W sytuacji niekończących się wojen, pułapu zadłużenia, sankcji i blokad gospodarczych, jak bywało już w historii, społeczeństwa muszą często wybierać nie „najlepsze” państwo, ustrój i sojusznika pod kątem moralno-uczuciowym, ale z punktu „mniejszego zła” pozwalającego przeżyć, a może nawet i odzyskać dynamikę rozwojową.
I ta właśnie sytuacja działa obecnie na korzyść Rosji i jej sojuszników lub protektorów.
„Albo barbarzyństwo, albo socjalizm”
W sytuacji, kiedy kapitalizm na etapie imperializmu osiągnął dziś maksymalny poziom światowej koncentracji własności i monopolizacji, ustrój ten stal się w dużej mierze prawie jałowym pod kątem produkcyjnym i twórczości społecznej, politycznej, ideologicznej i kulturalnej, co popycha go w kierunku produkcji zbrojeń i wojen za wszelką cenę jako ucieczki do przodu.
To wyjaśnia, że „skrajne centrum”, które opanowało politycznie większość krajów od końca zimnej wojny, stworzyło warunki pod rozwój różnych form neofaszyzmów, ostrzejszych typu Al-Kaida czy „batalionów” „Azow”, „Kraken” itp., lub łagodniejszych w formie partii Giorgii Meloni czy Marine Le Pen. Znajdujemy się dziś jeszcze bardziej aniżeli w 1914 roku na etapie dziejów, gdzie można przypomnieć dylemat sformułowany przez Różę Luksemburg „albo barbarzyństwo, albo socjalizm”.
Alterglobalizm jako „lewicowa” globalizacja
Dziś panuje w gospodarce globalnej de facto kolektywizacja środków produkcji w wyniku procesu koncentracji własności. Mamy więc do czynienia z czymś podobnym do skolektywizowanej produkcji przy dalszej prywatyzacji zysków i własności w rękach coraz mniejszej liczby osób należących do burżuazyjnych rodów oligarchów światowych. Stąd dalsza ewolucja logiczna – konieczność boju o demokratyzację zysków i własności tak, żeby i produkcja, i zyski, i struktura własności były ze sobą spójne. A wiec demokratyzacja oddolna przez producentów i narody w ramach wielobiegunowości.
Kraje, które nie zrezygnowały z nauk socjalizmu mają w tej sytuacji kierownictwo najbardziej świadome tych realiów i procesów. Jednak pragmatyzm plus wiara choćby irańskich elit prowadzi ich także ku racjonalnej analizie geoekonomii świata. Walka z globalizmem (także w formie „lewicowego alterglobalizmu”) to walka o prawdziwy nowy internacjonalizm, czyli walka o współpracę wolnych, równych i suwerennych narodów dbających o rozwój terytorium, na którym żyją we współpracy z wszystkimi innymi narodami świata.
Różne tradycje, różne ustroje
Wśród krajów kontrhegemonicznych są państwa, które mają, w zależności od gustów poszczególnych ludzi, kultur lub warstw społecznych, ustroje, które im się wydają odpowiednie, ale też państwa, których ustroje wydają się nam dużo mniej sympatyczne. To nie jest sprawa najistotniejsza.
Zgodnie z zasada mniejszego zła, a więc walki o pokój za wszelką cenę i szacunku dla nienaruszalnej zasady samostanowienia narodów niezależnie od kultury, każda „kolorowa rewolucja” lub każda wojna na rzecz wzmocnienia obozu jednobiegunowego, wyzysku i nierówności światowej, to i tak najgorszy scenariusz dla tego kraju, a wiec pośrednio także dla wszystkich innych narodów świata.
Czytelny wybór
Oczywiście, można by marzyć o tym, żeby na całym świecie panował ustrój wolności dla wszystkich, równości między wszystkimi i braterstwa wszystkich ze wszystkimi, a więc żeby była zrealizowane tu i teraz obiecane czasy biblijne „kiedy jagnię będzie spało z wilkiem”, ale nie jesteśmy na tym etapie dziejów, a więc stoimy przed wyborem, który można sformułować w ten sposób: czy stoimy po stronie bloku jednobiegunowego, który prowadzi politykę skrajnej nierówności między krajami, narodami, klasami, który prowadzi systematyczną politykę blokad i sankcji, politykę regularnych prowokacji i rozbudzania nastrojów wojennych na całym świecie oraz prowokuje do nie kończących się wojen; czy wolimy, na odwrót, stać po stronie krajów, narodów i ruchów, obojętnie jakiego ustroju i jakiej ideologii, które bronią swojej gospodarki przed narzuceniem warunków zewnętrznych blokujących ich własny rozwój ekonomiczny, kulturalny, ideologiczny, naukowy i artystyczny?
Nadążać za historią
Dziś na świecie mamy do czynienia z ok. 40 wojnami, znanymi, tak jak na Ukrainie czy w Gazie, lub mniej znanymi, jak w Kongo czy Sudanie lub Jemenie. Nici tych wszystkich wojen zawsze prowadzą w kierunku nie tyle Białego Domu, nie Pentagonu nawet, nie CIA, nie NATO także, ale w kierunku Wall Street, gdzie obiektywnie nadzoruje się decyzje wszystkich ww. instytucji.
W tej grze Rosja putinowska otwiera, chcąc nie chcąc, w oczach większości narodów i krajów świata lepsze perspektywy osłabienia bloku jednobiegunowego aniżeli stronnicy Kijowa czy Tel Awiwu. Nie należy rozważać tu kwestii „dobroci” czy „zła” jednych czy drugich.
Co istotne, to fakt, że Rosja, mimo utrzymywania mocnej pozycji w tym kraju sieci kapitalistów-oligarchów związanych z gospodarką globalną (jest również w dużym stopniu uzależniona od pajęczyny wpływów), zmuszona jest, czy chce czy nie, do wspierania, często w sposób oportunistyczny co prawda, ruchów narodowowyzwoleńczych w Afryce, Azji, Ameryce Łacińskiej.
Z tego właśnie powodu Rosjanie są w stanie prowadzić bardziej inteligentną, bardziej racjonalną i bardziej przewidywalną analizę stosunków światowych. Nie tyle z tego powodu, że Putin jest mądrzejszym człowiekiem od Władimira Zełeńskiego czy Andrzeja Dudy, Donalda Tuska czy Emmanuela Macrona, nie mówiąc o Joe Bidenie lub Ursuli von der Leyen, ale dlatego że sytuacja gospodarcza Kremla i jego otoczenia pozwala im częściej używać swoich mózgów aniżeli w przypadku jego zaklajstrowanych umysłowo przeciwników, zmuszonych nie tylko do cenzury myślenia, ale do autocenzury, bo oni stoją na czele bloku politycznego, który prowokuje do jałowości z powodu poziomu sklerozy systemowej, do której doszedł w ostatnim trzydziestoleciu.
Cała „reszta świata” to zauważyła i to tłumaczy ewolucje dotychczasowych filarów bloku jednobiegunowego jak Zjednoczone Emiraty Arabskie, Arabia Saudyjska, Etiopia, Senegal, Kolumbia, Pakistan, Gruzja, Węgry, Indonezja, Honduras, Tajlandia i wiele innych. Ich ewolucje nie pochodzą z widzimisię jakiegoś kacyka lokalnego, ale z racjonalnej analizy dokonywanej przez wielu lokalnych kacyków obiektywnych trendów na świecie.
Czas więc, żeby zauważono, póki czas, ten proces także nad Wisłą i nad Dnieprem, bo jak napisał Michaił Gorbaczow do ówczesnego kierownictwa NRD w księdze pamiątkowej obchodów czterdziestolecia tego państwa „ten, który pozostaje w tyle za historią, jest karany przez życie”. Wtedy, w 1989 roku, pociąg historii pędził w kierunku Zachodu, ale dziś zmienił bieg, czego Gorbaczow nie był już w stanie przewidzieć.
Ciemne peryferie
Dokonaliśmy tu próby skróconej naukowej analizy sytuacji świata na obecnym etapie dziejów. Analizy, z którą prywatnie zgadza się zresztą wielu zwolenników i członków elit bloku zachodniego. Oni wiedza przed czym stoją, oni wiedzą jakich interesów bronią. Ale wiedzą także jaka jest obiektywna sytuacja, której ich państwa i ustrój w coraz mniejszym stopniu mogą się opierać.
Dlatego młodych z elity USA na najlepszych uczelniach uczą m. in. Karla Marxa czy Antonio Gramsciego lub, z innego podwórka, Ernsta Jüngera, w momencie kiedy taka nauka jest nieomal zabroniona i ośmieszana w Europie, a tym bardziej w jeszcze bardziej peryferyjnych Polsce czy Ukrainie.
Lokaj i narody doprowadzone do lokajstwa przez dotychczasowych przywódców „wolnego świata” mają być tępi i otumanieni strachem, konsumeryzmem, seksem i korupcją! Stąd z takimi ludźmi o konserwatywnych poglądach jak Henry Kissinger, John Mearsheimer, Viktor Orbán, Jeffrey Sachs, James Galbraith, Scott Ritter, daje się racjonalnie rozmawiać, bo to nie nawiedzeni ideologowie „jedynej słusznej racji” po wsze czasy. Nie należy mieszać konserwatyzmu z neokonserwatyzmem, tak jak nie należało mylić liberalizmu z neoliberalizmem.
Czas zadać pytania
Dopiero kiedy takie myślenie trafiać będzie do elit naukowych nad Wisłą i nad Dnieprem, dokona się tam skok cywilizacyjny, ale póki tego nie będzie – droga będzie nadal otwarta ku regresowi intelektualnemu i ku katastrofie gospodarczej, społecznej, ludzkiej.
A co będzie tymczasem w Rosji? Wcześniej czy później Rosjanie będą musieli też dokonać trudnego wyboru strategicznego nie tylko wobec „zachodnich partnerów”, ale wobec ustroju społecznego, który sobie importowali. Sytuacja w której nie można uciekać od postawienia zasadniczego pytania o strukturę własności (lub kontroli) środków produkcji i wymiany, ale gdzie postawi się także pytania, na które nie za bardzo wnikliwie odpowiadano w czasach ZSRR – o cywilizacyjne i duchowe cele życia na Ziemi.
Bilans rządów globalistów
Krytycy tego artykułu wmawiać będą, że stoimy na stanowisku „trolli Putina”, Iranu, Chin lub jeszcze innych „autorytarnych ustrojów”. Tymczasem my żądamy, żeby najpierw zwolennicy „powszechnej i globalnej demokracji rynkowej” dokonali bilansu ostatnich czterech dziesięcioleci, kiedy to oni panowali bez rywala na skalę globalną. Niech się rozejrzą dookoła siebie i zobaczą w „twierdzach ich dobrobytu” liczbę ludzi bezdomnych, bezrobotnych, bez perspektyw życiowych – w krajach, gdzie wcześniej panował minimalny chociażby dobrobyt dla każdego.
Wtedy gdy „strach przed bolszewikiem z nożem w zębach” zmuszał kapitalistów do pewnej uległości, do twórczego myślenia i do kompromisów klasowych. Na Zachodzie, a więc w krajach, gdzie Francis Fukuyama sformułował po 1989 roku swoją tezę o „końcu historii” w ramach neoliberalizmu, „nowy trzeci świat” się na dobre zainstalował, co udowadnia, ze panujący póki co kapitalistyczny, neoliberalny, neokonserwatywny, jednobiegunowy system nie jest już w stanie czegokolwiek wiarygodnego zaproponować ogromnej większości ludzkości.
A to akurat, niezależnie od tego co sądzimy o mankamentach, błędach lub nawet zbrodniach, nie jest wina Putina, Chińczyków, Irańczyków, Palestyńczyków, Kongijczyków, Syryjczyków czy Kubańczyków. Tu wina leży głownie w „naszym obozie”, a nie u rzeczywistych lub wymyślonych „wrogów zewnętrznych” tego systemu w kryzysie cywilizacyjnym.
prof. Bruno Drwęski
https://myslpolska.info
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz