wtorek, 3 sierpnia 2021

Internetowa fabryka kłamstw

Internetowa fabryka kłamstw

Pozytywny komentarz? Proszę bardzo, wystarczy 60 groszy. Bez zbędnych pytań, czy reklamowany produkt jest dobry, a nawet – czy istnieje. Szacuje się, że jedna trzecia opinii w sieci to produkowane za pieniądze fałszywki.

Lampę HairWit trzeba przyłożyć do łysej głowy i trzymać. Najlepiej codziennie po trzy kwadranse, bo wtedy fale QUVA dotrą do cebulek, pobudzą włos do wzrostu. HairWit to cud. Bezboleśnie pozwala pozbyć się bolesnego problemu – przecież łysy z powodu łysienia cierpi, ma niską samoocenę. Aby ją sobie podnieść, może zapłaci za lampę 2560 zł?

Cena jest z sufitu. A lampa nawet nie stamtąd – wymyśliliśmy ją. Nie ma na świecie ani jednego egzemplarzaHairWit, nie ma fal QUVA. Ale są w Polsce ludzie, którzy chętnie zarekomendują innym to, co nie istnieje.

Zgłaszamy się do dwóch agencji reklamowych i firmy, która ma specjalny serwis do prowadzenia w sieci marketingu szeptanego. Tylko w jednej dociekają: co to za lampa, jak działa, czy jest w sprzedaży? W dwóch pozostałych nie musimy mówić o lampie zbyt wiele. Tylko że dla łysych, że droga i że zależy nam na pochlebnych opiniach w internecie. Szybko przechodzimy do cennika usług.

– 600 złotych – proponują w kieleckiej agencji DirtyDot. Obiecują zaangażować „ambasadorów marki”, którzy wrzucą do sieci 100 opinii o produkcie. Komentarze mają być pisane różnym stylem, wysyłane z komputerów o różnych IP. Po przedłużeniu umowy na kolejny miesiąc do sieci trafi następne 100 opinii. Nie trzeba „ambasadorom” dostarczać lampy, nie będą testować. Obiecują, że opinie będą wrzucać metodycznie, na te portale i fora, które mogą zainteresować osoby potrzebujące lampy.

Firma Wake App z Olsztyna zamiast „ambasadorów” proponuje „agentów”. Jednak mechanizm ten sam: płacimy i możemy liczyć na pozytywne komentarze w sieci. Trzeba tylko najpierw zarejestrować się w serwisie prowadzonym przez tę firmę, opłacić abonament, wtedy udostępnią bazę „agentów” i aplikację, dzięki której można na bieżąco obserwować, jakie posty i gdzie zostały zamieszczone. Stawki za pozytywny post: od półtora złotego do nawet pięciu złotych. System – jak zapewniają w olsztyńskiej firmie – jest tak dopracowany, że klient może równocześnie mieć w sieci 25 kampanii swoich towarów i do każdej wykupić tysiąc pozytywnych komentarzy.

Chętnych, by pisać posty za pieniądze, jest w Polsce już tak wielu, że nie trzeba nawet korzystać z pośrednictwa agencji reklamowych. Wystarczy przejrzeć oferty na Oferia.pl: „Chętnie się podejmę…”, „Mogę zacząć od razu…”, „99 groszy za komentarz…”, „60 groszy za wpis…”. Obiecują posty modyfikować, ilustrować, wrzucać linki, żeby poprawiać pozycjonowanie w wyszukiwarce.

Dr Monika Kaczmarek-Śliwińska, ekspertka od komunikacji społecznej, która przez dwie ostatnie kadencje była w Radzie Etyki PR, z zawodowej ciekawości przygląda się opiniom konsumenckim w sieci. Więcej niż co trzeci wpis wydaje się jej podejrzany. Choć nie są to czyste pochwały, to jest coś takiego w stylu, sposobie przekazania informacji, co każe wątpić w ich prawdziwość. Zauważyła też regułę: – Wprowadza się jakiś element, który ma uwiarygodnić wpis. Wychodzą wtedy zdania w rodzaju: „Mnie się to nie sprawdziło, ale mojej koleżance bardzo pomogło”.

 

Nabijanie komentarzy

– Trzeba zmieniać styl pisania, czasem celowo robić błędy ortograficzne, pomijać interpunkcję. To nie może być oficjalne, poprawne pismo – Mateusz (ma umowę o dzieło w niewielkiej agencji na Dolnym Śląsku) tłumaczy, jak przygotowuje opinie na zlecenie klienta. Nazywa się to nabijaniem komentarzy. Ich agencja nabija najczęściej firmom z branż: ubezpieczenia i pożyczki. Także kancelariom prawnym, które w imieniu klienta walczą o odszkodowanie, licząc na wysoką prowizję.

– Mamy pisać, że prowizja była niska, wypłata pieniędzy szybka. Firmy czasami przesyłają nam jakiś wzorzec. Ostatnio mieliśmy dość nietypową sytuację. Tutaj, na lokalnym rynku, są dwie firmy ubezpieczeniowe – jedna nam zleciła pisanie pozytywnych opinii na swój temat i negatywnych na temat konkurencji. Konkurencja zorientowała się, że coś się dzieje i zgłosiła się do nas, by ratować sytuację – opłaciła wrzucanie pozytywnych komentarzy na swój temat i negatywnych na temat konkurencji – opowiada Mateusz.

Czasami trzeba się mocno nagłowić. – Nie może być tak, że się zakłada konto i w pierwszym poście zachwala jakąś firmę. Należy budować wiarygodność. Najlepiej, żeby na koncie było już co najmniej kilkanaście postów. Zakłada się takie konta z wyprzedzeniem, mamy kilkadziesiąt, w gotowości – tłumaczy.

No i trzeba dbać o to, żeby komentarze nie były letnie. Muszą być emocje. – Warto wrzucić jakiś wulgaryzm – tłumaczy Mateusz. Klient płaci i oczywiście chciałby mieć w sieci jak najwięcej lukru na swój temat, ale mu się wtedy tłumaczy, że potrzebne są też wpisy negatywne. Z jednego konta wrzuca się post, że firma godna polecenia, a z drugiego, że nie. I firmy godzą się na taką politykę, żeby uniknąć podejrzeń, że to wszystko zlecona akcja.

Fana kupię

– W wielu krajach ostro się to tępi. Są zakazy, kary. U nas jeszcze nie. U nas zawsze wszystko przychodzi później – narzeka Agata (była dziennikarka, prowadzi małą agencję, zajmuje się programowaniem kampanii, jest czasami podwykonawcą zleceń, które przyjmują duże agencje). – Oczywiście są zlecenia na pisanie komentarzy, nie biorę tego – mówi. – Szczególnie odkąd jest Facebook, wszyscy oszaleli. Firmy postanowiły mieć profile, zaczęły je zamawiać, chciały mieć fanów i lajki, więc zaczęły je kupować. Na Allegro tysiąc fanów można mieć za 30 zł.

– To już przestało mieć sens. Ale nadal się robi, bo klient chce widzieć, że ma fanów. I że ma więcej od konkurencji. Jeśli jest firma, którą polubiło tylko 300 osób, to coś chyba nie tak. Żyjemy w świecie liczb. Wszystkiego musi być mega- dużo. A już te komentarze wpisywane na zamówienie… Można się uśmiać – przyznaje Agata. – Czy normalny człowiek wpadłby na to, żeby wejść na profil jakiejś marki i napisać, że to jego ulubiona? Że odmieniła jego życie?

– Nie jesteśmy w stanie temu zapobiec – mówi o fałszywych opiniach w sieci Wiesław Gałązka, specjalista od wizerunku medialnego, wykładowca w Dolnośląskiej Szkole Wyższej. – Możemy jedynie próbować wykrywać, demaskować.

Tłumaczy, że wystarczy znać odrobinę psychologii, żeby wiedzieć, jak mało prawdopodobne jest, aby pod jakąś marką było dużo lukrowanych komentarzy. Ludzie, nawet ci najbardziej zadowoleni z tego, co sobie kupili, nie rzucają się, by zaraz wszystkich o tym informować. – Mówią na ogół najbliższym, w małym kręgu. Myślą: a niby dlaczego wszyscy mają mieć tak dobrze jak ja – dodaje Gałązka. Inaczej jest, gdy spotka ich coś złego, poczują się oszukani. Wtedy są rozżaleni, chcą swoją krzywdę nagłośnić, a sprawcę ukarać.

 Dobrze się składa

W serwisie Freelancer.com dajemy ogłoszenie: „Zlecę pisanie komentarzy na forach internetowych (branża medyczna). Możliwa długoterminowa współpraca”. Szybko zgłasza się 12 ochotników, którzy chcą polecać lampę HairWit. Mogą od razu.

Agnieszka (za 300 zł gotowa jest w ciągu dwóch tygodni wrzucić 200 postów) podpowiada, że dobre miejsce do pisania o męskim łysieniu to blogi o tematyce kobiecej. Wywoła się dyskusję o wypadaniu włosów i dalej już można polecieć: „Dziewczyny, mój facet też ma taki problem. Próbowaliśmy już chyba wszystkich możliwych specyfików, aż znajoma poleciła nam lampę HairWit. Na razie pomaga, włosów jest coraz więcej i wierzymy, że będzie tylko lepiej. Nie wiem, jak u was wygląda ta sytuacja, ale łysina dołowała mojego męża, musiałam coś zrobić, aby czuł się lepiej. Spróbujcie, naprawdę warto!”.

Część tych, którzy odpowiedzieli na nasze ogłoszenie, podpytujemy, czy byliby gotowi wrzucić do sieci trochę opinii na temat lekarza ginekologa z Krakowa. Mówimy, że młody, dopiero zaczyna, przydałoby mu się wsparcie w sieci. Iza (chce 3,5 zł za każdy wpis) obiecuje pochwalić ginekologa na 10 najpopularniejszych portalach dla lekarzy i pacjentów. Malwina deklaruje wrzucać nawet po 3 pochwały dziennie (1,8 zł za sztukę).

Nikt się też nie wzdraga, gdy prosimy o rozreklamowanie w sieci herbatki dla niemowląt – wymyślamy, że nazywa się Dream Tea, uprzedzamy, że zawiera Silene capensi – afrykański korzeń o działaniu psychoaktywnym, stosowany dawniej przez szamanów – i usypia dzieci w 10 minut. Nikt nie pyta, czy dostanie specyfik do spróbowania i nie docieka, dlaczego chcemy poić nim dzieci.

– Dobrze się składa, że tematem komentarzy ma być opieka nad dzieckiem – cieszy się jedna z ochotniczek. Zapewnia, że jest mamą niemowlaka i obiecuje zachęcić inne mamy do kupowania herbatki. W ciągu tygodnia zamierza założyć kilkanaście unikalnych kont tak, żeby każde wyglądało na rzeczywiste. Bo trzeba się uwiarygodnić, a dopiero później zacząć dyskusję ukierunkowaną na produkt. Gdyby nie było chętnych do dyskusji – będzie na forum dyskutować sama ze sobą.

Za dzień pracy chce 35 zł. Jest szybka. Chce wywołać temat tak: „Jestem mamą rocznej Oli, córcia to żywe srebro – jest wesoła i wszystko ją interesuje, jednak mam z nią spory problem, bo bardzo trudno ją uśpić. Próbowałam już chyba wszystkiego… Ostatnio sąsiadka mówiła o herbatkach pomagających w zasypaniu. Czy któraś z was coś o nich wie?”.

Oczywiście żadna nie wie, więc ona już zaplanowała, jak najlepiej samej sobie odpowiedzieć (pisząc oczywiście z innego konta) jako mama Kamilka: że synek miał kłopoty ze snem, trzeba go było nosić na rękach, a swoje już waży. Na szczęście ktoś z rodziny wypatrzył w aptece Dream Tea. Synek teraz zasypia bez ciągłego noszenia.

Z analizą gorzej

56 proc. Polaków szczerze wierzy w prawdziwość tego, co znajdują w sieci. Jesteśmy – jeśli o to chodzi – jednym z najbardziej ufających takim komentarzom narodów Europy. Z badań European Trusted Brands przeprowadzonych w 2012 r. wynika, że informacje w internecie wydają się nam bardziej wiarygodne niż te podawane w telewizji czy prasie. Tymczasem w większości krajów europejskich jest odwrotnie. W Niemczech internetowym treściom wierzy jedynie co czwarta osoba, w Austrii czy Francji – co trzecia.

– Tam jest większa ostrożność, ludziom włącza się system wczesnego ostrzegania, analizują, co w internecie może być prawdą, a co fałszem – tłumaczy dr Rafał Jaros, psycholog społeczny, szef Instytutu Nauk Społeczno-Ekonomicznych. – U nas z analizą jest gorzej. Dlatego wrzucanie fałszywych opinii jest tak groźne. Padają na podatny grunt.

W serwisie Opineo.pl (opinie o sklepach internetowych, produktach i usługach) co miesiąc pojawia się średnio 140 tysięcy komentarzy. W sumie jest ich ponad cztery miliony. – Robimy, co możemy, żeby ukrócić proceder dodawania sfałszowanych opinii, podnosimy poziom bezpieczeństwa – mówi Katarzyna Maciaszczyk-Sobolewska, która odpowiada w serwisie za PR i marketing. Nie da głowy, czy coś im czasami nie umknie.

Tak jak nie da głowy żaden, nawet najbardziej wyczulony moderator. Wiadomo, że w takim serwisie są i moderatorzy, i specjalne narzędzia do wyłapywania nieprawidłowości, a i tak znajdą się tacy, którzy spróbują przemycić fałszywki.

Kiedyś jeden ze sklepów chciał wrzucić 400 pozytywnych komentarzy na swój temat. – Najbardziej niepokojące – zdaniem Katarzyny Maciaszczyk-Sobolewskiej – są przypadki, gdy sklep próbuje fabrykować dużo pozytywów na swój temat, a jest nierzetelny, oszukuje klientów. – Na szczęście, co ma wisieć, nie utonie – przekonuje. – Poszkodowani klienci nie zostawią na sklepie suchej nitki. Prędzej czy później podzielą się z innymi negatywną opinią na jego temat.

– Mamy skrypty, które pozwalają z jednego IP wystawić lekarzowi tylko jedną opinię. I takie, które śledzą intensywność wpisywania komentarzy – mówi Jakub Pawluk, szef portalu RankingLekarzy.pl (250 tys. opinii). Mimo zabezpieczeń są próby nadużyć – jakiś lekarz dostaje nagle dużo negatywnych opinii albo wyjątkowo dużo pozytywnych, z podobnych numerów IP. Raz trzeba było usunąć z portalu całą placówkę – wszystkim pracującym tam lekarzom wpadało zadziwiająco dużo pozytywnych opinii. Trzy miesiące temu był kolejny podejrzany wysyp dobrych komentarzy. – Stała za tym wyspecjalizowana agencja ze Śląska. Umieszczała sfabrykowane opinie w ramach opłaty abonamentowej – wspomina Jakub Pawluk.

– Non stop dostaję takie propozycje – mówi Michał Feldman, psychiatra z warszawskiego Centrum Terapii DIALOG. I wyjmuje pismo „Nasza firma zajmuje się profesjonalnym marketingiem szeptanym w sieci”… – Obiecują: za 500 zł będziemy przez miesiąc pisali pozytywne komentarze waszym lekarzom, za 800 zł napiszemy też źle o waszej konkurencji.

Michał Feldman mówi, że gołym okiem widać, kto korzysta z takich ofert. Wystarczy przyjrzeć się profilom lekarzy w sieci. – Profile tych znanych, cenionych, z gigantycznym doświadczeniem mają najwyżej po kilkadziesiąt opinii. Nie zawsze pozytywnych, bo przecież nie ma lekarza, którego by lubili wszyscy pacjenci. Tymczasem profile lekarzy początkujących często są zalane rekomendacjami. To głupie wpisy, niewiarygodne. Ale pacjenci widzą tylko to, że jest ich dużo i że są pozytywne – mówi Feldman.

I może byłoby to śmieszne, gdyby nie było groźne. Michał Feldman zrobił eksperyment. Szukał recepcjonistki, ogłosił nabór, aplikowało prawie 500 chętnych: kobiety, mężczyźni, w różnym wieku, z różnym wykształceniem. Rozdał im formularze, prosząc, by wpisali, czym kierowaliby się, szukając dobrego psychiatry dla kogoś z rodziny. Ponad 60 proc. odpowiedziało, że opiniami na portalach.

– Opinia ma moc większą od reklamy, to widać w wielu badaniach – mówi Agata (była dziennikarka, która prowadzi agencję reklamową). – Dopóki wyniki badań się nie zmienią, mniej się będzie wydawać na reklamę, a więcej na opinie.

Zrodlo: http://m.newsweek.pl/polska/platne-komentarze-opinie-za-pieniadze-cena-za-post-newsweek-pl,artykuly,343000,1.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Brytyjczycy, nic się nie stało!!!

  Brytyjczycy, nic się nie stało!!! A to gagatek ! Przecie kosher Izaak … https://geekweek.interia.pl/nauka/news-newton-jakiego-nie-znamy-zb...