poniedziałek, 27 stycznia 2025

Narzędzie



W dniu 25 grudnia Tomasz Piekielnik na swoim kanale przeanalizował umowę zawartą w dniu 2 grudnia 2016 roku pomiędzy rządami Polski i Ukrainy. Działo się to za rządów PiS-u. Podpisał ją ówczesny Minister Obrony Narodowej Antoni Macierewicz. Poniżej krótkie streszczenie jego analizy.

Czy czasem już wtedy sojusz północnoatlantycki, a przynajmniej część jego dowództwa a konkretnie Amerykanie, nie spodziewali się wybuchu wojny na Ukrainie? A może była ona czymś więcej, niż tylko spodziewaną? Niektórzy twierdzą, że mogła być prowokowana.

Umowa, którą zawarł rząd polski w 2024 roku jest bardzo zaawansowana w swoich postanowieniach. Podpisał ją Donald Tusk z Wołodymirem Zełeńskim.

Umowa, która powinna mieć rangę ustawową, powinna przejść proces ratyfikacji, który przewidziany jest przez Konstytucję. Ta umowa została zawarta z pogwałceniem Konstytucji. Stanowi ona zalążek, bardzo dziwny, pewnej wspólnej państwowości. Mowa jest tam o wspólnym opracowywaniu podręczników, o wspólnych pracach nad historią.

Warto przeanalizować umowę z 2016 roku pod kątem tego, co obecnie dzieje się. A dzieje się to, że front na Ukrainie załamuje się. Rosja koncentruje się na terenach rosyjskojęzycznych i prowadzi tam denazyfikację.

Ukraińcy atakują cele w głębi Rosji. Amerykańska propozycja, sprzed paru miesięcy, wprowadzenia polskiej brygady pancernej na Ukrainę. Mamy też dwuznaczną postawę Tuska i Kosiniaka-Kamysza w kwestii wysłania wojska polskiego na Ukrainę. Nie ma jednoznacznej deklaracji, że nie zostanie ono tam wysłane. Natomiast, dodają, gdy wojska innych państw NATO zostaną tam wysłane, to w takim wypadku – również polskie. I od razu po tej deklaracji, jak na umówiony sygnał, gotowość wysłania tam swoich wojsk zgłosiły Holandia, Włochy, Estonia, Wielka Brytania.

Z tego względu ważne jest to, co uzgodnił już w 2016 roku rząd PiS-u ze stroną ukraińską. To nie jest tak, że państwo będące członkiem NATO, może sobie zawierać sojusze z kim chce. Po to jest sojusz, by był trzonem współpracy wojskowej państw członkowskich, ale też, by był trzonem gwarancji bezpieczeństwa dla państw członkowskich.

Państwo członkowskie NATO nie może sobie tak samodzielnie wchodzić w sojusz, z kim chce. Kto więc był pomysłodawcą tej umowy? Już w 2016 roku, a właściwie jeszcze wcześniej, były przygotowywane okoliczności i podłoże pod to, co teraz się dzieje.

Czy ta umowa jest kolizyjna w stosunku do działań NATO? A może wręcz przeciwnie? No bo, co by było, gdyby Rosja podporządkowała sobie Ukrainę? Na to NATO nie wyraziłoby zgody, a więc ta umowa od początku nie była kolizyjna z działaniami NATO. Wręcz przeciwnie, to dowództwo NATO domagało się od Polski takiego działania.

Dlaczego Polska zawarła umowę z państwem, które już wtedy miało spór terytorialny z Rosją o Krym? Obiektywnie rzecz ujmując, umowa ta była ryzykowna z punktu widzenia polskiego interesu narodowego i polskiego bezpieczeństwa. Bo już wtedy Rosja mogła uznać, że nie NATO, nie Ameryka, tylko Polska ingeruje w rosyjską strefę wpływów.

To wygląda, jakby Polska była prywatną własnością tych, którzy nakazują politykom podpisywać takie dokumenty. A więc jest prywatną własnością tychże właśnie.

W art. 87 Konstytucji jest mowa o tym, że źródłami powszechnie obowiązującego prawa w Rzeczypospolitej Polskiej są: Konstytucja, ustawy, ratyfikowane umowy międzynarodowe oraz rozporządzenia. Tak więc nieratyfikowana umowa międzynarodowa nie może być źródłem prawa. Ratyfikacja polega na zatwierdzeniu umowy międzynarodowej przez Sejm i Senat, podpisaniu przez Prezydenta i opublikowaniu w Dzienniku Ustaw.

Umowa z 2 grudnia 2016 roku została opublikowana w Monitorze Polskim, a nie w Dzienniku Ustaw, i do tego, dopiero 18 stycznia 2019 roku. Została ona sporządzona w języku polskim, ukraińskim i angielskim. W razie wątpliwości interpretacyjnych wersją rozstrzygającą będzie wersja angielska.

Umowa ta w praktyce sprowadza się do współpracy w dziedzinie obronności, co oznacza, że Polska będzie pośrednikiem pomiędzy NATO i Ukrainą i będzie przekazywać Ukrainie sprzęt wojskowy, systemy łączności i informatyki, wsparcie logistyczne na rzecz sił zbrojnych, transport wojskowy, inżynierię wojskową itp.

W praktyce jest to zasymilowanie wojsk ukraińskich z systemami, z polityką, ze strategią NATO. To taki sprytny fortel: NATO jeszcze nie przyjmuje Ukrainy, ale używa Polski do tego, żeby przeprowadzić takie wielkie przedbiegi. Tym jest ta umowa.

W ocenie Piekielnika umowa ta, zbiór 24 punktów, które stanowią obszary współpracy, to tak naprawdę wprowadzenie Ukrainy do NATO kuchennymi drzwiami.

Umowa z 2 grudnia 2016 roku doczekała się publikacji dopiero w roku 2019. To pierwsza dziwna okoliczność.

Druga – umowa ta powoduje istnienie bardzo szerokiej płaszczyzny styku pomiędzy wojskiem i sprawami militarnymi na Ukrainie i polskimi, które są przecież natowskimi. Czy zatem nie jest to już szykowanie na Ukrainie możliwości do takiej gotowości po stronie wojsk ukraińskich, która to gotowość umożliwia państwom natowskim realne wspieranie Ukrainy, czytaj – za pomocą Ukrainy walczenie z Rosją. Bo gdyby nie, to można powiedzieć, że niekompatybilność ukraińskiej armii z dowództwem NATO uniemożliwiałaby prowadzenie takiej wojny.

Trzeba więc zadać pytanie: czy Polska w 2016 roku nie realizowała, w mojej opinii, niewdzięcznej roli doprowadzenia wojskowości, sfery militarnej na Ukrainie do poziomu kompatybilności z wojskami NATO? Po to, by ta kompatybilność stwarzała możliwość prowadzenia tych walk rękami Ukraińców, ale przy zaangażowaniu strony zachodniej. I coraz bardziej czytelne powinno być dla nas, czym ta umowa w dziedzinie współpracy obronnej z Ukrainą, mówiąc krótko, jest.

*                    *                    *

Tak dla porządku wypadałoby wyjaśnić, czym jest Monitor Polski. Jest to dziennik urzędowy wydawany przez Prezesa Rady Ministrów, służący do urzędowego ogłaszania aktów prawnych wewnętrznie obowiązujących, wydawanych przez naczelne organy władzy państwowej. W odróżnieniu od aktów normatywnych publikowanych Dzienniku Ustaw, akty prawne ogłaszane w Monitorze Polskim nie mogą być źródłem praw i obowiązków dla obywateli.

Piekielnik wyłożył więc nam kawę na ławę. Polska nie jest wasalem Ameryki. Jest jej narzędziem. Jest też prywatną własnością tych, którzy każą politykom podpisywać takie dokumenty. Politycy PiS podpisali jedną umowę, a politycy PO – drugą. Nie ma więc najmniejszego znaczenia, kto rządzi. Suweren jest gdzieś indziej.

Ale skoro powiedziało się „A”, to należało powiedzieć „B”. Tego jednak Piekielnik nie zrobił. Czy dlatego, że „zapomniał”, czy dlatego, że jego nieznani przełożeni nie pozwolili mu o tym powiedzieć? Jeśli Polska jest czyjąś własnością, to chodzenie na jakiekolwiek wybory nie ma sensu, bo o tym, która partia ma wygrać, czy kto ma zostać prezydentem, decyduje właściciel.

Nie powiedział też Piekielnik, dlaczego Rosja zachowuje się tak, jak się zachowuje? Biorąc pod uwagę jej potencjał militarny, to mogłaby zająć Ukrainę w dwa tygodnie. Jeśli nie całą, to przynajmniej tę wschodnią i środkową. Ale tak nie robi. Bo Rosja też jest czyjąś własnością, tak jak Stany Zjednoczone i reszta państw. Jeśli się tego nie przyjmie do wiadomości, to można zająć się geopolityką i innymi bzdurami, które serwują nam różni magowie jak Sykulski i inni, których nie brakuje.

Piekielnik napomknął też coś o wspólnym państwie polsko-ukraińskim. A więc zaczyna się gotowanie żaby na wolnym ogniu, powolne oswajanie ludzi z tym, co nieuchronnie nastąpi. Na razie jeszcze nikt nie wspomina o tym, że wspólne państwo z częścią Ukrainy będzie oznaczało utratę ziem zachodnich. Jeszcze na to za wcześnie.

W powieści Na zachodzie bez zmian, której autorem jest Erich Maria Remarque, jeden z młodych żołnierzy na froncie niemiecko-francuskim mówi:

„Tak, ale pomyśl tylko, że prawie my wszyscy jesteśmy prości ludzie. A we Francji większość to także robotnicy, rzemieślnicy albo drobni urzędnicy. Czemuż by francuski ślusarz albo szewc zechciał nas napastować? Nie, tego chcą rządy. Nigdy nie widziałem Francuza, zanim tu nie przybyłem, a z większością Francuzów ma się rzecz podobnie w stosunku do nas. Ich tak samo nie pytano o zdanie jak nas.”

Nic nie zmieniło się od czasów I wojny światowej. Nas też nikt nie pyta o zdanie. Jesteśmy więc niewolnikami rządów. W sprawach istotnych nie pytają nas o nic. Rozpalają w nas tylko uczucia nienawiści do innych nacji. Im bliżej tego wspólnego państwa, tym bardziej szczują na siebie Polaków i Ukraińców, wykorzystując do tego rzeź wołyńską, w której Ukraińcy mordowali Ukraińców. [Chyba Polaków w pierwszym rzędzie! – admin]

Wiesław Liźniewicz
https://bb-i.blog/

Ukraińców na Polaków szczuć nie trzeba. Oni nienawiść do Lachów mają w genach.
Admin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jest to moje zdanie – mogę się mylić. I tak nie pozostało nam nic innego, jak poczekać na to wydarzenie.

Praktyka światowego spisku W dniu zaprzysiężenia Donalda Trumpa na prezydenta USA, w poniedziałek 20 stycznia, rozpoczyna się w Davos corocz...