Każda kolejna rocznica powstania wielkopolskiego, choć sama w sobie jest okolicznością nader radosną, nieodmiennie budzi we mnie ponure refleksje. Przede wszystkim dlatego, że powszechnie ignorowana i marginalizowana, unaocznia nam w całej okazałości dysfunkcję polskiego patriotyzmu.
Patriotyzmu cmentarnego, ponurego, pozbawionego krzty optymizmu. Wiecznie chmurnego, łzawego, patetycznego i nadąsanego. Niestrawnego dla normalnego człowieka.
Spójrzmy co sobie zrobiliśmy. Najgłupsze i najbardziej szkodliwe próby zbiorowego samobójstwa podnieśliśmy do roli kamieni węgielnych naszej narodowej tożsamości. Wołając w bezrozumnym uniesieniu: „Gloria victis” (chwała zwyciężonym), sławimy wciąż przegranych, którzy nie tylko nie potrafili osiągać celów, ale niejednokrotnie nie umieli ich nawet racjonalnie określić.
Z uporem godnym lepszej sprawy wmawiamy sobie, że gdyby nie jedna, czy druga krwawa ruchawka, nie było by dziś Polski. W tej wypaczonej wersji patriotyzmu nie ma miejsca dla zwycięzców. Nie ma więc i miejsca dla powstańców wielkopolskich. To jednak tylko jedna, najbardziej oczywista część tej smutnej prawdy.
Wielkopolska droga do niepodległości była całkowicie odmienna od tych obranych w innych zaborach, przede wszystkim w tym, że skuteczna. Bo choć Wielkopolanie, wbrew krzywdzącym stereotypom, nie stronili od wojennego hazardu, w znakomitej większości rozumieli, że czyn zbrojny jest w najlepszym wypadku tylko finalnym i marginalnym etapem na drodze do odzyskania państwowości.
Metoda wielkopolska, która jako jedyna zdała egzamin, jest wolna od mesjanizmu i egzaltacji. Zmusza natomiast do ciężkiej pracy na wszystkich płaszczyznach. Wymaga żelaznej woli i dyscypliny, które są nieodzowną częścią mozolnego heroizmu dnia codziennego. O ileż łatwiej wyjąć z lamusa stary muszkiet i zaszyć się gdzieś w lesie w oczekiwaniu na patrol „Moskali”, niż znosić drobne upokorzenia i szykany, przezwyciężać tysięczne trudności dzień po dniu i tydzień po tygodniu… Latami, czasami przez całe życie.
Tyle, że pierwsza z tych metod może przynieść i przyniosła naszemu narodowi jedynie szkody, często niemożliwe do naprawienia. Ta druga, choć tak mało efektowna okazała się być efektywna.
Tymczasem w co drugim polskim mieście mamy ulicę Piotra Ściegiennego, a mało kto wie kim był Piotr Wawrzyniak. Choć obaj Piotrowie byli katolickimi księżmi, różnili się zasadniczo. Ten pierwszy to szalony, niezrównoważony i niebezpieczny, choć szczęśliwie dość niewydarzony rewolucjonista, który sprowadził nieszczęście na siebie i kilkunastu naiwnych chłopów. Ten drugi to człowiek rozlicznych talentów i dokonań, wybitny społecznik i polityk, jeden z twórców polskiej bankowości spółdzielczej, niezwykle zasłużony dla obrony polskości ziem zachodnich. Tyle, że niemodny.
Albo dwie imienniczki Emilia Plater i Emilia Sczaniecka. O tej pierwszej, w nieodległych czasach gdy polska edukacja prezentowała znacznie mniej żenujący poziom niż dziś, słyszał każdy licealista. I to mimo faktu, że jej udział w powstaniu listopadowym był z historycznego punktu widzenia umiarkowany, a sama postać jest postrzegana raczej przez pryzmat obrosłej wokół niej legendy.
Czyż na nasz szacunek i pamięć nie zasłużyła po wielokroć bardziej Emilia Sczaniecka, twórczyni Stowarzyszenia Kobiet oraz instytucji Pomocy naukowej dla ubogich dziewcząt w Poznańskiem i Prusach Zachodnich. Wzięła ona udział nie w jednym, ale w trzech narodowych powstaniach (listopadowym, wiośnie ludów i styczniowym) każdorazowo organizując bezcenną pomoc medyczną. Przypłaciła to więzieniem i dotkliwymi sankcjami finansowymi. „Wdzięczni” rodacy uczynili ją w podzięce patronką kilku zapyziałych uliczek i szkół podstawowych rozsianych gdzieś po Wielkopolsce oraz, co ciekawe, liceum ogólnokształcącego w Łodzi.
Dlatego wbrew tym, którzy Polskę chcą „zbawić” albo „zdobyć”, w najlepszym zaś razie „odzyskać”, świętujmy kolejną rocznicę powstania wielkopolskiego. Oddajmy cześć nie tylko tym, którzy walczyli i zwyciężyli, ale i niezliczonym, niesłusznie zapomnianym dziś bohaterom, którzy przez dziesięciolecia konsekwentnej pracy zbudowali fundament pod wielkopolskie zwycięstwo. W ten sposób choć w małym zakresie przywrócimy ich naszej zbiorowej pamięci. Zwyczajnie jesteśmy im to winni.
Przemysław Piasta
https://konserwatyzm.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz