Przykro to powiedzieć, ale ogromną część, o ile nie większość informacji na temat funkcjonowania Armii Krajowej w Siemianowicach Śląskich „zawdzięczam” agentom gestapo i UB, których donosy odnalazłem w Archiwum Państwowym w Katowicach oraz w IPN.
Niestety, w warunkach, jakie zaistniały w okresie powojennym, akowcy niechętnie dzielili się tym, co mieli do powiedzenia na temat swojej służby w AK. Owszem, dotarłem do kilku ciekawych relacji, ale w żaden sposób nie byłbym w stanie rozpracować struktury organizacyjnej AK w Siemianowicach Śląskich, gdyby nie owe doniesienia agenturalne.
Tak na przykład przeglądając w Archiwum Państwowym w Katowicach odpisy dokumentów gestapo, natrafiłem na protokół przesłuchania Wilhelma Mrochena z Siemianowic Śląskich. Z dokumentów, do których dotarłem, wynika, iż był on współpracownikiem gestapo – podpisał bowiem zobowiązanie do współpracy.
Wilhelm Mrochen, ur. się 4 IV 1917 r. w pow. Strzelce Opolskie, syn Franciszka Mrochen i Marii z d. Ulrich, po podziale Górnego Śląska zamieszkał w Siemianowicach. Był członkiem Związku Strzeleckiego, którego komendantem w Siemianowicach Śląskich był Emil Tluchorz. Pełnił w nim funkcję kierownika grupy młodzieżowej „Orlęta”. Przesłuchiwany na gestapo, zeznał:
„W miesiącu wrześniu 1940 r. przybył do mieszkania moich rodziców, znany mi z polskiego Związku Strzeleckiego, polak i górnik Franciszek Kolarz, około 32 lata, były polski podoficer, zam. przy ul. Pawła Śmiłowskiego, który mnie poszukiwał w celu zapytania mnie, czy pozostałem takim polakiem, jakim byłem przed wojną, a jeśli tak, to mam zdecydować się wstąpić do nielegalnej organizacji polskiej, do której on mnie przyjmie.”
Mrochen – w świetle tego, co powiedział na przesłuchaniu – początkowo nie zdecydował się na wstąpienie do tejże organizacji, a co więcej – poinformował o tej rozmowie Józefa Banasza, który był znany jako miejscowy freikorzysta i którego brat był w SS albo w Gestapo. Józef Banasz miał jednak zaproponować Mrochenowi wstąpienie do tejże organizacji, aby poznać jej cele, zadania oraz wszelkie przedsięwzięcia i by następnie jego o wszystkim powiadamiać. Banasz miał wziąć na siebie informowanie policji o wszystkim, o czym poinformuje go Mrochen.
Ale Banasz został zaciągnięty do niemieckiego wojska i w efekcie Mrochen zmuszony był „sam pracować w tej organizacji dalej”. Kolarz, kiedy Mrochen zgłosił się do niego, iż przemyślał sprawę i że chce działać w organizacji, potraktował go z początku nieufnie, ale ostatecznie zapoznał go Wilibaldem Krzykałą, który pracował w sklepie spożywczym kupca Tacika, a ten z kolei poznał go z Hermanem Świerkotem, który pochodził z powiatu pszczyńskiego. Mrochen mówił dalej:
„Przebywał on wówczas w Siemianowicach przy ul. Ryszarda Fitznera u swych teściów Bartodziej, naprzeciw gazowni. Od Świerkota dowiedziałem się pierwszy raz, że chodzi tutaj o nielegalną organizację „Polskie Siły Zbrojne”, która wydawała nielegalne pismo „Dobosz”. W tym samym dniu Świerkot chciał mnie zaprzysiąc, lecz ja prosiłem o przeniesienie przysięgi, gdyż zrozumiałem, że przez to będę mógł częściej spotykać się ze Świerkotem i od niego wydostać niektóre dane organizacyjne. Oprócz tego nawiązałem z jego szwagierką romans miłosny, gdzie przez to także będę mógł blisko przebywać i rozmawiać na te tematy. Szwagierka ta nazywa się Lidia Bartodziej, wtenczas liczyła 16 lat i nie wiedziała o istnieniu organizacji.
Przez to że często bywałem u Lidii, Świerkot poczuł do mnie wielką sympatię i zaufanie, powierzając mi funkcję kierownika propagandy na jego teren, który obejmował miasto Siemianowice, Michałkowice i osiedla Bańgów, Przełajka i Bytków. Otrzymałem także polecenie werbowania nowych członków i nielegalne pismo chciał mi przydzielić do rozdziału. Przy tym pokazał mi tylko raz to pismo („Dobosz”), lecz nie pozwolił mi jego wziąć do ręki. Jako nowo zwerbowanych członków zapodałem Świerkotowi zmyślone nazwiska, gdyż członków nie zwerbowałem żadnych.
Po tym wszystkim zostałem przez Świerkota przedstawiony jednemu właścicielowi sklepu spożywczego w Siemianowicach przy ul. Hugona, Tomaszowi Pawlickiemu, jako współpracownik Świerkota. Po ich rozmowie zorientowałem się, że Pawlicki ze Świerkotem znają się dobrze i już dłuższy okres czasu muszą ze sobą w tejże organizacji pracować, ponieważ Świerkot przedstawił mi Pawlickiego jako swojego zastępcę. Od Pawlickiego dowiedziałem się, że były kolejarz Franciszek Łukasik z Siemianowic wszystkich byłych polskich urzędników do organizacji zwerbował. Dalej zapodał, że jeden z obecnych urzędników dworca kolejowego w Siemianowicach także jest członkiem organizacji. Nazwiska jego osoby nie mogłem ustalić i nic więcej na temat Łukasika nie mogę powiedzieć.”
Świerkot miał przy okazji powiedzieć, że „ostatnio otrzymał od jednego z niemieckich oficerów większą ilość pistoletów maszynowych dostarczonych samochodem…”. Mrochen zeznał nadto:
„Świerkot wyprowadził się w okolice Pszczyny i od tego czasu więcej go nie widziałem. Organizacją kierowali następnie Krzykała i Pawlicki.”
1 marca 1941 roku Mrochen wyprowadził się do Ząbkowic i przez pewien czas nie utrzymywał kontaktu z organizacją podziemną w Siemianowicach; jednakże do czasu:
„W połowie miesiąca maja 1941 r. nieoczekiwanie poszukuje mnie ojciec jednego z chłopaczków, który przedtem należał do organizacji Związku Strzeleckiego, a mnie podlegał. Ojciec ten powołał się na znajomość moją z tym chłopakiem, którego prawdopodobnie miałem znać, i przedstawił mi się jako Białas z Siemianowic, nadmieniając, że przedtem był on komendantem Straży Pożarnej na kopalni w Siemianowicach i przybył od Pawlickiego i Krzykały.”
W późniejszym okresie Wilhelm Mrochen działał aktywnie w strukturach konspiracyjnych w różnych miejscowościach, nas jednak najbardziej interesują tutaj jego związki z Siemianowicami. Oddajmy w tym miejscu głos Zdzisławowi Janeczkowi, który w pracy Od Sancowic do Siemianowic, opierając się na relacjach Maksymiliana Musioła, Klary Bartodziej i Pawła Kuźmy, napisał:
„Z nazwiskiem kupca Tomasza Pawlickiego, właściciela sklepu przy ulicy Jana Matejki, łączyła się działalność na terenie Siemianowic Korpusu Obrony Narodowej. Założycielami tej organizacji byli: nauczyciel Herman Świerkot, ekspedient Wilhelm Krzykała i siostrzeńcy Hugona Hankego – bracia Eryk i Helmut Frachowie (Helmut był pracownikiem „Polonii”), Roman Wójcik krawiec i Maksymilian Musioł. Członków organizacji śledzono, ustalono nazwiska kierowników i członków, korzystając m.in. z pomocy denuncjatora Hofmana.
Helmut Frach, podobnie jak Tomasz Pawlicki, został zatrzymany w 1942 r., przewieziony do więzienia mysłowickiego i stracony 25 stycznia 1943 r. Wilhelm Krzykała ukrywał się do 1944 r. Rozpoznany w tramwaju przez volksdeutschkę podzielił los swoich kolegów konspiratorów. Równie tragiczne były dzieje Hermana Świerkota i jego najbliższych. Według relacji Klary Bartodziejowej […] Hermana Świerkota stracono w Oświęcimiu w końcu 1942 r. za działalność w ruchu oporu.”
W okresie powojennym znalazł Wilhelm Mrochen „godnego następcę” w osobie tajnego współpracownika Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego używającego pseudonimu „Raak”. Oto z doniesienia agenturalnego z 17 czerwca 1953 roku dowiadujemy się, iż został on zaprzysiężony zimą 1941 roku przy ul. 1-go Maja („rogowy budynek, gdzie obecnie znajduje się Drogeria”). Tego dnia w południe spotkał się on z kpt. Wybierskim, który zapoznał go z „członkiem A.K. z Chorzowa” – Klanią oraz Cebulą z Lipin. Razem udali się do restauracji przy ul. Świerczewskiego. Tam właśnie miała miejsce przysięga, którą składał w obecności Pawła Klause, który wówczas pracował w Hucie „Kościuszko”.
W AK kontaktował się on nadto z takimi osobami jak: Jochemczyk Józef, zam. w Siemianowicach przy ul. Parkowej, który „pełnił funkcję służbowego”, Cieślik Wilhelm, Strzoda Henryk i Dragon Antoni, a także dr Misiak. Cieślik, Strzoda i Dragon byli dowódcami drużyn, a dr Misiak pełnił obowiązki kasjera. W dalszej części tegoż doniesienia czytamy:
„Jeżeli chodzi o przysięgę w/w drużynowych byłej organizacji A.K., składali ją w moim mieszkaniu przy ul. Roli Żymierskiego 21. W/w drużynowi byli dozorcami odcinka południowego Miasta Siemianowic, mieli oni każdy z nich od 10 – 15 osób. Najwięcej z nich miał ob. Jochemczyk Józef. Jak chodzi o drugą część miasta Siemianowic za którą był odpowiedzialny ob. Korfanty pracował wówczas na magistracie jako pracownik umysłowy, jeśli chodzi o dalszych ludzi to nie mogę powiedzieć, lecz jest mi wiadomo, że jako dowódca A.K. na teren Borki, Srokowiec i część miasta Siemianowic od dworca Siemianowickiego, aż po Małą Dąbrówkę.”
Jest to napisane takim językiem, że trudno zorientować się, o co dokładnie autorowi doniesienia chodziło. Czym był ów „odcinek południowy Miasta Siemianowic”? I jaką funkcję pełnił Paweł Klause? Czy był on może dowódcą owego „odcinka południowego Miasta Siemianowic”? W takim przypadku moglibyśmy przyjąć, że ów „odcinek południowy Miasta Siemianowic” składał się z dwóch plutonów, przy czym dowódcą jednego z nich byłby Jochemczyk, a drugiego „Raak” (w skład tego drugiego wchodziłyby trzy drużyny liczące po 10 – 15 ludzi).
Ale jeszcze jedna rzecz budzi tu moje wątpliwości. Oto bowiem owi drużynowi mieli być „dozorcami odcinka południowego Miasta Siemianowic”, podczas gdy wszyscy oni mieszkali bądź to na ul. Barbary, bądź to na Roli – Żymierskiego (obecnie Aleja Sportowców). Także „Raak” miał mieszkać na Roli – Żymierskiego, a Jochemczyk – na ul. Parkowej. Wszyscy oni mieszkali więc blisko siebie, przy czym chodzi nie o południową, ale północną część miasta. Podejrzewam, że „Raakowi” musiały się tu pomylić kierunki geograficzne.
Przy okazji raz jeszcze przypomnę, że Miasto Siemianowice Śląskie obejmowało w zasadzie wyłącznie dzisiejsze ich centrum. Michałkowice z Bytkowem stanowiły odrębną gminę, podobnie jak Bańgów i Przełajka. Wszystkie wymienione miejscowości w strukturze AK tworzyły Placówkę Siemianowice.
W doniesieniu z 23 czerwca 1953 roku „Raak” informował, że „ob. Sieroń Filip, zam. w Siemianowicach przy ul. Damrota, a pracuje w Spółdz. Pracy Budowl. w Siemianowicach był również członkiem AK”. Z kolei z Raportu o przebiegu rozpracowania krypt. „Tratwa” z 11 grudnia 1953 roku dowiadujemy się, że w związku ze sprawą Filipa Sieronia założono sprawy na Jerzego Pieczkę i Władysława Dubiela, którzy „występowali jako jego kontakty”.
Pośród agentów, jakich bezpieka posiadała w Hucie „Jedność”, gdzie pracowała spora grupa byłych akowców, wyróżniał się agent o ps. „Korsarz”, który – jak napisano w Raporcie o przebiegu rozpracowania z 27 marca 1953 r. „wywodzi się z tego środowiska”. Sporą wiedzę zawdzięczała bezpieka informatorowi, a właściwie informatorce podpisującej się pseudonimem „Stal”, w charakterystyce której jest informacja, iż „również ma dotarcie do poszczególnych byłych członków A.K.”. Innym ważnym agentem w Hucie „Jedność” był „Ksol” – „pracujący w środowisku AK-owskim”.
Kto konkretnie krył się za tymi pseudonimami? Jak wynika z charakterystyki informatora ps. „Korsarz”, pseudonimem tym swoje donosy podpisywał Marian Kubiak, zwerbowany przez PUBP Świętochłowice w dniu 11 listopada 1949 roku i ukierunkowany na rozpracowywanie środowiska AK-owskiego, z którego się wywodził (zatrzymano go wówczas w związku z nielegalnym posiadaniem broni, przy czym chodziło o pistolet Vis). Był on kierownikiem zatrudnienia i płac w Hucie „Jedność”. Cieszył się zaufaniem środowiska, przez co posiadał sporą wiedzę o tym, co robią byli akowcy z terenu Siemianowic Śląskich, a w szczególności zatrudnieni w Hucie „Jedność”. Jego donosy były obszerne i bardzo szczegółowe. Dotarłem nadto do pisma MUBP w Siemianowicach Śląskich z 11.XII.1953 r. w sprawie wyłączenia Kubiaka Mariana ps. „Korsarz” z szeregów TW. W piśmie tym czytamy:
„Inf. ps. „Korsarz” zawerbowany na słabych materiałach kompromitujących od 1945 r. aktywny członek PPR a obecnie PZPR.”
Z kolei pseudonimu „Stal” używała Helena Korczykowa, zatrudniona w dziale zaopatrzenia w Hucie „Jedność”. Funkcjonariuszom UB udało się nadto zmusić do podpisania deklaracji w sprawie współpracy Stefana Nobisa, który przyjął pseudonim „Cymbusz”. Nie mieli oni jednak potem z niego pożytku. Jak czytamy w charakterystyce informatora, był on „niechętny do współpracy”. W innym zaś dokumencie zapisano, że „od współpracy wykręca się”.
W działalność konspiracyjną w okresie niemieckiej okupacji na terenie dzisiejszych Siemianowic Śląskich zaangażowane były setki osób. Niestety, pośród nich znalazło się też kilka „czarnych owiec”. Tyle że gdyby nie ich świadectwa, zawarte w doniesieniach agenturalnych, pewnie nigdy nie dowiedzielibyśmy się, że ci, na których oni donosili, zaangażowani byli w działalność konspiracyjną. Tak się bowiem złożyło, że owe doniesienia stanowią dziś często jedyny ślad tejże działalności.
Wojciech Kempa
https://www.magnapolonia.org
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz