Czy Anglia leży między trzema morzami? No, w pewnym sensie – między Morzem Północnym, Irlandzkim i Kanałem Angielskim, ale przecież to wszystko i tako tylko Atlantyk!
I tak właśnie jest z polityką brytyjską – mogła sobie panować nad falami wszędzie na globie, ale i tak od kilkudziesięciu lat jest co najwyżej junior-partnerem atlantyckiego bloku. A teraz słyszmy, że Londyn miałby dołączyć do „Trójmorza”, wspólnie krajami Europy Środkowowschodniej.
Czyżby więc ten wirtualny blok miał oprzeć się o kolejne akweny w swym imperialnym marszu – czy też może wierny lotniskowiec Ameryki szykuje się do cumowania gdzieś między Gdańskiem, Rijeką a Konstancą, by przypilnować wykluwania się jankeskiej Małej Europy? A (trój)może jeszcze inaczej – czyżby City przypomniało sobie o swojej odrębności od Wall Street i chciało odnowić własne interesy we wschodniej części kontynentu?
Nigdy Anglosas nam bratem?
Spokojnie, to na razie jeden brytyjski poseł, nie nazbyt powagę kochający, choć hiacyntowy więc rozwojowy (taki ichni Tarczyński) czyni rekonesans. Jak wszystkie szkodliwe pomysły Anglosasów – nader ciepło przyjmowany nad Wisłą. Niestety bowiem od czasu, gdy Mickiewicz pisał, iż „co Francuz wymyśli, to Polak polubi” minęło sporo czasu i dziś podatniejsi jesteśmy na najgłupsze nawet idee – byle podawane po angielsku (komend bowiem, zwłaszcza w gospodarce, po staremu wolimy wysłuchiwać od Niemców).
Czemu zaś wizję prezentowaną przez Daniela Kawczyńskiego, MP – trudno uznać za sensowną? Raz – bo przecież realnie nic takiego jako „Trójmorze” w ogóle nie istnieje. A dwa, bo zawsze gdy Brytania naprawdę poważnie brała się za sprawy naszej części świata – wynikały z tego wyłącznie, ale to wyłącznie same problemy dla Polski i Polaków. Właśnie dlatego ZAWSZE gdy jakiś angielski renegat, nawet z polskim nazwiskiem, mówi coś o „zacieśnianiu więzów polsko-brytyjskich” – należy witać go grubym słowem i jeszcze grubszym kijem.
Kandydaci do -exitów czy narzędzia negocjacyjne Waszyngtonu?
Czym w istocie swojej jest „Trójmorze”? Każdy taki konstrukt na mapie zawsze historycznie okazywał się fikcją, opartą nie o brzegi morskie, ale o mylne przekonanie, że jakikolwiek rzeczywisty geopolityczny interes może łączyć Talin i Zagrzeb. I nie inaczej jest i z tą obecną nazwą, określającą po prostu tak Europę drugiej prędkości, jak i dalszorzędnych wasali USA. Tzn. takich, nad którymi zwierzchność realizowana jest przez lenników pierwszego poziomu, czyli przede wszystkim Niemców.
Technicznie z punktu widzenia Waszyngtonu jest to lista krajów do ewentualnych -exitów, gdyby stosunki z Berlinem/Brukselą tego wymagały, tzn. gdyby w rodzącym się na naszych oczach świecie multipolarnym trzeba było osłabić podmiot europejski. Tak czy inaczej jednak „Trimarium” pozostaje wciąż tylko stekiem przemówień i spotkań bez większego znaczenia, chyba że… Chyba że przyjdą odmienne rozkazy.
Ewentualne pojawienie się w grze UK, rządzonego przez torysów będących wszak wciąż nieopłakanym zwierzchnikiem europejskim i polskiego PiS, i innych neokonów w regionie – nie dodałoby wprawdzie BABSowi (Baltic, Adriatic, Black Sea Initiative) realności, sensu, ni powagi – ale oznaczałoby, że z packi na muchy ktoś próbuje zrobić młotek tak do rąbnięcia w brukselskie szklane biurowce, jak i do wymachiwania nim przed nosem Rosji i Chin.
Kto za to zapłaci?
Do czego bowiem realnie służy „Trójmorze”? Jak wiadomo – do niczego, poza dawaniem tematu do kolejnych nudnych przemówień prezydenta Dudy. A czym by miało się zajmować po ewentualnej brytyzacji? Tak, zgadliście Państwo: „powstrzymaniem chińskich i rosyjskich wpływów w regionie”! Tłumacząc zatem na ludzki – jest to kolejna obroża mająca uniemożliwić krajom Europy Środkowo-Wschodniej robienie obustronnie korzystnych interesów z naturalnymi partnerami eurazjatyckimi. Smycz zaś w interesie amerykańskim – mają trzymać Brytyjczycy.
Sęk w tym jednak nawet i z tego planu zieje pustka, niczym z półek brytyjskich sklepów po BREXICIE i COVIDzie. Jak „Trójmorze” miałoby stanowić bazę jakiejś nowej struktury międzynarodowej pod anglosaskim przewodem, skoro nawet takie PiS potwierdziło po raz kolejny, że jest partią skrajnie proeuropejską, a zatem hasłem POLEXITu będzie grać tylko wtedy, gdy Ameryka będzie negocjować z Europą jakieś kolejne taryfy celne i wyłącznie, by zapewnić ochronę interesów amerykańskich podatników.
A poza tym jak niby Polska miałaby się przyłączać do jakiejś miniEuropy amerykańskiej czy brytyjskiej – skoro sama, w całości jest… gospodarczo niemiecka? A za żadnym z amerykańskich czy angielskich gładkich słówek nie idą ni pieniądze, ni inwestycje, ni żaden inny konkret geoekonomiczny. W tym także i taki, który rekompensowałby nam wymierne straty już od 7 lat ponoszone na wojnie handlowej z Rosją, do której mielibyśmy wg wskazówek torysów dołożyć konflikt z Chinami.
Trzeba przyznać, że jest bez wątpienia najgorsza oferta brytyjska dla Polski od czasu, gdy za namową Londynu ściągnęliśmy na siebie atak niemiecki we wrześniu 1939 roku…
I między innymi ze względu na tę oczywistą niekorzystność i niezgodność z polską racją stanu – możemy być zupełnie pewni, że III RP po raz kolejny da się w tę anglosaską pułapkę wciągnąć.
Konrad Rękas
Sputnik Polska
https://chart.neon24.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz