środa, 22 września 2021

Libido Dominandi

Libido Dominandi

Wstęp fenomenalnej książki E. Michael’a Jones’a pt: Libido Dominandi. Seks jako narzędzie kontroli społecznej. Lekturę szczerze polecamy. Przypisy w oryginale. A303



Internet nie zna przynależności do konkretnego miejsca, nie ma więc większego znaczenia, gdzie to się wydarzyło, gwoli ścisłości jednak podam, że przebywałem w Anglii, gdy zacząłem otrzymywać maile od Lisy i Heathem (chyba tak brzmiały ich imiona). Chciały, żebym odwiedził ich erotyczne strony internetowe. Ponieważ Internet nie jest związany z konkretnym miejscem, również ich imiona nie mają tutaj większego znaczenia. Ważne, że otrzymywałem niechciane materiały pornograficzne. Niepożądane maile powszechnie określa się mianem spamu. Jego pornograficzna odmiana to blue spam. Miałem zamiar napisać do Comupserve, mojego dostarczyciela Internetu, prosząc o zablokowanie mojego adresu, tak żeby stał się dla takich nadawców niedostępny, ale wtedy właśnie od samego Compuserwe otrzymałem blue spam reklamujący ich pornograficzny serwis: Quis custodiet ipsos custodes? To, co jest sprzedawane jako usługa dostarczania poczty e-mail, okazuje się formą stręczycielstwa. Jeden z użytkowników tego serwisu on-line twierdzi, że codziennie zmuszony jest kasować ze skrzynki pocztowej setki podobnych maili. Podczas niedawnej rozprawy sądowej, kiedy zakwestionowano konstytucyjność ustawy Communications Decency Act, Compuserve podpisał się pod opinią przyjaciela sądu (amicus curiae), udzielając poparcia osobom rozpowszechniającym pornografię. Jak było do przewidzenia, znając nasz system prawny, trzyosobowy zespół sędziowski obradujący w Filadelfii uznał CDA za ustawę sprzeczną z Konstytucją. Jeden z sędziów stwierdził, że „tak jak siłą Internetu jest chaos, tak też siła naszej wolności zasadza się na chaosie i kakofonii nieskrępowanej wypowiedzi”.

Słowo „wolność” użyte przez jednego z wysokich urzędników systemu jest martwe, gdyż to, o czym w istocie tutaj mówimy, jest zniewoleniem. Teza, którą chciałbym przedstawić w mojej książce, jest prostym, ale mimo to rewolucyjnym (a raczej kontrrewolucyjnym) odwróceniem paradygmatu. Sprowadza się ona do stwierdzenia rzeczy oczywistej dla wszystkich, którym zdarzyło się odwiedzić owe strony internetowe i przez Heather bądź Lisę zostać poproszonym o podanie numeru swojej karty kredytowej. Chodzi mianowicie o to, że pornografia, zarówno dziś, jak i wczoraj, była i jest formą przymusu, wymuszenia finansowego. Pornografia to sposób nakłonienia ludzi do tego, żeby płacili, a z racji przymusowego charakteru owej transakcji niewiele różni się od handlu narkotykami. Inaczej niż prostytucja, która jest również transakcją opartą na wewnętrznym przymusie, pornografia ściśle wiąże się z technologią, zwłaszcza z kopiowaniem i przesyłaniem obrazów. Jako że historia pornografii wiąże się z historią postępu i rozwoju (oczywiście technologicznego, nie zaś moralnego), czerpanie korzyści z ludzkiego uzależnienia w ciągu ostatnich dwustu lat naszej rewolucyjnej epoki przybierało coraz to bardziej jawną i jednoznaczną postać. To, co początkowo było zniewoleniem przez grzech, przybrało w końcu postać przymusu finansowego, a to, co pierwotnie akceptowano jako transakcję finansową, stało się formą politycznej kontroli. Rewolucja seksualna dokonywała się równocześnie z tego rodzaju rewolucją polityczną, która wybuchła we Francji w roku 1789. Oznacza to, że kiedy używamy pojęcia rewolucja seksualna, nie mówimy o seksualnym występku, ale raczej o jego racjonalizacji, której następstwem jest czerpanie z niego korzyści finansowych, oraz o politycznym jego wykorzystaniu jako formy kontroli.

                Ponieważ jednym z nieuchronnych następstw seksualnego „wyzwolenia” jest społeczny chaos, nieomal od samego początku owego wyzwalania konieczne stało się wprowadzenie odpowiedniej kontroli. Ów dynamiczny proces jest tematem niniejszej książki.

                Nie jest tajemnicą, że żądza seksualna jest również rodzajem uzależnienia. Moja teza głosi, że obecna władza zdaje sobie z tego sprawę i wykorzystuje tę sytuację dla własnych korzyści. Innymi słowy, „wolność” seksualna jest w istocie formą kontroli nad społeczeństwem. W istocie zjawisko, o którym tutaj mówimy, ma u swych postaw gnostyczny system dwóch prawd. Po pierwsze, prawdy egzoterycznej, propagowanej przez władzę poprzez reklamę, edukację seksualną, hollywoodzkie filmy oraz system uniwersytecki – inaczej mówiąc, prawdy odnoszącej się do powszechnej konsumpcji, prawdy, wedle której wyzwolenie seksualne jest tożsame z wolnością. Po drugie, prawdy ezoterycznej, mówiącej o sposobach oraz metodach, jakie stosuje władza, czyli ludzie czerpiący korzyści z „wolności”. Głosi ona coś dokładnie odwrotnego od pierwszej, a mianowicie, że wyzwolenie seksualne jest rodzajem sprawowania kontroli, sposobem na utrzymanie się rządzących u władzy dzięki wykorzystywaniu namiętności i fascynacji naiwnych ludzi, którzy utożsamiają się z tymi uczuciami, jak gdyby rzeczywiście były ich własnymi, oraz identyfikują się z władzą, rzekomo umożliwiającą ich zaspakajanie. Ludziom ulegającym tym niezdrowym upodobaniom dostarcza się następnie stosownych wytłumaczeń, których mnóstwo znajdziemy na stronach internetowych, tym sposobem przekształcając ich w potężną siłę polityczną. Dzieła tego dokonują ci, którzy są doskonałymi ekspertami w manipulowaniu zalewem treści wizualnych oraz towarzyszących im usprawiedliwień.

                Pierwsze nieśmiałe pomysły dotyczące sposobu wykorzystywania seksu jako formy sprawowania kontroli nad społeczeństwem – podobnie jak ekonomiczne idee leseferyzmu – pojawiły się w dobie oświecenia. Skoro wszechświat jest maszynerią, w której najważniejszą siłą jest grawitacja, społeczeństwo również stanowi rodzaj urządzenia napędzanego dążeniem do osiągnięcia partykularnych korzyści, człowiek zaś przestaje być bytem uświęconym, stając się mechanizmem, którego siłą napędową jest zaspokajanie własnych namiętności. Stąd niedaleko już do wyciągnięcia wniosku, że człowiek mający kontrolę nad swymi namiętnościami zyskuje władzę nad innymi.

                Książka What Wild Ecstasy, historia rewolucji seksualnej pióra Johna Heidery’ego, jest jeszcze jednym przykładem historii liberalnej – tym razem liberalnej historii seksualności. W istocie liberalny charakter mają wszystkie prace poświęcone dziejom seksualnego wyzwolenia. ich morał sprowadza się do stwierdzenia „Ludzie wszędzie po prostu chcą być wolni” albo do jego feministycznego wariantu: „Dziewczyny zwyczajnie chcą się dobrze bawić”. To, że Linda Boreman Marchiano vel Linda Lovelace została pobita i zgwałcona podczas kręcenia Głębokiego gardła, nie ma tu nic do rzeczy. Dąży się do upowszechniania dogmatu głoszącego, że seksualna rozpusta jest wyzwoleniem, a sięganie po nie jest samo przez się usprawiedliwione, jeżeli więc nawet zdarzy się, że kilku ludzi przy okazji ucierpi (albo zginie), warto mimo wszystko cenę taką zapłacić.

                Heidenry wykłada swoje metafizyczne karty na stół w rozmaitych miejscach napisanej przez siebie książki. Na samym początku powiada nam na przykład, że chodzi tu o „sposób, w jaki funkcjonujemy od mniej więcej roku 1965, kiedy to cząsteczki rewolty i oświecenia połączyły się, dając początek seksualnemu Wielkiemu Wybuchowi”. Innymi słowy, mamy tu oto klasyczne, oświeceniowe wyjaśnienie wszystkiego. Tak jak wszechświat fizyczny w całej swej wspaniałości, pięknie i uporządkowaniu nie jest w istocie niczym więcej niż przypadkowym ruchem maleńkich, zderzających się ze sobą cząsteczek, tak też wszystko, co dzieje się w społeczeństwie – od zjawisk ekonomicznych, po wyzwolenie seksualne – ma podobny charakter. Wytłumaczenie, którego George Will odnosi do kwestii porządku ekonomicznego, John Heidenry stosuje do dziedziny moralności oraz seksualności. Zamiast atomów mamy atomistyczne jednostki, rolę grawitacji jako przemożnej siły sprawczej przejmują namiętności, a w miejscu uporządkowanego wszechświata opisywanego przez prawa fizyki mamy społeczeństwo, które zmienia się pod wpływem mechanizmów, takich jak wyzwolenie seksualne. Jaki z tego wyłania się obraz? Ludzie w każdym miejscu na Ziemi po prostu chcą być wolni, a cóż lepiej oddaje ową wolność niż, dajmy na to, masturbowanie się przy oglądaniu wyuzdanych obrazków w „Hustlerze”?

                Ostatni przykład jasno świadczy o tym, że wcale nie o wolności tu mowa, lecz o pewnym rodzaju uzależnienia albo zniewolenia moralnego, które może dotykać zarówno jednostki, jak i kultury. W ten sposób jasno widać przekłamania obecne w książce Heidenry’ego. Rewolucja seksualna nie była oddolnym ruchem, nie zrodziła się ona w rezultacie połączenia „cząstek rewolty i oświecenia”, lecz powstała na mocy decyzji klas rządzących Francji, Rosji, Niemiec i Stanów Zjednoczonych, które w rozmaity momentach minionych dwustu lat postanowiły tolerować pozamałżeńskie zachowania seksualne jako rodzaj rewolty, później zaś jako formę politycznej kontroli. Książka Heidenry’ego jest częścią powszechnej mistyfikacji dotyczącej tego zagadnienia, nie zaś czymś, co może dostarczyć wyjaśnień niezorientowanym.  Mimo to jednak jest cenna w tej mierze, w jakiej jest pozycją klasyczną, opisującą sposób, w jaki od trzydziestu dwóch lat wyzwolenie seksualne pełni rolę narzędzia sprawowania nadzoru nad społeczeństwem. Bernard Berelson, który pracował u Rockefellerów, był badaczem okresu oświecenia i wcielał jego tezy w życie, manipulując opinią publiczną w latach sześćdziesiątych, głównie w okresie walki z Kościołem katolickim o legalizację antykoncepcji. Edward Bernays był bratankiem Zygmunta Freuda i ojcem nowoczesnej reklamy. Obaj należeli do nurtu nawiązującego do tradycji iluminatów, zakładającej sterowanie ludźmi poprzez wykorzystywanie ich namiętności w taki sposób, aby nie byli tego świadomi. Iluminaci zaś, wyraźnie zaznaczają, że spośród wszystkich ludzkich namiętności właśnie te związane z seksualnością są najskuteczniejsze, gdy idzie o władzę nad człowiekiem.

                Książka Heidenry’ego ukazuje, jak owa władza jest realizowana nie w teorii, ale w praktyce. Wziąwszy pod uwagę, że po wygnaniu z raju natura ludzka pozostaje ułomna, zalewanie kraju pornografią oznacza, że pewna część ludzi uzależni się od niej w taki sam sposób, w jaki zarzucenie kraju narkotykami spowoduje, że okreslony procent populacji zostanie narkomanami. A kiedy już to nastąpi, mandaryni kultury mogą wykorzystać konkretne aspekty owego uzależnienia przeciwko każdemu, kto występuje przeciwko ich władzy. Podtekst książki Heidenry’ego sprowadza się do przesłania, że każyd, kto przeciwstawia się wyzwoleniu seksualnemu, zostanie ukarany. W pewnym miejscu autor stwierdza, co następuje: „Kilkoro najzagorzalszych wrogów pornografii spotkał marny koniec”. Zapomina jednak powiedzieć, że ów nieszczęśliwy koniec pokazuje po prostu w zakamuflowany sposób, jak seksualną rozpustę można wykorzystać jako instrument władzy.

                Najlepiej znanymi tego przykładami, opisanymi przez Heidenry’ego, są przypadki Jimmy’ego Swaggarta i Jima Bakkera, których upadek dokonał się w skutek uwikłania w skandale seksualne. Heidenry przyznaje nawet, że Bakera wrobiono w romans z Jessicą Hahn, nie chce jednak zrozumieć, jakie wnioski płyną z przedstawionych przezeń faktów. Nie wspomina również, że uwiedzenie Bakkera przez Hahn przedstawiono na odwrót, czyli to jemu przypisano aktywną rolę, aby zniszczyć go jako duchownego i to samo uczynić z innymi telewizyjnymi kaznodziejami działającymi w tamtym czasie. gdyby Heidenry był konsekwentnym zwolennikiem wyzwolenia seksualnego, powinien pochwalić zarówno epizod Jimmy’ego Swaggarta z prostytutką, gdyż wizyta u niej w oczywisty sposób była konsekwencją oglądania pornografii, tak samo jak uprawianie przez Bakkera seksu pozamałżeńskiego z Jessica Hahn. Tego jednak Heidenry nie czyni, a jedynym sensownym wytłumaczeniem stosowania owej podwójnej miary jest to, iż akt „wyzwolenia seksualnego” w rzeczywistości potencjalnie sprowadza się do formy politycznej kontroli i nabiera znaczenia jedynie w świetle politycznego wymiaru działania osoby, która go dokonuje. Dlaczego to, czego dopuścił się Jimmy Swaggart, jest złe, kiedy zaś tego samego dopuszcza się Larry Flynt, wychwala się go jako bohatera? Odpowiedź na tę zagadkę kryje się w polityce. Jimmy Swaggart znalazł się po złej stronie politycznego równania i dlatego można go było pomniejszać i lekceważyć, przedstawiając w „Penthouse” jako hipokrytę.

                Motywacje, które kierowały Heidenry’m, są raczej oczywiste. Wyrastał w wierze katolickiej, pochodzi z rodziny, która jakiś czas po wybuchu I wojny światowej wykupiła firmę B. Herder Book – amerykańską filię katolickiego, niemieckiego domu wydawniczego. Hidenry odebrał konserwatywne, katolickie wychowanie, a wylądował ostatecznie w redakcji „Penthouse’a” i w tym kontekście jego książkę można postrzegać jako racjonalizację moralnych oraz religijnych wyborów, których dokonał na przestrzeni życia. Historia się jednak na tym nie kończy. Ludzie kierowani przez motywy podobne tym, jakie inspirowały Kisneya, są wykorzystywani przez innych, zdolnych czerpać polityczne zyski ze świata, w którym wartości moralne zostały zdewaluowane, a ich miejsce w roli wyznacznika relacji społecznych zajął pieniądz. Ci, którzy ulegają seksualnemu uzależnieniu, ale nie akceptują światopoglądu „seksualnego wyzwolenia”, zostaną zdemaskowani. Ci, którzy są mu przeciwni, ale nie uczestniczyli w żadnych możliwych do ujawnienia seksualnych skandalach, zostaną potraktowani protekcjonalnie i zignorowani. Ci, którzy akceptują ideologię wyzwolenia seksualnego, mogą postępować, jak im się żywnie podoba, jednakże czyniąc tak, poddają się już seksualnej kontroli tych, którzy sferę tę nadzorują.

                Cały system, który nieuczciwie wychwala Heidenry, opiera się na podwójnej moralności – autor korzysta z niej, lecz się do tego nie przyzna. Cytuje ze wszystkimi pikantnymi szczegółami demaskujący Swaggarta artykuł zamieszczony w „Penthouse”. Rzuca się jednak w oczy brak w jego książce równie drastycznego tekstu, także wydrukowanego w „Penthouse”, który opisywał romans Billa Clintona z Gennifer Flowers. Skoro „Penthouse” jest wiarygodnym źródłem informacji w pierwszym z przytoczonych przypadków, dlaczego nie jest nim w drugim? Odpowiedź jest oczywista. Atakowanie prezydenta Clintona nie idzie w parze z żadnym celem politycznym, gdyż Clinton popiera ideologię wyzwolenia seksualnego , które kultura mainstreamu wykorzystuje jako narzędzie sprawowania władzy nad obywatelami. Rząd najpierw w imię wyzwolenia promuje seksualne uzależnienie, następnie traktuje je jako rodzaj narzędzia władzy, której później używa do niszczenia każdej odpowiednio wpływowej jednostki przeciwstawiającej się tej ideologii.

                W nawiązaniu do tego samego tematu pozwólmy sobie na następujący myślowy eksperyment. Wyobraźcie sobie reakcje prasy, gdyby Kenneth Starr albo senator Jesse Helms zostali przyłapani w męskiej toalecie na nagabywaniu i namawianiu do nierządu podstawionego im agenta. A teraz pomyślcie, jak zareagowałaby prasa, gdyby to samo uczynił Berney Frank. Dlaczego w pierwszym przypadku podniósłby się wielki krzyk, a w drugim dziennikarze przeszliby nad tym do porządku dziennego (jak wówczas, kiedy Frank poinformował swoich wyborców, że korzystał z usług męskiej prostytutki)? Dlaczego ten sam czyn jednocześnie może być oceniany jako odpychający i jako służący wyzwoleniu, w zależności od polityki uprawianej przez tego, kto go popełnia? Odpowiedź jest prosta: wyzwolenie seksualne jest formą politycznej kontroli. Frank i Clinton są chronieni, gdyż akceptują ideologię seksualnego wyzwolenia, Swaggarta zaś niszczy się za to samo, za co Larry’ego Flynta czyni bohaterem kultury. Jedyną rzeczą, która broni Starra i Helmsa przed losem Bakkera i Swaggarta, jest życie, jakie obaj prowadzą.

                Zajmijmy się teraz historią. Pomysł, że wyzwolenie seksualne może być wykorzystane jako rodzaj kontroli politycznej, nie jest nową ideą. Idea ta stanowi sedno opowieści o Samsonie i Daili. Przekonanie, że grzech jest formą zniewolenia, jest kluczowe dla dzieł św. Pawła. Św. Augustyn w swoim opus magnum – będącym obroną chrześcijaństwa przed oskarżeniami pogan głoszących, że przyczyniło się ono do upadku Rzymu – podzielił świat na dwa państwa: Państwo Boże, które ponad siebie kocha Boga, oraz Państwo Człowieka, Państwo Ziemskie, które nad Boga kocha same siebie. Augustyn opisuje to drugie państwo jako pałające „żądzą panowania”, które zarazem „samo jest pod panowaniem żądzy panowania”. Libido Dominandi, pragnienie dominowania, jest zatem dążeniem paradoksalnym. Niezmiennie oddają się mu ludzie będący zniewoleni przez te same namiętności, które rozbudzają w innych, aby uzyskać nad nimi władzę.

                Dychotomia, którą opisuje św. Augustyn, istnieje od zawsze. I będzie istniała dopóty, dopóki istnieje człowiek. Rewolucjoniści okresu oświecenia nie stworzyli żadnego nowego świata, nie stworzyli również nowego człowieka, który miał zaludnić ten nowy wspaniały świat. Oni jedynie przyjęli światopogląd św. Augustyna i odwrócili jego wartości. „Kondycja człowieka moralnego to stan pewności i spokoju, kondycją człowieka niemoralnego jest stan ustawicznego wzbudzenia” Autorem tych słów nie jest św. Augustyn (aczkolwiek z całego serca by się z nimi zgodził), lecz markiz de Sade. Wspominam o tym po to, aby pokazać, że św. Augustyn i de Sade reprezentują tę samą antropologię i taką samą racjonalną psychologię. Dla Augustyna ruch był czymś złym, zaś dla rewolucjonisty Sade’a odwieczny ruch wywoływany gwałtownymi namiętnościami był rzeczą dobrą, ponieważ podtrzymywał „konieczne wzbudzenie, w jakim republikanin powinien stale utrzymywać społeczeństwo, do którego należy”.

                To samo da się powiedzieć o ich rozumieniu wolności. To, co jeden z nich nazywał wolnością, drugi określał mianem zniewolenia. Ale dychotomia dwóch państw Augustyna – poniżającego siebie z miłości do Boga oraz poniżającego Boga wskutek uwielbienia dla samego siebie i własnych namiętności – to coś, na co obaj mogliby przystać.

                Późniejsze wydarzenia są historią zamysłu zrodzonego z oświeceniowego odwrócenia chrześcijańskich prawd. „Przewrotnie usiłują naśladować Ciebie ci wszyscy, którzy odrywają się od Ciebie i przeciw Tobie się buntują” – pisze Augustyn w Wyznaniach, zwracając się do Wszechmogącego. To samo można powiedzieć o oświeceniu, które miało swój początek jak ruch zmierzający do wyzwolenia człowieka, a niemal z dnia na dzień przekształciło się w przedsięwzięcie zmierzające do uzyskania nad nimi kontroli. Niniejsza książka to opowieść o tej transformacji. Można w niej widzieć historię rewolucji seksualnej, nowoczesnej psychologii lub wojny psychologicznej. Tym, co je wszystkie łączy, jest wielopokoleniowe przedsięwzięcie realizowane metodą prób i błędów z zamysłem wypaczonym przez namiętności, a sprowadzające się do tych samych konkluzji, do jakich doszedł św. Augustyn pod koniec istnienia Rzymskiego Imperium. Człowiek ma tylu panów, ile przywar, wad i słabości. Sprzyjając im, władza działa na rzecz zniewolenia, które może przyjąć w postaci kontroli politycznej. Pozostaje jedynie pytanie, czy owo zniewolenie daje się wykorzystywać dla czerpania z niego korzyści finansowych i politycznych, a jeśli tak, w jaki sposób można to osiągnąć. Najlepszą metodą kontrolowania ludzi jest ta, która osiąga swe cele, pozostawiając ich całkowicie nieświadomymi faktu, że podlegają kontroli, a najlepszą drogą do tego jest systematyczna manipulacja ich pożądaniami, albowiem człowiek się z nimi utożsamia. Broniąc ich, broni swojej „wolności” którą zazwyczaj pojmuje jako nieograniczoną możność zaspokajania własnych pragnień, nie rozumiejąc najczęściej, że niezwykle łatwo jest manipulować nimi z zewnątrz. Manipulacja ta służy dziś mrocznym siłom do udoskonalenia systemu finansowego i politycznego nadzoru oraz eksploatacji. Dogłębnie rozumieli to św. Paweł i św. Augustyn, nazywając zjawisko owo „zniewoleniem przez grzech”. Książka ta, opisując spójną konstrukcję światopoglądu opartego na zjawisku tym, wyjaśnia, w jaki sposób wyzwolenie seksualne stało się formą politycznej kontroli.

E. Michael Jones, South Bend, Indiana, 20 lutego 1999.

Źródło: wolna-polska.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zbrodnicze małżeństwo Graffów

W piśmie z 19 listopada 1953 roku prokurator Alicja Graff wymieniała zarzuty wobec płk. Wacława Kostka-Biernackiego:  „Od 1931 r. do 31 sier...