środa, 31 lipca 2024

GIS bije na alarm. Uważaj na ten produkt.

[„Produkt”??? Przecież chodzi o roślinę! – admin]

Barszcz Sosnowskiego (Heracleum sosnowskyi), roślina zielna z rodziny selerowatych, to bardzo trująca roślina. W Polsce rośnie w bardzo wielu miejscach. Można ją spotkać podczas letniego spaceru, czy uprawiania na powietrzu różnych sportów. 

To roślina, która stanowi zagrożenie dla zdrowia, ryzykowne jest nie tylko dotykanie, ale nawet przebywanie w jej otoczeniu.

Gdzie można spotkać barszcz Sosnowskiego?

Występuje w Polsce w prawie 3 tys. lokalizacji, rośnie dziko w różnych miejscach, rozsiewa się sama i jest trudna do zwalczenia.. Występuje na terenie całego kraju – najczęściej na łąkach, pastwiskach, wzdłuż strumieni wodnych, na obrzeżach lasów i pól czy skarpach rowów. Wyglądem przypomina koper, ma charakterystyczne białe kwiaty, zebrane w duży baldach, łodygi pokryte purpurowymi plamkami. To roślina o dość grubych, bo sięgająch nawet 12 cm łodygach, o wysokości dochodzącej nawet do 3-5 metrów.

Jakie są objawy po kontakcie z tą rośliną?

,,Sok i olejki eteryczne barszczu Sosnowskiego zawierają toksyczne substancje (furanokumaryny). Pod wpływem promieniowania słonecznego wywołują one zmiany skórne, które przypominają oparzenie – zaczerwienienie, wysypkę, owrzodzenie czy opuchliznę. Objawy występują od kilku do kilkunastu godzin po kontakcie. ” – informuje na swojej stronie Główny Inspektor Sanitarny.

Dodaje również, że po kontakcie z barszczem Sosnowskiego mogą wystąpić również: nudności, wymioty, bóle głowy, obrażenia układu oddechowego, obrażenia oczu, a nawet wstrząs anafilaktyczny. Wytwarzane przez roślinę toksyczne związki mogą także wpływać na powstawanie nowotworów skóry.

Na barszcz Sosnowskiego trzeba szczególnie uważać latem, ponieważ wilgoć i wysoka temperatura powietrza zwiększa jego toksyczność.

Co istotne, do poparzenia może dojść nawet bez bezpośredniego kontaktu z barszczem Sosnowskiego, gdyż wydzielane przez niego olejki eteryczne mogą unosić się w powietrzu nawet na odległość kilkunastu metrów.

GIS ostrzega, by nie dotykać i nie zrywać roślin – zwłaszcza gołymi rękoma. Ponieważ lotne olejki eteryczne, które wydziela barszcz Sosnowskiego, mogą osadzać się na skórze, należy unikać także przebywania w pobliżu tej rośliny. Jeśli już musimy to robić, należy chronić oczy, skórę i drogi oddechowe – nosić okulary i odzież z nienasiąkliwych tworzyw sztucznych, która zakrywa skórę oraz zakładać maski ochronne. Szczególnie pamietać należy o ochronie dzieci, ich skóra jest bardziej wrażliwa na toksyczne działanie barszczu.

Co zrobić w przypadku wystąpienia poparzenia barszczem Sosnowskiego

Po bezpośrednim kontakcie z barszczem Sosnowskiego należy jak najszybciej przemyć skórę letnią wodą z mydłem, aby usunąć z jej powierzchni sok rośliny. Należy umyć też wszystkie przedmioty i uprać ubrania, które miały kontakt z barszczem.

Jeśli na skórze pojawiły się pęcherze surowicze, ale nie doszło do ich rozerwania, możesz zastosować miejscowo maść kortykosteriodową. Jednak dobór środków farmakologicznych najlepiej skonsultować z lekarzem.

Jeśli na kontakt z rośliną naraziliśmy nasze oczy, najszybciej jak to możliwe trzeba przemyć je dokładnie wodą, chronić przed światłem i skonsultować objawy z okulistą.

Na oparzone miejsca można stosować chłodne okłady z lodu. Jeśli jednak poparzenie jest bardzo silne lub odczuwamy problemy oddechowe trzeba wezwać pogotowie ratunkowe.

W przypadku poparzenia, zawsze – niezależnie od stopnia nasilenia objawów – należy unikać ekspozycji na światło słoneczne. Nawet jeśli nie wystąpiły żadne objawy, unikać słońca przez co najmniej 48 godzin.

Na stronie internetowej GIS, w dostępnej tam bazie online można sprawdzić miejsca, gdzie występuje barszcz Sosnowskiego. Jeśli natkniemy się na tę roślinę w innych miejscach, niż tam podane, możemy zgłosić to pod całodobowym numerem alarmowym straży miejskiej 986.

Halina Molka
https://prawy.pl/

Tak „pomaga państwo”. Kilka tysięcy firm już zwróciło pieniądze.

Z 5,6 tys. firm, które dotychczas dostały żądanie zwrotu covidowej pomocy, część już to zrobiła, ale sporo spraw jest w sądzie. Wezwania otrzyma jeszcze ok. 1 tys. firm – napisał w piątek „Puls Biznesu”.

Gazeta przypomina, że Polski Fundusz Rozwoju (PFR) wciąż rozlicza się z firmami, które dostały w pandemii pomoc z tarczy 1.0 i 2.0.

„Z programu 1.0 4391 firm dostało decyzje wzywające do zwrotu całości wsparcia, to 1 proc. beneficjentów. 1237 z tych firm miało negatywną rekomendację CBA. W przypadku programu 2.0 wezwania do zwrotu całości dotacji dostało 1265 firm, czyli 3 proc. beneficjentów. 271 z nich miało negatywną rekomendację CBA” — powiedział Bartosz Marczuk, wiceprezes PFR odpowiadający za wdrożenie tarcz, którego kadencja wygasa w piątek, 19 lipca.

„Puls Biznesu” informuje, że do 5,6 tys. firm, które już otrzymały wezwania do zwrotu, wkrótce dołączą kolejne.

„Cały czas pracujemy nad wezwaniami wynikającymi z naszego programu antyfraudowego, w którym weryfikujemy firmy z ZUS i MF. Spodziewam się, że jeszcze około 500 firm może dostać wezwania w lipcu-sierpniu. Czekamy też, aż CBA zweryfikuje ponad 400 firm. W tym przypadku dostaną wezwania w sierpniu-wrześniu. Łącznie będzie to jeszcze około 900 przedsiębiorców, a liczba wezwanych do zwrotu pożyczki urośnie do 6,5 tys. To już jednak właściwie koniec procesu, który dotyczy marginalnej liczby firm, bo 1,8 proc. z 355 tys. beneficjentów tarcz 1.0 i 2.0” — doprecyzpował Bartosz Marczuk.

Dziennik zwrócił uwagę, że sporo firm nie dyskutuje z PFR i oddaje pieniądze.

„Całość żądanej kwoty została zwrócona przez 1203 beneficjentów tarczy 1.0 i 256 tarczy 2.0. Pieniędzy nie oddało 4197 firm. Blisko 30 proc. firm zgadza się więc z naszymi decyzjami, co dobrze świadczy o programie antyfraudowym PFR i rekomendacjach CBA” — uważa odchodzący wiceprezes PFR.

JA
https://nczas.info

Rozmowa prezydentów



Nie, nie zamierzam dzisiaj pisać o debacie telewizyjnej. Ani tej minionej, ani przyszłej. Rozmowa, którą Wam pokażę, odbyła się między prezydentem Trumpem i kandydatem na prezydenta R.F. Kennedym po nieudanym zamachu na Trumpa.

Podczas tej rozmowy telefonicznej Trump wspomniał, że Biden do niego dzwonił i pytał, skąd wiedział, że ma odwrócić głowę, gdy trafiła go kula, i jak się czuł…

R.F. Kennedy junior przeprosił Trumpa za to, że jego syn Bobby Kennedy III opublikował tę rozmowę. No cóż, obaj są w trakcie kampanii wyborczej i obaj korzystają z każdej możliwości, by wesprzeć tę kampanię, choćby takim właśnie filmem.

Kandydaci na prezydenta w Stanach Zjednoczonych zawsze przecież odbierają rozmowy telefoniczne przed flagą USA i nagrywają je. Źródło.

W międzyczasie dowiadujemy się z mainstrimowych mediów takich jak NBC News, że urzędnicy potwierdzają irański spisek mający na celu zamordowanie byłego prezydenta Trumpa. Nie będę tłumaczył tych „sensacji”. Jeśli ktoś chce nadal być tak prymitywnie ogłupiany, niech sam się wysili.

Źródło: Telegram 14.07.2024 r. 03:14.

Czy naprawdę jesteśmy tak głupi, że wszystko łykamy, co telewizyjna propaganda nam podrzuca? Może to przypadek, kiedy na wiecu wyborczym Trumpa jedyny budynek, z którego dachu można oddać strzały, nie był chroniony? Czy to następny przypadek, kiedy ostrzeżenia uczestników wiecu, a nawet policjanta były całkowicie ignorowane i służba ochrony prezydenta czekała na pierwsze strzały – było ich 10 – by zastrzelić sprawcę – niewygodnego świadka? Kto uwierzy, że można bez problemu wybrać się na taki wiec z drabiną i karabinem?

Trumpa dosięgła także druga kula. Miał na sobie kamizelkę kuloodporną, która go ochroniła.

Król Karol odwołał wizytę w USA, ponieważ uważa, że jest zbyt łatwym celem dla zamachowców

Autor artykułu Marek Wójcik
https://www.world-scam.com

Roma



Dzisiejsza rzecz będzie odnosiła się nie do dziejów starożytnego Rzymu, lecz do tego, że z areny dziejów zszedł on z pozoru całkowicie bezpotomnie. Czy zostawił dziedzica? A jeżeli powstał polityczno-duchowy depozytariusz: kto to był i co obecnie jesteśmy zobowiązani o nim powiedzieć?

Zacznijmy więc od prowokacyjnej tezy, że wszystko to czym wciąż dzisiaj jesteśmy jest owocem tego właściwie niespotykanego w historii Imperium. Wszystko!

Z pozoru możemy sądzić, że głównym spadkobiercą Rzymu są wyłonione zeń ludy łacińskie, a przede wszystkim jednak Germanie. Frankowie ze swoim Cesarstwem, zaś po nich Święte Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego. Stworzone przez dynastię Saską, później zaś utrwalone przez Habsburgów. W pewnej mierze tak jest, ale jedynie w pewnej. Prawdziwym kontynuatorem starożytnego Rzymu, jego prawowitym dziedzicem stał się bowiem Kościół katolicki. To on bowiem adoptował tę starą cywilizację do kolejnych epok. Ale i on nigdy, by tego nie osiągnął, gdyby nie jego unikatowa instytucja.

A stał się nią Urząd Papieski. Można, by powiedzieć, że Jednoosobowy Kościół. Papież jest zatem wszystkim! W dziejach świata ten dzierżyciel Kluczy Piotrowych nie znajduje swojego odpowiednika. Jest to zatem struktura, która połączyła cywilizację rzymską z religią, odwołującą się właściwie wyłącznie do Chrystusa. I On jest również jako postać historyczna Kościołem.

Dwie zatem idee: wielowiekowa rzymska państwowość, ład i duch połączyły się w Stolicy Apostolskiej z wysublimowaną religią objawioną. A to wydawało się tak od siebie odległe, wrogie, a przynajmniej niezrozumiałe. Powstały rzeczy, w których przez wieki mieściło się to, co dziś nazywany cywilizacją łacińską, współcześnie zaś Zachodem.

Konfesja zawsze ma ścisły związek z życiem politycznym. Sama je właściwie przynajmniej współtworzy oraz podtrzymuje. Ma to swój wyraz w strukturze władzy, jej sposobach sprawowania, ideach i metodach realizacji. W związku z tym konkluzja może być tylko taka, że bez współdziałania rzymskiego Kościoła ze świecką władzą, w znaczeniu ich kulturowej jedności, to co sentencjonalnie nazywamy łacińskim światem, właściwie przestaje istnieć jako całość.

Czy ten obraz zatem wciąż istnieje? A jeżeli nie – kiedy umarł? Oczywiście nic nie kona nagle. I choć nie jestem zwolennikiem determinizmu dziejów, jako tak zwanego procesu historycznego, to jednak wielkie systemy najczęściej schodzą powoli. Tkwiąc przez kolejne wieki w tak zwanej postaci pomnikowej albo gdy obumierają, w jakimś stopniu zapładniają swoich następców.

Podobnie Kościół katolicki, będący Rzymem w nowym kostiumie, również ma długą historię schodzenia z tej areny. Spróbujmy zatem uchwycić pewne symboliczne daty.

Pierwszym sygnałem była protestancka rewolta, która w zasadzie zadała Papiestwu śmiertelny cios w postaci wiecznie krwawiącej rany, która nigdy nie była w stanie jakoś się zabliźnić.

Później przyszedł czas sekularyzacji, stałego zeświecczania poszczególnych społeczeństw. Bardzo symboliczne było zlikwidowanie w 1806r. Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Kilkadziesiąt lat później powstało drugie cesarstwo Niemieckie, noszące nazwę II Rzeszy.

Trwało też ciągłe umniejszanie ziemskich prerogatyw Papieża na terenie Italii, aż do zjednoczenia i powołania unitarnego państwa obejmującego cały Półwysep Apeniński. Wreszcie Kościół na II Soborze Watykańskim, wychodząc naprzeciw temu laickiemu światu, sam postanowił z siebie zrzucić ostatnie pozostałości swojej rzymskiej przeszłości.

Antoni Koniuszewski
Myslpolska.info

Zamachy na Gomułkę i Chruszczowa



15 lipca 1959. 15-lecie władzy ludowej. „Trybuna Robotnicza” podała trasę przejazdu Chruszczowa, chyba po to, aby ludność mogła spontanicznie przywitać Wielkiego Brata.

Gorączkowe przygotowania trwały od dłuższego czasu, w końcu to wizyta najwierniejszego przyjaciela Polski. Sowiecka delegacja, której towarzyszył I sekretarz KC PZPR Władysław Gomułka miała przejechać m.in. ulicą Armii Czerwonej – główną arterią Zagórza.

Wybuch nastąpił krótko po godz. 15. Delegacja z Chruszczowem przejechała jednak obok posterunku dwie godziny później, kiedy teren był już zabezpieczony.

W aktach śledztwa czytamy: „W godzinach zbliżonych do planowanego przejazdu przy ul. Armii Czerwonej nastąpiła eksplozja zawieszonej na jednym z drzew bomby zegarowej. Ta zbieżność wskazuje w sposób niebudzący wątpliwości, że celem sprawców było dokonanie gwałtownego zamachu na członków ww. Delegacji. W wyniku eksplozji częściowemu zniszczeniu uległo drzewo, wyleciały szyby z kilku okien, a jedna osoba została lekko ranna odłamkiem”.

Czy bombiarz nie wiedział, że pierwsi sekretarze pojawią się później, gdyż zabawili gdzieś w powiecie będzińskim, czy specjalnie przyspieszył wykonanie planu? Czy była to prawdziwa próba zamachu, czy tylko pozorowana akcja? Do dziś nie udało się tego ustalić.

W miejscu detonacji zebrała się grupka ludzi.

Bombiarz – Stanisław Jaros był bezpieczny, obserwował wszystko z ukrycia. Wcześniej karany za kradzież materiałów wybuchowych. Mimo to bezpieka nie zainteresowała się nim.

Grudzień 1961. Drugi zamach, również w Zagórzu. Tym razem ofiarą miał być Władysław Gomułka. Towarzyszył mu I sekretarz KW PZPR w Katowicach Edward Gierek. Jemu szczególnie zależało na odpowiedniej oprawie wizyty – pochodził z tych stron. Mimo ostrzeżeń o grożącym niebezpieczeństwie, zdecydował się na przejazd ulicami Zagórza.

Wybuch był na tyle silny, że z okien okolicznych domów znów wyleciały szyby. Jednak i tym razem przywódców partii nie udało się dosięgnąć – w momencie eksplozji kolumna z Gomułką była już kilkadziesiąt metrów dalej. Ciężko ranny został mieszkaniec Zagórza – jeden z tłumu gapiów. Okolica ponownie zaroiła się od funkcjonariuszy SB. Sprowadzono nawet specjalistę z Moskwy.

W porównaniu z zamachem sprzed dwóch lat była jedna różnica. Za kraty trafił Stanisław Jaros. Władza zdawała sobie sprawę, że tym razem musi znaleźć sprawcę. Po procesie Jaros został skazany na karę śmierci i 5 stycznia 1963 roku powieszony.

Do dziś trwają spekulacje, kim naprawdę był – radykalnym antykomunistą, młodym, porywczym piromanem (rocznik 1932), agentem bezpieki? Na liście Wildsteina Stanisław Jaros figuruje jako pracownik SB. Ale czy to na pewno ta sama osoba?

Trzeba pamiętać, że oba zamachy miały miejsce po 1956 roku, kiedy wpływy aparatu bezpieczeństwa w państwie zostały ograniczone. Może bezpieka chciała pokazać partii, że nadal jest silna i nie da się tak łatwo zmarginalizować?

A może Jaros w ogóle nie miał z tym nic wspólnego (wpadł na skutek donosu, przesłuchania trwały po kilkanaście godzin dziennie). Niewykluczone, że chciał po prostu odegrać się na milicji za to, że wcześniej wykryła u niego skradzione materiały wybuchowe. Podobno teczka Jarosa została zniszczona w 1989 roku.

Tadeusz Płużański
https://prawy.pl/

dodane 2013-09-10 20:40

 

  1. Tralala 

    A co Panstwo mysla o tym?:

    „Niech puste klasztory służą uchodźcom”

    KAI |

    O przeznaczenie pustych klasztorów na potrzeby uchodźców zaapelował papież Franciszek podczas spotkania się z podopiecznymi Centrum Astalli. Ośrodek ten, położony w centrum Rzymu, tuż obok Placu Weneckiego, jest siedzibą Jezuickiej Służby Uchodźcom. Wizyta była ściśle prywatna, bez udziału dziennikarzy.

    PAP/EPA/OSSERVATORE ROMANO HANDOUT Papież Franciszek

    Franciszek przyjechał do ośrodka o 15.30 – w czasie, gdy codziennie ustawia się tam w kolejce po ciepły posiłek ponad czterystu uchodźców z różnych stron świata, ubiegających się o azyl we Włoszech. Podczas wydawania posiłku Ojciec Święty pozdrawiał uchodźców i wolontariuszy. W jednym z pomieszczeń stołówki, znajdującej się w piwnicy budynku, rozmawiał z ponad 20 osobami.

    Następnie poszedł na chwilę modlitwy do kaplicy ośrodka, po czym wewnętrznym korytarzem przeszedł do kościoła Imienia Jezus (del Gesù). Pochowany jest tam generał jezuitów, o. Pedro Arrupe, który w 1980 r. utworzył Jezuicką Służbę Uchodźcom. W jej ramach powstało rok później Centrum Astalli.

    W tej rzymskiej świątyni, gdzie spoczywa również założyciel Towarzystwa Jezusowego św. Ignacy Loyola, papież spotkał się z uchodźcami goszczonymi w czterech jezuickich ośrodkach i uczestniczącymi w kursach języka włoskiego, jak też z pracownikami ambulatorium i z wolontariuszami Centrum Astalli. W sumie w świątyni zgromadziło się około 500 osób. Obecni byli m.in. wikariusz papieski dla diecezji rzymskiej kard. Agostino Vallini z biskupem pomocniczym Matteo Zuppim i włoski prowincjał jezuitów, o. Carlo Casalone SI.

    Słowa powitania skierowali do papieża: dyrektor Centrum Astalli, o. Giovanni Lamanna SI oraz dwoje uchodźców: Adam z Sudanu i Carol z Syrii. Adam wyraził przekonanie, że uchodźcy mają obowiązek zrobić wszystko, co w ich mocy, aby lepiej się zintegrować we Włoszech. Carol zaś zadeklarowała, że Syryjczycy w Europie czują wielką odpowiedzialność za to, by nie być tu ciężarem, lecz stać się aktywną częścią ich nowego społeczeństwa.

    Następnie głos zabrał Ojciec Święty. – Każdy z was, drodzy przyjaciele, nosi w sobie historię życia, która mówi o dramatach wojen, o konfliktach, często związanych z polityką międzynarodową. Ale każdy z was nosi przede wszystkim bogactwo ludzkie i religijne (…). Wielu z was jest muzułmanami lub wyznaje inne religie, przybywacie z wielu krajów i różnych sytuacji. Nie bójmy się różnic! Braterstwo pozwoli nam odkryć, że są one bogactwem, darem dla wszystkich! Żyjmy braterstwem! – zaapelował papież.

    Wskazał, że Rzym powinien być miastem, w którym ludzie znajdujący się pod ochroną międzynarodową odzyskają uśmiech. Tymczasem nieraz są zmuszeni żyć w poniżających warunkach, „bez możliwości rozpoczęcia godnego życia i myślenia o nowej przyszłości”.

    Jezuitom i ich współpracownikom pomagających uchodźcom wskazał program działania ujęty w trzech słowach: służyć, towarzyszyć, bronić. Służyć – tłumaczył Franciszek – znaczy przyjąć przybysza i wyciągnąć do niego rękę, pracować u boku potrzebujących, nawiązywać z nimi relacje międzyludzkie, więzi solidarności. – Słowo „solidarność” budzi lęk w świecie bardziej rozwiniętym. Stara się on go nie wypowiadać. Jest dla niego niemal przekleństwem. Ale to jest nasze słowo! – mówił papież.

    Zauważył, że kruchość i prostota ubogich „demaskują nasz egoizm, nasze fałszywe zabezpieczenia, nasze roszczenia do samowystarczalności i prowadzą nas do doświadczenia bliskości i czułości Boga, do przyjęcia w naszym życiu jego miłości, miłosierdzia Ojca, który z dyskretną i cierpliwą ufnością troszczy się o nas wszystkich”.

    – Pochylam się nad ludźmi w potrzebie czy też boję się pobrudzić sobie ręce? Jestem zamknięty w sobie, w swoich sprawach, czy też biegnę do tych, którzy potrzebują pomocy? Służę tylko samemu sobie czy też umiem służyć innym, jak Chrystus, który przyszedł, aby służyć aż po oddanie swego życia? Patrzę w oczy tym, którzy pragną sprawiedliwości, czy też odwracam wzrok w inną stronę, by nie patrzeć im w oczy? – pytał Franciszek.

    Jednak samo przyjęcie potrzebującego to za mało. Nie wystarczy dać mu chleb, trzeba jeszcze towarzyszyć w tym, aby mógł stanąć na własnych nogach. Prawdziwe miłosierdzie bowiem domaga się sprawiedliwości – tego, by ubogi znalazł sposób, by już więcej nim nie być; domaga się tego, by nikt już nie musiał potrzebować jedzenia, schronienia, pomocy prawnej w uznaniu swego prawa do życia i pracy, „do bycia w pełni osobą”.

    za: http://kosciol.wiara.pl/doc/1699922.Niech-puste-klasztory-sluza-uchodzcom

Na KK najeżdżają tak głównie byli katolicy, którzy przeszli na protestantyzm lub inną sektę.

 To co Pan Robert wrzucił dotyczy przede wszystkim jednego głównego zagadnienia. „Czy Biblia i tylko Biblia wystarcza?” Protestanci mówią że tak a katolicy że nie. Myślę że to KK ma rację. Zanim zaczęto spisywać treści zawarte w NT, to już tradycja kościoła się rozwijała. Początek jej można praktycznie datować na moment Wniebowstąpienia Jezusa Chrystusa. W NT z czasem zaczęto spisywać to co tradycja mówiła, głównie nauki ustne. Jednak w NT nie ma wszystkiego tego co było już nauczane w okresie pomiędzy Wniebowstąpieniem a spisaniem NT. Brak np. Listu do Laodycei który wiadomo że istniał. W dodatku wszystkie te rzeczy które nie są w NT lub nie są bezpośrednio, to one nie zostały wzięte z sufitu przez KK. Kościół do tych prawd dochodził stopniowo i wynikało to logicznie z przeszłości. No i jeszcze jedno jak można np. odrzucać dogmaty KK a jednocześnie uznawać nieomylność KK odnośnie wyboru tego co powinno znaleźć się w NT? W protestantyzmie każdy sobie interpretuje sam po swojemu Biblię. I co? I mamy teraz mnóstwo odłamów protestanckich z których każdy ma swoje własne interpretacje. Nie mówiąc o moralności chrześcijańskiej która obiektywnie patrząc to w KK jest taka jak należy, natomiast u protestantów nie. KK ma wiele na sumieniu, ale to normalne. Poza wymiarem Bożym KK to także ludzie-grzesznicy. Jednak w przypadku prawd wiary i moralności to KK jest wg mnie nieomylny w przeciwieństwie od wszystkich innych chrześcijan-niekatolików. Czy Jezus zostawiłby nas samym sobie tak aby każdy sam sobie wszystko interpretował po swojemu? No raczej nie. Musi istnieć coś na czym chrześcijaństwo się ma opierać. Jedynym logicznym kandydatem do tego jest KK. Wszystko inne było powstałe później i przez człowieka.

Poza tym co to znaczy „to co zwiążesz na ziemi będzie związane w Niebie, a to co rozwiążesz na ziemi będzie rozwiązane w niebie”? KK ma prawo mówić o prawdach wiary które nie są w NT lub nie wynikają wprost.

Albo „komu odpuścicie będzie odpuszczone, komu zatrzymacie będzie zatrzymane”. Jezus dał specjalne uprawnienia KK. Inaczej byłby bałagan, ta jak jest bałagan w protestantyzmie. Ostatnio w Niemczech homoseksualiści tam dostali normalny ślub kościelny tam. W KK coś takiego nigdy nie będzie miało miejsca, nawet jakby bardzo chciał.

Na KK najeżdżają tak głównie byli katolicy, którzy przeszli na protestantyzm lub inną sektę. Oni mają jakąś wiedze. Zaczęli czytać NT i zobaczyli ze KK pododawał trochę do chrześcijaństwa i czują się oni tym oburzeni. Tak się dzieje ponieważ zdobyli oni tylko trochę wiedzy. Jakby bardziej wsiąknęli w historię chrześcijaństwa to by zrozumieli że KK ma jednak rację. To tak trochę jak ze stwierdzeniem wybitnego naukowca Ludwika Pasteura „Trochę wiedzy oddala od Boga. Dużo wiedzy sprowadza do Niego z powrotem”. Analogia podobna.

„Ludu mój wyjdźcie z niej, byście nie mieli udziału w jej grzechach i żadnej z jej plag nie ponieśli”(Apok.18:4).

 Krucjaty były atakiem odwetowym na akcje zaczepne muzułmańskiej floty, która podpalała Europę od południa. Zapuszczali się w stronę Grecji i Italii, lada moment ich okręty mogłyby już podpalać Rzym i Watykan. Uderzenie na Ziemię Świętą zapobiegło tego typu atakom na kolejne kilkaset lat, aż do powstania Berberów, którzy uprawiali piractwo do XIX wieku.

Inkwizycja Święta ma na swoim koncie 2000-4000 ofiar. Głównie w Hiszpanii, gdzie wkrótce potem zabrakło drewna na stosy, zatem ogłoszono, że jakakolwiek wiara w magię i czarownice jest sama w sobie herezją. Dobra wymówka. W tej sytuacji reszta Maurów, żydów i wiejskich trucicielek mogła się uratować (a szkoda). Inkwizycja pozbywała się też najgorszych sekt, które w tamtym okresie rosły do niewyobrażalnych rozmiarów. Dzisiejsze sekty są przy nich niczym. Oczywiście, protestanci spalili na stosach ponad 100.000 ludzi. Ale czy „Świętą Inkwizycją” można nazwać szkopski, duński, czy anielski motłoch? Jakichś wieśniaków i władzę świecką (czyli zazwyczaj namiestnika ziemskiego homo-niewiadomo lubującego się w młodych chłopcach – już wtedy protestanci i lewactwo to byli homopedofie), która skazywała na śmierć każdego kto jej nie pasował? To chyba ogromna różnica w stosunku do Świętej Inkwizycji, która była najsprawiedliwszym organem sądowym w tamtych czasach, tak że większość ludzi w sprawach „dziwnych” prosiła o sąd inkwizycyjny, lecz nie świecki. Tortury stosowano generalnie rzadko, było wiele sposobów na dowiedzenie winy lub udowodnienie niewinności (np. waga ciała), można było wezwać świadków i obrońcę. Zgaduję, że w perspektywie spotkania się ze świeckim wymiarem sprawiedliwości w średniowieczu, każdy z tutaj obecnych wolałby Inkwizycję.

No i oczywiście Indianie. Co z tego, że cywilizacja Inków to byli zwyczajni ludobójcy i że Hiszpanie zniszczyli tylko skorumpowane elity, bo ich system państwowy i tak się zawalał? Najlepiej świadczy o tym chyba fakt, że niegdyś podbijające wszystkich imperium pratrockistowskie i prakomunistyczne zniszczyło parę setek konkwistadorów dowodzonych przez byłego świniopasa i analfabetę. Podstawowym problemem mieszkańców Imperium Inków było to, że własność prywatna zasadniczo nie istniała. Jej zalążki posiadała zgraja biurokratów i wąskie elity, a w największym stopniu ówczesny władca Imperium, oraz potomkowie wodzów podbitych plemion. Oczywiście, ludzie również należeli do państwa.
Wszystko produkowano według lokalnych planów produkcji. Wszystkie nadwyżki deponowano w magazynach. W niektórych działach produkcji – np. tkaniny deponowano 100% wytworzonych dóbr. Wszystkie wytworzone koszule zabierano do magazynu, po czym wydzielano każdemu jedną na rok, lub dwa. Jeśli się podarła – chodziło się gołym.
Większa część ludności należał to tzw. Mitta – czegoś w rodzaju OHP. Były to brygady robotników złożone również z i ich rodzin. Były one przerzucane po kraju na pilne „fronty pracy” – głównie do budowy dróg. Ci ludzie wyruszając do pracy zazwyczaj zabierali ze sobą to, co w danej chwili mieli na grzbiecie. Chatka i podstawowe wyposażenie czekało już na miejscu. Przesiedlenia były podstawą życia Inków – starali się tworzyć konglomerat ludów, aby różne plemiona żyły w niewielkich grupkach z maksymalną mieszanką etniczną. To zapobiegało buntom i prowadziło też do zniszczenia kultur lokalnych. Tak jak w ZSRR próbowano wyhodować człowieka radzieckiego. tylko że tam mimo wszystko wujaszkowi Stalinowi nie strzeliło do łba, że można pod przymusem żenić np Ukraińców z Uzbeczkami.
Przesiedlani nie rozumieli nawet symboliki wzorów. podobnie było z religią. Wraz z przesiedleniem musieli zmieniać kompletnie swój styl życia i wyznanie, aby dopasować się (oczywiście, pod przymusem) do lokalnej społeczności.
Armia Inków liczyła sobie 80 tysięcy słabo wyposażonych wojowników. Pobór był przymusowy.
Oprócz koszul, lub butów z magazynu przydzielano też żony. Głównie dzięki temu można było tworzyć związki międzyplemienne, jako że dla każdego taka sytuacja była oczywistością i nikt nie śmiał się sprzeciwiać bo np. żona mówiła w innym języku. Po prostu musieli się dogadać.
Życie mogło wyglądać mniej więcej tak:
Dostałeś zonę/męża z innego plemienia np. nie mówiącego w keczua i wyznająca inną religię. Ok. dogadaliście się, napłodziliście dzieci. Jedną córkę zabrali dla Inki gdy miała 5 lat. Druga wpadła w oko kapłanom i wyekspediowano ją do bogów, syna wcielono do armii i powędrował podbijać Wenezuelę, a drugi robi buty (chociaż całe życia chciał wypasać lamy). I gdy sobie siedzisz przy śniadaniu przychodzi urzędnik z informacją, że w ramach obowiązku Mitta wyruszasz zaraz po śniadaniu całą rodziną (tzn ty i żona bo syn ma zostać i robić buty) dwa tysiące kilometrów na południe. Będziesz budował drogi przez pampasy Chile.

Później w Ameryce Południowej generalnie tworzyliśmy tylko nowoczesne kolonie i zrębki europejskiego systemu państwowego. Generalnie nikogo nie nawracano siłą tylko w sposób pokojowy, a kiedy misjonarze dowiadywali się o jakichś okrutnych czynach, wysyłali listy do Watykanu z prośbami o poprawę sytuacji Indian, co robiono. Podobnie jak w przypadku ofiar palenia na stosie u katolików i protestantów, porównajcie proszę sobie ile jest dzisiaj Indian w Ameryce Środkowej i Południowej, które kolonizowali katolicy (nawet polscy osadnicy jeszcze w okresie międzywojennym karczowali brazylijskie dżungle), a ilu znajdziemy Indian w Ameryce Północnej u protestantów. Zamkniętych w rezerwatach Indian Hopi, którzy trzymają te swoje tabliczki i nadal wierzą, że Biały Brat się nawróci tak jak w przepowiedni? Ten sam brat, który tych Indian alkoholizował przed wiekiem i podtrzymuje to nadal, podobnie jak w Polsce czy w Rosji?

A tu rzucam parę rzeczy na pożarcie przez Gajówkowiczów, do weryfikacji. Jak myślicie, ważniejsze jest Pismo Święte, czy Tradycja Kościoła Katolickiego, w którym już przed tysiącem lat była cała masa ludzi niegodnych, zboczonych papieży homo pedofilii i psychopatów jak np. Rodrigez Borgia? Ważniejsze jest dla nas utrzymywanie błędów popełnianych przed wiekami by być wiernym Tradycji czy jak najbliższ

Rzecz jasna Kościół Katolicki nie jest święty. Jestem zwolennikiem chrześcijaństwa przedsoborowego, oraz podtrzymywanej przed wiekami Tradycji. Nie przeszkadza mi to jednak sądzić, że ziemscy wysłannicy Pana Boga powinni częściej czytać Ewangelię, bo Kościół popełniał ogromne błędy od samego początku, a dziś nie chce się do nich przyznać.

„Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu… oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył” (Wyj.20:4-5). Pan Jezus polecił nam oddawać cześć Bogu wyłącznie w duchu i prawdzie, nie zaś poprzez przedmioty wykonane ludzką ręką (Jan 4:23-24). Czasem usprawiedliwia się to mówiąc, że święte przedmioty tylko symbolizują Boga, ale poganie, którzy je czcili też tak wierzyli, a jednak Bóg nazywał ich praktyki bałwochwalstwem (Iz.44:9-20).

W pierwszych wiekach chrześcijanie święcili siódmy dzień tygodnia – sobotę, zgodnie z IV przykazaniem Bożym (Wyj.20:8-11).

Apostoł Piotr nigdy nie był biskupem Rzymu. Sukcesja apostolska jest czystą spekulacją, której Biblia nie potwierdza, zaś historia ją podważa, gdyż czasem dwie, trzy osoby naraz piastowały urząd papieża, ekskomunikując się nawzajem, nabywając lub sprzedając tron papieski za pieniądze, jak na przykład papież Benedykt IX (1032-45), który sprzedał swój urząd Grzegorzowi VI (1045-6). Nie sposób więc mówić o jakiejkolwiek sukcesji apostolskiej w Rzymie.

„Albowiem jeden jest Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek Chrystus Jezus” (1Tym.2:5). Jezus sam powiedział: „Ja jestem droga i prawda, i żywot, nikt nie przychodzi do Ojca, tylko przeze Mnie” (Jan 14:6). Słowa „tylko przeze Mnie” wykluczają pośrednictwo żywych (np. kapłanów), zmarłych (np. świętych czy Maryi), niebiańskich istot czy duchowych przewodników (np. aniołów). Jezus przestrzegł nas przed innymi pośrednikami: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, kto nie wchodzi przez drzwi do owczarni, lecz w inny sposób się tam dostaje, ten jest złodziejem i zbójcą… Ja jestem drzwiami dla owiec” (Jan 10:1.7).

Papież Grzegorz I zaczął nauczać o czyśćcu – miejscu gdzie dusze zmarłych cierpią, dopóki nie spłacą długu lub nie zostaną wykupione przez ofiary żywych. O czyśćcu nie ma jednak żadnej wzmianki w Piśmie Świętym. Kardynał N. Wiseman w swym wykładzie doktryn katolickich przyznaje to, pisząc, że w Piśmie Świętym czytelnik „nie znajdzie ani słowa o czyśćcu.”(9) Zamiast o czyśćcu czytamy w nim: „Postanowione ludziom raz umrzeć, a potem sąd” (Hebr.9:27). Ludzie otrzymają nagrodę lub karę przy zmartwychwstaniu, a nie zaraz po śmierci, jak wierzyli poganie. Pan Jezus powiedział: „Oto przyjdę wkrótce, a zapłata moja jest ze mną, by oddać każdemu według jego uczynku.” (Apok.22:12).

Grzegorz I narzucił łacinę jako jedyny język używany do nabożeństwa, mimo że łacina nie była wówczas wszystkim znana. Nakaz ten był sprzeczny z Biblią, która zaleca, aby do nabożeństwa używać tylko języka powszechnie zrozumiałego (1Kor.14:9).

Papieże każąc całować ludziom swe stopy wprowadzili pogański zwyczaj, niezgodny z naukami i duchem Ewangelii (zob. Dz.Ap.10:25-26; Apok.19:10; 22:9).

Sobór w Nicei dopuścił kult krzyża, relikwii i obrazów świętych, choć jeszcze synod w Elwirze (306 r.) orzekł, że „nie należy czcić obrazów, ani modlić się przed nimi”. Dopuszczając kult obrazów i relikwii anulowano II przykazanie Boże, które go zakazuje (Wyj.20:3-6). Aby jednak wciąż zgadzała się liczba przykazań Bożych (dziesięć) ostatnie przykazanie na dwie części, dlatego w katechizmach katolickich nie ma ono nawet podmiotu i brzmi: „Ani żadnej rzeczy, która jego jest”. Następstwem tej zmiany w przykazaniach Bożych był trwający do dziś kult relikwii i obrazów.

Papież Grzegorz VII, który wywodził się z kręgów zakonnych, wprowadził celibat, który przedtem obowiązywał tylko zakonników. Do XI wieku duchowni mieli żony i dzieci, gdyż i apostołowie byli żonaci, np. Piotr (Mat.8:14-15; 1Kor.9:5). Pismo Święte naucza bowiem, że duchownym czy biskupem może być tylko ten, kto się wcześniej sprawdził jako głowa rodziny: „Jeśli ktoś dąży do biskupstwa, pożąda dobrego zadania. Biskup więc powinien być nienaganny, mąż jednej żony… dobrze rządzący własnym domem, trzymający dzieci w uległości” (1Tym.3:1-4).

Podczas pierwszych krucjat chrześcijanie przejęli na Wschodzie różaniec. Służył on poganom do zmawiania modlitw ku czci bogini Kali, czczonej na Wschodzie jako Dziewica i Królowa Niebios, dlatego większość pacierzy różańcowych skierowanych jest do Królowej Niebios. Różaniec rozpowszechnił rodzaj mechanicznej modlitwy, gdzie modlący się powtarza w kółko te same słowa, czasem i bezmyślnie, jak to czynili poganie, którym chodziło o ilość pacierzy, a nie o ich jakość. Pan Jezus przestrzegł przed taką modlitwą, mówiąc: „A modląc się, nie bądźcie wielomówni jak poganie; albowiem oni mniemają, że dla swej wielomówności będą wysłuchani” (Mat.6:7).

Kościół zaczął sprzedawać odpusty za grzechy, choć Nowy Testament uczy, że zbawienie jest darem Bożym w Chrystusie i nie można go nabyć za pieniądze: „Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga: nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił” (Efez. 2:8-9); „Jeżeli zaś dzięki łasce, to już nie ze względu na uczynki, bo inaczej łaska nie byłaby łaską” (Rzym. 11:6). Zbawienia nie można nabyć, gdyż jest owocem doskonałej ofiary Jezusa, do której nie można dodać niczego. Można ją tylko przyjąć lub odrzucić. Gdybyśmy mogli zbawić się z grzechów sami, np. cierpieniem czy ofiarami, Chrystus nie musiałby przychodzić, aby umrzeć za nas. Zbawienie z łaski nie neguje oczywiście dobrych uczynków, tyle że są one rezultatem przyjęcia zbawienia, a nie środkiem do niego (Gal.5:22-23).

Do XII wieku chrzczono przez zanurzenie, gdyż tylko taki chrzest mógł symbolizować śmierć Chrystusa i Jego zmartwychwstanie oraz pogrzebanie starego człowieka i wynurzenie nawróconego. Nowotestamentowe słowo „chrzczę” (gr. baptidzo) znaczy „zanurzam” (Mat.3:16; Dz.Ap.8:38-39). Do dziś w Gnieźnie czy w południowej Europie, gdzie zachowały się wczesne kościoły, można zobaczyć baptysteria, w których chrzczono przez zanurzenie. Kardynał J. Gibbons przyznał: „Najstarszą formą Chrztu św. było zanurzenie. Jest to widoczne nie tylko z lektury Ojców Kościoła i wczesnych rytuałów łacińskich oraz wschodnich, lecz także z listów św. Pawła, który pojmuje Chrzest jako kąpiel (Efez.5:26; Rzym.6:4; Tyt.3:5).”(12) Biblijnym warunkiem chrztu jest pouczenie o zasadach wiary, wiara w Jezusa oraz pokuta (Mat.28:19; Mar.16:16; Dz.Ap.2:38). Niemowlę nie może spełnić żadnego z tych trzech warunków, dlatego w pierwszych wiekach chrzczono tylko dorosłych i to przez zanurzenie. Dopiero sobór w Kartaginie w 418 r. opowiedział się za chrztem dzieci.

Grzegorz VII (1073-85) chciał wprowadzić spowiedź uszną, gdy stał się papieżem, ale dogmat w tej sprawie wydał dopiero IV sobór laterański.(13) Tymczasem Pismo Święte nie zawiera ani jednego przykładu spowiedzi usznej! Mówi o spowiedzi serca, do której nie trzeba pośrednictwa człowieka (Ps.51:1-11). Zachęca do wyznawania grzechów Bogu, gdyż „każdy, kto w Niego wierzy, przez Jego imię otrzymuje odpuszczenie grzechów” (Dz.Ap.10:43). Pan Jezus uczył spowiadać się bezpośrednio do Boga, gdyż tylko On może odpuścić: „Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego… Wy zatem tak się módlcie: Ojcze nasz, który jesteś w niebie… przebacz nam nasze winy.” (Mat.6:6-12). Apostołowie, gdyby otrzymali autorytet odpuszczania grzechów korzystaliby z niego, bo okazji nie brakowało, np. gdy Szymon z Samarii popełnił grzech, Piotr zamiast go wyspowiadać, polecił mu, żeby wyznał grzech Bogu: „Odwróć się od tej nieprawości swojej i proś Pana, czy nie mógłby ci być odpuszczony zamysł serca twego” (Dz.Ap.8:22).

Sobór w Tuluzie zakazał pod karą śmierci wszystkim z wyjątkiem duchownych posiadania a nawet czytania Pisma Świętego, nie tylko w językach narodowych, ale i w łacińskim!(17) Bóg natomiast zalecał, aby wszyscy wierzący czytali, rozumieli i znali Słowo Boże: „Całe Pismo przez Boga jest natchnione i pożyteczne do nauki, do wykrywania błędów, do poprawy, do wychowywania w sprawiedliwości, aby człowiek Boży był doskonały, do wszelkiego dobrego dzieła przygotowany” (2Tym.3:16-17)

Sobór w Konstancji zabronił laikatowi spożywania wina w czasie komunii, choć Pismo Święte nakazuje spożywać komunię pod dwiema postaciami: chleba i wina – zarówno na pamiątkę przebitego ciała Chrystusa, jak przelanej przez Niego na krzyżu krwi (Mat.26:27; 1Kor.11:24-26).

Wprowadzona przez Grzegorza I nauka o czyśćcu (593 rok) wywołała wiele kontrowersji, ale dobrze płatne odpusty i msze za dusze zmarłych okazały się dla Kościoła tak intratnym biznesem, że sobór we Florencji uchwalił dogmat, według którego można nabyć zbawienie cierpieniem w czyśćcu i ofiarami. W ten sposób, ludzkimi uczynkami (odpustami i ofiarami), zakwestionowano doskonałość ofiary Chrystusa, która wystarcza, aby zbawić każdego pokutującego grzesznika (Tyt.2:11; 1Jana 1:9; 2:1-2). Sobór watykański II utrzymał ten dogmat, wyjaśniając: „Od najwcześniejszych czasów w Kościele dobre uczynki ofiarowano Bogu za zbawienie grzeszników”.(20) Pismo Święte nazywa zbawienie z ludzkich uczynków ” tajemnicą bezbożności”, przeciwstawiając mu „tajemnicę pobożności”, a więc Dobrą Nowinę o zbawieniu dzięki ofierze Jezusa Chrystusa: „Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga: nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił” (Efez. 2:8-9). Kupczenie odpustami praktykowane przez Kościół rzymski wywołało Reformację i przyczyniło się do powstania kościołów protestanckich. Trwa ono niestety do dziś.

Sobór florencki wydał formalny zakaz obchodzenia soboty, jako dnia świętego.(21) Sobota święcona była przez wielu chrześcijan jeszcze w XV wieku (jak wynika m.in. z zapisków soboru w Bergen(22)), zwłaszcza przez waldensów i anabaptystów, a za ich sprawą przez wielu chrześcijan m.in. na terenie Czech, Moraw, Słowacji i Śląska.(23)

Sobór w Trydencie uznał ludzkie tradycje przyjęte przez Kościół za autorytet w sprawach wiary przynajmniej równy Pismu Świętemu! Pan Jezus zaś tak powiedział o niebiblijnych tradycjach religijnych: „Słusznie prorok Izajasz powiedział o was, obłudnikach, jak jest napisane: Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym jest daleko ode Mnie. Ale czci Mnie na próżno, ucząc zasad podanych przez ludzi. Uchyliliście przykazanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji” (Mar.7:6-8).

Sobór w Trydencie dodał do kanonu Pisma Świętego kilka ksiąg, a mianowicie: Tobiasza, Judyty, 1 i 2 Machabejską, Mądrości, Syracha, Barucha, modlitwę trzech młodzieńców i dwa rozdziały w księdze Daniela.(24) W katolickich wydaniach Biblii nazywa się je „drugokanonicznymi”. Uznanie ich za natchnione jest błędem, gdyż po pierwsze zawierają błędy chronologiczne, historyczne i teologiczne, a po drugie, Słowo Boże przestrzega przed dodawaniem czegokolwiek do swej treści: „Do słów Jego nic nie dodawaj, by cię nie skarał: nie uznał za kłamcę” (Prz.30:6). Jezus zapowiedział: „Ja świadczę każdemu, kto słucha słów proroctwa tej księgi: jeśliby ktoś do nich cokolwiek dołożył, Bóg mu dołoży plag zapisanych w tej księdze” (Apok.22:18).

Od autora: chociaż tu dodam, że nie znamy po dziś dzień CAŁEJ treści części apokryfów. Nie wiemy co tam tak właściwie było, gdyż wszystko przed ponad tysiącem lat usunięto i wyciszono. Co też ówczesnym biskupom tak nie pasowało w pozostałych Ewangeliach? Może coś więcej o tym jak powinien wyglądać Kościół na Ziemi, a jak nie wyglądał?

Pius IX ogłosił dogmat o Niepokalanym Poczęciu Maryi. Nie wszyscy wiedzą, że nie chodzi w nim wcale o to, że Maryja poczęła Jezusa jako dziewica, lecz o to, że Maryja urodziła się bez grzechu, a więc tak samo jak Jezus. Nie wszyscy wiedzą na czym polega dogmat o Niepokalanym Poczęciu Marii. Otóż nie chodzi w nim bynajmniej o to, że Maria poczęła Jezusa, jako dziewica, bo z tym zgadzają się wszyscy chrześcijanie. Dogmat ten głosi, że Maria urodziła się bez tzw. grzechu pierworodnego, tak samo jak Jezus, a więc, że matka urodziła Marię w sposób nadprzyrodzony. Implikacje tej doktryny są poważne, bo sugerują, że Jezus nie jest jedynym, który narodził niepokalany, jak naucza Słowo Boże (Rzym.3:23-24). Maryja była wzorem czystości i posłuszeństwa, ale nie była bez grzechu, gdyż wszyscy ludzie rodzą się w grzechu (Ps.51:7; Rzym.3:10). Maryja potrzebowała Zbawiciela, dlatego powiedziała: „Raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy” (Łuk.1:47) i złożyła ofiarę ustanowioną za grzech (Kpł.12:7-8; Łuk.2:22-24)

Pius IX ogłosił dogmat o nieomylności papieskiej, de facto zrównując papieża z Bogiem, gdyż tylko Bóg jest nieomylny. W ten sposób papiestwo wypełniło jeszcze jeden element biblijnego proroctwa zapowiadającego odstępczą moc, która miała prześladować ludzi w średniowieczu wprowadzić związek Kościoła i państwa (Dan.8:11), próbować zmienić przykazania Boże (Dan.7:25), zasiąść w Kościele Bożym (2Tes.2:2-12), odwrócić uwagę ludzi od ofiary Chrystusa i od Jego pośrednictwa Chrystusa, a zwrócić ją na swoje ofiary i na ludzkich pośredników (Dan.8:11-12), przypisywać sobie Boże atrybuty, takie jak nieomylność czy prawo do odpuszczania ludziom grzechów (Mk.2:7). Biblia nazywa tę moc „antychrystem”. Słowo „antychryst” (gr. antichristos) oznacza tego, „który stawia siebie w miejscu Chrystusa”. Takie znaczenie ma zaś oficjalny papieski tytuł Vicarius Filii Dei, a więc „ten, który stoi w miejscu Chrystusa”. Tytuł ten w języku łacińskim ma liczbę 666, zaś zgodnie z Apokalipsą liczba imienia Antychrysta miała wynosić 666 (Apok.13:18)

Pius XII ogłosił dogmat o wniebowzięciu Maryi, wynosząc jej kult jako „Orędowniczki”, choć Pismo Święte mówi, że „jedynym orędownikiem między Bogiem i człowiekiem” ma być Jezus Chrystus (1Tym.2:5). Apostoł Jan napisał: „Jeśliby kto zgrzeszył, mamy orędownika u Ojca, Jezusa Chrystusa, który jest sprawiedliwy. On ci jest ubłaganiem za grzechy nasze” (1Jana 2:1-2). Pan Jezus przestrzegał przed innymi pośrednikami: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, kto nie wchodzi przez drzwi do owczarni, lecz w inny sposób się tam dostaje, ten jest złodziejem i zbójcą… Ja jestem drzwiami dla owiec” (Jan 10:1.7). Watykan od lat czyni przygotowania do kolejnego dogmatu maryjnego, tym razem o współudziale Maryi w odkupieniu ludzkości (łac. Coredemptrix), choć Pismo Święte mówi, że imię Jezusa jest jedynym przez które ludzie mogą być zbawieni (Dz.Ap.4:12). Wiele dogmatów maryjnych powstało pod wpływem objawień maryjnych, ale objawienia mogą być diabelskim zwiedzeniem, gdyż według Pisma Świętego diabeł bez trudu potrafi podrobić postać zmarłych, Maryi, anioła, a nawet Chrystusa: „I nic dziwnego; wszak i szatan przybiera postać anioła światłości. Nic więc nadzwyczajnego, jeśli i słudzy jego przybierają postać sług sprawiedliwości” (2Kor.11:14).

Kościół rzymski wywodzi swe pochodzenie od apostołów, twierdząc, że się nie zmienia, a jednak wiele jego praktyk i dogmatów nie znajduje potwierdzenia w naukach apostolskich, a weszło do Kościoła z pogaństwa dopiero w średniowieczu. Kardynał J. H. Newman przyznał to pisząc, że „świątynie, kadzidło, świece, ofiary, woda święcona, święta, procesje, błogosławienie pól, szaty kapłańskie, habity, rzeźby i obrazy mają pogańskie korzenie”.(29)

„Ludu mój wyjdźcie z niej, byście nie mieli udziału w jej grzechach i żadnej z jej plag nie ponieśli”(Apok.18:4).

Krzyżowiec – to brzmi dumnie!



„Czarna legenda” – stek bredni i kłamstw zmyślonych przez Hollywood i antychrześcijańskich twórców – na temat Świętej Inkwizycji, podbicia Indian w Ameryce Południowej czy Wypraw Krzyżowych, jest tak zakorzeniona wśród ludzi, że nawet sami katolicy dają jej wiarę i korzą się przed kłamcami, przepraszając z „błędy Kościoła”.
Admin

Czarna historia krucjat pojawiła się stosunkowo niedawno i od początku miała zabarwienie ideologiczne. Muzułmanie krucjat nawet nie odczuli. To liberalne środowiska Zachodu wymyśliły rzekome „barbarzyństwo” chlubnej koncepcji wypraw krzyżowych – mówi w rozmowie z PCh24.pl dr Marian Małecki, pracownik Katedry Historii Powszechnej Historii Państwa i Prawa UJ.

Podczas wielu dyskusji, nie tylko z ludźmi niechętnymi Kościołowi pojawia się praktycznie zawsze argument: Kościół ma na sumieniu Krucjaty. Temat ten stał się dyżurną kwestią w prawie każdej rozmowie o Kościele. Czy rzeczywiście musimy się wstydzić za Krucjaty?

– Tu nie tyle chodzi o wstyd, ile o prawdę. Krucjaty pojawiły się jako odpowiedź świata zachodniego na ówczesną islamizację świata. Islam rozpościerał się wówczas pomiędzy dwoma oceanami: Atlantyckim i Indyjskim. Chrześcijaństwo musiało przeciwstawić się takiej ekspansji. Znane były – zwłaszcza na Półwyspie Iberyjskim – przykłady bestialstwa ze strony muzułmanów, dokonywanego na ludności chrześcijańskiej. Muzułmanie przekroczyli Pireneje i zmierzali w kierunku samego centrum kultury frankońskiej. Powstrzymał ich Karol Młot pod Poitiers w 732 r. Potem widoczny był heroizm świata bizantyńskiego, przypieczętowany klęską pod Manzikertem w 1071 r.

Dla świata muzułmańskiego – o czym w swoim czasie przypominał także żydowski historyk-publicysta Gad Lerner – krucjaty były jak ukłucie szpilki – nic nie znaczącym epizodem. Tymczasem kręgi liberalne świata zachodniego odgrzały „starą pieczeń” i to one – nie zaś muzułmanie – podkreślały „barbarzyństwo” swych przodków. Pojawia się pytanie, czy rzeczywiście było to barbarzyństwo?

Wiek XI, to czas, kiedy powstają ostatnie państwa chrześcijańskiej Europy. Nie ma jeszcze rycerzy – tych stworzy dopiero właśnie duch krucjat. Są natomiast wojownicy: Wikingowie, Frankowie, Słowianie, których przesłaniem jest walka i okrucieństwo. Krucjaty zaczną ten obraz zmieniać. Pojawi się rycerskość jako cnota ogółu wojowników chrześcijańskich, a z nią takie cechy jak: wierność danemu słowu, walka w uczciwej sprawie, niedobijanie leżącego, dworne traktowanie kobiet, honor, cześć, szacunek dla tradycji, miłość ojczyzny, umiłowanie Kościoła. Byłoby naiwnością twierdzenie, że cechy te były przez wszystkich przestrzegane, niemniej stały się kanonem, bez którego nie sposób zrozumieć renesansu, a nawet współczesności. Ta przemiana ludzi była możliwa dzięki Kościołowi, który nawoływał do ograniczania przemocy, a w każdym razie kanalizował najbardziej obłędne ludzkie instynkty w stronę form bardziej cywilizowanych.

Odnalazło to również miejsce w założeniach filozoficznych.

– Nie sposób zrozumieć np. św. Bernarda z Clairvaux bez odniesienia do czasów, w których przyszło mu żyć. św. Bernard zakazywał przemocy w złej sprawie, a dopuszczał jedynie w słusznej i godnej. Dziś każdy cywilizowany kraj przyjmuje ją jako słuszną i właściwą. Czy potrafimy sobie wyobrazić sytuację, że jeden z krzyżowców pasował na rycerza sułtana Saladyna? To jest właśnie sens przesłania św. Bernarda – prawość charakteru i słuszność sprawy o którą się walczy. Z drugiej strony, muzułmanie również podziwiali męstwo krzyżowców i wspomniane cechy.

Co musiało wydarzyć się od XIX w. – kiedy podróżujący po Bliskim Wschodzie cesarz niemiecki Wilhelm II był witany w miastach palestyńskich i stawiano na jego cześć bramy triumfalne, ustawiano się na drodze przejazdu cesarskiego orszaku – do czasów współczesnych? Jak dalece liberałowie wypaczyli obraz krucjat w oczach samych muzułmanów, skoro dziś mówi się o wzajemnym „języku nienawiści” pomiędzy światem islamu a tzw. cywilizacją zachodnią? Obraz krucjat został zideologizowany i dopiero dziś, choć jeszcze nieśmiało, mówi się o plusach tej ludzkiej migracji. Kto dziś wie, że kolonizacja przejawiająca się w zakładaniu nowych wsi i miast na tym terenie była w czasach wypraw krzyżowych największa od czasów króla Salomona? A prawo, medycyna, uniwersytety?

Co dla współczesnych oznaczało zdobycie Jerozolimy przez Krzyżowców w 1099 roku?

– Z całą pewnością było to wydarzenie polityczne, przede wszystkim jednak religijne. Od czasu, kiedy legło w gruzach bolszewickie ujęcie krucjat, wskazujące na czynnik ekonomiczny jako sprawczy, właśnie charakter religijny najbardziej pasuje do zrozumienia istoty wypraw krzyżowych. Zdobycie Jerozolimy było ukoronowaniem dążeń pątników zmierzających do Ziemi Świętej. Pojawia się jednak szereg pytań, także dotyczących rzezi ludności miejscowej. Trudno zaprzeczyć, by nie miała ona miejsca, ale choć brzmi to mało przekonująco, ani nie była rozmiarami tak wielka jak się ją przedstawia, ani nie była czymś wyjątkowym, co próbują podkreślać zideologizowani historycy, zwłaszcza zachodni. Wynika to z faktu, że kolejne zdobycie Jerozolimy przez sułtana Saladyna odbyło się na zupełnie innych zasadach.

Tymczasem Jerozolima w 1099 r. padła podczas szturmu, w 1187 r. po negocjacjach. Rycerski Saladyn dał się jednak poznać tak swoim, jak i chrześcijanom, jako bezwzględny przywódca karząc między sektę assasynów, bunt wojska w koszarach kairskich czy wymordowanie jeńców po bitwie na Rogach Hittinu. Nawet u muzułmanów miał niezbyt dobrą reputację jako wódz i przywódca, ale pasował do pewnego ideologicznego wizerunku kreowanego przez potomnych. Był potrzebny dla laicyzującego się Zachodu jako bohater, a skorzystali na tej zmianie wizerunku sami muzułmanie.

Czy Krucjaty były ogłaszane wyłącznie przez papieży?

– Krucjat było wiele i nie powinny się one kojarzyć ani wyłącznie z papiestwem, ani tylko z tymi siedmioma najbardziej znanymi – do Ziemi Świętej. Są to wyłącznie uproszczenia, które nauka uznała za dopuszczalne, jednak z pewnymi zastrzeżeniami. Wyprawy na Półwyspie Iberyjskim, walki zakonów niemieckich na Wschodzie, krucjaty przeciwko katarom, a nawet pogańskim jeszcze Słowianom, są tego przykładem. Dziś owych Słowian chwali się zaś katarów uważa za bardziej cywilizowanych niż całe królestwo Francji. Prawda nie jest jednak tak oczywista. Krucjata antykatarska spowodowana była reakcją na mutylację rąk i nóg dokonaną przez katarów na misjonarzach a Słowianie, także Prusowie i Jaćwingowie byli do tego stopnia uciążliwi, że w walkach z nimi ginęli książęta, jak chociażby Henryk Sandomierski. Spokojne życie Słowian i toksyczna ekspansja chrześcijan na te tereny to bardziej pobożne życzenia niż realizm tamtych czasów. Pamiętać należy, że Konrad Mazowiecki po to sprowadził Krzyżaków na swoje ziemie, by zabezpieczyć granicę Mazowsza przed poganami.

Podobnie było z powołaniem polskiego zakonu braci dobrzyńskich. Część wypraw „wymykała się” spod kontroli. Tak było w czasie czwartej krucjaty, kiedy zdobyto Bizancjum – papieże demaskowali takie działania i ostro piętnowali ich uczestników. Warto przed krytyką ówczesnego Kościoła zrozumieć cały kontekst średniowiecza, meandrów polityki, ideologii, twórczej roli tej epoki. To tak jakbyśmy dziś godzili się na osądzanie naszych czasów z perspektywy mieszkańca naszej planety za 300 lat bez zrozumienia dla naszej współczesnej mentalności czy problemów. Tymczasem na temat krucjat wypowiadają się osoby przypadkowe, o niewielkiej wiedzy lub ideologicznie zaangażowani. Ludzie ci nie zastanawiają się nad przedstawianymi tezami, bo to wymaga wiedzy jak i intelektualnej refleksji, powielają jednak stereotypy, bo to im pasuje w kreowaniu wizji współczesnego Kościoła jako od wieków nietolerancyjnego i konserwatywnego.

Skąd wzięła się „czarna legenda krucjat” i jej ponadczasowa żywotność, podtrzymywana także i dziś? Dotyka ona także pamięć wielu wspaniałych rycerzy, o których pamięć jest zakłamywana (np. Gotfryda z Bouillon).

– Czarna historia krucjat pojawiła się stosunkowo niedawno i od początku miała zabarwienie ideologiczne, a skoro tak, to trudno przypisać jej szczególny walor poznawczy. Jeśli jakiś współczesny dogmat społeczny próbujemy ugruntować odwołując się do korzeni historycznych, to jeśli taka możliwość się pojawi, chętnie z niej korzystamy. Skoro więc chrześcijanie mordowali innych i to stanowi samą w sobie prawdę, zręcznie jest tę prawdę podtrzymywać, znacznie bardziej niezręcznie zastanawiać się nad przyczynami tego stanu rzeczy, bo może się okazać, że „inni” mordowali więcej lub ci niesforni chrześcijanie po prostu bronili się przed Półksiężycem.

Czy ktoś dziś zdaje sobie sprawę, że Barbakan powstał w Krakowie po to, by bronić miasto przed Turkami, że największe obciążenia finansowe stanów śląskich kierowano na utrzymanie twierdzy na Przełęczy Jabłonkowskiej, gdyż obawiano się (zresztą słusznie) ataku podjazdów muzułmańskich? Czy zdajemy sobie sprawę z tego wszystkiego, co się stało, kiedy krucjaty do Ziemi Świętej definitywnie się skończyły? Czy w naszej europejskiej świadomości pojawia się pytanie o islamizację Półwyspu Bałkańskiego, czy wiemy po co Rzeczpospolita uchwalała podatki na wojsko kwarciane, czy wiemy z jakimi lękami żyli ludzie nie tylko w średniowieczu, ale i epoce wczesnonowożytnej?

O historycznej roli Turcji przeciętny Polak wie niedużo. Czasami kojarzy mu się jedynie wiktoria wiedeńska.

– Kiedy Sobieski gromił Turków pod Wiedniem, zmieniał się ówczesny świat polityczny, a złamanie potęgi Turcji było kluczowym momentem dla pojawienia się nowych potęg europejskich. Dziś Turków oceniamy jako tych, którzy nie uznali rozbiorów Polski, pomagali Polakom w XIX wieku. Zgoda, ale czynili to jako sami potrzebujący pomocy przed zachłannością państwa carów. Kto zdaje sobie dziś sprawę, że prawo prywatne sami muzułmanie uznawali za lepsze od swojego, że krzyżowcy założyli prawdziwe miasta i wsie z samorządem i autonomią mieszkańców?

Środowiska laickie i wrogie Kościołowi, zwłaszcza masoneria, wolały jednak inny wizerunek krucjat, obnażający rzekomą mściwość Kościoła i nie zaniedbały żadnego epizodu znanego z historii krucjat, by o tym przypominać. Wystarczy podać jeden – ostatnie lata zakonu templariuszy. W powszechnym przeświadczeniu zakon został skasowany przez papieża Klemensa V z powodu herezji na początku XIV w. Tymczasem aresztowań samych braci zakonnych dokonała władza świecka, która też templariuszy spaliła na stosie. To król Francji wydał rozkaz o wysłaniu na stos Jakuba de Molay i to w sytuacji, gdy trybunał sądowy otrzymując zapewnienie o niewinności zakonu ze strony jego przywódcy, wysłał posłów do papieża, by ten zajął własne stanowisko. Legenda o rzekomej klątwie wielkiego mistrza przyjmowana jest bezkrytycznie jako dogmat.

Takich przykładów „uproszczeń” w historii krucjat można wymieniać dziesiątki. Niepolitycznie jest też dziś uważać liderów ówczesnej europejskiej polityki za zaangażowanych w dzieło walki z niewiernymi. Lepiej podkreślać rolę Zawiszy Czarnego pod Grunwaldem, wyeliminować z świadomości historycznej poszczególnych krzyżowców, bo oto mogłoby się okazać, że osoby te życie swoje podporządkowały wierze i to ona ostatecznie prowadziła ich na wyżyny ich ludzkiej egzystencji.

Kto dziś pielęgnuje dziedzictwo krzyżowców? Istnieją jakieś zajmujące się tym zgromadzenia zakonne lub świeckie stowarzyszenia i instytucje?

– W szczególności istniejące zakony rycerskie, ponadto różne instytucje kościelne i świeckie. Przybywa ich z każdym rokiem. Cele tych organizacji są różne; zakony rycerskie działają przede wszystkim na niwie charytatywnej, powstają liczne bractwa rycerskie a do idei zakonów rycerskich przyznają się bez mała wszyscy. Idea zakonów rycerskich jest paradoksalnie tak popularna, że wykorzystują ją przeciwni krucjatom protestanci, a nawet krańcowo oddaleni od chrześcijaństwa masoni. Rzecz godna podkreślenia: organizacje te wyciągają z epoki krucjat tylko to, co jest im wygodne, zapominając o całej reszcie.

Wobec postępującej laicyzacji życia, feminizacji świata obecność świata krzyżowców dla wielu chrześcijan jest drogą prowadzącą do Boga. Jakby na to nie spojrzeć – krucjaty zbudowały ideał rycerza Chrystusa, prawego mężczyzny, oddanego Bogu, szanującego kobiety i oddającego im należną cześć, człowieka nieobłudnego i niezakłamanego, a przy tym wymagającego wobec siebie. Cechy te, tak odległe dla współczesnego świata są marzeniem wielu, stąd tak ogromne zainteresowanie krucjatami.

Prof. Roberto de Mattei nazwał prof. Plinio Correa de Oliveirę „Krzyżowcem XX wieku”, traktując to jako najwyższy komplement. Czego dzisiejsi katolicy mogliby się nauczyć od krzyżowców?

– Tak, to powód do dumy. W czasach krucjat krzyżowcy wracający do swych rodzinnych miejscowości witani byli jak bohaterowie, chętnie brano ich za chrzestnych, okazywano im wiele szacunku. Wynikało to z faktu, iż w tamtych czasach znano cenę męstwa i poświęcenia, znano siłę muzułmańskiego miecza. Polski król Jan III Sobieski swoją nieśmiertelność zdobył nie tyle wielkim panowaniem, bo był raczej przeciętnym królem i słabym politykiem, ale dzięki wiktorii wiedeńskiej. Ówczesna Europa żyła siłą wiary i wartości, stąd wielka solidarność w zwalczaniu wspólnego wroga.

Współczesnemu światu potrzebne są wartości, ich nowa definicja jako wartości uniwersalnych, dla których żołnierz holenderski, polski czy amerykański przeleje krew. Póki co tych wartości nie widać, są one traktowane jako prawo naturalne o zmiennej treści. Krzyżowcy niezależnie od dorobionego im oblicza wartości te wyznawali i byli z grubsza biorąc im wierni. Obrona wartości chrześcijańskich jest zatem obroną wartości europejskich o czym Europa współczesnych elit politycznych zaznaczam (nie całych narodów europejskich) zapomina.

Dlaczego w dzisiejszym katolicyzmie tak mało jest odniesień – które kiedyś przecież były liczne – do tematyki rycerskiej? Wszak, choć i dziś natrafimy na sformułowania jak np. „Bóg jest nam tarczą”, czy „rycerze Chrystusa”, to widać ewidentny odwrót od tego typu zacnej i na wskroś katolickiej retoryki.

– Ludzie boją się artykułować swoje poglądy, boją się, że narażą się na ośmieszenie, ostracyzm w mediach, krytykę wielkich tego świata. Niepotrzebnie. Zgodnie z ewangelicznym przekazem „prawda was wyzwoli” chrześcijanie powinni mocno manifestować swoją wiarę. To zasada demokracji. Czasy „letnich” katolików odchodzą w niebyt, a przecież nie chodzi o ilość, lecz o jakość chrześcijaństwa.

Ponadto brakuje poparcia innych grup chrześcijańskich. Podkreśla się często, że chrześcijanie popełniają wiele zła, więc nie powinni się odzywać w debatach nad wolnością i wartościami. Jest to jednak cały czas Kościół pielgrzymujący, święty Kościół grzesznych ludzi. W społeczeństwie źle pojętej feminizacji mężczyźni stają się coraz bardziej zniewieściali, nie walczą, jak dawniej, o wartości, o rodziny, o Kościół. Stąd tak mało mówi się o idei rycerza, bo to świat „nierealny” i „nieistniejący”, poza tym zbyt trudny, o czym świadczy przyrzeczenie rycerza: „Bądź bez lęku w obliczu nieprzyjaciela, bądź mężny i prawy, by podobać się Bogu, mów prawdę, szanuj kobiety i nie krzywdź nikogo”.

Rozmawiał Łukasz Karpiel
http://www.pch24.pl

Vatican City, (VIS) – Cardinal Jean-Louis Tauran, president of the Pontifical Council for Inter-religious Dialogue, gave an address at the inaugural ceremony of the King Abdullah bin Abdulaziz Centre for Inter-religious and Inter-cultural Dialogue (KAICIID) in Vienna, Austria, yesterday.

 marta15

tu kolejny wyglup promujacy inter-gledzenie

Vatican City, (VIS) – Cardinal Jean-Louis Tauran, president of the Pontifical Council for Inter-religious Dialogue, gave an address at the inaugural ceremony of the King Abdullah bin Abdulaziz Centre for Inter-religious and Inter-cultural Dialogue (KAICIID) in Vienna, Austria, yesterday.

The centre is an independent organisation, recognised by the United Nations (Demoniczne ONZ) and founded by Saudi Arabia, Austria and Spain, to which the Holy See adheres in the role of Founding Observer.

„It is my privilege to bring to this assembly the greetings of His Holiness Pope Benedict XVI, as well as his prayerful WISHES for the SUCESS of the activity of this Dialogue Centre”, said Cardinal Tauran.

„We are being watched”, he continued. „Everyone is expecting from the initiative of His Majesty King Abdullah, supported by the governments of Austria and Spain, with the assistance of the Holy See AS founding observer, honesty, vision and credibility.

„This Centre presents another opportunity for open dialogue on many issues, including those related to fundamental human rights, in particular religious freedom in all its aspects, for everybody, for every community, everywhere.

In this regard, you will understand that the Holy See is particularly attentive to the fate of Christian communities in countries where such a freedom is not adequately guaranteed. Information, new initiatives, aspirations, and perhaps also failures will be brought to our attention. It then will be the task of the centre – and when possible with the cooperation of other organisations – to verify their authenticity and to act consequently, in order that our contemporaries not be deprived of the light and the resources that religion offers for the happiness of every human being.

„Believers have to work for and to support all that favours the human person in his material, moral and religious aspirations.

So three attitudes are required: respect of the other in his/her specificity; mutual objective knowledge of the religious tradition of each other, particularly through education; and collaboration in order that our pilgrimage towards the Truth be realised in freedom and serenity.

„Concluding and quoting Pope Benedict XVI, I would like to assure you of the cooperation of the Catholic Church: ‚By her presence, her prayer and her various works of mercy, especially in education and health care, she wishes to give her best to everyone. She wants to be close to those who are in need, near to those who search for God’.

„It is in this spirit of BROTHERHOOD AND FRIENDSHIP that we have to work!”,

the cardinal concluded.”

http://www.news.va/en/news/cardinal-tauran-at-the-inauguration-of-the-kaiciid


Jak widac sekta , zamiast zajmowac sie nawracaniem, ratowaniem dusz zmierzajacych ku potepieniu, poprzez trwanie w laszywych , demonicznych religiach, zajmuje sie utwierdzaniem pogan i innowiercow w fakcie , ze oni tez „daza do Prawdy”

i ze to jest jak najbardziej ok.

My mamy swoja Prawde , wy swoja i jest cool-owo. Porozmawiajamy zatem inter-dialogowo.


Rycerstwo Chrystusowe

 

Rycerstwo Chrystusowe


U najgłębszych podstaw zwołania pierwszej wyprawy krzyżowej i niesłabnącej przez wieki popularności krucjat legł motyw religijny, czyli miłość do Ziemi Świętej, jako miłość do ziemskiej ojczyzny Chrystusa, i cześć dla Jego Grobu, bo ten Grób był pierwszym świadkiem Zmartwychwstania.

Jak w połowie XII wieku pisał św. Bernard z Clairvaux – Doktor Kościoła i wielki propagator drugiej krucjaty:

– Bądź pozdrowione miasto święte, które Najwyższy poświęcił na swój przybytek, przez które i w którym uratuje się to pokolenie. Bądź pozdrowione miasto wielkiego Króla, w którym nigdy nie brakło nowych i radosnych cudów. (…) Bądź pozdrowiona, ziemio obiecana, która, płynąc mlekiem i miodem, zapewniasz pożywienie i lekarstwo – dawniej swoim mieszkańcom, dziś całemu światu. Ziemio najlepsza, która przyjęłaś ziarno niebieskie, ze spichlerza Serca Ojcowskiego, zaowocowałaś obfitością męczenników, a potem wydałaś po całej ziemi plon wiernych z każdego rodu.

Tak pojmowana miłość do Jerozolimy i Ziemi Świętej stanowiła przyczynę ożywienia w X i XI wieku ruchu pielgrzymkowego z Zachodu do ziemskiej ojczyzny Chrystusa (szczególne nasilenie przypadło w okolicach roku 1000 i 1033 – tysięcznej rocznicy narodzin Chrystusa oraz Milenium Męki i Zmartwychwstania). Niejednokrotnie pielgrzymi – już w obrębie Ziemi Świętej – narażeni byli na napaści ze strony muzułmanów, a ponadto mogli się naocznie przekonać, co w praktyce oznaczają rządy muzułmanów nad Miejscami Świętymi. Na początku XI wieku, na polecenie kalifa Al‑Hakima, zburzona została Bazylika Grobu Świętego w Jerozolimie. Zniszczenia te oglądali pielgrzymi z łacińskiego Zachodu coraz liczniej docierający do Ziemi Świętej. Na przykład, w roku 1065 przybyło tam w jednej pielgrzymce ponad dziesięć tysięcy pątników pod przewodnictwem biskupa bamberskiego Gunthera.

Ożywienie ruchu pielgrzymkowego z Zachodu do Ziemi Świętej zbiegło się w czasie z dojrzewaniem w kręgu łacińskiej Christianitas dwóch ważnych procesów, bez których nie byłoby możliwe powstanie idei krucjatowej: ruchu odnowy Kościoła oraz powstawania etosu chrześcijańskiego rycerstwa.

Każdą wyprawę krzyżową ogłaszał papież. To na słowa kolejnych biskupów Rzymu rycerstwo z całego Zachodu – od Szkocji po Sycylię, od Portugalii po Norwegię i Polskę – „brało krzyż”. Byłoby to jednak niewyobrażalne w sytuacji braku u biskupów Rzymu autorytetu należnego następcom Księcia Apostołów.

Stulecie IX i X to „ciemne wieki” Zachodu, naznaczone nie tylko postępującym upadkiem monarchii karolińskiej, ale również radykalnym obniżeniem autorytetu biskupa Rzymu, który w owym czasie stał się przedmiotem w grze prowadzonej przez możne rody rzymskie. Dodatkowo zaś w szeregach duchowieństwa szerzyły się poważne wady i grzechy (kwitły symonia i nepotyzm, nierzadko również – rozpusta).

Kościół potrzebował więc reformy in capita et in membra, czyli w głowie i w członkach. Odnowa taka dokonała się poprzez świętość i powrót do tradycji. W roku 911 ufundowane zostało opactwo w Cluny, które w ciągu kolejnych dziesięcioleci urosło do rangi głównego ośrodka odnowy nie tylko całej kongregacji klasztorów benedyktyńskich, ale i całego łacińskiego chrześcijaństwa. Postacie opatów z Cluny – św. Odona, św. Odilona, Piotra Czcigodnego – stały się symbolami odnowienia nie tylko samego dzieła św. Benedykta, ale także całego Kościoła.

Co charakterystyczne i godne zapamiętania, to właśnie w kręgu kluniackim w pierwszej połowie XI wieku po raz pierwszy pojawia się myśl niesienia zbrojnej pomocy chrześcijanom walczącym z islamską agresją. W tym kontekście pisarze związani z Cluny wskazują los królestw hiszpańskich podejmujących dzieło rekonkwisty.

Zwieńczeniem ruchu odnowicielskiego stało się odrodzenie Kościoła in capita. Począwszy od połowy XI wieku, kolejne pontyfikaty doprowadziły do ponownego utwierdzenia autorytetu Stolicy Apostolskiej jako niepodważalnego autorytetu dla wszystkich wiernych Kościoła rzymskiego. Przełomowe w tej materii okazało się panowanie bł. Leona IX (1046–1054), związanego z tzw. lotaryńskim kręgiem odnowy Kościoła, oraz św. Grzegorza VII (1073–1085) – związanego z Cluny. Z tego ośrodka wywodził się również bł. Urban II – kontynuator odnowicielskiego dzieła swoich poprzedników oraz inicjator pierwszej krucjaty.

Kolejni papieże podjęli trud systematycznego oczyszczania Kościoła z plag wywołanych moralną degrengoladą części duchowieństwa – znajdującą swe przyczyny nie tylko w uwikłaniu w grzech, ale i nazbyt ścisłych związkach z władzą świecką (czytaj: z cesarstwem). Uniezależnienie Kościoła od tej ostatniej stało się jednym z głównych osiągnięć papieży‑odnowicieli – jako przełomową należy tu wskazać decyzję Mikołaja II z roku 1059 (nota bene obowiązującą do dzisiaj), na mocy której wybór biskupa Rzymu został oddany tylko i wyłącznie w ręce kolegium kardynalskiego zgromadzonego na konklawe.

Nieugięty w obronie Kościoła przed roszczeniami władzy świeckiej pozostał św. Grzegorz VII. Za swój upór zapłacił utratą władzy w Rzymie i śmiercią na wygnaniu (w Salerno), ale jego trwanie wbrew przeciwnościom przyniosło ostateczne zwycięstwo. W momencie zwoływania pierwszej krucjaty papieski Rzym dał się poznać jako bezkompromisowy przeciwnik zła moralnego dotykającego niektórych ludzi Kościoła i jako równie bezkompromisowy obrońca niezależności Kościoła. Głosu biskupa Rzymu słuchano nie tylko dlatego, że był to głos Urzędu, ale dlatego, że był wiarygodny.

Jak wspomniano wyżej, na przełomie X i XI wieku wykształcił się w kręgu łacińskiej Christianitas nowy etos rycerstwa rozumianego jako rycerstwo Chrystusowe. W tym bowiem czasie pojęcie miles Christi przestaje już oznaczać – jak wcześniej – mnicha toczącego walkę natury duchowej, a coraz bardziej odnosi się do rycerza wyciągającego miecz w obronie Kościoła bądź chrześcijan zagrożonych agresją islamu.

Warto podkreślić duże znaczenie pracy Kościoła nad uformowaniem etosu rycerstwa chrześcijańskiego. Od końca X wieku biskupi (głównie we Francji) inicjują akcje „rozejmów Bożych” (treuga Dei), które w skuteczny sposób ograniczają wynikające ze słabości władzy królewskiej lokalne walki między panami feudalnymi. Treuga Dei zawierano na okres obchodzenia wielkich świąt kościelnych, systematycznie je wydłużając (na przykład, na okres trwania całego Wielkiego Postu). Przy tej okazji z kościelnych ambon upowszechniano nową wykładnię pojęcia rycerza Chrystusowego, który nie tylko jest mężny, ale i posłuszny słowom pasterzy Kościoła.

Ich wezwania – przypomnijmy raz jeszcze – nie znalazłyby jednak należytego rezonansu, gdyby Kościół instytucjonalny nie udowodnił własnym procesem samooczyszczenia, że potrafi wymagać nie tylko od innych. Po raz kolejny uwidacznia się splot zarysowanych powyżej procesów: reform gregoriańskich, zaistnienia chrześcijańskiego etosu rycerskiego oraz wypraw krzyżowych.

Zanotowane przez Fulberta z Chartres kazanie Urbana II wygłoszone w roku 1095 w Clermont, w którym papież wzywał zachodnie rycerstwo do udziału w krucjacie, stanowi niejako resume wizji chrześcijańskiego rycerstwa, której nauczał od kilkudziesięciu lat Kościół: Niech więc ci, którzy niegdyś byli rozbójnikami, staną się rycerzami Chrystusa; ci, którzy niegdyś walczyli z braćmi i krewnymi, niech sprawiedliwie walczą przeciw barbarzyńcom; ci, którzy niegdyś byli najemnikami dla paru groszy, niech uzyskają wieczną nagrodę; niech ci, którzy niegdyś pragnęli narazić na szwank swoje życie i duszę, prowadzą bitwę dla podwójnego honoru.

Należy ponadto zwrócić uwagę, że niemały wpływ na powstanie takiego etosu rycerskiego w ramach łacińskiej Christianitas wywarło oddziaływanie wschodniego chrześcijaństwa.

Właśnie na przełomie X i XI wieku daje się zaobserwować na Zachodzie prawdziwy renesans kultu świętych rycerzy, w zdecydowanej większości związanych z tradycją wschodnią, jak na przykład: św. Jerzy, św. Maurycy, św. Teodor czy św. Prokop.

Można powiedzieć, że w dużej mierze od wschodnich chrześcijan „łacinnicy” uczyli się, kim w praktyce powinien być miles Christi.

Grzegorz Kucharczyk

Tekst jest fragmentem książki prof. Grzegorza Kucharczyka pt:. „Zbrojne pielgrzymki. Historia wypraw krzyżowych”. Książkę można nabyć na:
www.ksiegarnia.piotrskarga.pl

Bardzo krótkie ławki i pizza wyborcza

W tekście pod tytułem: „ Wystrugani z banana” próbowałam opisać miałkość polskiej klasy politycznej. Skutkiem tego stanu rzeczy jest krótkoś...