„A najgorzej przy kawiorze. Tam – na zabój. Tam – na noże. A jak złapią – szczerzą zęby i smarują głodne gęby czarną mazią jesiotrową. A bieługi białe kłęby żrą od razu na surowo. Bo to dobrze, bo to zdrowo! Bycza, bracie rzecz – bieługa – na tajniaka tajniak mruga.” – napisał poeta w nieśmiertelnym poemacie „Bal w Operze”.
O ile tedy fermentacja w obozie zdrady i zaprzaństwa, a konkretnie – w Platformie Obywatelskiej – wydaje się burzliwa, to cicha fermentacja, przebiegająca w obozie „dobrej zmiany” może okazać się w skutkach groźniejsza – nawet przy uwzględnieniu niepisanej zasady konstytuującej III Rzeczpospolitą: „my nie ruszamy waszych – wy nie ruszacie naszych”. Rzecz w tym, że w obozie „dobrej zmiany” nie ma żadnych „waszych”; wszyscy są „nasi” – a w przypadku „naszych” ta zasada może nie mieć zastosowania.
Wygląda na to, że Platforma Obywatelska swoje najlepsze lata ma już za sobą, a obecne formy partyjnej aktywności wyglądają na – jak to mówił Witkacy – „los ultimos podrigos”. Oto około 50 tamtejszych działaczów („Iluż wielkich działaczów wyjrzało z rozporka” – zastanawiał się poeta) podpisało się pod żądaniem przeprowadzenia w partii „odnowy”.
Tak bywało i za komuny; kiedy tylko partia traciła więź z masami, zaraz trzeba było wdrażać procesy odnowy. Zatem i teraz hasło „odnowy” oznacza wysadzenie w powietrze Wielce Czcigodnego posła Pupki, podczas gdy na jego stanowisko ostrzy sobie zęby pan Rafał Trzaskowski, a przypomina o sobie również Książę-Małżonek, czyli pan Radosław Sikorski – chwilowo na wygnaniu w Parlamencie Europejskim. Jak się to wszystko zakończy – nie wiadomo, bo – jak już wspominałem – pojawiły się oznaki, że stare kiejkuty postanowiły kończyć zabawę w Platformę Obywatelską.
Tymczasem w obozie „dobrej zmiany” też trwa fermentacja. Oto pan marszałek Terlecki oświadczył, że reforma sądownictwa się ministrowi Ziobrze „nie udała”. Pan marszałek zauważył to po orzeczeniu trybunału w Strasburgu, że tzw. „sędziowie-dublerzy” w Trybunale Konstytucyjnym to nie są żadni sędziowie, a orzeczenia zapadłe choćby tylko z ich udziałem, są nieważne.
Najwyraźniej na spostrzegawczość pana marszałka wpłynęła informacja, że chociaż strasburski trybunał „przekroczył swoje kompetencje”, to odrzucenie jego orzeczenia może narazić Polskę na utratę unijnych pieniędzy, po których rząd „dobrej zmiany”, nie mówiąc już o sojuszniczej Lewicy, tyle sobie obiecuje.
Ale to tylko powierzchnia zjawisk, bo wiadomo, że i sam pan minister Ziobro boleśnie ugodził i premiera Morawieckiego i Naczelnika Państwa, dwukrotnie stając dęba; raz w przypadku ustawy o „przekształceniu” OFE w indywidualne konta emerytalne, przy okazji czego rząd liczył na jakieś 20 mld złotych tytułem „opłaty przekształceniowej”. Ustawa miała wejść w życie 1 czerwca, a tu trzeba było ją w ostatniej chwili wycofać i tak oto rządowi „dobrej zmiany” zabrakło 20 miliardów – dokładnie tyle samo, co w swoim czasie Edwardowi Gierkowi.
Z kolei Naczelnik Państwa został boleśnie ugodzony odmową poparcia przez „Solidarną Polskę” ustawy ratyfikującej „Fundusz Odbudowy”, wskutek czego musiał zawrzeć foedus z Lewicą, w związku z czym rządowe media mają surowy zakaz jej krytykowania – przynajmniej do czasu podpisania wspomnianej ustawy przez pana prezydenta Dudę. Toteż minister Ziobro znakomicie nadaje się na kozła ofiarnego, a w każdym razie – takie można odnieść wrażenie i pewnie dlatego pan marszałek Terlecki wystawił mu taką recenzję.
Ale pan Ziobro nie jest dziecko, bo oto pan Marian Banaś, prezes Najwyższej Izby Kontroli, pod którego Naczelnik Państwa już kilkakrotnie urządzał podchody, tym razem chyba naprawdę się rozgniewał i wysłał do prokuratury zawiadomienie o przestępstwie, jakiego dopuściły się władze Poczty Polskiej i Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych w związku z niedoszłymi wyborami prezydenckimi w maju ub. roku. Chodzi o to, że w myśl ówczesnych przepisów, jedynym podmiotem, który mógł zajmować się wyborami, była Państwowa Komisja Wyborcza. Tymczasem „zabójcze koperty” były sporządzane w PWPW, a Poczta miała je rozsyłać i chyba też zbierać.
Oczywiście ani PWPW, ani Poczta same na ten pomysł nie wpadły, a tylko wykonywały rozkazy pana premiera Morawieckiego i pana ministra Sasina. W tej sytuacji zawiadomienie prokuratury tylko o PWPW i Poczcie nosi znamiona pierwszego poważnego ostrzeżenia Umiłowanych Przywódców – bo jeśli już przymierzamy się do karania ślepego miecza, to co będzie z ręką, która tym mieczem kierowała?
Wprawdzie indagowany w tej sprawie pan minister Sasin zachowywał pogodę ducha i pewność siebie – być może słusznie – ale tylko przy założeniu, że panu ministrowi Ziobrze nie spadnie włos z głowy, bo w przeciwnym razie niezależna prokuratura może dostać całkiem inne rozkazy, w związku z czym „przy kawiorze” pójść może naprawdę „na noże”. Takie prawdopodobieństwo wydaje się tym większe, że przecież znaczna część, a może nawet większość niezawisłych sądów do obozu „dobrej zmiany” zieje nienawiścią, więc gdyby niezależna prokuratura rzuciła im na pożarcie czy to pana premiera Morawieckiego, czy pana ministra Sasina, to jestem pewien, że pożarłyby one jednego i drugiego z żarłocznością sępów. W tej sytuacji i pan marszałek Terlecki może się zreflektować i zacząć ćwierkać z całkiem innego klucza.
Warto zwrócić uwagę, że akcja pana prezesa Banasia do złudzenia przypomina działania Mieczysława Moczara. Jak pamiętamy, w styczniu 1970 roku próbował on w Olsztynie doprowadzić do swego rodzaju puczu przeciwko Edwardowi Gierkowi, a kiedy ta próba się nie udała, został zesłany na prezesa NIK. Zamiast jednak lamentować nad swoim losem, zaczął zbierać haki na towarzyszy i kiedy Edwardowi Gierkowi w 1980 roku powinęła się noga, rzucił na pożarcie najpierw prezesa telewizji Macieja Szczepańskiego, a później – następnych swoich nieprzyjaciół. Egzekucji dokonywała tzw. „komisja Grabskiego”, a po wprowadzeniu stanu wojennego, wywiad wojskowy spacyfikował partię do reszty – oczywiście pod pretekstem – jakże by inaczej – utraty więzi z masami.
No to dlaczego pan prezes Banaś nie mógłby teraz zrobić czegoś podobnego? Za komuny mawiano w towarzystwie, że „lajf is brutal, plugaws and full of zasadzkas”. Tak samo jest i teraz – zwłaszcza „przy kawiorze”.
Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz