środa, 8 czerwca 2022

Andrzej Czechowicz: „Największa tajemnica Jana Nowaka-Jeziorańskiego” (1)

 

Andrzej Czechowicz: „Największa tajemnica Jana Nowaka-Jeziorańskiego” (1)


W roku 2018 ukazały się Pana dwutomowe wspomnienia pt. „Straceniec, czyli przypadki urodzonego w niewłaściwym czasie” traktujące o Pana głośnej wywiadowczej działalności na rzecz wywiadu PRL w Radiu Wolna Europa w końcu lat 60. XX wieku. Jakie były reakcje na to wydanie?

– Mój „Straceniec”, czyli przypadki urodzonego w niewłaściwym czasie” spotkał się z różnymi opiniami, jednak w ogromnej większości pozytywnymi. Już sama zapowiedź w internecie ich wydania spotkała się z dużym i przychylnym przyjęciem. Na dwa tys. polubień tylko około 200 było negatywnych lub wrogich, czy wręcz obelżywych. Wszyscy znani mi osobiście czytelnicy, głównie naukowcy i dziennikarze wystawili mi najwyższe noty. Zaś w rankingu w pięciostopniowej skali ocen były prawie wyłącznie same piątki.

Jak Pan sądzi, dlaczego zwolennicy Jana Nowaka-Jeziorańskiego i RWE przemilczeli i nadal przemilczają Pańskie wspomnienia? Dlaczego Nowak-Jeziorański nie wytoczył Panu procesu o zniesławienie, mimo iż jeszcze za jego życia w latach 2001-2005 oskarżał go Pan publicznie m. in. w tygodnikach „Myśl Polska” i „Tylko Polska” oraz w pismach do IPN o kolaborację z hitlerowcami na stanowisku Nadkomisarza w Zarządzie Komisarycznym Zabezpieczonych Nieruchomości w Warszawie w latach 1940-1942, podejrzewanego ponadto o współpracę z Gestapo i wywiadem SS (SD)?

– Milczą do dziś jak zaklęci z bardzo wielu zasadniczych powodów. Chodzi głównie o sprawdzone i jak najbardziej autentyczne dokumenty, fakty i opinie, które stanowiąc rdzeń i oś tych wspomnień, obnażają i demaskują prawdziwą przeszłość okupacyjną „legendarnego kuriera” oraz rzeczywiste cele utworzenia i działania Radia Wolna Europa. Były one publikowane w książkach, prasie krajowej i emigracyjnej oraz niemieckiej.

Jan Nowak-Jeziorański za życia, a jego wielbiciele do dziś utrzymują, iż były to rzekomo fałszywki „bezpieki” a do tego jeszcze źle podrobione!!! I to wbrew temu, że Amerykanie w oparciu właśnie o nie i Wyrok Sądu Krajowego w Köln z 2 lipca1975 r., sygn. akt 78099/75 usunęli go z RWE z dniem 1 stycznia 1976  r. – co kompromituje jego zwolenników, wszelkiej maści koniunkturalistów, samozwańczych autorytetów moralnych, nie wyłączając dostojników Kościoła i redakcji pism katolickich. Wszyscy oni milczą także po to, by nie robić reklamy mojej książce i mnie osobiście.

Casus Nowaka jako żywo przypomina historię kariery i zagrywek Nikodema Dyzmy w przedwojennej Polsce, a jeszcze bardziej „dokonań” Chlestakowa z „Rewizora” Nikołaja Gogola. Z tą wszakże różnicą, iż ten ostatni wyprowadził w pole i zadrwił sobie z prowincjonalnych prostaków w feudalnej Rosji. Nowak zaś uczynił to samo ze znaczną częścią naszych elit. I można by się było z tego śmiać całą gębą, gdyby w ten sposób nie został obnażony żenujący poziom wyrobienia intelektualnego, politycznego, dyplomatycznego i moralno-etycznego tych tak wysoko postawionych w Polsce ludzi. Gdyby nie wyszło na wierzch owe podszycie dużej części naszej inteligencji naiwnością, zaściankowością, rusofobią, klerykalizmem oraz uniżonością wobec USA. A więc ludzi bezkrytycznie stających w obronie człowieka obciążonego tak poważnymi zarzutami, głównie dlatego, że prowadził on walkę z rosyjskim komunizmem, służył Amerykanom i deklarował się ciągle jako gorący patriota i katolik.

Postawa tych ludzi przypomina także zachowanie usłużnych dworaków z bajki Andersena „Nowe szaty cesarza”, którzy tymi nieistniejącymi szatami się zachwycali, udając że nie widzą nagości swego władcy. I chyba nie prędko znajdzie się w Polsce ów mądry i szczery chłopiec w postaci jakiegoś prawdziwego i odważnego autorytetu moralnego, który ośmieli się im to powiedzieć, zerwie łuski obłudy i strachu z ich z oczu. Bowiem duża część „śmietanki narodu” właśnie z tych względów woli nadal brnąć w kłamstwach lub udawać że nic się nie stało, niż przyznać się do tchórzostwa, naiwności czy konformizmu, by dalej robić kariery na lizusostwie i oszustwie.

Mógłby pan przybliżyć naszym czytelnikom podstawowe dokumenty dotyczące tej sprawy?

– Proszę bardzo, oto wszystkie te dokumenty ułożone w miarę możliwości w porządku chronologicznym:

a) zacząć należy od kolaboracji Nowaka-wówczas Zdzisława Jeziorańskiego z okupantem hitlerowskim na stanowisku NADKOMISARZA w Zarządzie Komisarycznym Zabezpieczonych Nieruchomości w Warszawie w latach 1940-1942 i to z rekomendacji dowódcy SS i Selbstsehutzn powiatu warszawskiego Obersturmführera Friedricha Wawrzoka (zniemczonego Ślązaka).

Otóż pragnący się jakoś dobrze urządzić pod władzą Niemców, 27 letni wówczas Zdzisław Jeziorański zwrócił się z prośbą do swojego stryja Stanisława Jeziorańskiego pełniącego funkcję burmistrza Radzymina o przydzielenie mu w zarząd (Treuhand) „Nowej Cegielni w Radzyminie” skonfiskowanej Żydowi Arie Harderowi. Ponieważ wszystkie cegielnie zostały podporządkowane SS Heinricha Himmlera jako obiekty o wadze strategicznej, stryj nie był w stanie spełnić tej prośby. Poradził jednak Nowakowi by złożył odpowiednie podanie na ręce Wawrzoka. Ten z kolei zwrócił się swoim pismem z 8 sierpnia 1940 r. do Kreishauptmanna SS, czyli szefa Wydziału Rolnictwa i Żywności powiatu warszawskiego, popierającym podanie Nowaka. Podkreślając przy tym, iż jest on krewnym burmistrza Stanisława Jeziorańskiego. Jednak z dopisku na piśmie Wawrzoka dr H. Zahna z 14 sierpnia1940 r. wynika, że cegielnia ta została już ustnie przyrzeczona H. Zontarze (prawdopodobnie Volksdeutschowi) przez szefa Dystryktu. A więc Nowak tej cegielni nie otrzymał. Wtedy zwrócił się on ponownie do Wawrzoka, który na otarcie łez załatwił mu dobrze płatną fuchę w postaci stanowiska NADKOMISARZA Zarządu Komisarycznego Zabezpieczonych Nieruchomości (dalej ZKZN) w Warszawie , którą pełnił w latach 1940-1942). Kłamstwem jest więc twierdzenie Nowaka, iż został on tam jakoby skierowany przez polskie podziemie i pracował w nim rzekomo wyłącznie jako administrator dwóch domów. Sposób zdobycia przez nasz wywiad tego dokumentu przedstawię w dalszej części naszej rozmowy. W tym miejscu – tytułem sprostowania – muszę dodać iż w swoim „Straceńcu” mylnie podałem nazwisko Schwartz zamiast Wawrzok.

b) kolejnym ważkim dokumentem jest „Notarialne oświadczenie z mocą przysięgi” byłego SS-mana Johanna Kassnera, „kolegi” Nowaka z pracy w ZKZW, złożone u monachijskiego notariusza dr Kara Friedriecha w dniu 22 kwietnia1970 r. Kassner stwierdził w nim, że zna braci Jeziorańskich (pomylił tylko ich imiona) jako nadkomisarzy w ZKZN, pracujących wraz z nim w tej instytucji w Warszawie w latach 1940-1942. Nowak w swych wypowiedziach przemilcza fakt, że bracia Kassnerowie Johann i Alfred współpracowali z AK i pomagali gdzie można Polakom mając polskie żony. Dokument ten został opublikowany w II wydaniu moich „Siedmiu trudnych lat” w 1974 r., ruszając lawinę zdarzeń, która zmiotła Nowaka ze stołka dyrektora Sekcji Polskiej RWE. Oficjalnie z dniem 1 stycznia1976 r., faktycznie już w połowie listopada 1975 r. by nie drażnił swoją obecnością wzburzonych podwładnych.

Chyba przełomem w tej sprawie był wyrok sądu niemieckiego?

– Tak, to był gwóźdź do jego trumny. Chodzi o wyrok Sądu Krajowego w Köln z 2 lipca 1975 r. sygn. akt. 78099/75 w sprawie o zniesławienie, wytoczonej przez niego redaktorowi naczelnemu katolickiego tygodnika „Rheinisher Merkur” Herwigowi Glückelhornowi oraz dziennikarzowi tej gazety i pisarzowi Joachimowi Görlichowi. Otóż Görlich powołując się na ww. moją książkę zamieścił w „Rheinischer Merkur” z 20 września1974 r. bardzo krytyczny wobec RWE artykuł pt. „Polskie ataki. Zastanawiające wpadki Radia Wolna Europa”, nazywając w nim Nowaka „hitlerowskim Treuhanderem”. Ponieważ „legendarny kurier” zaczął wszędzie się wypierać, by kiedykolwiek pracował w jakimś ZKZN, przesłaliśmy w listopadzie 1974 r. z terenu RFN kserokopie pisma Wawrzoka z 8 sierpnia 1940 r. dyrekcji amerykańskiej RWE, wrogom Nowaka w Sekcji Polskiej RWE, redakcjom gazet emigracyjnych i niemieckich. Nasza akcja zbiegła się z szykowaną właśnie przeciw Nowakowi kampania prasy RFN, zapoczątkowaną artykułem w „Dutsche Tagespost” z 29-30 listopada1974 r., której autor – wzorem Görlicha – powołując się na moją książkę, nie dość że oskarżył Nowaka o wysługiwanie się hitlerowcom, to jeszcze nazwał go kolegą Kassnera.

Skutek był piorunujący gdyż „rycerski człowiek honoru” przypomniał sobie nagle że jednak pracował w tej instytucji, tyle że rzekomo jedynie jako administrator dwóch domów w swoim liście do redakcji „Deutsche Tagespost” z 18 grudnia1974 r. jako replice na wspomniany wyżej artykuł w tej gazecie. Dodał do tego ponadto wprost niebywałą brednię, iż „tylko dzięki takiemu przykrywkowemu zatrudnieniu w charakterze administratora domów, mogłem dokonywać swoich podróży kurierskich między Warszawą a Londynem oraz Sztokholmem.

W odpowiedzi na tak horrendalne kłamstwa zajadły rewizjonista i szef Związku Wypędzonych w RFN Herbert Czaja, były doktorant Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, zadał Nowakowi (mimo że ten szukał z Czają porozumienia za pośrednictwem swego zausznika Andrzeja Chileckiego) druzgocący cios w swoich artykułach w „Volksbote” z 21 marca 1975 r. i w „Rheinisher Merkur” z 11 lipca1975 r. Oskarżył go mianowicie o to, że musiał on być albo podwójnym agentem albo wykonywać dla Niemców jakieś specjalne zadania, bowiem „tylko z racji bycia administratorem, żaden Niemiec, a tym bardziej Polak nie mógł podczas drugiej wojny światowej – z wyjątkiem specjalnych poleceń – dokonywać takich podróży zagranicznych”. Czyli być niemieckim agentem wykonującym jakieś specjalne zadania.

Nowak rzecz jasna nie odważył się wytoczyć mu procesu. W powstałej sytuacji Nowak pod naciskiem Amerykanów, pracowników Sekcji Polskiej RWE i części kół emigracyjnych, został zmuszony do wytoczenia procesu Görlichowi i Gückelhornowi. Rozprawa odbyła się w Sądzie Krajowym w Köln, który w oparciu o oświadczenie Kassnera i zeznanie samego Nowaka wydał druzgocący go wyrok z 2 lipca 1975 r. (sygn. akt 78099/75) stwierdzając m. in., że „kwestionowane przez powoda (Nowaka) twierdzenia (Kassnera) nie są bowiem fałszywe.

Wprawdzie przytoczone przez powoda notarialne oświadczenie nie zawiera słowa „hitlerowski Treuhӓnder”, powód nie zaprzeczył jednak wysuniętemu w owym oświadczeniu twierdzeniu, że w latach 1940-1942 był zatrudniony w Zarządzie Komisarycznym Zabezpieczonych Nieruchomości w Warszawie jako oficjalnie i urzędowo zatrudniony nadkomisarz. Ta działalność powoda jest więc słowem „hitlerowska Treuhӓnder tylko podsumowująca i niefałszywa”. I dalej „Zatem więc powód pracował wówczas – czemu też nie przeczy – w Zarządzie Komisarycznym Zabezpieczonych Nieruchomości jako urzędnik hitlerowskiej władzy okupacyjnej, czyli urzędzie, który zajmował się administracją nieruchomości, które należały względnie należące były do żydowskich właścicieli i które zostały przez władze okupacyjne co najmniej zarekwirowane. Znaczenie czynności powoda podkreśla i uwydatnia określenie jako oficjalnie i urzędowo zatwierdzającego nadkomisarza hitlerowskiego Zarządu Komisarycznego”. (Wyrok ten zresztą utrzymał w mocy Wyższy Sąd Krajowy w Kolonii – sygn. akt 228/75 i 99/75 z 6 lipca 1976 r.).

Nowak nie mógł kłamać w sądzie niemieckim, jak to czynił później bezkarnie w Polsce w naszych mass mediach i w ogóle w całej swojej „twórczości”, mającej go wybielić z owego haniebnego okresu w swoim życiorysie. W Niemczech bowiem za składanie fałszywych zeznań można stracić majątek w przeciwieństwie do Polski – raju dla różnej maści oszustów, hochsztaplerów, oszołomów i paszkwilantów, fałszerzy, łgarzy, i prowokatorów, czego sam doznałem a własnej skórze.

Ten wyrok oznaczał w praktyce koniec jego kariery w RWE?

– W zaistniałej sytuacji Amerykanie – mając już dość ciągłych krętactw i matactw Nowaka, rosnącej do niego niechęci i wrogości większości polskiego zespołu radiowego, przede wszystkim zaś kompromitującej go polemiki w prasie niemieckiej w latach 1974-75 i dyskwalifikującego go doszczętnie wyroku sądowego byli zmuszeni do prawie natychmiastowego usunięcia go z RWE. Oficjalnie z dniem 1 stycznia 1976 r., faktycznie zaś w połowie listopada 1975 r. by nie drażnił swoją obecnością ludzi, wzbudzając szkodzące rozgłośni emocje. Uczynili to jednak w „białych rękawiczkach” w celu szybkiego zatuszowania afery, grożącej kompromitacją CIA i stojących za nią władz USA. I to nie czekając nawet na rozprawę apelacyjną i wyrok Wyższego Sądu Krajowego w Köln, sygn. akt 228/75 i 99/75. Tym bardziej, że nie wiedzieli jakie jeszcze inne demaskujące Nowaka dokumenty znajdują się w naszym posiadaniu. Wiedząc przy tym, że cztery gazety bawarskie szykują się do publikacji pisemnej prośby Nowaka do Wawrzoka z 1940 o przydzielenie mu prożydowskiej cegielni. Jedynie co jeszcze mogli dla niego uczynić, a właściwie głównie w swoim interesie, było wywarcie nacisku na rząd Bawarii, by ten zakazał publikacji tego dokumentu, co też się stało.

Następnym dokumentem demaskującym fałszerstwa Nowaka jest jego Arbeitskarte (Karta Pracy), wydana przez Arbeitsamt w Warszawie z datą 21 stycznia 1942 roku w formie Poświadczenia (Bescheinigung). Jako miejsce jego urodzenia figuruje Berlin, a nie Warszawa, jak aż do swojej śmierci w 2005 r. kłamliwie utrzymywał, twierdząc równie kłamliwie, że właśnie ten dokument miał go jakoby ochronić przed łapankami i wywózką do Niemiec. A nie legitymacja ZKZN, którą oczywiście posiadał i która mu właśnie taką ochronę dawała, umożliwiając mu m. in. dostęp do Getta Warszawskiego o każdej porze dnia i nocy, jak pisała w swoim oświadczeniu notarialnym z 1979 r. Barbara Szubska, zatrudniona w ZKZN w biurze meldunkowym o której będzie dalej. Faktu posiadania takiej legitymacji, Nowak wystrzegał się jak zarazy. Ponadto sfałszował treść Arbeitskarte, pisząc i opowiadając, że określała rzekomo ona „moją funkcję jako Bűroangestellte kategorii 25a1, która odpowiadała stanowisku administratora domu”. Otóż na Arbeitskarte nie ma w ogóle rubryki „funkcja”, lecz wyłącznie rubryka „Beruf” – czyli zawód, i tam właśnie wpisany jest zawód Nowaka, a więc faktycznie pracownika biurowego z kategorią 25a1, która nie ma nic wspólnego z funkcją, a jedynie wskazuje na jego kwalifikacje zawodowe oraz grupę płacową w administracji niemieckiej. Nowak więc z premedytacją zamienił „Beruf-zawód” na funkcję, a do kategorii 25a1 dopisał, że odpowiada ona rzekomo stanowisku administratora domu, o czym nie ma mowy w Arbeitskarte. W ten sposób usiłował uniknąć odpowiedzi, jakim faktycznie dokumentem tożsamości legitymował się w tamtym czasie. Bowiem aktualnie pełniona funkcja była zawsze wpisywana do legitymacji służbowej (Ausweiss), a więc w jego przypadku wystawionej przez ZKZN, zaś z posiadaniem takowej nie mógł się zdradzić z przyczyn zabójczych dla swojej legendy.

Cały ten wywód jest jednym wielkim oszustwem w odpowiedzi na zamieszczenie kserokopii „ Arbeitskarte” w książce byłego redaktora RWE Stefana Wysockiego „Polska z oddali – prawda z bliska” (2001 r.) Tu jeszcze dowodem, że Berlin, jako miejsce urodzenia Nowaka figuruje w „Zaświadczeniu weryfikacyjnym Głównej Komisji Weryfikacyjnej AK w Londynie” z 1947 r. i „Kwestionariuszu Personalnym tejże komisji, osobiście wypełnionym przez Nowaka w tymże roku. Znajdują się one w Studium Polski Podziemnej w Londynie. Dodam też, że Bescheinigung wydany przez Arbeitsant w Warszawie potwierdzał jedynie zarejestrowanie konkretnej osoby pod określonym numerem jako posiadacza karty pracy (Arbeitskarte). W przypadku Nowaka był to numer 019/183532, stosownie do rozporządzenia o wprowadzeniu kart pracy w Gneralnym Gubenatorstwie z 20 grudnia1940 r. Nie był więc żadnym dowodem zatrudnienia, a tym samym nie mógł chronić Nowaka przed łapankami.

Jaka była rola wywiadu PRL w nagłośnieniu tej sprawy? To był dla was łakomy kąsek…

– Zaczęło się od tego, że zaprzyjaźniony ze mą redaktor Józef Płaczek (wróg Nowaka nr 1) wtajemniczył mnie w wielce frapującą i zdumiewającą historię, która podczas jakiś bibki u niego w towarzystwie kolegów usłyszał od znanego redaktora Stanisława Zadrożnego. (Podają teraz jego pełne imię i nazwisko, podczas gdy w swoim „Straceńcu” oznakowałem go literą „X”, by go nie dekonspirować. Mogę to ujawnić jednak teraz, gdyż ujawnił je już Andrzej Świdlicki w swojej książce „Pięknoduchy, Radiowcy, Szpiedzy. RWE dla zaawansowanych” wydany w 2019 r.).

Otóż mocno podpity Zadrożny w przypływie żalu i złości zaczął psioczyć na Nowaka, że ten pod jakimś pretekstem aby go poniżyć zawiesił go w prawach redaktora, odebrał mu legitymację i zabronił wstępu do rozgłośni przez cały tydzień. Odgrażał się przy tym Zadrożny, że ujawni kompromitujące Nowaka dokumenty, przechowywane przez siebie w banku szwajcarskim na hasło dla własnego bezpieczeństwa, jeśli ten nie zaprzestanie wobec niego szykan. Powiedział przy tym, że dotyczą one kolaboracji Nowaka z hitlerowcami w jakiejś „trefnej” instytucji w Warszawie, której nazwy w języku niemieckim – Płaczek nie potrafił powtórzyć. Mimo, że sprawa wyglądała mi na zwykłe pijackie wylewanie łez przez zdołowanego człowieka – a wtedy jeszcze mocno wierzyłem w wprawdzie staromodny, lecz szczery patriotyzm dyrektora – natychmiast powiadomiłem o tym zdarzeniu Centralę. Otrzymałem też od razu polecenie pilnego przyglądania się tej sprawie, jednak bez jakichkolwiek rozmów na jej temat z samym Zadrożnym. Tym bardziej, że od Płaczka dowiedziałem się następnie, że Zadrożny zna jakiegoś byłego SS-mana w Monachium, który razem z Nowakiem w tej instytucji pracował. Tu muszę koniecznie dodać, że niechęć, by nie powiedzieć wrogość czy wręcz nienawiść Nowaka do Zadrożnego datowała się jeszcze z czasów Powstania Warszawskiego, gdy podlegał on jemu jako szefowi powstańczej radiostacji „Błyskawica”, będąc jego zastępcą.

O koronkowym wręcz rozegraniu tej sprawy dowiedziałem się dopiero po swoim powrocie do kraju od kolegów z Wydziału VIII, a potem XI Departamentu I MSW. Wszystko zaczęło się od dotarcia do Zadrożnego przy pomocy współpracujących z nami Polonusów w Anglii i RFN. Przyszło im to dość łatwo, gdyż występowali oni wobec niego pod obcą flagą, jako ludzie działający z inspiracji kręgów zbliżonych do rządu londyńskiego. Wielce niezadowolonych z ugodowej postawy Nowaka wobec władz komunistycznych w kraju i zainteresowanych z tych powodów w jego szybkim usunięciu ze stanowiska dyrektora Sekcji Polskiej (chodziło tu m.in. o jego pozytywny stosunek do tzw. socjalizmu demokratycznego). Zadrożny potwierdził fakt istnienia kompromitujących Nowaka dokumentów i podał przy tym nazwisko zaprzyjaźnionego z im byłego SS-mana. Okazał się nim być urodzony w Żyrardowie Johann Kassner, który po wkroczeniu Niemców do Polski podpisał wraz z bratem Alfredem Volkslistę i podjął pracę w charakterze nadkomisarza. Tam zetknął się z braćmi Jeziorańskimi: Zdzisławem, późniejszym Nowakiem i Andrzejem, również nadkomisarzem w tej „trefnej” instytucji. Jej „trefność” polegała na zarządzaniu i spekulacją skonfiskowanym majątkiem, głównie żydowskim. Zadrożny przyjaźnił się także z jego polską żoną z którą się następnie zaprzyjaźniła druga żona Zadrożnego sprowadzona z Polski przy naszej pomocy.

Nasi ludzie przy próbach dotarcia do Kassnera, który mieszkał w Monachium natknęli się na innych, kręcących się koło niego polskich emigrantów, też z Anglii i RFN, którzy również znali Zadrożnego i działali z kolei na prośbę płk pilota Tomasza Rzyskiego (przyjaciela Józefa Mackiewicza) prezesa Stowarzyszenia Lotników Polskich w Brazylii, Aleksandra (Alexa) Ostoi-Starzewskiego, znanego działacza polonijnego w USA, wydawcę pisma „Ruch Odrodzenia Narodowego”, współpracującego z kierownictwem Partii Republikańskiej, co odegrało wkrótce potem znaczącą rolę w akcji demaskowania Nowaka. Obaj znali jego prawdziwą przeszłość okupacyjną i bardzo pragnęli – przy pomocy Kassnera jako świadka – wyrównać z nim stare porachunki jeszcze z Londynu. Co dziwniejsze, sam Nowak szukał kontaktu z Kassnerem za pośrednictwem swego najbardziej zaufanego redaktora Zbigniewa Szyłeyki, który miał żonę Niemkę – pragnąc chyba go jakoś „urobić” i nakłonić do zaprzestania rozsiewania pogłosek o jego nadkomisarzowaniu na drodze przekupstwa. Co później czynił także wobec Herberta Czai za pośrednictwem swego zausznika – ankietera Biura Terenowego RWE w Wiedniu Andrzeja Chileckiego.

Dziękuję za rozmowę

Ciąg dalszy wywiadu w numerze następnym

Rozmawiał: Jan Engelgard

Andrzej Czechowicz (ur. 1937). Podczas II wojny światowej jego rodzinę wywieziono do Kazachstanu. Po wojnie jako repatrianci, osiedlili się na Górnym Śląsku. Ukończył w 1962 Wydział Historyczny Uniwersytetu Warszawskiego. Wkrótce wyjechał do RFN, gdzie otrzymał azyl jako polityczny uchodźca. W 1964 nawiązał kontakt z Polską Misją Wojskową w Berlinie Zachodnim i w styczniu 1965 zadeklarował swoją gotowość współpracy z polskim wywiadem i podjął aktywną współpracę. Zgłosił się do pracy w Radiu Wolna Europa, gdzie – po przeprowadzeniu z nim przez Jana Nowaka-Jeziorańskiego rozmowy informacyjnej i uzyskaniu w jej wyniku rekomendacji – został zatrudniony w Biurze Studiów i Analiz. Autor książki „Siedem trudnych lat” odsłaniającej kulisy jego działalności wywiadowczej w RWE.

Myśl Polska, nr 23-24 (5-12.06.2022)
https://myslpolska.info/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zbrodnicze małżeństwo Graffów

W piśmie z 19 listopada 1953 roku prokurator Alicja Graff wymieniała zarzuty wobec płk. Wacława Kostka-Biernackiego:  „Od 1931 r. do 31 sier...