Wojna na Ukrainie powoli zmierza do finału
Jak zauważył kiedyś wielki fizyk Niels Bohr, przewidywanie jest bardzo trudne, szczególnie jeśli idzie o przyszłość. Tym niemniej, ponieważ prognozowanie inne niż dotyczące przyszłości budzi małe zainteresowanie, musimy podejmować to ryzyko i próbować określać przebieg przyszłych zdarzeń.
Nieodmiennie staram się zatem to czynić i to z różnym pewnie skutkiem, ale jednak, mając na uwadze szacunek dla odbiorcy, nie zmieniam, jak to niektórzy czynią, kierunku swoich prognoz co parę dni.
Jeśli chodzi o wojnę na Ukrainie, to tu także zachowuję taką konsekwencję, która wynika z obiektywnej analizy sytuacji i możliwości stron, a nie jest odbiciem stanów emocjonalnych lub transmisją aktualnej linii zalecanej w mediach głównego nurtu.
Już ponad rok temu, w końcu stycznia 2023 roku, oceniając ówczesną sytuację na Ukrainie, stwierdziłem w poście „Optymizm i propaganda to za mało by wygrać wojnę”, że dominujące chyba wtedy nadzieje na sukces Ukrainy mają słabe podstawy i w dłuższym okresie czasu kraj ten nie ma większych szans w wojnie z Rosją:
„Sam ludzki potencjał mobilizacyjny Rosji jest dziś około 5 razy większy od potencjału Ukrainy. Z uwagi zaś na to, że obecna wojna coraz bardziej staje się wojną na wyczerpanie, to ten czynnik, zdolność do wysyłania na front nowych żołnierzy, będzie miał coraz większe znaczenie (…) Patrząc na całość i uwzględniając realną sytuację, a nie jakieś pragnienia, nadzieje i oczekiwania, trzeba przyznać, że sytuacja na Ukrainie zaczyna się zmieniać, i to na niekorzyść strony ukraińskiej”.
A był to wtedy czas, gdy po niedawnym odzyskaniu Chersonia, rząd ukraiński oraz różni jego sojusznicy i protektorzy pełni byli nadziei nawet na zdobycie Krymu. Potem były wielkie oczekiwania związane z ofensywą sił ukraińskich, która nie przyniosła jednak istotnych zdobyczy terytorialnych, a tylko wielkie straty ludzkie stronie ukraińskiej.
Ogólnie rok 2023, zamiast zwycięstwem Ukrainy, zakończył się remisem ze wskazaniem na Rosję, gdyż to ona zdobyła w tym roku o 290 kilometrów kwadratowych terenu więcej niż Ukraina. Niby niedużo, ale jeśli połączymy to z faktem załamania ukraińskiego natarcia, które, zamiast przynieść strategiczny przełom, zakończyło się lokalnym, tylko na 10 kilometrów, włamaniem pod wsią Rabotino, to uzyskamy obraz rozczarowania efektami działań ukraińskich.
A trzeba tu jeszcze dodać, że w połowie roku doszło w Rosji do dużego kryzysu związanego z buntem Prigożyna, co jednak nie wpłynęło na wynik działań zbrojnych na Ukrainie.
W ten sposób rok 2023 zakończył się nie przynosząc rozstrzygnięcia, jednak ujawnione tendencje, w tym zdobycie w końcu roku miasta Marinka, wskazywały na osłabienie Ukrainy i wzmacnianie się sił Rosji.
Od początku roku 2024 armia rosyjska przeszła do bardziej zdecydowanych działań zdobywając, do końca kwietnia, dwa duże węzły obronne, czyli Awdijiwkę i Oczeretyne.
Łącznie Rosjanie zajęli przez pierwsze cztery miesiące tego roku, według danych ukraińskiego portalu Deepstate, 330 km2 terenu. Na razie nie są to, stosując militarną nomenklaturę, sukcesy na miarę strategiczną, czy nawet operacyjną, a tylko taktyczno-operacyjne, ale oczekuje się poważnej rosyjskiej ofensywy, która może przynieść bardziej zdecydowany wynik.
Tymczasem Ukrainie coraz bardziej brakuje żołnierzy na froncie, zaś stosowany tam sposób ich mobilizowania nie wskazuje na rozwiązanie tego problemu. Stosuje się tam takie metody zaciągania rekrutów, jakie w Europie zarzucono już dwieście lat temu. Na Ukrainie zajmuje się tym sama armia, a nie władza cywilna, i sprowadza się to często do łapania ludzi na ulicach, czy w lokalach.
Jest to mało efektywne, gdyż pojmani ludzie często potem dezerterują, poddają się, lub wprost odmawiają udziału w walce, a ponadto źle to usposabia obywateli do ludzi w mundurach, którzy jawią się nie jako obrońcy kraju, a zagrożenie dla człowieka na ulicy.
Przypomina to działalność tzw. press-gangów, które w dawnej Anglii polowały na ludzi by przymusowo wcielać ich do marynarki wojennej. Te praktyki ustały w Anglii wraz z zakończeniem wojen napoleońskich i nigdy więcej już do nich nie wracano.
Jednocześnie cały czas wzrastają siły rosyjskie zaangażowane na Ukrainie. Według niedawnej wypowiedzi zastępcy szefa ukraińskiego wywiadu wojskowego, Wadima Skibickiego, dla „The Economist”, obecnie na Ukrainie działa 514 tys. rosyjskich żołnierzy i tylko w ciągu ostatniego miesiąca ich liczba miała wzrosnąć o 44 tys., a przewiduje się, że liczba ta wzrośnie wkrótce o kolejne 50-70 tys. Takie zwiększanie sił rosyjskich wskazuje na przygotowania do nowej dużej ofensywy, której można się spodziewać już niedługo.
Na Zachodzie coraz częściej mówi się o możliwości załamania frontu. Niektórzy z zachodnich przywódców, jak prezydent Emmanuel Macron, nie wykluczają interwencji wojskowej w takim przypadku, lecz nie widać zdecydowanej woli ani konkretnych przygotowań do takich działań.
Dyskusje toczone we Francji wskazywały, że nie należy dopuścić do przekroczenia przez wojska rosyjskie, linii Dniepru jak też i zajęcia Odessy.
Wypada przypomnieć, że ostatnio wojska francuskie próbowały się angażować w obronę Odessy przed Armią Czerwoną w roku 1919, podczas wojny domowej w Rosji, i skończyło się to spektakularną porażką zakończoną pośpieszną ewakuacją interwencyjnych wojsk francuskich i greckich.
Tamte historyczne wydarzenia oznaczają słabe auspicje dla tych, rozważanych dziś, podobnych działań.
Chętnych do bezpośredniego angażowania się w działania na Ukrainie mocno brakuje i nie ma się czemu dziwić, gdyż Rosja znowu eskaluje tematem taktycznej broni jądrowej, której użycie ma zostać właśnie przećwiczone w manewrach wojsk okręgu południowego.
Wszystko to razem nie oznacza, że los Ukrainy został już przypieczętowany, ale zasadnicze rozstrzygnięcia mogą być już blisko i zapadną pewnie jeszcze w tym roku.
Stanisław Lewicki
https://konserwatyzm.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz