Czy można zakończyć działania zbrojne (czyli „wojnę” w sensie dosłownym a nie prawnym) w ciągu kilku dni? Okazuje się, że można gdy przynajmniej jedna ze stron tego chce albo musi to zrobić.
To, że wielu nazwie owo zakończenie „kapitulacją” czy też „pokonaniem” albo „zwycięstwem” jednej ze stron, nie ma żadnego znaczenia.
W zasadzie każdy ma prawo do zinterpretowania zachodzących zdarzeń w sposób dowolnie tendencyjny lub wręcz wrogi. Ktoś zmusił Izrael do zakończenia ludobójczej wojny z Palestyńczykami. Może ktoś zmusi również strony wojny na Ukrainie do tego, aby przestały do siebie strzelać?
Wsłuchując się w obowiązujący w „wolnych mediach” przekaz propagandowy na temat już (nie naszej) wojny na wschodzie Europy można by dojść do wniosku, że minione trzy lata tego konfliktu to pasmo triumfalnych zwycięstw wojsk ukraińskich nad godnym pogardy a przede wszystkim nieudolnym „agresorem”, również „zmiażdżonym” na co dzień przez sankcje „kolektywu zachodniego”.
W dodatku cel udziału owego zachodu w tejże wojnie był (i pozostał?) niezmienny: Rosja musi (jakoby) przegrać, być upokorzona, zapłacić reparacje oraz oddać wszystkie zajęte terytoria byłej Ukraińskiej Socjalistycznej Republice Radzieckiej, której „socjalistyczne władze” w 1991 r. ogłosiły „niepodległość”.
Jak widać w świadomości kolektywnego zachodu Związek Radziecki, którego członkiem był ów twór, jest wiecznie żywy i „sprawczy” (tak się teraz mówi): trzeba wydać miliardy dolarów lub euro, aby obronić jego na wskroś absurdalne decyzje np. o przyłączeniu w 1954 r. owej „socjalistycznej republiki” Krymu, który w ostatnim tysiącleciu najdłużej należał do Chanatu Krymskiego, czyli do władców tatarskich a nigdy nie był częścią jakiejś „Ukrainy”.
Nie będę ironizował, ale jedyny istotny związek owego Chanatu z tradycją małorusińską (czyli jak to się mówi „ukraińską”), to wsparcie wojsk tatarskich pod wodzą Tuchajbeja dla buntu kozackiego pod wodzą Bohdana Zenobiego Chmielnickiego w 1648 r.
Jeżeli ktoś będzie bez zacietrzewienia ideologicznego opisywał wojnę rosyjsko-ukraińską lat 2022-2025 (może się ktoś taki znajdzie), to zapewne zdiagnozuje ten konflikt w następujący sposób: po ataku wojsk rosyjskich w 2022 r. mogło w ciągu kilku miesięcy nastąpić kompromisowe uśmierzenie tego sporu, lecz z niezrozumiałych dla potomnych powodów ktoś namówił władze w Kijowie do kontynuacji oporu, wydał na to niewyobrażalne kwoty pieniędzy po to, aby po trzech latach zawarto kompromis rosyjsko-ukraiński na dużo (dla Ukraińców) gorszych warunkach niż w 2022 r.
Przecież to absurd, który w dodatku definitywnie przekreślił wszystkie bez wyjątku plany pogłębienia integracji europejskiej, doprowadził do: upadku rządów we wszystkich istotnych stolicach starej Europy oraz pozbawił gospodarki tych państw jedynej strategicznej przewagi w postaci dostępu do tanich surowców rosyjskich, oraz do zjednoczenia politycznego Globalnego Południa, w którym jedną z głównych ról pełni na wskroś północna Rosja.
Czy taką wojnę trzeba jak najszybciej zakończyć? Tak, właśnie z perspektywy interesów Zachodu. Oczywiście najlepiej byłoby (również z jego perspektywy), aby resztę kosztów tego absurdu poniósł ktoś inny, a zwłaszcza ogłupiałe w swojej rusofobii niektóre państwa nowej Europy, które będą „wierne do końca” swojej głupocie.
Ale czy zgodzi się na to Rosja, która notabene też przegrała w starej Europie wszystko, co mogła przegrać, mimo że obiektywnie nikt jej nie pokonał.
Ciekawe, czy nowe „światowe przywództwo” dotrzyma słowa i doprowadzi do końca wojny również na tym najbliższym europejskim wschodzie. Sądzę że tak, bo masowa dezercja Ukraińców z frontu „naszej wojny” jest już faktem i coraz mniej jest chętnych aby umierać za „samostijną Ukrainę”.
Mam trochę gorzką satysfakcję z upadku kolejnych rządów w państwach „europejskiego przywództwa”. Kiedyś napisałem, że zmiana wektora na antyrosyjski w ich stolicach będzie przyczyną ich politycznego i ekonomicznego kryzysu. A ten już zagościł nie tylko w Paryżu i Berlinie, lecz również w Londynie.
Przypomnę, że przegrana „ichnich” polityków jest dużo szersza, bo nie tylko oni byli również cichymi lub nawet głośnymi przeciwnikami Donalda Trumpa. Czy po jego zaprzysiężeniu przyjdzie również kryzys polityczny do Warszawy, bo dla obecnej ekipy rządowej drzwi do Białego Domu są już raczej zamknięte?
Jeżeli „GazWyb” przekonuje sam siebie, że prezydent Donald doceni rolę (jaką?) premiera Donalda, to chyba jest źle lub bardzo źle. Po ostatnich wypowiedziach funkcjonariuszy publicznych na temat cenzury Internetu oraz trwającej jakoby wojny polsko-rosyjskiej rzeczywiście gorzej już być nie może. Tę „wojnę” też można zakończyć w ciągu kilku godzin.
Prof. Witold Modzelewski
https://myslpolska.info
Najgorszym scenariuszem dla Polski jest odebranie przez Rosję swoich ziem Ukrainie i zakończenie wojny. Banderowskie ścierwo rozprzestrzeni się wtedy na zachód. Nie napotykając oporu; przeciwnie, solidarność i życzliwość skretyniałego polactwa. Sami sobie dopiszcie, co dalej,
Admin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz