czwartek, 14 listopada 2024

Ursus po ukraińsku

Na otwartym przetargu sprzedano firmę „Ursus”. Sprzedano za siedemdziesiąt kilka milionów polskich złotych. Firmę kupił Ukrainiec, ponoć o banderowskich poglądach. 

C-330 M

W Internecie jeden wielki lament. Lamentują różni patrioci od parlamentarzystów PiS-u , będących socjalistami – etatystami, do parlamentarzystów Konfederacji, będących niemal wyznawcami wolnego rynku.

Ta sprzedaż „Ursusa”, to w tym lamencie wychodzi na potrójną zdradę polskich interesów. Po pierwsze miano sprzedać, jakieś szczególne dobro narodowe. Po drugie, sprzedano za niewielką część wartości. I po trzecie, sprzedano Ukraińcowi o banderowskich sympatiach.

Moim zdaniem ta sprzedaż nie jest niczym nadzwyczajnym, a w lamencie nie chodzi o jakąś zdradę polskich interesów, ale o okazję do dokopania obecnemu rządowi. Zatem dlaczego ta sprzedaż nie jest naruszeniem polskich interesów?

Po pierwsze „Ursus” – wbrew różnym sentymentom – nie jest specjalnym dobrem narodowym. Można dyskutować o losach tej firmy w okresie przełomu ustrojowego, ale jako firma państwowa już w schyłkowym PRL-u był firmą mało konkurencyjną. W ostatnich latach „Ursus” był firmą prywatną i mimo tego nie stanął na nogi.

Można się zastanawiać czyja to była wina i czy państwo powinno się zaangażować w jej ratowanie. Ostatecznie „Ursus” jako prywatna firma zbankrutował.

Parokrotnie próbowano go sprzedać. Nie było chętnych. Na sentymentach można robić dobre interesy, ale głównie na cudzych. Własne sentymenty, jako podstawa robienia interesów, raczej rzadko przynoszą dobre skutki.

Po drugie czy „Ursus” został sprzedany za rażąco niską cenę? Jak się coś sprzedaje na otwartym przetargu, to to coś jest tyle warte za ile ktoś chce to kupić. Owszem, istnieje problem zbyt niskiej ceny wywoławczej, ale w przypadku „Ursusa” to był kolejny przetarg, bo na wcześniejszym nie było kupca.

Można wysoko szacować wartość takiej firmy, ale co robić, jeśli nikt nie chce jej kupić? Zainwestować państwowe pieniądze? Przecież te państwowe pieniądze, to pieniądze podatników, wśród których są przedsiębiorcy, którzy nigdy nie mogliby liczyć na taką pomoc państwa ani sentyment opinii publicznej.

A co z ryzkiem, że takie przedsięwzięcie za państwowe pieniądze się nie uda? Mamy zbyt wiele takich przykładów. Choćby w mojej rodzinnej Stalowej Woli, gdzie PiS kupił fabrykę od Chińczyków, co było fatalną decyzją, ale nikt do tej pory nie poniósł za to żadnej odpowiedzialności za to nie brak ekonomicznych idiotów, którzy uważają ten zakup za czyn patriotyczny.

I po trzecie „Ursusa” kupił Ukrainiec o ponoć banderowskich sympatiach, a dodatkowo kupił poprze firmę założoną zaledwie trzy miesiące temu.

W tym aspekcie tej transakcji najważniejsza sprawa to to czy Ukrainiec te siedemdziesiąt kilka milionów zapłaci. Jeśli tak, to będzie można na przykład wypłacić choć część zaległych wynagrodzeń pracownikom, bo o ile mi wiadomo, takie są.

Kolejny problem, to pochodzenie pieniędzy, które Ukrainiec ma zapłacić. Sprawdzenie tego, to oczywiście zadanie dla polskich służb. Co do tego mam jednak pewne obawy, ponieważ patrząc na relacje polsko – ukraińskie nie ma pewności, że te służby chronią przede wszystkim polskie interesy.

Kolejny problem to to, co Ukrainiec zrobi z kupionym „Ursusem”. Załóżmy wariant optymistyczny, że uruchomi jakąś produkcję, zatrudni ludzi i będzie płacił podatki. W takim razie co zrobić z jego banderowskimi sympatiami?

Jest taki żydowski dowcip, w którym Żyd handlujący prasą sprzedawał gazety atakujące Żydów. Przyszedł do niego znajomy i spytał; szanowny panie Rozenkranc dlaczego sprzedajesz pan te antysemickie gazety? Sprzedawca mu odpowiedział; szanowny panie Goldapfel, jak ja mogę na takiej gazecie zarobić dwadzieścia groszy, to ona nie jest już dla mnie taka antysemicka.

W przypadku tego Ukraińca, jeśli da pracę Polakom i będzie płacił podatki, to przynajmniej dla mnie nie będzie aż takim banderowcem. Jeśli jednak zrobi coś, co będzie szkodzić polskim interesom, to nie powinno to mu ujść płazem.

W każdym bądź razie tę sprawę należy traktować przede wszystkim w kategoriach ekonomicznych, a nie politycznych czy ideologicznych.

Na koniec nie widzę związku między tym, że Polska w ogromnej skali pomaga Ukrainie, a tym, że jakiś Ukrainiec kupuje „Ursusa”, którego żaden Polak ani polska firma nie chciał kupić.

A dla Państwa sprzedaż „Ursusa” to sprawa głównie polityczna czy ekonomiczna?

Andrzej Szlęzak
za: FB
https://konserwatyzm.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zdezerterowało już 20% ukraińskich żołnierzy

Jak ujawnił “The Economist”, problemy ukraińskiej armii to nie tylko incydentalne dezercje. W ostatnim czasie są one już prawdziwą plagą, kt...