, trudno spodziewać się radykalnych reform ze strony jego administracji. Historia jego pierwszej kadencji to historia walki z systemem, który uniemożliwiał mu działanie.

Doskonałym przykładem były trudności w budowie muru na granicy z Meksykiem. Trump długo walczył o pozyskanie środków by spełnić tę obietnicę wyborczą. Domagał się kwoty, która jest niewielka w porównaniu do sum przekazanych przez Stany Zjednoczone stronie ukraińskiej w trakcie toczącej się wojny. Próbował nawet wykorzystać środki wojskowe by zrealizować swój cel. Nic z tego, uniemożliwiano mu to na każdym kroku.

W kampanii przed wyborami w 2024 roku jego głównym postulatem jest masowa deportacja nielegalnych imigrantów. Trump mówi o przyznaniu lokalnej policji immunitetu do zatrzymywania i wydalania. Pytanie, czy podobnie jak w przypadku muru, ten postulat pozostanie niezrealizowany z powodu działania opozycji wewnątrz rządu federalnego?

Pokazuje to, jak wielkie są wpływy korporacyjnego biznesu, który woli zalewać Stany Zjednoczone biedotą z Trzeciego Świata niż stracić dostęp do niewolniczo taniej siły roboczej, oraz jak wielkie są wpływy marksistowskiej lewicy, która za wszelką cenę chce zwiększyć populację imigrantów w USA. W starciu Trumpa z tymi siłami wyraźnie widać, kto jest wrogiem etnicznej populacji Stanów Zjednoczonych (to samo dotyczy Europy).

Korporacje i wielki biznes zainteresowane są wyłącznie zyskiem, Cywilizacja Zachodnia może upaść i zostać zalana przez Azję, Afrykę i Amerykę Południową, byleby biznes miał dostęp do „nowoczesnych niewolników” pracujących za głodowe stawki przy masowej produkcji. Co więcej, historia jego pierwszej kadencji pokazuje jak bardzo zabetonowany jest demoliberalny, totalitarny system, który nie pozwala na żadne odstępstwa od swoich dogmatów.

Niemniej jednak Donald J. Trump – handlarz nieruchomościami, organizator konkursów „Miss World”, sztucznie opalony, z dziwną fryzurą, mieszkający w pseudo-klasycystycznym apartamencie w wieżowcu w Nowym Jorku, który przypomina cepelię – jest jedyną zaporą stojącą na drodze fali niczym nieograniczonego globalizmu, marksizmu i liberalizmu, które tak mocno zdominowały Cywilizację Zachodnią, że znajduje się ona na swoim finalnym etapie – przekształcenia w biblijny potop, który zmiecie z powierzchni ziemi resztki tego, co pozostało z dawnego Zachodu.

Cywilizacja Zachodnia po stu latach dominacji politycznej lewicy i jej chorych idei, ledwo trzyma się na nogach. Trump słusznie mówi, że: „Oni nie idą po mnie. Oni idą po was, ja tylko stoję na drodze”. George Soros i marksistowscy fanatycy w obrębie świata zachodniego zrobią wszystko, co w ich mocy by tę ostatnią tamę zmiażdżyć i nie liczmy na to, że okażą litość. Współcześni bolszewicy tak, jak ich historyczni poprzednicy, nie znają znaczenia tego słowa.

Mariusz Skrobala
https://konserwatyzm.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Niepodległość

W dniu 11 listopada Tomasz Piekielnik podzielił się na swoim kanale refleksjami na temat niepodległości Polski. Ze względu na zasięg tego ka...