Z królewską formą rządów w Europie było różnie. Cały proces odchodzenia od monarchicznego systemu władztwa był długi, wielokrotnie niezwykle krwawy, z wieloma spowolnieniami i niekiedy nawet nawrotami.
Jednak to co się zdarzyło można nazwać pewnym historycznym procesem.
Czy nieuniknionym – tego nie wiemy. Trwał on bardzo długo, bo jego początkiem było ścięcie angielskiego króla Karola, zaś końcem upadek w ostatniej fazie I wojny światowej trzech cesarzy, symbolicznie reprezentujących tak zwany stary porządek.
Po drodze widzimy też wielkie rewolucje i rzezie. Jak zresztą na ogół bywa są dwie szkoły: skrajne co do oceny przyczyn owego zjawiska.
Pierwsi, można by tak ogólnikowo przyjąć, sądzą, że tak zadziałały obiektywne sprężyny dziejów. Monarchie były już nieadekwatne do dynamiki sytuacji społecznej. Stały się po prostu anachroniczne.
Drudzy z kolei mniemają, że za rewolucjami obalającymi władców stały wyłącznie spiski o antychrześcijańskich rodowodach i brudnych celach. Pewnie prawda w rzeczywistości jest o wiele bardziej zniuansowana niż utrzymują to ci – czy tamci.
Złożoność życia jest bowiem przeogromna. Jednak oceniając te sprawy powinniśmy zwrócić uwagę na ich kilka ważnych aspektów.
Zmiana ustroju sprowadzała się głównie do tego, że konkretne polityczne centra, stanowiące w jakimś stopniu prawie prywatną własność koronowanej głowy, zastąpiono pewnym abstraktem: władzy ludu, trzeciego stanu, klasy, itd. Wcześniej był konkret, później coś bliżej nieokreślonego, prawie fikcyjnego. Co jest lepsze: kwestia gustu. Czy więc mamy progresję, czy może – w szerszym cywilizacyjnym sensie – regres, rodzaj choroby?
Drugą kwestię można z kolei ująć tak; królestwo to w końcowym rachunku dwór. Z całą swoją strukturą, ceremoniałem, urzędnikami, którzy – jak i władca – pracują i przemieszkują w pałacowych pokojach.
Z biegiem czasu rodziło to niemałe ograniczenia. System stawał się niewydolny, a napór różnych kręgów, chcących beneficjów, stale wzrastał. Tworzyło to rewolucyjny klimat, rodzaj głębokiego społecznego niepokoju, gniewnej frustracji. I oczywiście, że na te okoliczności tylko czekali różni duchowi buntownicy, wykolejeńcy idei, którzy od szeregu lat działali w zorganizowanych zespołach. Tak więc powstało swoiste sprzężenie zwrotne i w końcu proces upadku starych reżimów na rzecz jednak uzurpatorów, bez legitymacji stał się nieuchronnym, co niektórzy nazywają obiektywnym. Złudzenie w ocenianiu głębokich dziejowych zjawisk może także polegać i na tym, że to co się zdarzyło zawsze wygląda na nieuniknione.
Ale czy rzeczywiście? Jakimś trafem Wielka Brytania oraz inne państwa, z reguły protestanckie, zachowały monarchie oraz dynastię. Jest to jednak zaledwie pozór. Najczęściej są to operetkowe dwory, którym nadaje się jakieś symbolicznie sztuczne znaczenie.
Podobnie jest w łacińskiej Hiszpanii i w jakimś stopniu w Belgii. Są to jednak wyjątki, tylko potwierdzające reguły. Były też próby swoistej syntezy, na przykład francuski cezaryzm. Po nim powstały zreformowane instytucje V Republiki, które Francji zapewniły dużą stabilizację. W każdym razie powrotu do monarchii już nie ma.
Na koniec tylko przypomnę, że w czasach Aleksandra III, on sam i najbliższy dwór, każdego dnia obiad konsumował, w obawie przed zamachowcami, w innej jadalni. Tak w istocie, na końcu, wyglądało sławne samodzierżawie. Strach.
Widzimy więc, iż recydywy monarchii, w której tkwi realna i rzeczywista władza już nie ma. Zamiera też liberalny parlamentaryzm. Skoro pierwsze nie istnieje, a drugi kończy swój historyczny żywot, to co po tym? Oj będzie ciekawie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz