Krojeni żywcem
Każdy przed operacją modli się, żeby się obudzić. Ja będę modliła się, żeby spać
Czułam, jak lekarz wbijał dłuto. Ale nie mogłam nawet mrugnąć
Czemu ona tak płacze?
Danuta, 49 lat, Wrocław
To był ostatni dzień lutego 2013 roku. Duża wrocławska klinika. Rozmawiałam z anestezjologiem. Starszy facet. Pomyślałam: doświadczony. Bałam się, bo to poważna operacja kręgosłupa. Odcinek lędźwiowo-krzyżowy.
Trafiłam na blok operacyjny. Pielęgniarka robiła pierwsze ukłucia. Anestezjolog przygotowywał narkozę. Podał mi maskę. Zamknęłam oczy, ale nic się nie stało. Powinnam już spać, ale słyszałam, jak anestezjolog mówił pielęgniarce: "Pacjentka zażyczyła sobie cewnikowanie po uśpieniu". Minęło kilka minut i nadal nie spałam. Pielęgniarka podniosła moją koszulkę i mówi: "Ale paniusia wygolona elegancko". Pomyślałam: czy oni dali mi środek usypiający?
Mięśnie zwiotczały. Miałam zamknięte oczy. Nie mogłam nic zrobić. Nawet ruszyć powieką. Słyszałam, a umysł pracował świadomie. Wiedziałam, że nie śpię, bo przecież słyszę, co mówią.
Zaintubowali mnie. To tak jakby na siłę wepchnąć ogromną kluskę śląską do gardła. Rura nie pozwala oddychać, a odruch każde nabrać powietrza. Mówiłam sobie: unieś tę klatkę, nabierz tego powietrza, unieś klatkę, ale ona się nie chciała unieść.
Byłam pewna, że się uduszę. Umrę w wielkich bólach nie z powodu operacji, ale z braku tlenu. Próbowałam krzyczeć. Wołałam o pomoc, ale nikt nic nie słyszał. Ciekły mi łzy. Próbowałam sobie wytłumaczyć, co się dzieje. Dlaczego nie śpię i wszystko słyszę? Chciałam jakoś dać znać, powiedzieć: "Ludzie, zobaczcie! Ja się duszę!".
Leżałam na wznak. Za moimi plecami siedział lekarz. Czułam wszystko. Kiedy mnie rozcinali i kiedy mnie zszywali. Każdy szew, każde przeciągnięcie nici przez skórę. Cięcie niby niewielkie, bo ma około dziesięciu centymetrów. Jak długopis. Ale krojenie takiego kawałka, a potem zszywanie to okropny ból. Jednak najgorsze nie było szycie, ale grzebanie. Lekarz dłubał i grzebał. Rozszerzał ranę, a potem wpychał w moje ciało narzędzia, wbijał dłuto. Słyszałam stukanie w kości kręgosłupa. Wszystkie głosy na sali. Jakie polecenia wydawał lekarz.
Próbowałam dać im znać. Wyłam: "Boże, ludzie! Ja nie śpię! Błagam, skończcie!".
Ten koszmar trwał godzinę, może więcej, ale wtedy wszystko jest wiecznością. Gdy lekarz mnie zszywał, to mówił, ile jeszcze mu zostało szwów. Liczyłam razem z nim. Marzyłam, by to był już ostatni.
Chciałam czymkolwiek poruszyć. Zmusić umysł, aby ciało choć drgnęło. Wtedy lekarz zauważył, że coś się dzieje, że lecą mi łzy. Zapytał pielęgniarkę dwa razy: "Dlaczego ona tak płacze?". Nic nie odpowiedziała.
Zaczęli mnie wybudzać, a ja przecież nie spałam. Kiedy tylko zaczęłam odzyskiwać władzę w rękach, próbowałam złapać się za plecy, tam gdzie było cięcie, źródło przeszywającego na wylot bólu. A przecież po operacji nie powinnam od razu czuć. Chciałam pokazać, że czuję, że mnie boli, ale pielęgniarka złapała mnie za rękę. Ktoś nawet powiedział: "Matko, co ona robi? Zabierzcie jej rękę!".
Bełkocząc, mówiłam, że mnie to boli. Pielęgniarka zdziwiona powiedziała anestezjologowi: "Pacjentkę strasznie boli". A on: "Jak może ją boleć, jak dostała setkę. Nic nie może ją boleć. Wszystko jest dobrze". Wybełkotałam drętwym językiem: "Ja wszystko słyszałam i wszystko czułam, bo nie spałam!". Powiedziałam do pielęgniarki: "Pani mówiła o moim bikini. O wygoleniu!". Zaniemówiła. Spojrzała na mnie przerażona. Takim wzrokiem, jakby zobaczyła ducha. Ale lekarz zaczął się śmiać: "Wszystko się pani przyśniło".
Przed salą operacyjną czekał mąż z dziećmi. Powiedziałam mu, że wszystko czułam. Przeraził się. Poszedł do chirurga i usłyszał: "Na pewno coś było, bo pacjentka była tak spocona, mokra, że aż od ciała odklejały się elektrody".
To organizm tak reagował na stres, na wysiłek i walkę o to drgnięcie. Tak powiedziała moja nowa lekarka. Była przerażona, gdy opowiedziałam jej, co się stało. Kiedy narkoza działa, ciało nie poci się od stóp do palców rąk.
Teraz w domu staramy się o tym nie mówić. Ale to wszystko i tak wraca. W snach, myślach. Cierpię na bezsenność. Wraca do mnie ból. To krojenie i szycie. Jestem mokra ze strachu.
Po Nowym Roku muszę iść na kolejną operację. Tym razem odcinka szyjnego kręgosłupa. Zmieniłam szpital, lekarzy, ale i tak się boję. Każdy człowiek przed operacją modli się, żeby się obudzić. Ja będę modliła się, żeby spać.
Jak w średniowieczu
Katarzyna, 29 lat, Żary
Trafiłam na porodówkę. Miałam rodzić siłami natury, ale były komplikacje. Lekarz zdecydował, że będzie cesarka.
Podali mi środki znieczulające i usypiające, ale nie zasnęłam. Może dawka była za mała? Wszystko słyszałam i czułam. Tylko mięśnie zwiotczały. Miałam zamknięte oczy. Byłam uwięziona we własnym ciele. Płakałam. Wyłam z bólu, ale nikt nie reagował. Nie wiedziałam, co się dzieje, dlaczego wszystko tak mocno boli.
Bóle porodowe rozrywały mnie od środka, a na zewnątrz cięli mi brzuch. Wydzierałam się, ale te głosy były tylko we mnie. Nie mogłam wydać żadnych dźwięków. Pytałam sama siebie: jak to możliwe, że oni mnie nie słyszą? Myślałam, że takie rzeczy dzieją się tylko w filmach.
Czułam rozcięcie brzucha, jak oni mnie tam szarpali za skórę, jak wyjmowali dziecko, rozpruli mnie jak zwierzę. Rozumiem, bo dziecko trzeba wydostać, ale jak można nie wiedzieć, że operowany człowiek nie śpi?
Na chwilę usnęłam, a może straciłam przytomność dopiero, gdy usłyszałam płacz syna. Za chwilę krzyczą na mnie, że mam się wybudzić, szturchają, a ja przecież nie śpię - ale nawet nie mogłam ruszyć powieką.
Po cesarce powiedziałam pielęgniarkom. Patrzyły na mnie przerażone. Na pewno mi nie wierzyły. Zignorowały mnie. Zostałam z tym sama. Rozsadzało mi to czaszkę. Cały czas myślałam o bólu, rozcinaniu, szwach, a przecież miałam dziecko. Zamiast cieszyć się pierwszymi chwilami życia syna, myślałam, jak to w ogóle możliwe. Mamy przecież XXI wiek, a operacje jak w średniowieczu.
Nie poszłam do psychologa, bo bałam się, że mnie wyśmieje. Nie uwierzy, jak w szpitalu. Nie mogłam sobie z tym poradzić. Byłam nerwowa, wyżywałam się na otoczeniu. Zastanawiałam się, czy nie zwariowałam. Czy to, co przeżyłam, było prawdziwe? Skoro nikt nie wierzył. Gdy usłyszałam o innych takich przypadkach, płakałam cały dzień, ale kamień spadł mi z serca. Uwierzyłam, że wszystko ze mną dobrze.
Powinnam się leczyć?
Janina, 36 lat, Warszawa,
Kiedy się obudziłam, pomyślałam, że umieram. Ciemność i rozmyte dźwięki. Czekałam, aż moja dusza odleci, ale nic z tego. Została w bezwładnym ciele, w którym był tylko ból i cierpienie.
Już sama diagnoza była jak uderzenie kamieniem w głowę: ciąża pozamaciczna, do natychmiastowego usunięcia operacyjnie. Lekarz tłumaczył, że inaczej nie można. Bo stracę zdrowie, a może i życie, a dziecka i tak nie donoszę. Przez słabe serce laparoskopia nie wchodziła w grę. Tylko całkowite rozcięcie i pełna narkoza.
Operacja miała być formalnością. Podali mi leki i odpłynęłam. Obudził mnie rozrywający ból. Myślałam, że to koniec, ale nie mogłam nic zrobić. Nawet ruszyć dłonią. Leki zwiotczające mięśnie działały. Widziałam ciemność i okropnie się bałam. Byłam pewna, że operacja się nie udała, a ja zaraz odejdę, odlecę.
Rozmyte dźwięki stawały się coraz ostrzejsze. Słyszałam, jak lekarz wydaje polecenia pielęgniarce.
Po kilkudziesięciu minutach koniec. Zszywania prawie nie czułam, bo ten ból w porównaniu z wcześniejszym był jak skaleczenie palca przy wybuchu petardy w zamkniętej dłoni. Jak łaskotanie.
Kiedy pielęgniarka mnie wybudzała, a z gardła wyjęła rurę, powiedziałam: "Ja czułam". Spojrzała, jakby nie dosłyszała. Powtórzyłam mocniej: "Wszystko czułam!". Spojrzała na panią anestezjolog, a ta: "To niemożliwe. Spała pani jak niemowlę". Rozpłakałam się.
Przez następne dni nikt mi nie wierzył. Lekarze i pielęgniarki powtarzali, że nic się nie stało. Anestezjolog wykrzyczała w końcu, że powinnam się leczyć. Nikomu się nie skarżyłam. Czym się miałam chwalić? Usuniętą ciążą?
Quote
Anestezjolog. Monitorowanie nie jest tanie
Z prof. dr. hab. n. med. Andrzejem Piotrowskim* rozmawia Arkadiusz Komorski
W jaki sposób dochodzi do tzw. wybudzeń śródoperacyjnych?
- Są dwa rodzaje wybudzeń. Pierwsze są planowane i konieczne ze względu na ocenę sprawności ruchowej pacjenta, np. przy operacjach na mózgu. Drugie są niezamierzone. Może dojść do sytuacji, w której uśpiony zdaniem lekarzy i pielęgniarek pacjent w momencie kończenia się działania leków lub gdy stężenie środków podawanych do uśpienia było za niskie może słyszeć np. to, co dzieje się na sali, a nawet dokładnie cytować lekarzy.
Ale czy może czuć ból?
- Nie powinien, chyba że doszło do błędów. Po to jest anestezjologia, aby pacjent nie czuł bólu, nie był świadomy, jeśli to konieczne, i w niektórych przypadkach miał zwiotczałe mięśnie. Najgorzej byłoby, gdyby pacjent czuł ból. Jednak anestezjolog jest od tego, aby to zauważyć, np. po przyśpieszeniu akcji serca.Czy pacjent może poinformować lekarzy, że nie śpi?
- Gdy jego mięśnie są zwiotczałe, niestety nie.
Jaki sprzęt dawałby więcej informacji anestezjologom o tym, że pacjent się wybudził?
- Gdy znieczulamy pacjentów środkami podanymi przez płuca, potrzebne są monitory, które mierzą stężenie tego środka w wydychanym przez pacjenta powietrzu. To tak jakby jechać samochodem i nacisnąć pedał gazu - kierowca nie dowie się, ile dokładnie przyśpieszył, bez spojrzenia na licznik. Tak samo jest w anestezjologii. Lekarz nastawia daną ilość gazu, ale potrzebny jest monitor, żeby wiedział, ile gazu pozostaje w płucach. Te monitory to liczniki, jednak nie ma ich we wszystkich szpitalach i salach.
A monitorowanie EEG?
- Gdy pacjenta znieczulamy dożylnie, są specjalne monitory naklejane na czoło badające EEG. Podają one w procentach, jak mocno pacjent jest uśpiony. Jednak tych monitorów jest bardzo mało, a dodatkowo wymagają one jednorazowych elektrod, które też nie są tanie.
* Kierownik Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii z Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie, konsultant z dziedziny anestezjologii w woj. łódzkim
Źródło: newbielink:http://wyborcza.pl/duzyformat/1,142473,17194039,Krojeni_zywcem.html [nonactive]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz