Trwa cisza wyborcza przed wyborami go Parlamentu Europejskiego. “W takiej ciszy – pisze Adam Mickiewicz – tak ucho natężam ciekawie, że słyszałbym głos z Litwy”.
Jak wiemy, żadnego głosu z Litwy Adam Mickiewicz nie usłyszał (“jedźmy, nikt nie woła!”) – i nic dziwnego, skoro nasłuchiwał głosu akurat z Litwy.
Gdyby tak słuchał głosu z Rosji, to na pewno by coś usłyszał, zwłaszcza w takiej ciszy. Na jego usprawiedliwienie możemy jednak przypomnieć, że wtedy Litwa znajdowała się w Rosji, podobnie jak znaczna część Polski – więc ta cisza i brak jakiegokolwiek wołania stamtąd wyglądał co najmniej dziwnie.
Inna sprawa, że cisza, którą opisuje Adam Mickiewicz, nie była ciszą wyborczą, tylko zwyczajną (“Stójmy! Jak cicho. Słyszę ciągnące żurawie, których by nie dościgły źrednice sokoła. Słyszę, kędy się motyl kołysa na trawie, kędy wąż śliską piersią dotyka się zioła…”)
O żadnych wyborach do Parlamentu Europejskiego ani słowa – i w tym, jak sądzę należy szukać przyczyny, że nie słychać było żadnego wołania – wszystko jedno; z Litwy, czy z Rosji. Gdyby wtedy zbliżały się wybory, zwłaszcza do Parlamentu Europejskiego, to jazgot panujący na Litwie były słyszalny aż na Stepach Akermańskich, a towarzyszyłyby mu z pewnością głuche odgłosy dobiegające z czeluści Rosji.
Skąd ta pewność? A skądże by, jeśli nie z komunikatów vaginetu Donalda Tuska, który ostrzega, że w te wybory stara się ingerować Putin, sypiąc piasek w szprychy rozpędzonego parowozu dziejów, który całą Europę wiezie do Ausch… to znaczy pardon – nie do żadnego “Auschwitz”, tylko oczywiście – do świetlanej przyszlości w IV Rzeszy.
Skąd wiemy, że do świetlanej przyszłości? A choćby z wypowiedzi pana Aleksandra Kwaśniewskiego, wygłoszonej przy okazji obchodów Ogólnopolskiego Dnia Konfidenta na Placu Zamkowym w Warszawie w dniu 4 czerwca, kiedy to obchodzona była tam rocznica odwołania rządu premiera Olszewskiego, który podjął próbę ujawnienia agentury w strukturach państwa.
Pan Kwaśniewski właśnie został wyciągnięty z naftaliny i ponownie zadaniowany na propagandowym, ale chyba i wywiadowczym odcinku frontu ideologicznego. Ponownie – bo żyją jeszcze ludzie pamiętający, jak to Aleksander Kwaśniewski z wprawą stręczył Polakom pogłębianie integracji ze Związkiem Radzieckim. Takie zadanie postawił przed Tajnym Współpracownikiem “Alkiem” jego oficer prowadzący, jako że na tamtym etapie tak zwane “sojusze”, a zwłaszcza ten jeden, że Związkiem Radzieckim, uchodził za źrenicę oka ówczesnego reżymu. Za to Aleksander Kwaśniewski był hojnie wynagradzany podczas uwłaszczania nomenklatury – bo kogóż hojnie wynagradzać, jeśli nie wytrawnych stręczycieli, którzy wprawnie stręczyli Polakom pogłębianie integracji ze Związkiem Radzieckim?
No a teraz, kiedy etap się zmienił, oficerowie prowadzący wydają całkiem inne rozkazy, to znaczy nie całkiem inne, tylko podobne, tyle, że skierowane w przeciwną stronę. Toteż z okazji Ogólnopolskiego Dnia Konfidenta Aleksander Kwaśniewski wygłosił spiżową sentencję, która – tylko patrzeć – jak stanie się obowiązującym prawem naszego bantustanu – że “kto nie chce unijnej współpracy, działa w interesie Putina”. A na czym polega istota “unijnej współpracy”, jej najtwardsze jądro? Właśnie na “pogłębianiu integracji”, tyle, że nie ze Związkiem Radzieckim, tylko z IV Rzeszą.
Skoro Aleksander Kwaśniewski wygłasza takie spiżowe sentencje, to jakże tu nie wierzyć głęboko, że te całe wybory do Parlamentu Europejskiego zostały zmanipulowane przez Putina?
Jak zauważył wspomniany Adam Mickiewicz, “gawiedź wierzy głęboko”, więc w tej sytuacji pozostaje nam tylko zilustrować autentycznymi faktami tę manipulację. Nie jest to żadna trudność, bo – jak wiadomo – Putin jest dobry na wszystko, nawet “na ładną, niewinną panienkę” – o czym jeszcze za komuny zapewniali nas Starsi Panowie w znanym telewizyjnym kabarecie.
Okazało się na przykład, że seria zagadkowych pożarów, jakie strawiły część naszego nieszczęśliwego kraju, została spowodowana przez agentów Putina. Tak w każdym razie twierdzą bezpieczniacy z ABW, którym nawet udało się ich ująć, no a teraz w areszcie wydobywczym trzeba będzie z nich wydobyć potwierdzenie tych podejrzeń. Nie może być bowiem tak, że kraj trawią pożary, a ABW nie wie, z jakiej przyczyny. Jak w areszcie wydobywczym podłączy się delikwenta do prądu, to przyzna się do wszystkiego, niczym dobry wojak Szwejk surowemu panu w Dyrekcji Policji w Pradze: ja, wielmożny panie, przyznaję się do wszystkiego, bo wiem, że w wojsku dyscyplina musi być. Ale gdyby wielmożny pan powiedział: Szwejku, nie przyznawajcie się do niczego to będę się zapierał rękami i nogami.
A skoro już jesteśmy przy wojsku, to mamy kolejny przykład. Oto zmarł żołnierz Straży Granicznej, ugodzony nożem przez migranta, a kilku innych jęczy i szlocha w areszcie wydobywczym, do którego wtrąciła ich Żandarmeria Wojskowa.
Kto za tym wszystkim stoi? A któż by inny, jak nie Putin? Okazało się bowiem, że nikt nie wiedział o incydencie z użyciem broni palnej na polsko-białoruskiej granicy. Ani nie wiedział o tym pan premier Tusk, w co chętnie wierzę, jako że w ogóle co on tam wie? Ani nie wiedział o tym pan minister – prokurator generalny Adam Bodnar, ani nawet jego zastępca, złowrogi ziobrysta, prokurator Janeczek, którego prokurator generalny Bodnar, jako zatwardziałego ziobrystę, odciął od wszystkich ciekawych informacji, a zwłaszcza – od faktów autentycznych.
Co prawda z pewnymi komplikacjami, ale okazało się też, że o niczym nie wiedział pan minister Władysław Koziniak-Kamysz. To znaczy – podobno Kosiniak o wszystkim wiedział, ale ukrywał to przed Kamyszem i w rezultacie również pan minister-ministrowicz znalazł się poza wszelkim podejrzeniem.
W tej sytuacji na usta ciśnie się pytanie – kto właściwie kazał Żandarmerii Wojskowej zakuć żołnierzyków w kajdany? Odpowiedź wydaje się jasna – to Putin, nikt inny. To z jednej strony dobrze, ale z drugiej – niedobrze. Dobrze – bo nasi Umiłowani Przywódcy znaleźli się poza wszelkim podejrzeniem. Ale zarazem niedobrze – bo jeśli Putin wydaje rozkazy Żandarmerii Wojskowej, to chyba mamy do czynienia z sytuacją jeszcze gorszą, niż przejście ochrony pana prezydenta Dudy na żołd i służbę pana ministra Kierwińskiego, który własnie rejteruje do Parlamentu Europejskiego i pojmanie w pałacu Prezydenckim panów Kamińskiego i Wąsika.
Taka Żandarmeria Wojskowa może przecież wtargnąć na posiedzenie komisji badającej ruskie wpływy w – pożal się Boże – “polityce” naszego bantustanu i zakuć w kajdany wszystkich jej członków, z kobietami i dziećmi włącznie.
Stanisław Michalkiewicz
https://prawy.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz