10 października cała Polska stała się tak zwaną żółtą strefą. Oznacza to, że w całej Polsce można na przykład za nienoszenie maski na twarzy, zostać ukaranym bardzo wysokim mandatem do kilkudziesięciu tysięcy złotych.
Być może przesadzam, ale kojarzy mi się to z trzynastym grudnia 1981 roku i wprowadzeniem przez ówczesną władzę stanu wojennego. I trzynasty grudnia 1981, i dziesiąty października 2020 roku są punktami granicznymi. Te daty wyznaczają momenty, w których rządy mimowolnie przyznały się, że nie panują już nad sytuacją w kraju i zapewnić sobie władzę mogą tylko drogą represji.
Różnica jest taka, że Polska Zjednoczona Partia Robotnicza na czele z Wojciechem Jaruzelskim, momentu groźby utraty kontroli nad państwem się spodziewała i stan wojenny starannie zaplanowała i skutecznie wprowadziła. Jednak i tak w końcu nie uratowało jej to przed utratą władzy.
Z kolei Prawo i Sprawiedliwość pod przewodem Jarosława Kaczyńskiego, nie miało i nie ma żadnego planu jak poradzić sobie z epidemią koronawirusa, a restrykcje i represje są konsekwencją bezradności i nikt nie wie czym się to ostatecznie skończy. W efekcie nie można wykluczyć utraty władzy przez PiS w jakichś dramatycznych okolicznościach.
Trzeba zadać sobie pytanie, co rząd zrobi, jeśli wprowadzone od jutra obostrzenia nie zahamują rozprzestrzeniania się epidemii? [Jakiej epidemii?? – admin] Czy będzie to dalsza eskalacja restrykcji i represji? Dotychczasowa metoda działania na to wskazuje. Trudno bowiem sobie wyobrazić, że Mateusz Morawiecki albo Andrzej Duda wystąpią i przyznają się do błędu (taki gest ze strony Jarosława Kaczyńskiego pewnie w ogóle nie wchodzi w grę) oraz zaproponują jakiś “okrągły stół” dla ratowania państwa przed katastrofą.
Zatem czy “10 października” to będzie początek przyspieszonego rozpadu struktur państwa? Coraz więcej na to wskazuje. Ciekawi mnie jakie wnioski wyciągnie polskie społeczeństwo z sytuacji, w której okaże się, że przyzwoitą edukację dzieciom rodzice muszą zapewnić na własną rękę, a emeryci muszą się leczyć też w swoim zakresie.
Widać, że najbliżej załamania są systemy oświaty i opieki medycznej. Te dwa systemy należą do najmocniej kojarzonych z funkcjonowaniem państwa, a obecny rząd dokłada starania, żeby to przekonanie wzmocnić. A co będzie, jeśli dotychczasowi zwolennicy PiS-u zorientują się, że bez wpływu ich rządu chleb nadal dowożony jest do sklepów, można kupić mięso, a na lokalnym targu nadal są warzywa i owoce?
Oczywiście, rząd może i tego zakazać i na jakiś czas zakaz skutecznie egzekwować. Trzeba przyznać, że obecnie są do tego skuteczniejsze instrumenty niż “13 grudnia”. Straszak epidemii okazuje się bez porównania skuteczniejszy od groźby “przejęcia władzy przez siły antysocjalistyczne”. Jednak jak po “13 grudnia” przeciwnicy stanu wojennego mówili, że bagnetem można różne rzeczy robić, ale nie da się na nim siedzieć, tak przeciwnicy restrykcji po “10 października” mogą śmiało stwierdzić, że maseczką można zakryć twarz, ale nie skutki fatalnego rządzenia.
W latach stanu wojennego był taki moment, w którym ludzie przestawali się bać, a sytuacja ekonomiczna powodowała, że ignorowali różne restrykcje za naruszanie których groziły dolegliwe kary. Również w którymś momencie po “10 października” sytuacja ekonomiczna zmusi ludzi do ignorowania ograniczeń i zobojętnieją na groźbę kar. Zastanawia jednak czy w porę dla siebie rządzące obecnie siły zorientują się, że trzeba mieć pomysł na “czas po”.
Różnie się mówi o tym czy elity PZPR miały pomysł na “czas po”. Moim zdaniem jeśli nawet miały, to nie był to pomysł najlepszy. Czy elity obecnej władzy mają taki pomysł? Po doraźnej zachłanności na posady i pieniądze, która zazwyczaj nie wróży długich rządów, można wątpić. Zostawmy póki co zmartwienia na “czas po” PiS-owi.
W tym kontekście martwi mnie w myśleniu i działaniach PiS-u co innego. PiS zdaje się popełniać ten sam błąd, który popełniła PZPR.
Otóż każdy kryzys niosąc przeróżne zagrożenia, staje się jednocześnie szansą. Jaruzelski wprowadzając stan wojenny stworzył sobie niepowtarzalną szansę na wprowadzenie dogłębnych reform gospodarczych. Gdyby miał odwagę i wizję reform gospodarczych jeśli nie Augusto Pinocheta, to choćby Deng Xiaopinga, to być może przedłużyłby władzę PZPR na wiele lat. Tymczasem zmarnował pod tym względem dziesięć lat i osobiście mam do niego największy zarzut nie o wprowadzenie stanu wojennego, ale o zmarnowanie pod kątem reform gospodarczych tych dziesięciu lat.
Obawiam się, że podobnie w PiS nie ma świadomości, że kryzys wywołany koronawirusem jest szansą na głębokie reformy gospodarcze. Niestety PiS idzie w odwrotnym kierunku, czyli centralizuje, upaństwawia i upartyjnia do tego zwiększając obciążenia podatkowe.
Nadzwyczajne stany dają nadzwyczajne okazje do przeprowadzenia zbawiennych, ale nierozumianych i przez to niechcianych reform. Nie rozumiał tego Jaruzelski, widać że nie rozumie i Kaczyński.
A Państwo widzicie szansę na korzystne zmiany właśnie ze względu na koronawirusa?
Andrzej Szlęzak
Za: FB
https://konserwatyzm.pl/
Turańszczyzna wtedy ma się dobrze i się rozwija, kiedy prowadzi ciągłe wojny.
OdpowiedzUsuńTurańszczyzna wojny i wola wodza.
Do prowadzenia wojen potrzeba pieniędzy
Wojen nie można prowadzić w nieskończoność , ani zamordyzmu cały czas powiększać!
Do prowadzenia wojen potrzeba pieniędzy
Reżym w Warszawie dojdzie do takiego punktu ,
że będzie musiał się cofnąć i wtedy się zawali!
Turańszczyzna to wola wodza,
a wiadomo że ani Naczelnik, ani po nim sukcesor – jego kot , nie są wieczni!