niedziela, 18 października 2020
Współcześni Żydzi polscy.
Współcześni Żydzi polscy. Nie byli Żydzi w Polsce nigdy u siebie, jak nie byli u siebie nigdzie, w żadnym kraju, od czasu „roz proszenia” (diaspory) po całym świecie. A nie byli u siebie, bo uważali się u nas tak samo, jak wszędzie, za obcych, za przechodniów, bo, marząc ciągle o panowaniu nad światem, odcinali się świadomie, rozmyślnie od współmieszkańców dane go kraju. Corpus in corpore, status in statu tworzyli wszędzie. Nie byli w Polsce u siebie, nie przyłączeni do ża dnego stanu, niedopuszczani do władzy, uważani za obcych, ale pozwolono im być sobą w ramach ich religii, zwyczajów i obyczajów. Potępiając ich li chwę, wyzysk, szachrajstwo, nie wtrącało się pra wodawstwo polskie do ich spraw wewnętrznych. A nietylko pozwalało im wierzyć i żyć, w co i jak się im podobało, lecz nadało im nawet rodzaj samorzą du. Ich kahały rozstrzygały bez udziału władz kra jowych wszystkie ich sprawy wyznaniowe i społecz ne, ustanawiały podatki, należące się skarbowi pol skiemu, rządziły gminami żydowskiemu naznaczały zjazdy starszyzny, miały pod sobą synagogi, szkoły, drukarnie. Na czele każdej gminy stał kahał, którego człon kowie nie różnili się niczem od „tyranów” miast gre ckich lub kacyków murzyńskich. Będąc nietylko bez-— 203 — podzielnymi rządcami gminy, ale równocześnie jej sądem i policyą, rzucili do stóp swoich za pomocą malej i wielkiej klątwy (cherem) wszystkich prawier- nych talmudystów. Zygmunt I próbował narzucić Żydom jakąś kontrolę rządową. W tym celu usta nowi! w r. 1541 tak zwanych seniorów, w których ręce złożył administracyę polityczną, cywilną, eko nomiczną i duchowną ludu żydowskiego. Ale senio rowie, mianowani przez rząd polski, zwykle mężo wie, cieszący się zaufaniem władzy, nie przypadli do gustu Żydom, którzy nie życzyli sobie wcale nad so bą czujnego oka ludzi, zestosunkowanych z ludno ścią chrześcijańską. Przeto bojkotowali, jakbyśmy się dziś wyrazili, seniorów nieposłuszeństwem dopó ty, dopóki rząd polski, nie mając żadnego praktycz nego pożytku ze swoich reprezentantów, nie zniósł niewygodnych dla Żydów dozorców i nie wrócił ka- hałorn ich władzy dawniejszej (w r. 1571). I znów rządziły się w Polsce kahały, jak szare gęsi, tern potężniejsze, groźniejsze, aż do atrybucyi dawniejszych dodano im jeszcze prawo miecza (jus gladii), prawo karania śmiercią heretyków, odszcze- pieńców od zakonu mojżeszowego. Żydom było jeszcze mało tej autonomii, jakiej nie mieli w żadnem innem państwie europejskiem. Zachciało im się potężnego państwa w państwie, zszeregowanych wszystkich Żydów polskich, litew skich i ruskich. W tym celu stworzyli instytucyę, zwaną synodami, czyli zjazdy delegatów z Krako-— 204 — W0j Poznania, Lublina, Lwowa i sześciu przez owych delegatów powołanych rabinów. Synody były najwyższą władzą prawodawczą Żydów, rozproszonych na całym obszarze ziemi b. Rzeczypospolitej polskiej. Rozstrzygały one w ostat niej instancyi, bez apelacji wszelkie spory między rabinami, kahałami a stronami prywatnemi, rozcią gały nadzór nad handlem i przemysłem, ustanawiały miary i wagi — słowem, były rządem absolutnym ludu żydowskiego. A ten lud żydowski był przez kahały tak dosko nale przygotowany do bezwarunkowego posłuszeń stwa, iż nie myślał wcale o zrzuceniu z siebie okrut nego jarzma. Żaden Żyd, choćby najwięcej skrzywdzony, nie byłby się był ośmielił odwołać przeciw absolutyzmo wi synodów do sprawiedliwości władz chrześcijań skich. Ukamienowaliby go jego współwyznawcy, obrzydziliby mu życie, zdeptaliby go, jak robaka. Jedyną ucieczką przed tyranią kahałów i synodów było przejście na łono wiary chrześcijańskiej, ale i ten środek nie bronił zawsze skutecznie. Żydzi bo wiem umieli chwytać swoich odstępców i czynić ich potajemnie nieszkodliwymi. Tem się tłumaczy, że neofici wybierali sobie zwykle na rodziców chrzest nych panów możnych, którzy ich w razie potrzeby mogli zasłonić przed fanatyzmem talmudystów. W całej historyi Żydów polskich odważyli się na bunt jawny jedyni tylko frankiści, ale i oni, zdru zgotani zaraz na początku swojej działalności wiel-— 205 — ką klątwą, nie chcąc zgnić w więzieniach kahalnych, lub dać gardło, byli zmuszeni schronić się pod opie kuńcze skrzydła krzyża. Żydom było w Polsce, jak „u Pana Boga za pie cem.” Nie czuli tu wcale niewoli, wygnania, braku „świątyni.” Jak za dawnych dobrych czasów eksi- larchatów babilońskich, komentowali i dopełniali tal- mud, wydawali: ekzegezy, komentarze, suplementy, traktaty rabiniczne, zasypując niemi całą Europę. Dziś trudno poprostu zrozumieć, jak rząd polski mógł przez szereg wieków znosić tak dobrze zorga nizowane, tak świadomie odrębne państwo w pań stwie; jak mógł cierpieć obok siebie drugą władzę, silniejszą od niego samego. Dopiero król Stanisław August pojął dziwactwo takich stosunków. On to zniósł w roku 1764 synody generalne. Na niewiele jednak zdała się przenikliwość Sta nisława Augusta, miejsce bowiem zniesionych syno dów zajęły znów kahały, tak samo despotyczne, jak zjazdy generalne. I nie wiele zaszkodziła samorzą dowi Żydów polskich surowość rządów pruskich w Warszawie (od 1796—1807), która wytrąciła z rąk rabinów sądownictwo i zakazała im stosować do pra wowiernych i talmudystów wielką i małą klątwę, pu bliczne i tajemne kary kościelne. Rządy robiły swoje a kahały swoje. Rządy ogłaszały dekrety, kahały zaś przyjmowały te dekrety z uśmiechem ironicz nym. Bo jakąż siłę mogły mieć rozporządzenia wo bec narodu, który uważał wszelkie rozkazy i zaka zy, wychodzące od innowierców, za niemocne po-— 206 — gróżki? Dopóki lud żydowski chciał ulegać tylko swoim kanałom, były wszelkie dekrety martwą lite rą. A lud żydowski ufał swojemu „rządowi” bez względnie mniej więcej aż do r. 1830. Byli więc Żydzi w Polsce państwem w państwie. Za tę tolerancyę rządu polskiego względem Żydów pokutuje obecny naród polski. Tak dobrze było Ju dzie w Polsce, z taką swobodą ruszał się on mimo krępujące go ustawy i sporadyczne, krótkotrwałe po gromy, iż przylgnął do ziem polskich, nazywając je swoim „rajem”, a Kraków „Nową Jerozolimą.” Nie dlatego oczywiście, żeby kochał ten swój „raj,” lecz tylko dlatego, że było mu w nim wygod niej, cieplej, bezpieczniej, niż gdzieindziej, że mógł być bez przeszkody Żydem. Anglik, Francuz, Hisz pan, Portugalczyk, Włoch, nie bawiąc się w żadne dysputy, brał go bez ceremonii za łeb i wyrzucał ze swojego kraju, Niemiec bił go bez litości, ograbiał z mienia — Polak ustanawiał prawa, ograniczające jego swobodę, które więdły na papierze, rzadko sto sowane, i poturbował go od czasu do czasu, zapomi nając o swojej „złości” do lichwiarzów. Skutkiem tej „miękkości” polskiej, jest fakt, że w samej War szawie mieszka obecnie więcej Żydów, aniżeli we Francyi, Hiszpanii, Portugalii, Włoszech i Belgii do kupy razem. Krewkie narody Europy Zachodniej i południowej omija Juda dotąd przezornie, nie zapo mniawszy ich „metody.” W Niemczech jest Żydów więcej, ale są to przeważnie Żydzi polscy, z Poznań-— 207 — skiego i Prus Zachodnich, którzy, wyssawszy tam, co się dato wyssać, porobiwszy głównie na handlu lasami znaczne fortuny, przenieśli się po emancy- pacyi politycznej na szerszą arenę handlową, do wiel kich miast, do Wrocławia, Berlina, Frankfurtu i t. d. Wielowiekowy, niemądry stosunek Polaków do Żydów wlókł się aż do czasów najnowszych, wzmoc niony jeszcze mrzonką asymilacyjną Aleksandra Wielopolskiego. Dopóki Polak mógł być pożytecz nym Żydowi, dopóki dzierżył w ręku ostatnie, coraz wątlejsze, rwące się ciągle nici władzy, dopóty trzy mał się Żyd jego poły. Z chwilą jednak, gdy te nici pękły ostatecznie (po roku 1863), stało się to, co się stać musiało, co przewidział każdy, znający psycho logię .ludy. Żyd zaczął się odwracać plecami do Po laka. Inaczej być nie mogło: „raj” przestawał być „rajem”, Polak „dobrym interesem.” Zwykle łączy się dzisiejszy ruch nacyonalisty- czny Żydów polskich z przypływem do Warszawy t. zw. litwaków. Oni, ci obcy przybysze, steroryzo- wali naszego Żyda, oni są sprawcami bankructwa asymilacyi — mniemają niepoprawni, bezkrytyczni marzyciele asymilacyjni. Litwacy zorganizowali w istocie żydowski ruch nacyonalistyczny, nadali mu formy zwarte, mocne, dzieła tego jednak nie byliby mogli dokonać, gdyby nie byli zastali przygotowanego gruntu. Grunt ten zaczął się wytwarzać zaraz po roku 1864-tym. Pozbawieni władzy, wpływu na losy kra ju, stracili Polacy „respekt” Żydów, kłaniających się— 208 — zawsze tylko mocniejszemu danego kraju i danej chwili. Wiadomo, że już Żyd Finkelhaus, adwokat warszawski, odgrywający obecnie w Paryżu pod na zwiskiem .,Finot’a” rolę patryoty francuskiego, ra dził Żydom odczepić się od nas, od „konających” i zwrócić się z afektem, ku północy, ku „zdrowiu i sile” (1886 r.). Zmiana położenia politycznego Królestwa po r. 1864-tym jest pierwszą przyczyną obecnego ruchu nacyolistycznego żydowskiego. Od słabego odwra ca się Żyd wszędzie. A drugą? Drugą, ważniejszą dla urodzonego handlarza, którego bożyszczem jest Mamon, należy nazwać zmianę położenia ekonomicznego Królestwa, na co zwrócił słusznie uwagę Roman Dmowski w swojej broszurze, p. t. „Separatyzm Żydów i jego źródła.” Mówi on: „Najgłębsze zmiany zaszły w za kresie naszego ustroju ekonomicznego (w ostatnim czterdziestoletnim okresie). Wywołał je cały sze reg faktów, jak przeprowadzenie bezpośrednio po powstaniu reformy włościańskiej, zniesienie na krót ko przedtem granicy celnej między Królestwem a Ce sarstwem i rozwój wielkiego przemysłu fabrycznego, obliczonego na rynki rosyjskie; rozwój handlu kon tynentalnego Europy ze Wschodem, dla którego Warszawa stała się ważną stacyą pośrednią; wej ście rządu rosyjskiego na drogę szerszej polityki handlowej, przyśpieszające przekształcenie państwa rosyjskiego na jeden wielki organizm ekonomiczny; wreszcie potężny o miedzę rozwój ekonomiczny zje-— 209 — dnoczonych w tym okresie Niemiec, dążących do wszechstronnej ekspansyi handlowej.” „Królestwo podniosło się ekonomicznie, dzięki rozwojowi przemysłu i handlu, pola zarobkowania rozszerzyły się, ale jednocześnie kraj utracił cha rakter odrębnego organizmu ekonomicznego, został w znacznej mierze cząstką wielkiej całości — pań stwa rosyjskiego, zainteresowaną w jego polityce handlowej, uzależniając się razem z niem od tych samych czynników zewnętrznych. Wytworzyła się silna zależność naszych interesów ekonomicznych od zawieranych przez Rosyę traktatów handlowych i od ogólno-państwowych taryf celnych, od kursu waluty rosyjskiej, od rosyjskich taryf kolejowych, zależność naszego przemysłu od rynków rosyjskich i zdobywanych przez Rosyę rynków azyatyckich, wreszcie, naszego rynku pieniężnego od Berlina. Krótko mówiąc, kraj się podniósł ekonomicznie, ale utracił swą ekonomiczną samodzielność.” „W sprawie żydowskiej pociągnęło to ten sku tek, że najsilniejsze, a właściwie prawie jedyne wę zły, łączące ludność żydowską z naszem społeczeń stwem, ogromnie się rozluźniły. Ze wszystkich dzie dzin życia ekonomicznego, najściślej są oni związa ni z handlem i przemysłem, w tej zaś dziedzinie po wstało mnóstwo interesów, które, jakkolwiek mają swą siedzibę na naszym gruncie, w rozwoju swym niezależne są od kraju, od społeczeństwa polskiego. Poznaj Żyda. 14— 210 — a za to pozostają w zależności od Rosyi, w pewnej zaś części od Berlina.” » „Tej zmianie stosunku ekonomicznego musiała towarzyszyć u Żydów nieunikniona zmiana stosun ku moralnego do naszego społeczeństwa. Żyd, nie czujący, że jego byt, jego zyski zależne są od spo łeczeństwa polskiego i od stanu jego interesów, jako takich, nie ma dostatecznego powodu do wiązania się z tern społeczeństwem i do rozbijania sobie ra zem z Polakami głowy w obronie ich narodowych interesów. Niezawodnie, możliwe to jest u Żyda, którego rodzina dawno się już spolszczyła, przejęła polskiemi aspiracyami i który został w tych aspira- cyach od dziecka wychowany — ale takich przecież Żydów mamy bardzo niewielu. Dzisiejsza inteli- gencya żydowska składa się w olbrzymiej więk szości z ludzi, którzy z domu nic polskiego nie wynieśli. Żyją oni w kraju polskim, mówią po polsku, bo nasz kraj zanadto jest odrębny kultu ralnie, zanadto samodzielny w swej polskości, aże by łatwe było w nim życie przy posługiwaniu się innym językiem, ale przy słabnącej ich zależności ekonomicznej od społeczeństwa polskiego, coraz mniej mają skłonności do podporządkowania się jego interesom, ideałom, dążeniom, coraz bardziej czują się samodzielni. Stosunek inteligencyi żydowskiej do polskości zmienia się szybko z pokolenia na po kolenie. Najpierwsi jej przedstawiciele mówili: je steśmy Polakami bezwarunkowo; następne pokole nie już postawiło warunki: jesteśmy Polakami, ale— 211 — żądamy, żeby polskość była pojmowana w taki a ta ki sposób; w końcu zjawia się pokolenie, którego znaczna część powiada już poprostu: jesteśmy Ży dami i nie chcemy być niczem innem.” Nikogo, kto zna psychologię Żyda, nie dziwi ta ka ewolucya. Jest ona naturalnym owocem jego du szy. Żyd nie bawi się nigdy i nigdzie w sentymenty wobec innowiercy, widzi wszędzie i zawsze tylko siebie, swój interes, swoje cele. Zmiana położenia politycznego i ekonomicznego Królestwa przygotowywała stopniowo, powoli grunt dla „litwaków.” Ruchliwsi, zuchwalsi, więcej przedsiębiorczy od naszych Żydów litwacy, zoryentowawszy się szybko w położeniu, byli tą iskrą, co, padłszy na materyał zapalny, wywołuje eksplozyę. Zarzucili oni Warszawę swojemi gazetami żar- gonowemi, stworzyli cały szereg teatrów żydow skich, urządzali bale „purimowe” i dodali swoją bu tą, swoją bezwzględnością naszym Żydom odwagi, budząc, podniecając ich drzemiącą, rasową megalo manię, ich odwieczne poczucie „wybraństwa”. Okrzy ki „precz z białą gęsią!” (podczas rewolucyi) były pierwszym, jawnym wyskokiem tej przebudzonej megalomanii, drugim zaś — mocniejszym, podkre ślonym jeszcze wyraźniej, zachowanie się Żydów warszawskich podczas ostatnich wyborów do Dumy petersburskiej (w październiku 1912 roku). Teraz chyba nauczył się już każdy inteligentny Polak psychologii Żyda, wie, z kim ma do czynie-— 212 — nia. Nasze złudzenia asymilacyjne rozwiały się osta tecznie. Powie kto: z tłumów żydowskich trzeba wyłą czyć inteligencyę żydowską. Świeża to inteligencya. Stworzyły ją dopiero czasy powstaniowe. Gromadnie opuszczała po r. 1863 młodzież żydowska ghetta i chedery, tłocząc się do średnich i wyższych szkół chrześcijańskich. Pa tenty gimnazyalne, dyplomy uniwersyteckie dawały jej stanowisko społeczne i towarzyskie. Zaroiło się po latach dwudziestu Królestwo od żydowskich: le- karzów, adwokatów, techników, dziennikarzów, w końcu literatów. Pomógł im nastrój chwili — zlew eksperymentów asymilacyjnych i doktryny po zytywistycznej. Eksperymenty asymilacyjne witały ich życzliwie, otwierały im domy polskie, zdejmowa ły z nich „żółtą łatę” ghetta, doktryna pozytywi styczna, atakująca pod hasłem wiedzy nowoczesnej i upostępowienia narodu, wszystkie dawniejsze „war tości”, całą przeszłość: tradycye, zwyczaje i oby czaje narodu, religię, katolicyzm, księdza, szlach cica — pozwoliła im w skórze inteligenta zostać sobą. Tak, sobą… Bo Żyd, wychowaniec ghetta, Tal mudu i „wolnego handlu”, nienawidzi kultury chrze ścijańskiej, kłócącej się na każdym kroku z jego py chą, bo Żyd, pozbawiony talentu dodatnio twórcze go, lgnie, oświeciwszy się, do wszelkiej negacyi, do wszelkiego wywrotu. Jest on zawsze wszędzie tam, gdzie się w społeczeństwach innowierczych coś ry-— 213 — suje, wali, zapada, czy to będzie zaciekły krytycyzm, czy rewolucya, czy socyalizm albo anarchizm. Bu dować nie umie. Europejska doktryna pozytywistyczna, adopto wana przez nasze pokolenie popowstaniowe niewąt pliwie w dobrej wierze (jako reakcya przeciw fanta- styczności romantyzmu), pojęta uczciwie, jako ..otrzeźwienie” społeczeństwa, grzeszyła nadmier nym krytycyzmem, który roztopił się ostatecznie w bezsilnym pesymizmie. W swoim rozpędzie refor matorskim zapomniał pozytywizm polski, więcej spo łeczny niż naukowy, iż naturalna ewolucya narodów nie znosi gwałtownych skoków, gwałtownego burze nia całej przeszłości. Odnowić, przebudować, zasto sować do nowych warunków trzeba stary gmach na rodowy, a nie druzgotać go od podwalin. Do dziś cierpi Europa za winy rewolucyonistów francuskich, głównie Żyrondystów, którzy tej prostej prawdy nie rozumieli, którzy chcieli przewrócić świat od razu do góry nogami. Przewrócić od razu, bez żadnego przejścia, do góry nogami, chcieli nasi pozytywiści w swojej mło dzieńczej nierozwadze całą naszą przeszłość, wszyst kie nasze tradycye, naszą duszę, co się oświeconym Żydom oczywiście bardzo podobało, było im na rę kę. Bo ich, co wyszli dopiero wczoraj z żydowskie go ghetta, odciętego chińskim murem tradycyi tal- mudycznych od świata chrześcijańskiego, nie obcho dziła przecież nic kultura chrześcijańska i tradycye narodów aryjskich. Obcymi byli tej kulturze, tym— 214 — tradycyom, a nietylko obcymi, lecz wprost wrogimi. Jakże mieli kochać przeszłość aryjską, która ich po niewierała, która przypinała do ich sukien żółte j czerwone łaty? Więc rzucili się skwapliwie w objęcia postępu pozytywistycznego, stali się wszyscy żarliwymi po stępowcami. Żydzi postępowcami? Któż nie wzruszy ramio nami? Najkonserwatywniejszy, najwsteczniejszy na ród na świecie, zastygły, stężały w swojem „wy- braństwie,” postępowcem? Jego rzekomy postęp jest wszędzie tylka vendettą i geszeftem. Vendettą, bo usiłuje zburzyć „domy gojów”, w których doznał ty le poniewierki; geszeftem, bo gdzie się coś wali, rozpada, można dobrze zarobić. Im więcej wiórów głupi goje rozrzucą dokoła siebie, tem więcej ich mądry Żyd nazbiera łapczywie, czy to będzie go tówka, czy jakieś przywileje. Skrzętnie pomagali Żydzi naszemu pozytywiz mowi. Czego on, Polak, mimo swoją postępowość znieważyć nie śmiał, katolicyzmu i patryotyzmu, to oświecony Żyd swoim dwuznacznym uśmiechem, swoim cynicznym dowcipem wydrwiwał, odzierał z błękitnego płaszcza uroku, jako „przesąd”, „zabo bon”, „stęchliznę wsteczniczą”. Jako dziennikarz po stępowy opluwał polskiego księdza, polskiego szlach cica, polskiego mieszczanina i chłopa, szydził z „za bobonów” chrześcijańskich, ale niech się tylko jakiś „akum” ośmielił dotknąć palcem mozaizmu, a choć by tylko rabinatu, zmarszczył natychmiast brwi, na-— 215 — stroszyl się, żachnął się — on, oświecony, bezprze- sądny, bezwyznaniowy i stawał się pospolitym Ży dem, dzieckiem chederu: nie tykaj moich świętości goju; mnie wszystko wolno, tobie nic!… Szczególne zestawienie bezwyznaniowości i ży- dowszczyzny… Prawie każdy oświecony Żyd, oder wawszy się od ghetta i chederu, staje się bezwyzna niowcem, zawisa w powietrzu między mozaizmem a chrystyanizmem, między kulturą żydowską a chrześcijańską, a mimo to zdobywa się nie wielu z tych świeżych „filozofów” na odwagę stanowcze go zerwania z tradycyami swojej krwi. Nawet Ba- ruch Spinoza nie przestał być w duszy swojej Ży dem. Tak potężną jest tradycya długiego szeregu pokoleń. Swoje tradycye szanuje nawet najoświeceńszy, Żyd, co mu się chwali, ale cudze obłoci z wielką przyjemnością, ilekroć się do tego sposobność na darzy, na co się oczywiście żaden naród zgodzić nie może. Sposobności do obniżania i poniżania naszych „przesądów” było dużo w ostatnim okresie czterdzie stoletnim naszego rozwoju. Pod płaszczykiem „nie^- zawisłej” wiedzy atakowano nasamprzód religię, ro zumie się chrześcijańską… Polacy robili to oględnie, zadawalając się bier nym indyferentyzmem religijnym, gazeciarze zaś ży dowscy bez ceremonii. Skutkiem tej roboty był frazes: przyznawanie się do uczuć religijnych jest u człowieka oświeco-— 216 — nego świadectwem słabości, ciasnoty jego umysłu. Zdawkowy ten frazes onieśmielił przeciętnego inteli genta, chcącego uchodzić za niezawisłego myśliciela, nauczył go albo ukrywać wstydliwie ową „słabość”, ową „ciasnotę”, albo przyznawać się jawnie do bez wyznaniowości. A potem kler… Był on solą, pieprzem w oku nie tyle polskiego pozytywisty, ile żydowskiego po stępowca. Naturalnie! Bo kler ociera się ciągle, bezpośrednio, najbliżej o szerokie masy ludu i może „postępowi” dużo zaszkodzić. I jeszcze szlachcic, raczej ziemianin… Dwór wiejski jest najstarszą, najtrwalszą skarbnicą trady- cyi historycznych — czyli w pojęciach „postępo wych”, mchem porosłym mamutem, urodzonym za- coiańcem i t. d. Przeto trzeba księdza i ziemianina zepchnąć z jego stanowiska, odsunąć go od rządów moralnych społeczeństwa. Robili to systematycznie pozytywiści, a wtóro wali im głośno żydowscy oświeceńcy, zacierając z radości ręce. Pierwszy lepszy gazeciarz, mający o wsi i jej warunkach takie wyobrażenie, jakie ma analfabeta o filozofii, uczył księdza i ziemianina go spodarstwa i postępowania z ludem. Do tej wiązanki minusów polskiego pozytywiz mu należy jeszcze dodać apoteozę t. zw. niezawisłej etyki, walki o byt i mrzonkę asymilacyi żydowskiej (Orzeszkowa, Świętochowski, Bałucki i in.). Młodzież, jak każda młodzież, lgnęła do nowi nek, wybierając z nich najjaskrawsze.— 217 — Temu pierwszemu atakowi na prastarą duszę polską przeciwstawiła się gromadka autorów i pu blicystów, którą przeciwnicy ich nazwali „młodoza- chowawcami.” Zgromadzona dokoła „Niwy” pod patronatem Ludwika Górskiego (ks. Zygmunt Cheł- micki, Teodor Jeske-Choiński, Władysław Michał Dębicki, Antoni Donimirski, Jan Gnatowski, Mścislaw Godlewski, Stefan Godlewski, Władysław Olendzki, Stanisław Ostrowski, Aleksander Rembowski i Zy gmunt Sumiński) wypowiedziała walkę pozytywiz mowi. Nie występowała ona bynajmniej przeciw wiedzy, jako takiej, uznając jej doniosłość, jej zna czenie, nie walczyła nawet z metodą pozytywisty- czno-ewolucyjną, przyznając jej racyę bytu w gra nicach umiejętności ścisłych, zaprzeczała tylko wie dzy prawa narzucania człowiekowi swojej t. zw. nie zawisłej etyki i wciskania się pomiędzy niego a Bo ga — nie klęczała kornie przed rozumem ludzkim. Uznając prawa wiedzy, nie wykluczali „młodozacho- wawcy” z życia ludzkiego świata uczuć, bronili Ko ścioła katolickiego i jego kleru, żądali uszanowania dla tradycyi historycznych narodu, w których cią głości widzieli jedyną siłę narodu zwyciężonego. Program ten nie różni się zasadniczo od obec nego (1912 r.) programu prawicy narodowo-demokra- tycznej, zrównoważonej po szeregu ewolucyi, w swo im jednak czasie (1882 r.) był przedwczesny, czyli bezsilny, co na jedno wychodzi. „Młodozachowaw- cy”, pokonani przez panujący samowładnie między r. 1880 a 1890 pozytywizm, piętnowani przez poste-— 218 — powców”, jako: wstecznicy, obskuranci, gasiciele światła i t. d., nie mieli żadnego wpływu na szersze masy — byli odosobnieni. Rozbiła ich zresztą „ugoda” (dzisiejszy „rea lizm”), zabrawszy im większość towarzyszów (ks. Z. Chełmickiego, A. Domimirskiego, Godlewskiego Mścisława, Stanisława Ostrowskiego). Pod pierwo tnym sztandarem wytrwali tylko: ks. Jan Gnatow- ski i T. Jeske-Choiński, służąc swojej idei każdy na własną rękę — rozbitkowie bez towarzyszów… Po pozytywizmie przyszedł modernizm Literac ki („Młoda Polska”), który miał być reakcyą fanta- zyi i uczucia, przeciw jednostronnej „trzeźwości” po kolenia po – powstaniowego, jej poprawką. Ale nie sprostał podjętemu zadaniu, bo przyszedł na świat ze „skrzydłami zbarczonemi” (K. P. Tetmajer). Przyszedł na świat z „skrzydłami zbarczonemi”, bo zatruł się w łonie swojej matki rodzonej, Polski, bólem stuletniej niewoli a w szkole swojej matki chrzestnej, Europy Zachodniej i Wschodniej, zacza dził się miazmatami zgnilizny moralnej, pesymizmu, znużenia. Chociaż stanął sztorcem przeciw pozyty wizmowi, był mimo to jego dzieckiem, jego bankruc twa ostatnią skargą. Więc zamiast wznieść się wysoko ponad nędze i podłości tej ziemi, wlókł zbarczone skrzydła wła śnie po tej ziemi i to po jej zaułkach newrozy i psy- chopatyi; zamiast rozbrzmieć pieśnią wiary i nadziei, załamał, opuścił bezsilne, omdlałe ręce i skarżył się,— 219 — płakał, lamentował, wzywając Nirwany. Nie męż nym mężem był, lecz rozszlochaną, konwulsyami miotaną histeryczką. Nazwał się niesłusznie „Młodą Polską”, Polska go bowiem nie wiele obchodziła (z wyjątkiem Wy spiańskiego), domagał się bez prawa buławy w na- szem królestwie ducha, nie wnióst bowiem do naszej kultury ani jednej idei dodatniej. Zgrzytami, roz- dźwiękami zasypał, cynizmem lubieżności, eroto manii, krwawemi, cuchnącemi strzępami gnijących wnętrzów ludzkich splamił ruiny naszej wolności po litycznej, wniósł do naszego kraju anarchię pojęć i uczuć, chorobę woli i chorobę zmysłów. Naśladując dekadentyzm Europy Zachodniej, wniósł wprawdzie do literatury polskiej „cały splot nowych pojęć i sposobów artystycznej ekspresyi (nastrojowość, symbolizm, muzykalność słowa, swo bodę twórczą)”, ale ten jego istotny realny dorobek służył głównie tylko artystom z talentu i zawodu. Wielkie masy, naród, nie miały z tych nowości ani pożytku ani pociechy. Bo cóż obchodzą naród po konany, skazany na śmierć nieuchronną, na zanik, gdy traci wiarę w swą moc odporną i w sprawiedli wość historycznej Sprawiedliwości, cóż mogą obcho dzić naród, kopany z dołu, z góry, zewsząd, dławio ny za gardło, eksperymenty smakoszów, wykwint- nisiów artystycznych? Zabawka to dla narodów wolnych. Ducha przedewszystkiem podnosić trzeba naro du pokonanego, nie pozwolić mu zwątpić, bo: qui dit— 220 — doute, dit impuissance (Balzac), bo kto wątpi, ten wyrzeka się czynu, a ducha nie podnosił modernizm, przeciwnie, druzgotał resztki jego skrzydeł. Rozumie się, że Żydzi nie omieszkali wziąć udziału w ruchu medernistycznym. Ruch ten „oczysz czał” przecież dalej duszę polską z różnych przesą dów, a sięgnął głębiej od pozytywizmu, bo w rodzi nę polską. Zwyrodniały, chorobliwy erotyk, lubież nik, „poprawiający swoją inteligencyę alkoholem” (Berent), tarzał się w histeryi i newrozie seksualiz mu, uczył „wolnej miłości” i t. d. Żydom w to graj! Goje zaczynają się rozkła dać, gnić moralnie, a gdzie „trup” gnije, tam zarabia ją szczury. Już nie pospolici gazeciarze zasiadają do biesia dy modernistycznej, lecz autorowie, poeci i history cy przeszłości i literatury polskiej. Jeden z nich na wet, Wilhelm Feldman, który wyszedł co dopiero z chederu i jako świeży inteligent żydowski nie mógł nawet odczuwać duszy aryjskiej, polskiej, chrześci jańskiej, narzucił się Polsce, jako sędzia rozwoju jej myśli ostatnich lat pięćdziesięciu. I stała się rzecz upokarzająca dla myśli polskiej!… „Współczesną li teraturę Polską” Feldmana, nieochrzczonego nawet Żyda, rozchwytała publiczność polska w kilku wy daniach, ucząc się z niej znajomości myśli polskiej. Feldman stworzył „czarną giełdę literatury, przy garnął młodzież fosforycznością frazesu, ruchliwo ścią reklamy szybkiej i głaszczącej, radykalizmem V— 221 — napaści; i w taki sposób rozpoczął urabianie duszy polskiej” — mówi Ignacy Grabowski swoim lapi darnym, aforyzmowym stylem („Niewdzięczni go ście”). Z niezwykłą szybkością pędzili Żydzi do stero- ryzowania duszy polskiej. Zaledwie zdążyli z siebie zrzucić wierzchnią skórę żydowską, a już narzucili się literaturze polskiej na sędziów i rozdawców sto pni i oznak honorowych. Trochę to za prędko… Kiedy modernizm kochał się bezustannie, cho ciaż nienawidził niby kobiety, poprawiając „inteli- gencyę alkoholem”, podminowywał tymczasem so- cyalizm w podziemiach, w nizinach społecznych, du szę naszego proletaryatu, ucząc go: ateizmu, bezwy znaniowości, nienawiści klasowej, kosmopolityzmu, pogardy dla narodowych ideałów. Wiadomo, że Ży dzi byli tego wrogiego dla istniejącego porządku społecznego ruchu nietylko żarliwymi wykonawcami, lecz nawet w znacznej części prowodyrami. I oto przyszła rewolucya z r. 1905, i cały ten war wywrotowych idei, cały ten kipiątek wylał się na kraj znękany. Orgią seksualizmu i anarchią pojęć i uczuć skoń czyło się ostatnie pięćdziesięciolecie naszego życia. Ruiny, ruiny, same ruiny… Trzeba teraz duszę pol ską oczyszczać, na nowo odbudowywać. Nie pomo że nam oczywiście w tej robocie świeża inteligencya żydowska, przyczyniła się ona bowiem do tej anar-— 222 — chii pojęć i uczuć, pracowała dla niej gorliwie, „uświa damiając” naszą młodzież słowem i piórem. Po co zresztą, w jakim celu miałaby nam poma gać? Ma nas już za dogorywającego bankruta, le żącego na ziemi, gotowego do skopania nogą żydow ską. Pierwszem takiem kopnięciem podczas rewo- lucyi były okrzyki: precz z krzyżem i białą gęsią! drugiem—ostatnie wybory do Dumy petersburskiej. Warto utrwalić „Wyjaśnienie” warszawskich wybor ców żydowskich (z dnia 31 października 1912 r.), aby ten ciekawy dokument nie zbutwiał w archiwum roczników dziennikarskich. Żydzi warszawscy „wyjaśnili”: — „Nie ze słowami nienawiści, nie z zamysłem wywoływania waśni przystąpiła ludność żydowska Warszawy do akcyi wyborczej, w celu obrania posła do Dumy państwowej. Na równi z innymi współ obywatelami prawyborca żydowski, w poczuciu obo wiązków względem kraju żywił nadzieję, że poseł, którego Warszawa wyśle do czwartej Dumy, będzie w przyszłem Kole poselskiem z Królestwa primus inter pares, przyświecając swym towarzyszom ener gią w pracy oraz oryentacyą polityczną w trudnej chwili, którą przeżywa obecnie kraj i państwo całe. Ale niemniejszą od zalet i zasług osobistych silę mo ralną stanowi dla posła zaufanie ludności, którą re prezentuje. I prawyborca żydowski w Warszawie niczego bardziej nie pragnął jak tego, aby przyszły poseł uposażony został w nieograniczone zaufanie całej ludności „warszawskiej”. Aby cel ten osiąg- f— 223 — nąć, a jednocześnie usuwać nieporozumienie, jakie w umysłach zrobić mogła przewaga liczebna prawy- borców żydowskich, grono obywateli żydowskich za wczasu swe dążenie do zgodnego z ogółem polskim działania zamanifestowało. „Mandat warszawski — głosiło oświadczenie — powinien być oddany w ręce Polaka-(chrześcijanina), zwolennika równouprawnie nia Żydów w Królestwie i w Cesarstwie.” „Żądanie równouprawnienia jeśli z jednej strony jest hasłem walki o prawa w życiu prawno-politycz- nem państwa, to z drugiej strony jest też wezwaniem do społeczeństwa polskiego o wspólne i solidarne w interesie kraju całego działania.” „Żądanie to jest w zupełnej zgodzie z tradycyą polityczną kraju; wszak już przed pół wiekiem nie było mowy w Królestwie o ograniczeniach wyzna niowych w samorządzie. Jest to żądanie w zupełnej zgodzie z realnemi interesami kraju, którego rozwój dalszy zależy od harmonijnego współdziałania wszystkich grup ludnościowych.” „A konieczność tego współdziałania właśnie pra- wyborcy żydowscy tak silnie podkreślają, gdy nie dwuznacznie wskazując na pożytek i potrzebę re- prezentacyi interesów swoich w Dumie przez Źyda- obywatela z Królestwa, jednocześnie się zastrzegli, że, pomimo obecnej przewagi w Warszawie, mandat warszawski uważają za stosowne oddać w ręce Po- laka-chrześcijanina.” „Należy więc żałować, że polskie ugrupowania— 224 — polityczne, które skupiły się w „Koncentracyi naro dowej”, przeszły do porządku dziennego pod we zwaniem ludności żydowskiej do solidarnej akcyi wyborczej, któraby odzwirciadliła pragninia i na stroje wszystkich grup ludnościowych w Warsza wie.” „Chcemy wierzyć, że „Koncentracya narodo wa” wytworzyła potrzeby zasadnicze i przesłanki ideowe. Chcemy wierzyć w szczerość słów, potę piających antysemityzm, z jakiemi wystąpiła „Kon centracya narodowa”, gdy mówiła o potrzebie prze ciwstawienia kandydatury narodowej, zgodnie z tra- dycyami politycznemi kraju, kandydaturze wyłącz nie partyjnej, sekciarskiej, jaką pośpieszył wystawić główny, bo najstarszy odłam „Narodowej demokra- cyi.” „Niemniej zaznaczyć tu musimy, i to bez ogró dek żadnych, że „Koncentracya narodowa” okazała się wkrótce w sprzeczności z przesłankami ideowe- mi, jakie sama ustaliła. Istotnie pan Jan Kucharzew- ski, którego „Koncentracya narodowa” wysunęła ja ko swego kandydata, oświadczył sie za wyznaniowe- mi ograniczeniami prawnemi w samorządzie przysz łym i jednocześnie krucyata ekonomiczną przeciw ludności żydowskiej, w kraju tym zamieszkałej.” „Otóż oba postulaty pana Jana Kucharzewskie- go zasługują z punktu widzenia interesów krajowych na potępienie. Prawne ograniczenia wyznaniowe mo gą tylko powstrzymać rozwój myśli politycznej i urządzeń społecznych w kraju. Ekonomiczna zaś— 225 — krucyata, głoszona przeciw Żydom — o ile będzie wykonalna — sprowadzi tylko większą pauperyza- cyę ubogich już mas żydowskich, pauperyzacyą, gro źną zarówno dla kultury kraju, jako i dla jego zdro wego rozwoju ekonomicznego.” Program, tak nieopatrzny zarówno politycznie jak społeczne, tembardziej musimy potępić my, wy borcy ludności żydowskiej miasta Warszawy. Nie tylko nasze sumienie obywateli kraju, lecz i manda ty, dane przez naszych prawyborcow, nakazują nam stanowcze zwalczanie kandydatury, nieprzyjaznej dla ludności żydowskiej miasta Warszawy. Nietylko na sze sumienie obywateli kraju, lecz i mandaty, dane przez naszych prawyborcow, nakazują nam stanow cze zwalczanie kandydatury, nieprzyjaznej dla lud ności żydowskiej, a jednocześnie szkodliwej dla ca łego kraju.” „Jako wyborcy ludności żydowskiej, nie stano wimy żadnego wyłącznego i zamkniętego stronnic twa. Reprezentujemy nietylko różne warstwy, lecz i różne kierunki myśli politycznej wśród ludności ży dowskiej. Łączy nas wszakże w jedną moralną ca łość szczera chęć spełnienia obowiązku, podyktowa nego nam przez naszych prawyborcow. A nakaz na szych prawyborcow brzmi: obrona praw i interesów ludności żydowskiej przy możliwem współdziałaniu ze społeczeństwem polskiem.” „Pragniemy wytrwać przy pierwotnej uchwale, z którą ludność żydowska naszego grodu przyszła do Poznaj Żyda. IR— 226 — urny wyborczej. W kolegium wyborczem nie chce my odgrywać roli większości, która bezwzględnie ze swej liczby korzysta.” „Nie chcieliśmy sami stanowić o mandacie z Warszawy. Naszem pragnieniem jest współdzia łać z mniejszością w gronie wyborczem, współdzia łać z wyborcami-chrześcijanami.” „Ale ze stanowiska, jakie już prawyborcy nasi zajęli względem nieprzyjaznej im kandydatury pana Kucharzewskiego, również zejść nie możemy. Nie zgodzimy sie ani na jawną, ani na cichą aprobatę dla programu politycznego, wrogiego interesom ludności żydowskiej, która ten kraj zamieszkuje, i groźnego w swych następstwach dla kraju całego.” „Przejęci potrzebą solidarnego działania ludno ści kraju, chcemy wierzyć, że „Koncentracya naro dowa”, która w rywalizacyi ugrupowań polskich wy szła zwycięsko, nie zechce trzymać się zgubnej me tody działania „wszystko, albo nic.” Tylko nieprze jednane stanowisko „Koncentracyi narodowej” może sparaliżować nasze dobre chęci i podyktować nam obowiązek wyboru kandydata na własną rękę i na własną odpowiedzialność.” Ecce Judaeus, oto żydowska inteligencya! Boć przecież nie analfabeci żydowscy, nie „husyci” zre dagowali to „wyjaśnienie”, upstrzone nawet łaciną, lecz Żydzi oświeceni, uczeni. „Nie zgodzimy sie ani na jawną, ani na cichą aprobatę dla programu politycznego, wrogiego inte resom ludności żydowskiej, która ten kraj zamiesz-kuje i groźnego w swych następstwach dla kraju ca łego” — wołają żydowscy wyborcy warszawscy z mocą, z rozkazującą butą gospodarza miasta. Sil nymi czuć się muszą, panami sytuacyi, skoro ośmielili się przemówić w tak wysokim tonie. I nie dość na tem. Nietylko protestują przeciw ko samoobronie społeczeństwa polskiego, nie mają cego ochoty być skopanem, pożartem przez Żydów, ale żądają nawet, żeby ludność rdzenna „współdzia łała” z nimi, czyLi, żeby im pomogła zniszczyć się, zgubić, sponiewierać, spoliczkować. Samobrona polska ma być „groźną dla kultury kraju i dla jego zdrowego rozwoju ekonomicznego.” Czy tak? Bez kultury żydowskiej możemy się doskonale obyć; mamy swoją, aryjską, europejską, chrześcijań ską. Nie my, Aryjczycy, uczymy się od Żydów kul tury, lecz oni od nas. Nietylko obyć możemy się doskonale bez kultury żydowskiej, lecz obowiązkiem nawet naszym omijać ją wprost, jak się omija tru ciznę. Oświecony Żyd zatruwa swoją chytrą albo cyniczną mądrością duszę aryjską (Heine i do niego podobni). A zdrowy rozwój ekonomiczny? Rozwój eko nomiczny narodów chrześcijańskich będzie właśnie dopiero wówczas zdrowym, kiedy się otrząśnie ze szczególnego rodzaju etyki ekonomicznej i kupieckiej Żyda, za którą idzie ruina, nędza innowierców, nie szczęście i grzech. „Czysty kapitalizm” żydowski nie uzdrowił nigdzie przemysłu i handlu. Napełniał— 228 — tylko kieszenie żydowskie. A o to głównie chodzi wszędzie i zawsze Żydowi. „Moes Zur Seschusi” (pieniądz to silą mej mocy), modli się Żyd, jak po świadcza H. Lenz, pisarz niemiecki; „celem Żydów jest pieniądz i panowanie nad wszystkimi ludźmi”, mawiał francuski Żyd, Cremieux, oświecony chyba, bo minister. I dlatego to taka złość, taki lament, gdy gdzie goje mądrzeją i zaczynają się bronić przeciw chci wości Judy. A goje zaczynają mądrzeć wszędzie. We Fran- cyi, Anglii, Niemczech, w Ameryce i t. d. nauczyli się już wszystkich tajemnic handlu, są wytrawnymi kupcami. Tylko na ziemiach b. Rzeczypospolitej polskiej kuleje jeszcze ta sztuka. Ale i Polak nau czy się wkrótce kupczyć, bo przecież „nie święci garnki lepią”. Nauczył się praktycznosci, robienia grosza Poznańczyk — nauczy się tego rzemiosła także Warszawiak, żwawszy, ruchliwszy od nadwar ciańskiego brata. A wówczas nastąpi istotnie „jesz cze większa pauperyzacya ubogich już mas żydow skich”, jak przewidują wyborcy warszawscy, ta pau peryzacya jednak nie obchodzi ludności rdzennej. Nikt nie ma obowiązku być swoim własnym wro giem, swoim własnym wrogiem zaś byłby Polak, od bierający chleb swoim dla nakarmienia obcych. Obcymi chcą być, są obok nas, Żydzi, z wyjąt kiem nielicznej garstki szczerych asymilatorów i dla tego spada odpowiedzialność za skutki ich niepopra wnego separatyzmu na nich samych.— 229 — Będą zbierali, co sami zasiali. Majaczenia o ja kiejś miłości w walce o byt, o prawo do życia są mdłym pomysłem (Ludwik Straszewicz), z którego- by się pierwsi Żydzi w kułak śmiali, gdyby mu się udało powstrzymać ekonomiczną samoobronę pol ską. Ale nie powstrzyma. Zanadto nam Żydzi do kuczyli, zanadto nas ich gazeciarze obrażali, policz kowali. Judeo-Polorrii, czy Polonio-Judei im się za chciewa. Na tośmy jeszcze nie zeszli, aby nam pierwszy lepszy szajgec mógł wymyślać od „starych szkap” od „trupów”, od „woziwodów żydowskich” it. p. Miarka się ostatecznie przebrała. Z całym im petem zdrowej, świadomej swoich celów siły zabra ła się gromadka publicystów do pokazania Żydom, iż można istnieć bez nich, bez ich kultury i mądrości ekonomicznej. W jeszcze trudniejszych warunkach w stosunku do Żydów, niż Królewiacy, znajdują się Polacy gali cyjscy. Według danych statystycznych, zebranych przez d-ra Stanisława Głąbińskiego z polecenia Wydzaiłu Krajowego („Materyały do kwestyi żydowskiej w Ga- licyi 1910 r.) posiada Galicya 7,315,939 mieszkańców, rozpadających się na trzy narodowości: polską, ru- sińską i żydowską (oprócz nielicznej garstki Ormian i Niemców). Wszystkie te narodowości korzystają— 230 — od r. 1868 z pełnego równouprawnienia politycznego bez żadnych ograniczeń. Na Polaków (rzymsko-ka- tolików) przypada 3,352,044 głów, na Rusinów (gre- ko-katolików) 3,104,103, na Żydów 811,183. Gdyby narodowości słowiańskie Galicy! (Polacy i Rusini) szły obok siebie zgodnie, ręka w rękę, była by walka z Żydami ułatwiona. Przeszło sześć i pół miliona Słowian, popartych autonomią, potrafiłoby utrzymać 811,183 Żydów w szachu. Ale spory na rodowościowe rozdarły ludność słowiańską na dwie wrogie sobie połowy, wzmacniając tern samem bar dzo znaczną mniejszość żydowską. Przy wyborach do wiedeńskiej Rady Państwa są Żydzi galicyjscy owym ciężarkiem, co przeważa szalę głosów na tę lub ową stronę — czyli bywają z obu stron przyciągani, głaskani. W takich wa runkach nie może być mowy o jakiejś stanowczej akcyi przeciwżydowskiej. Polityka dławi w Galicyi robotę społeczną. Dławi ją, bo Galicya oddycha, żyje głównie po lityką. Każdy zdolniejszy lub choćby tylko ambit niejszy Galicyanin marzy o karyerze politycznej, pcha się do sejmu krajowego, do parlamentu wiedeń skiego. Nic dziwnego. W dzisiejszym nastroju par lamentarnym Europy otwiera mandat poselski rów ną, gładką drogę do wybitnego stanowiska, do za szczytów, godności, tytułów i majątku. Nie potrze ba być Richelieu’em, Mazarinim, Mirabeau’em, Dan tonem, Cavour’em, Deakiem, Bismarkiem (bo o ta kich lwów politycznych zawsze trudno); wystarczy— 231 — umieć się wygramolić, wywindować na krzesło pre- zydyalne któregoś z liczniejszych stronnictw, aby za siąść na jakiś czas w fotelu ministeryalnym. Nic nie szkodzi, że splendory ministerskie bywają w Au- stryi, we Francyi, w Hiszpanii, w Anglii obecnie bar dzo krótkotrwale. Na pociechę daje się kilkomiesię- cznemu ministrowi tytuł ekscelencyi, dożywotnią pensyę, no, i satysfakcyę, słodkie wspomnienie choć by najkrótszej władzy. I to coś warte, zwłaszcza, że zdobyte zwykle tanim kosztem polityki partyjnej. Wdrapują się w Galicyi na drabinę karyery po litycznej nawet zdolniejsi profesorowie uniwersytec cy, zamiast pilnować nauki, książki* co jest ich przed nim obowiązkiem. Polityka pochłania połowę energii i zdolności Galicyan, drugą zaś połowę zużywa pasya biurokra tyzmu, którego szablonowe, maszynowe zajęcie nie wytwarza ani inicyatywy, ani rzutkości. Każdy urzędnik z wyjątkiem naczelnika władz staje się z czasem wszędzie, jako ten znużony koń w kiera cie, chodzący ciągle w kółko. Odrabia „kawałki”, czeka zrazu niecierpliwie, potem cierpliwie na pod wyżkę pensyi, na awans, na złoty, czy tam inny kołnierz i na tern kończą się wysiłki jego inteli- gencyi. Potrzebny on machinie rządowej, w rozwoju je dnak wewnętrznym społeczeństwa przedstawia bar dzo wątłą siłę. Galicya roi się od biurokratów polskich i żydow skich. Kto nie czuje się na siłach wydobyć się na— 232 — szczyty drabiny hierarchii politycznej, zostaje jakimś urzędnikiem. Korzystając z tego położenia, zagar niają Żydzi nietylko cały handel i przemysł, lecz także powoli nawet ziemię. Nikt się im nie przeciw stawia, nikt nie patrzy im na palce i w sumienie. Z polskich panów galicyjskich poświęca przemysło wi całą swoją energię, rzutkość, niezwykłą pracowi tość, dobrą wiarę i wolę jedyny prawie książę An drzej Lubomirski, ordynat przeworski. Reszta woli bezowocną najczęściej grę polityczną, nie rozumie jąc, że to, co robi ks. Lubomirski, jest robotą solidną, trwałą, ich zaś, „wielka polityka” służy rzadko kra jowi, Galicyi. Wyzyskując rozterkę polityczną (polsko-ruską), pamiętają Żydzi skwapliwie i sprytnie o swoich ge szeftach. Cały handel trzepoce się w ich ręku, niby ptak złowiony, ziemia przechodzi do nich. W rok po emancypacyi politycznej w Austryi nabyli Żydzi (w r. 1868) 38 większych majątków ziemskich, w r. 1870 posiadali ich już 68, w r. 1873 — 289, w r. 1890 — 680, a obecnie władają jako właściciele 35% ziemi galicyjskiej, jako zaś dzierżawcy zagarnęli drugie tyle. W tym pokojowym podboju Galicyi po magają im instytucje żydowskie (fundacye bar. Maurycego Hirsza i stowarzyszenie „łka”, przygo towujące rolników żydowskich). Ojczyzną jest ziemia, a nie fabryka, sklep, ka mienica. Własnej swojej ojczyzny pragną obecnie Żydzi, poczuwszy się na silach. Pocóż mają tej ojczyzny szukać w Palestynie, Ugandzie i t. d., kie-— 233 — dy im ona sama wchodzi w ręce — na Węgrzech i w Galicyi? Tak mocnymi się czują w tym kraju, iż Judaici krakowscy nazwali temu rok na jakiemś zebraniu Polaków „parobkami, co im wkrótce służyć będą pokornie.” Że to zżydzenie Galicyi nie jest skutkiem tylko przypadkowych stosunków, lecz z góry obmyślo nym planem, poświadcza przemowa rabina, wygło szona już w r. 1875 w kahale lwowskim. — „Bracia! — mówił rabin — dziewiętnaście wieków walczą Żydzi o władzę nad światem, którą Bóg Abrahamowi przyobiecał; krzyż jednak powalił Żydów. Rozproszeni po wszystkich ziemiach świa ta, byli Żydzi wszędzie przedmiotem prześladowania. Ale już to sarno rozproszenie Żydów po całym świe cie świadczy o przynależności całego świata do nas! Dziś naród żydowski staje się coraz potężniejszy. W rękach żydowskich nagromadzony jest pieniądz, przed którym uchyla czoło cały świat. Pieniądz to przyszłość Żydów. Czasy prześladowania już mi nęły. Postęp i cywilizacya ludów chrześcijańskich stanowią mury ochronne dla żydów i przyspieszają urzeczywistnienie naszych planów. Nam, Żydom, udało się opanować główne centra giełdy światowej w Paryżu, Londynie, Wiedniu, Berlinie, Amsterda mie i Hamburgu. Wszędzie, gdzie są Żydzi, rozpo rządzają wielkim kapitałem. Wszystkie państwa są dziś zadłużone. O długach stanowimy my. Żydzi, więc państwa muszą sią coraz wiącej obdłużać. Dłu gi zaciągnięte oddają w zastaw w ręce żydowskie— 234 — kopalnie, dobra, państwa, koleje i fabryki państw. Konieczną jest jeszcze rzeczą, aby Żydzi wszędzie ziemię zagarnęli, a zwłaszcza wielką posiadłość. Sko ro wielka posiadłość przejdzie w ręce żydowskie, wtedy robotnicy chrześcijańscy umożliwią nam wiel kie dochody. Uciskano nas przez 19 wieków, teraz wyrośliśmy ponad głowy tych, którzy nas dotąd uciskali. Prawda, że niektórzy Żydzi dają się chrzcić, ale fakt ten tylko przyczynia się do wzmoc nienia naszej potęgi, gdyż chrzceni Żydzi zawsze Żydami zostają. Przyjdzie czas, w którym chrze ścijanie zechcą przyjąć wiarę żydowską, ale Juda ze wstrętem ich odrzuci. Wrogiem naturalnym Ży dów to Kościół katolicki. Dlatego musimy Kościół zarazić duchem swawoli, niewiary i brakiem wszel kiej karności. Musimy podsycać walkę i niezgodę pośród różnych wyznań chrześcijańskich. Kapła nom katolickim wypowiedzmy walkę najzacieklejszą na wszystkich polach. Kapłanów musimy zarzuoić całą masą szyderstw i wyśmiewisk, oraz skandala mi z prywatnego życia, aby ich przez to oddać w ogólną pogardę i pośmiewisko. Musimy dalej mieć wpływ na szkołę. Religia chrześcijańska musi być wycofana ze szkół, wówczas religia chrześcijań ska musi zaginąć. Kościół zubożeje wtedy i straci znaczenie, a dobra jego przejdą w ręce Żydów. Ży dzi muszą wszystko w swe ręce ująć, a zwłaszcza władzę i urzędy, dalej adwokaturę, sądownictwo a najbardziej medycynę. Żydowski lekarz ma naj lepszą sposobność zetknięcia się najbliższego z ro-235 dziną chrześcijańską. Żydzi muszą kres położyć nie rozerwalności małżeńskiej i doprowadzić do pań stwowych ślubów cywilnych. Francya pada już ofia rą, obecnie czas na Austryę. W końcu idzie o za władnięcie prasy. Wtedy panowanie nasze całkiem zapewnione.” * ) . Wpatrzywszy się uważnie w tę mowę, widzi się w niej odbicie wszystkiego tego, co Żydzi robią w Europie od czasów ich emancypacyi politycznej. Z planem więc idą ku podbojowi narodów chrześci jańskich, głównie Słowian. Niech się Polacy i Rusini galicyjscy nauczą tej przemowy na pamięć, aby wiedzieli, co im grozi. Nie jest przyjemnością wiedzieć, że to, co sta nowi chlubę narodów chrześcijańskich, ich postęp i cywilizacya, ich humanitaryzm, zwraca się w ręku Żydów zatrutą strzałą przeciwko nam samym, jako środek zagłady. Streszczenie i wnioski. Uczy historya lat trzech tysięcy, iż prawowier ny Żyd, czyli właściwy naród żydowski, nie uległ w przeciągu długiego szeregu pokoleń żadnej zmia nie. Czem go zrobiło Pismo Święte, Esra, Nehe- *) Mowę rabina lwowskiego powtórzył w całości Rudolf Vrba w książce swojej p. t. „Die Revolution in Russland. stati- stische und socialpolitysche Studien” (Praga 1906).— 236 — mia i Talmud, — typem odrębnym, zamkniętym w sobie, odciętym od wszelkich innych narodowości — tern został aż do dnia dzisiejszego. Stężał on, skamieniał w skorupie swoich tradycyi. Słusznie zauważa Antoni Marylski („Dzieje sprawy żydow skiej w Polsce”), że „w naturze żydowskiej tkwi prze- dewszystkiem niezmienność i odrębność”… że „ce chy, charakteryzujące cały naród żydowski i jego poszczególne postacie z przed tysiąca lat, są te same, co dziś i te same, co były w średniowieczu.” O tę niezmienność i odrębność Żyda rozbijały się wszystkie próby asymilacyjne, podejmowane w różnych epokach przez różne narody. Żyd nie chce się zlać z nikim, nie jest „rozpuszczalnym w aryjskośoi”, chce zostać sobą. Nie możnaby mieć nic przeciw tej niezmienno ści i odrębności, przeciwnie, trzebaby podziwiać trwale przywiązanie narodu rozbitego, rozproszonego po wszem świecie do jego prastarych tradycyi, gdy by ta niezmienność i odrębność nie były szkodliwe- mi dla innowierców… Bo uczy także historya lat trzech tysięcy, iż nie zmienny, odrębny Żyd jest, w mniemaniu swojem, „osobliwym”, „świętym”, „wybranym” przez Jeho wę, przeznaczonym na pana całej ludzkości. Wie rzy tak nietylko szary tłum ortodoksów żydowskich, lecz także jego gwiazdy, jego oświeceni, jego refor- matorowie (Mendelsohn, Geiger, Jacobson, Cremieux i in.). Nawet taki Disraeli, którego Anglicy zasy pali od góry do dołu godnościami (lordem Beacons-— 237 — fieldem go zrobili i ministrem) nie umiał zapomnieć o wybraństwie żydowskiem. W powieściach swoich nazywa Żydów „arystokracyą natury,” jedynym na rodem, z którym „Bóg raczył rozmawiać,” a chrze ścijan, swoich dobrodziejów, swoich przyjaciół — po tomkami rozbójników, piratów, rasą podrzędną. Tę megalomanię, tę arogancyę żydowską, sil niejszą od ich woli, od ich sprytu, możnaby pominąć, wzruszywszy ramionami, gdyby nie była szkodliwą. Ale ona jest zaciętym wrogiem wszystkich innowier ców. Bo uczy jeszcze historya, iż Żydzi, gdziekol wiek z nich tolerancya chrześcijan zdejmowała żół tą lub czerwoną łatę, gdziekolwiek się innowiercy do nich życzliwie zbliżyli lub służyły im jakieś przyja- jące warunki — zapominali natychmiast o swojem wyjątkowem położeniu, zmieniali się .w aroganckich, butoiych megalomanów, żądających nietylko rów nych praw, lecz przywilejów dla siebie, władzy nad swoimi gospodarzami. Na tolerancyę, obecnie na humanitaryzm, powoływali się, powołują się, a byli sami zawsze nietolerantami względem swoich „od- stępców” i bezwzględnymi krytykami wierzeń i idea łów innowierczych. W chwilach ciężkich, odcięci od możności rządzenia gojami, rujnowali ich lichwą i swoją „czysto-kapitalistyczną” metodą kupiecką. Ta nienaruszona żadnem bolesnem doświadcze niem megalomania w połączeniu ze świadomym, ce lowym wyzyskiem innowierców i lichwą — jest matką t. zw. antysemityzmu. Nie chrześcijanie wy woływali pogromy i bojkoty żydowskie, nie oni byli— 238 — twórcami nienawiści, dość często zbyt cierpliwi, lecz zawsze i wszędzie sami Żydzi. Antysemityzm jest tylko samoobrono, chrześcijan przeciw czynnej nie nawiści Żydów do innowierców. Gdy Żyd zrozumie nareszcie, iż kto mieszka w cudzym domu, ten po winien się nauczyć być znośnym gościem, ten nie ma prawa sięgać po rządy gospodarza i szkodzić jego interesom, ustanie antysemityzm sam przez się, jako odruch zbyteczny. Kultura chrześcijańska jest humanitarna. Dotąd nie nauczyli się Żydzi tego elementarne go obowiązku gościa nigdzie mimo nadanego im równouprawnienia. We Francyi walczą oni jako politycy i dziennikarze z katolicką duszą „najstar szej córki Kościoła”, we Włoszech znieważają pod bokiem Watykanu zuchwale namiestnika Chrystuso wego (Nathan, burmistrz Rzymu), w Niemczech de moralizują handel, przemysł fi robotnika (jako so- cyaliści); tak sarno w Austryi. We wszystkich państwach chrześcijańskich pod kopują skwapliwie, słowem, piórem i czynem, wiarę i kulturę chrześcijańską. Najświatlejsi z pomiędzy nich, z wyjątkiem nielicznej garstki zasymilowanych, nie przestają być potomkami talmudystów, wrogami innowierców. / dlatego jest samoobrona narodów chrześcijań skich przeciwko Żydom nietylko potrzebą, lecz wprost obowiązkiem, podyktowanym przez instynkt samozachowawczy. A właśnie dziś, w chwili obec nej, obowiązkiem daleko więcej naglącym, niż kiedy-kolwiek, Żydzi bowiem, rozpętani przez równoupraw nienie, poruszający sie z pełną swobodą, są tak moc ni, tak groźni, jakimi nie byli nigdy od zburzenia Je rozolimy przez Tytusa, nawet w maurytańskiej Hi szpanii. A ta samoobrona musi być podwójna — ekono miczna i duchowa. Bronić trzeba nietylko mienia, nietylko prawa do życia, lecz także duszy chrześci jańskiej, zatrutej przez prasę żydowską i bronić trzeba sumienia, wydrwionego przez handlarski spryt i cynizm żydowski. Wszystko to odnosi się przedewszystkiem do nas, do Polaków, których Żydzi szczególnie umiło wali, tak szczególnie, iż biorą nas wprost za gar dło: precz z białą gęsią; albo będziecie Judeo-Po- lonią, narodem żydowskoHpolskim, nową rasą, ..no wym człowiekiem z nowym Bogiem” (A. Lange), albo zdławimy was!… Zapominają ci „reformatorowie” żydowscy, iż, jeźli Żyd nie jest „rozpuszczalnym w aryjskości”, to nierozpuszczalnym jest także Polak, Aryjczyk w ży- dowszczyźnie. Brońmy więc naszego mienia przeciw bezwzglę dnemu sprytowi żydowskiemu i oczyszczajmy na szą duszę polską, aryjską, chrześcijańską z nale ciałości rozkładowej inteligencyi żydowskiej. Warszawa, w listopadzie 1912 r. KONIEC
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brytyjczycy, nic się nie stało!!!
Brytyjczycy, nic się nie stało!!! A to gagatek ! Przecie kosher Izaak … https://geekweek.interia.pl/nauka/news-newton-jakiego-nie-znamy-zb...
-
Polskie drewno opałowe ogrzeje Niemców. Co zostanie dla Polaków? Ilość drewna byłaby w Polsce wystarczająca, gdyby nie było ono sprzedawan...
-
Merdanie ogonem u psa jest dla większości ludzi czytelne. Świadczy o ekscytacji i pozytywnym nastawieniu zwierzęcia. A jeśli kot macha ogo...
-
… pokrzyżował plany Żydom z Chabad Lubawicz – czyli: mene, tekel, upharsin Junta planowała zasiedlenie Ukrainy Żydami z USA. 9 marca 2014 ro...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz