Wbrew pozorom Amerykanom, a szerzej Anglosasom, nie zależy na całkowitym powaleniu Rosji na kolana. Chcą Rosji słabej, ale jednocześnie na tyle silnej, by była zdolna (przymuszona) podjąć razem z nimi grę przeciw Chinom, stanowiącym obecnie główne zagrożenie dla Pax Americana w świecie.
Stary lis Henry Kissinger dostrzegł jednak wyraźnie, że sytuacja może się wymknąć spod kontroli, bo Rosja, choć osłabiona i dociskana sankcjami, ma możliwość wykonania ruchów, które mogą Amerykanom mocno pomieszać szyki.
Wojna na Ukrainie scaliła państwa zachodniej liberalnej demokracji pod berłem USA i jest to bezdyskusyjny sukces amerykańskiej dyplomacji. Jednak trwałość tego scalenia poddana zostanie za chwilę poważnej próbie – gwałtownie stygnącej „ciepłej wodzie w kranach” milionów Europejczyków, galopującej inflacji, rollercoasterowi cen gazu, ropy i żywności, a zwłaszcza widmie głodu w krajach Afryki i Dalekiego Wschodu, którego skutkiem będzie wielka, trudna do powstrzymania fala migracyjna do Europy. Grozi to uruchomieniem procesów społecznych o trudnej do przewidzenia dynamice i skutkach.
Dlatego pewnie Kissinger, pomimo 99 lat, postanowił zostać owym dzieckiem z baśni Andersena i powiedzieć rozbrajająco szczerze w wywiadzie dla amerykańskiego „Newsweeka”, że król jest nagi: „Rosja była istotną częścią Europy przez 400 lat i gwarantowała europejską równowagę sił w krytycznych momentach. Przywódcy europejscy nie powinni tracić z oczu tej długoterminowej relacji, ani ryzykować popychania Rosji do stałego sojuszu z Chinami”.
W kwestii samej Ukrainy wyraził jakże bolesną i szokujacą dla naszych polskich krogulców opinię: „Mam nadzieję, że Ukraińcy połączą bohaterstwo, które okazali, z mądrością”, po czym dopowiedział: „Właściwą rolą dla tego kraju jest pełnienie roli neutralnego państwa buforowego, a nie granicy Europy”.
Aż dziw, że Kissinger nie został jeszcze okrzyknięty u nas „ruską onucą” lub „agentem Putina”, siejącym „kremlowską propagandę”. Ale w kraju tak gorących głów i polityków rwących się do bitki, to pewnie tylko kwestia czasu.
Niemniej ci, którzy nie poddali się jeszcze medialnemu „młotkowaniu” i nie ulegli politycznej histerii, mogą poczuć satysfakcję, być może pomieszaną ze zdziwieniem, że oto w poprzek jednostronnej narracji stanął doświadczony amerykański polityk, który na zimnowojennej konfrontacji z ZSRR zjadł przecież nie tylko własne zęby.
Warto zatem uważnie śledzić, co będzie się działo po jego słowach, bo głos Kissingera z pewnością nie jest głosem wołającego na puszczy.
Maciej Eckardt
https://myslpolska.info
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz