COVID jest najważniejszą transformacją nie tylko naszych czasów, zmianą na poziomie istoty kapitalizmu i cywilizacji jako takiej.
Żyjemy w trakcie największej być może przemiany cywilizacyjnej od czasu zaistnienia kapitalizmu i technologicznej od momentu pojawienia się produkcji przemysłowej. Czy jednak na pewno rozumiemy wszystkie związane z tym uwarunkowania?
Technologie energetyczne jako konstrukty społeczne
Istotą zrozumienia czym jest konstrukt społeczny – jest przyjęcie interpretacji, że to nasza percepcja kształtuje otaczającą nas rzeczywistość. Czyli to jak nazywamy, jak odczuwamy dane zjawisko – w istocie je określa.
Tak więc przede wszystkim należy zauważyć, że energia jest tym szczególnym rodzajem dobra, który pozwala ludziom zaspokajać potrzebę używania innych dóbr. Pozycjonuje to zarówno popyt na energię, jak i technologie energetyczne w szerszym kontekście społecznym i świadomościowym. Energii nie konsumujemy (wyłącznie) dla niej samej, np. w postaci ciepła – ale określa ona naszą pozycję wobec całego łańcucha konsumpcji.
To, jak odbieramy poszczególne technologie energetyczne oddaje więc często nasz stosunek do takich uznanych konstruktów społecznych, jak rynek, państwo, wspólnota, ale także percepcja człowieczeństwa i jego miejsca we wszechświecie. I zgodnie z dialektyką konstruktywizmu społecznego – są to zjawiska zmienne, ulegające przemianom wraz ze zmianami dominujących trendów świadomości społecznej.
Choć współczesnym pokoleniom może być w to trudno uwierzyć – przemysł naftowy samoprezentował się i bywał odbierany nie tylko jako awangarda nowoczesności, ale także jako forpoczta egalitaryzmu. Łatwo jest odnaleźć tchnące optymizmem i pozytywnym przekazem reklamówki The American Petroleum Institute z lat 1950-tych, z emblematycznym „>Destination Earth” (1956) na czele.
Oczywiście, dziś opowieść o wyzwoleniu Marsa spod tyranii Stalino-podobnego imperatora dzięki odkryciu błogosławionego wpływu przetwarzania ropy – kojarzyć się może raczej z innym sloganem, z podobnej kuchni propagandowej, głoszącym, że „DDT is so safe, that you can eat it” because „DDT is good for me-e-e!”.
Jednak dziś nie tylko nasza świadomość ekologiczna jest inna – odmienne są także nasze doświadczenia konsumpcyjne. Jesteśmy wnukami i prawnukami fordyzmu, a masowa konsumpcja i powszechna dostępność niemal wszystkiego jest dla nas tak oczywista, że aż zaczyna niektórych z nas martwić. Dla pokoleń powojennych jednak nic z tego oczywistym nie było – nie tylko jeśli chodzi o sezonowość produkcji rolno-spożywczej (typową jeszcze dla lat 1980-tych), ale także ograniczoną dostępność dóbr przemysłowych z epoki sprzed umasowienia tworzyw sztucznych, które również było następstwem bumu naftowego.
Świat subiektywnie zmniejszył się dzięki zajęciu przez ropę pozycji głównego surowca energetycznego, zaś globalny kapitalizm uzyskał katalizator swojego nieskończonego, jak zakładano, rozwoju, dzięki ciągłemu wzrostowi konsumpcji.
I tu zaszło kluczowe sprzężenie zwrotne. Kapitalizm by istnieć – potrzebował energetyki opartej o ropę (i inne paliwa kopalne), dzięki której można było produkować coraz więcej, przewozić towary po całym globie i coraz więcej sprzedawać nieustannie stymulując popyt, w tym zwłaszcza przez ciągłe dążenie do podwyższanie swojego statusu, wyrażanego także ilością konsumowanej indywidualnie ropy. Ale taki boom oznaczał też zwiększoną interakcję człowieka z naturą. Globalna hiperprodukcja i hiperkonsumpcja, synonimy sukcesu ludzkości w jej rzekomo „najlepszym okresie w dziejach” – w sposób bezprzykładny oddziałały na klimat, już nie tylko zanieczyszczając środowisko, ale (jak w pewnym momencie ogłoszono) doprowadzając do groźby anihilacji życia na Ziemi.
Najpierw uwierzyli nieliczni, potem hasło to podchwycili ci coraz bardziej wpływowi. A to z kolei pobudziło niemal powszechną zmianę świadomościową, ukierunkowaną na odnalezienie nowego paradygmatu. Zaś nowa świadomość – potrzebowała i nowego konstruktu społecznego także, a może przede wszystkim w energetyce.
Dychotomia starego i nowego paradygmatu widoczna była początkowo szczególnie wyraźnie w antagonizmie energii atomowej i pierwszych propozycji technologii energii odnawialnej. Przemysł jądrowy odbierany był nie tylko jako potencjalnie groźny ze względu na możliwe skutki katastrof technologicznych, z najbardziej emblematycznym przykładem Czernobyla. Elektrownie jądrowe budziły negatywne reakcje społeczne w świecie zachodnim przez swoje skojarzenie z atomowym wyścigiem zbrojeń, a także formułę organizacji, jednoznacznie związaną z wielkim kapitałem, odgórnością i narzucaną forsowną ścieżką modernizacji przez industrializacji.
W realiach Bloku Wschodniego, gdzie skutki, także społeczne Czernobyla były odczuwalne jeszcze silniej – sprzeciw wobec technologii jądrowej miał charakter wyraźnie opozycyjny i wolnomyślicielski. Taki charakter miał mocno kontrkulturowy charakter miała np. kampania prowadzona przez ekologów i pacyfistów przeciw budowie elektrowni jądrowej w polskim Żarnowcu. Tymczasem w kontrze do atomu – poszukiwano jakiegoś rozwiązania pozytywnego, które zarówno mogło przynajmniej aspirować do pozycji alternatywy energetycznej, a jednocześnie oddawałoby społeczne aspiracje środowisk prowadzących swoją aktywność w latach 1970-tych i 1980-tych.
Energia odnawialna, RE (początkowo głównie wiatraki naziemne, następnie także solary) była na tym etapie silnie kojarzona z oddolnością, samowystarczalnością poza zasięgiem wielkiego przemysłu i kapitału, rozproszeniem i organicznością.
Spór energia jądrowa vs. energia odnawialna miał więc charakter świadomościowy. Zwolennicy pierwszej utożsamiali ją z porządkiem, wolną konkurencją lub silnym państwem (w zależności od własnych preferencji), postępem i modernizacją przez industrializację (w zależności od geopolityki – kapitalistyczną bądź realnie socjalistyczną). Oponenci jawili się zatem jako anarchiści, hipisi, a nawet neoluddyści czy potencjalni „terroryści ekologiczni”.
Co istotne – faktycznie te wczesne podziały w pewnym przynajmniej stopniu wpłynęły na sam przebieg transformacji energetycznej w państwach, w których występowały szczególnie wyraźnie, jak w Niemczech. Zmiana technologiczna związana więc była ze zmianą paradygmatu, dzięki czemu w Niemczech czy Danii udało się zachować bardziej oddolny, rozproszony i komunitariański charakter sektora energii odnawialnej. Co ciekawe, również współczesne starcie między modelem społecznym wiązanym z RE, a jego industrialnym przeciwieństwem opartym o atom – odbyła w pewnym stopniu ścieżką wytyczoną w latach 1970-tych i 1980-tych, zaś rolę fikcyjnej Ventany i realnego Czernobyla powtórzyła Fukushima.
Z kolei w Kalifornii jej wejście na ścieżkę RE było odreagowaniem z jednej strony traumy wojny wietnamskiej, a z drugiej wyborem neokonserwatywnego gubernatora Ronalda Reagana, a potem jego prezydentury. Dawni hippisi i bitnicy, a po nich ich dzieci może obcięli włosy i chwycili za karty kredytowe, ale żeby kupić za nie Priusy i stawiać smart domy, zasilane z RE. Zaangażowanie po tej stronie stało się wyrazem i głównym przejawem partycypacji społecznej, przy czym bardziej szczegółowe badania przynoszą także interesujące nałożenie świadomości RE jako pewnej koncepcji społecznej – na klasyfikacje pod względem płci czy wykształcenia (choć już nie wieku).
Jak więc widzimy – rzeczywistość potwierdza wplecenie technologii energetycznych w istniejące i nowe konstrukty społeczne. W istocie bowiem dominujące nastawienie społeczne może być barierą transformacji, ale w istocie to zaangażowana mniejszość bywa katalizatorem powszechnej zmiany. Faktycznie też zmiany zachodzą nie tylko i nawet nie przede wszystkim wraz z ukształtowaniem się nowego dominującego paradygmatu i jego powszechną akceptacją, ale poprzez koegzystencję i konflikt różnych konstruktów, czyli jak opisał Moscovici (1961) formułując założenia Theory of Social Representation.
Istotny wpływ na nasze postrzeganie technologii energetycznych jako czynnika społecznie aktywnego – wywierają także kryzysy, jako impulsy szoku stymulującego zmianę poprzez wykreowanie wyobrażenia przyszłości. Z jednej strony szok, z drugiej ludzka adaptacyjność i podatność, w tym przypadku do postępującego kryzysu klimatycznego – stanowią obecnie o społecznej pozycji technologii energetycznych, których wciąż występujące słabości techniczne czy wydajnościowe nie są bynajmniej tajemnicą. Właśnie dlatego zresztą proces ten musi być obustronny, a implikacje społeczne muszą pozostać nie mniej istotne od technologicznych także z punktu widzenia bezpośrednio zainteresowanych we wdrażanie zmian menedżerów i inżynierów.
Technologia energetyki opartej o ropę była reprezentatywna i sama współkreowała rzeczywistość Złotego Wieku powojennego kapitalizmu. Uzupełnienie energetyką jądrową odpowiadało dominującemu paradygmatowi triumfu neoliberalizmu, mirażu „Wojen Gwiezdnych” i „końca historii”.
Tymczasem RE nie przyniosły spodziewanej przez podstarzałych bitników decentralizacji, zwiększonego partycypacjonizmu, ani póki co nie stanowią jeszcze narzędzia przejścia do post-wzrostu. Przeciwnie, stały się tak jak technologie poprzednie: po prostu narzędziami wielkiego kapitału, tyle tylko, że pod osłoną nowych konstruktów społecznych, doktryn i ideologii, przy zyskach dla tych samych finansowych i przemysłowych graczy co zawsze. Co nie oznacza jednak, że proces przemiany już się zakończył i że RE jako konstrukt społeczny nie staną się jednocześnie początkiem końca znanej nam formuły kapitalizmu, a może nawet końca jego samego, w kształcie, jaki znamy. Czy jednak na pewno to, co nastąpi po nim/jego nowa faza – będzie czymś jakościowo odmiennym?
Zakluczenie i historyczne uzależnienie
Z pozoru wydawałoby się, że mamy do czynienia z paradoksem. Zwłaszcza entuzjaści mogliby wątpić jako technologie i przedsięwzięcia kojarzone jednoznacznie z innowacyjnością i dywersyfikacją – mogłyby wejść na path dependance i znaleźć się w sytuacji lock-in, a więc takiej samej, jak przede wszystkim znane uzależnienie od węgla, którego przełamanie było i jest nadal kluczowym elementem całego procesu. Wątpliwość taka wynika jednak z podstawowego niezrozumienia, że systemy tak technologiczne, jak i finansowe i społeczne w sposób naturalny zmierzają do stazy, niezależnie od korzyści wynoszonych z przejściowych, najlepiej kontrolowanych skoków i wstrząsów.
Palacz wrzucający węgiel do kotła maszyny parowej też był kiedyś rodzajem nieomal rewolucjonisty, a w każdym razie pioniera postępu, by następnie stać się jego zaprzeczeniem, a wreszcie anachronizmem. Zagrożenie lock-in, czyli zakluczeniem w niekoniecznie optymalnej technologii i zasobie surowcowym wzrasta wraz ze zwiększaniem pozycji rynkowej przez daną technologię, w tym zwłaszcza z uznaniem przez rynek perspektyw jej dalszego rozwoju, oczywiście w rozumieniu przyspieszenia i/lub zwiększenia zwrotów z inwestycji. Również państwa jako te podmioty, które w przypadku polityki energetycznej tworzą prawną otoczkę momentum do zmiany technologicznej – chcą operować w środowisku przewidywalnym i możliwie planowym, możliwym do wykorzystania w rytmie kampanii wyborczych. To właśnie powoduje, że mechanizm lock-in nie może bynajmniej być uznany za coś odchodzącego do przeszłości wraz z redukowaniem śladu węglowego. Przy wszystkich bowiem przydawanych mu negatywnych konotacjach – lock-in to także okresowa stabilizacja w ramach path dependance i tak też powinien być z uwagą, ale bez uprzedzeń analizowany.
Lock-in bywa wybierany celowo lub jest traktowany jako nieuchronność przede wszystkim ze względu na politykę inwestycyjną, wspomniany już okres zwrotu inwestycji, amortyzację środków. To m.in. właśnie dlatego tak trudno było przełamać lock-in węglowy (pomińmy już czy miało to sens, skoro tego dokonano, to widać dla kogoś miało). Okres eksploatacji elektrowni węglowych obliczany był na 40 lat, a ogłoszenie zmiany klimatycznej wywołało presję społeczną na zmianę przed upływem tego okresu.
Technologie RE jako wciąż relatywnie młode i rozwijane w sposób rozproszony teoretycznie powinny mieć naturalny mechanizm obronny przez zalockowaniem. Jednak, ponieważ są wprowadzane niejako na skróty, ze względu na nadzwyczajną sytuację, także dzięki zewnętrznym szokom – zostawia to furtki dla skłonności inercyjnych.
Podążając za listą głośnych mechanizmów lock-ingowych sporządzoną przez Klitkou et al. (2015) – musimy zauważyć, że nic nie stoi na przeszkodzie, by zachodziły one także wraz z rozwojem RE. Jeśli chodzi np. o ekonomię skali – zwraca uwagę nagły przyrost liczby samochodów z napędem elektrycznym z baterii litowych. Alternatywna technologia w oparciu o wodór jako mniej popularna – jest mniej dostępna. A jest mniej dostępna, bo jest mniej popularna, gdy produkcja w technologii baterii litowych jest już bliższa masowej (co stawia jej odbiorców w typowej dla mechanizmu lock-in sytuacji zagrożenia niedostatkiem surowcowym litu, niklu i kobaltu).
To z kolei prowadzi nas do ekonomii zakresu, w których to sam konsument gotów jest odrzucić różnorodność na rynku, uznając ją za nadmierną i uciążliwą. A skoro produkuje się i sprzedaje w określonej technologii – rośnie i efekt edukacyjny, również stanowiący element wprowadzający na path dependence. Utrwala ją tworzona dla zalokowanej technologii infrastruktura, rozwój technologii komplementarnych, a w efekcie zainteresowania i potęgująca zainteresowanie zwrotem informacyjnym. Kształtuje nieformalna norma towarzyska, potem zwyczaj, wreszcie tradycja, wszystkie ze skłonnością do dalszej reprodukcji zwłaszcza w sytuacji podchwycenia przez aktorów instytucjonalnych, kluczowych w przypadku technologii energetycznych.
Bardzo interesujący przypadek lock-in stymulowanego polityką zachęt finansowych ze strony władz Niemiec (FiT) opisali Haelg, Waelchi i Schmidt (2018) na przykładzie technologii solarowych: thin film vs. crystaline silicon. Te pierwsze dominują wśród instalacji większych, powyżej 100 kW, zwłaszcza otwartych, podczas gdy drugie mają przewagę wśród instalacji dachowych. A więc udało się zachować różnorodność – mógłby ktoś zakwestionować. Problem w tym, że po pierwsze zależy to od przyjętej perspektywy badawczej, a po drugie tak czy inaczej potwierdza podatność technologii RE na mechanizmy lock-in. Z podobnymi sytuacjami mieliśmy już przecież to czynienia np. gdy energetyka wiatrowa została okresowo zatrzymana na etapie naziemnym i obecne przejście na wiatraki na szelfie było wyraźnie opóźniane już zrealizowanymi inwestycjami w tej pierwszej technologii. Poza wspomnianymi samochodami – mechanizm lock-in bywa też dostrzegany na przykładzie baterii domowych czy grzewczego wykorzystania energii elektrycznej z RE. Historyczne uzależnienie, path dependence to zatem proces dziejący się w ciągłości, nawet jeśli ścieżka jest jeszcze stosunkowo krótka.
Tymczasem lock-in uważany jest przecież za zjawisko obiektywnie niepożądane, zmniejszające innowacyjność, groźne na przyszłej wydajności i potencjalnie kosztochłonne w przypadku zalockowania się na technologii nie-optymalnej.
W przypadku RE za kluczowy argument stosowania tych technologii uznawano nie tylko ich zgodność z celem klimatycznym – ale również potencjał do redukowania zależności od paliw kopalnych, a zatem i szoki ich podaży. Tymczasem w praktyce jesteśmy właśnie świadkami lock-in pośrednio związanego z przejściem do RE – a dotyczącego technologii gazowej, uznanej za uzupełniającą dla RETs. I nie jest to bynajmniej zjawisko, przed którym odpowiednio wcześnie nie ostrzegano. Skoro bowiem słusznie wskazywano, że lock-in na energii jądrowej jako rzekomo technologii pomostowej docelowo może jedynie zamienić niedobór ropy na niedobór uranu – tym bardziej zagrożenie takie należało widzieć w przypadku gazu.
Mechanizm lock-in nie jest więc żadną miarą zjawiskiem przeszłym i procesem, który można by uznać za możliwy do zamknięcia kiedykolwiek. W badaniach przedmiotu dominuje tendencja, by proces ten, a zwłaszcza jego skutki uznawać za negatywny, a w każdym razie potencjalnie niebezpieczny dla rozwoju technologicznego. Pojawiają się też jednak głosy opowiadające się za bardziej neutralnym podejściem, widzące w schemacie path dependence / lock inproces bardziej naturalny i na pewnych etapach być może wręcz nieuchronny. Jest to więc raczej ewolucja, której poddane są technologie w otoczeniu ekonomicznym, w momencie zdobywania choćby subiektywnej przewagi nad rozwiązaniami konkurencyjnymi.
Dotyka to także innej ważnej kwestii, a więc rozważań czy zmiana, zwłaszcza tak daleko idąca – dokonywana jest i być powinna w sposób przyjmowany dla demokracji uczestniczącej, jak wciąż jeszcze pozoruje się w globalnej strefie Północno-Zachodniej czy poprzez ujawnienie jednoznacznej hegemonii, co dzieje się na naszych oczach, zwłaszcza w trakcie pandemii.
Teoretycznie to ten pierwszy mechanizm wydawałby się sprzyjać stopniowemu wytwarzaniu path dependency w procesie uzgadniania i uśredniania stanowisk. Wbrew pozorom jednak nie jest też wcale oczywiste, że zmiana skokowa, przez gwałtowne wykorzystanie „okienka możliwości” otwierającego się zwłaszcza w realiach szoku miałaby stanowić zabezpieczenie przed dalszym lock-in w przywracanych uwarunkowaniach.
Jak można założyć – jesteśmy właśnie w ramach swego rodzaju ostrego eksperymentu, mogąc obserwować sytuację związaną z pandemią COVID-19 i przyjmowaną właśnie ścieżką odbudowy. Może to być momentum ułatwiające choćby częściowe otrząśnięcie z już zachodzących zależności w celu szybszego i efektywniejszego uzyskiwania zakładanych celów klimatycznych i energetycznych. Może też jednak zajść sprzężenie odwrotne, gdy za utrzymaniem path dependence przemawiać będą negatywne skutki społeczno-ekonomiczne pandemii i podnoszone często postulaty „stabilizacji i normalności” – rozumianych oczywiście jako przeszłość, którą koniecznie trzeba przywrócić. Dla badania mechanizmu lock-in w sektorze RE – jest to więc moment kto wie czy nie przełomowy.
Złota Droga
Główne nurty współczesnej ekonomii krążą od lat wokół koncepcji „zerowego wzrostu”. Czy to dochodząc do niego jako konieczności wymuszonej względami klimatycznymi, czy uznając za obiektywny skutek wyczerpywania możliwości akumulacji kapitału. Wiadomo też jednak, że permanentny wzrost jest dla kapitału cechą immanentną.Czy więc gospodarka światowa miałaby wyhamować sama, czy też zostać do tego zmuszona – niezbędny jest szok. Szok, którym jakoś trzeba ogarnąć i niby to jakieś zakłócenia łańcucha dostaw – które realnie wcale niekoniecznie chciały wystąpić, i osłabienie popytu, które też nie chciało wystąpić w zadowalającym stopniu, zatem trzeba było to wszystko wywołać sztucznie. A zresztą – czy dziś na pewno świat rynków finansowych jest sztuczny, a produkcja i usługi prawdziwe? A może jest na odwrót?
Utrzymywanie na półkuli północno-zachodniej pozorów kapitalizmu nie-do-końca-zglobalizowanego straciło już chyba sens. Prędzej czy później i tak staniemy przed zagadnieniem delabouryzacji. Problemem co robić z ludźmi, których praca jest w praktyce zbędna, w każdym razie w obecnym wymiarze. Dotychczas jednak potrzebna była ich konsumpcja. Zerowy wzrost i planowana stagflacja eliminują ten czynnik.
Sprawdziliśmy – ludziom można płacić za powstrzymywanie się od pracy. A skąd na to brać? Przeznaczając niewielki procent renty kapitalistycznej uzyskiwany z obrotu aktywów, uznawanego za optymalny, by to wszystko jakoś się kręciło bez nominalnego rozwoju. Wszystkie te drobne detale, większa wirtuazalicja pozostałej pracy, niemal pełna już cyfryzacja pieniądza, samo zwiększenie zakresu władzy państw, ale występujących wyłącznie w roli aktorów kapitału – to tylko drobiazgi uzupełniające obrazek.
To dlatego COVID jest najważniejszą transformacją nie tylko naszych czasów, zmianą na poziomie istoty kapitalizmu i cywilizacji jako takiej. I jest to tranzycja dokonywana łącznie i nierozerwalnie przy użyciu instrumentów energetycznych, w celu maksymalizacji zysków z rynku energii i dla uzyskania określonego efektu cywilizacyjnego, mierzalnego przy użyciu wskaźników z zakresu energetyki.
I jak to z transformacjami bywa – ich efektu końcowego nie umiemy sobie jeszcze nawet wyobrazić, już jednak wiemy, że jesteśmy do niego prowadzeni. Niemal na pewno – nieuchronnie.
Konrad Rękas
https://chart.neon24.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz