Ukraina – normalny demokratyczny kraj?
Ukraina to szczególny kraj. Obecnie słyszymy, że to normalny demokratyczny kraj, który „walczy o europejskie wartości”?
Nie będę tu pisał o szerzącym się od lat w tym kraju nacjonalizmie [chyba „szowinizmie”? – admin], banderyzmie czy neonazizmie, bo kto tylko chce się czegoś na ten temat dowiedzieć, to się dowie. To jest tam powszechne, tego się tam w szkołach naucza.
Nie będę też pisał o niemającej sobie równych korupcji, rozkradaniu przez lata majątku narodowego odziedziczonego przez ZSRR, czy całkowitej oligarchizacji tamtejszego życia społecznego, gospodarczego i politycznego, bo o tym też wszyscy wiedzą.
Surogatki – handel dziećmi
Ukraina to kraj patologii w wielu dziedzinach. To najbiedniejszy kraj Europy i biedniejsza od niego jest tylko Mołdawia. To równocześnie kraj największych nierównościach społecznych. Od wielkiego skrajnego bogactwa oligarchów po skrajną nędzę zwykłych ludzi, którzy nie mieli na czym się uwłaszczyć.
Jedynym atutem tego państwa jest jego położenie geopolityczne na mapie świata i skrajnie skorumpowana władza, u której można kupić wszystko łącznie z potrzebną biznesowi ustawą. Jeśli z powodów prawnych nie możesz prowadzić jakiegoś szemranego biznesu w swoim kraju – jedź na Ukrainę. Wysoce prawdopodobne, że tam będzie to możliwe.
W tym państwie wszystko jest na sprzedaż, ale zwykli Ukraińcy mogą już tylko sprzedać… siebie.
Na Ukrainie jest około 20 klinik zajmujących się surogacją. Działa też około 40 klinik tzw. medycyny reprodukcyjnej. W większości założone przez kapitał zagraniczny. Swego czasu, była już ukraińska RPO Ludmiła Denisowa zleciła raport, który zbadał skalę tego „biznesu”. Wnioski były takie, że na Ukrainie za ten „biznes” bierze się każdy kto tylko może. Były przypadki, że próbowały się tym zajmować nawet salony piękności.
Ukraińskie prawo idzie biznesowi na rękę. Tam po prostu oficjalnie można handlować dziećmi. Ukraina nie jest jedynym krajem na świecie, która na surogację pozwala, ale jest jedynym, który w tym procederze idzie aż tak daleko, nie przejmując się żadnymi moralnymi wątpliwościami. Kobieta podpisuje tam umowę z kliniką i nosi pod sercem dziecko pary której je na pniu sprzedała. W sensie prawnym nie ma do niego żadnych praw. Surogatka jest jedynie przedmiotem, inkubatorem np. dla pary gejów z Ameryki. W sytuacji, gdy dawcą nasienia jest jeden z tych gejów, kobieta jest także w sensie biologicznym jego matką. Ale nie ma to na Ukrainie żadnego znaczenia.
Ukraińskie surogatki nie mogą się rozmyślić ze sprzedaży swojego dziecka. Nie ma też szans, że dziecko, które urodzą, zostanie z nimi. Od początku rodzicami zdalnymi są klienci kliniki. Pieniądze jakie otrzymują matki zastępcze nie są małe, waha się to od 16 do 22 tys. euro.
Od 2015 roku w całej Azji zaczęto zamykać kliniki oferujące „wspomagane macierzyństwo”. Od tego czasu biznes przeniósł się na Ukrainę co zbiegło się z powstaniem nowej, pomajdanowej, „demokratycznej” Ukrainy.
Każdego roku na Ukrainie rodzi się około 4 tysięcy dzieci „na zamówienie”.
Dla klientów pakiety all inclusive kosztują od 30 000 do 40 000 euro. Czasami nawet mniej. Na przykład w ubiegłoroczny Czarny Piątek firma Biotexcom ogłosiła trzyprocentowy rabat dla jej klientów. W innych krajach w „czarny piątek” można kupić okazyjnie telewizor, na Ukrainie, małego Ukraińca.
Od uciekających z Ukrainy surogatek agencja Biotexcom (największa na Ukrainie agencja matek zastępczych) uzyskuje zapewnienia, że stawią się w kraju w wyznaczonym terminie. Stawienie się jest ważne, bo gdy urodzi w Polsce, automatycznie staje się matką i zostaje wpisana do aktu urodzenia. Takie jest polskie prawo. Ponieważ wynagrodzenie kobietom płaci się w ratach, firma ma silną kartę przetargową. Tymczasem buduje własny bunkier w centralnej Ukrainie, który reklamuje swoim klientom, że noszące ich dzieci „inkubatory”, będą w tych bunkrach bezpieczne.
Susan Kersch-Kibler, założycielka agencji Delivering Dreams, bezceremonialnie wysyłała swoje matki zastępcze za granicę, tylko po to, by w dniu ich porodu odtransportować je z powrotem na Ukrainę. Według wiarygodnych doniesień, inne agencje grożą matkom zastępczym karą do 15 lat więzienia, jeśli opuszczą kraj.
Wraz z falą uchodźców z Ukrainy w Polsce znalazły się setki takich „matek zastępczych”.
Mieszkające na wschodzie Ukrainy surogatki najpierw przeniesiono do Kijowa. Z Kijowa pojechały do Lwowa, w końcu do Krakowa. Ich ciąże, które były objęte kontraktami nie należały do nich. A przez to musiały dostosować się do poleceń firmy, która wynajęła je jako inkubatory. Domagały się tego pary z Zachodu, „właściciele” tych ciąż. Kobiety zostały przez agencje faktycznie zmuszone do wyjazdu do Polski pod groźbami niewypłacenia kolejnych rat. Problem, że jeśli nie wywiozą takiej kobiety z powrotem na Ukrainę przed porodem, to gdy urodzi w Polsce, zostanie uznana za matkę. A to będzie się wiązało z dodatkową procedurą dla klientów, adoptowania takiego dziecka.
Ukraińskie kości doskonale sprzedają się na Zachodzie.
Nie tylko nowonarodzony Ukrainiec ma wartość na Zachodzie, wartość ma też ten nie żywy.
Po Indiach, Nepalu i Tajlandii Ukraina stała się najbardziej atrakcyjna w handlu organami . Nie zawsze chodzi o narządy. Często są to tkanki. Ze zwłok Ukraińców pobiera się wszystko co można wykorzystać: kości, mięśnie, ścięgna, ściąga się nawet skórę. Miliony takich elementów przetwarza się na Zachodzie na produkty medyczne. Są to na przykład granulaty do rekonstrukcji szczęki.
Reportaż niemieckiej telewizji udowodnił, że w ten proceder zamieszane było ukraińskie Ministerstwo Zdrowia. Ukraińska firma, która zajmuje się pobieraniem ludzkich tkanek dla firm niemieckich i amerykańskich, Bioimplant, należy do Ministerstwa Zdrowia. Trudno zresztą przy skali procederu, by było inaczej. Jednym z głównych ośrodków tego handlu był i pewnie nadal jest Kijowski Instytut Medycyny Sądowej. Dobrze zaopatrzona kostnica w Kijowie przyciąga kupców części zamiennych. Rocznie tylko do tego instytutu trafia 8000 zwłok. Pośrednictwem w zakupie ludzkich tkanek zajmują się niemieckie firmy.
Na jednym ciele, jeśli się je właściwie wykorzysta i dobrze sprzeda, można zarobić nawet 250 000 dolarów. Ukraińskie części zamienne są w Niemczech poddawane sterylizacji i przerabiane na implanty medyczne. W USA, największym rynku tkanek, roczne obroty wynoszą 1 mld dolarów.
Takich instytutów medycyny sadowej jest na Ukrainie 21. Tkanki najczęściej pobierane są nielegalnie. Usunięte ze zwłok kości są zastępowane plastikowymi rurami, żeby dobrze w trumnie się prezentowały i rodzina nie zadawała pytań. Mimo to wybuchło kilka takich skandali, ale zostały wyciszone. Był nawet jeden proces przeciwko patologowi z takiego instytutu, ale patolog zmarł przed zakończeniem procesu i sprawę umorzono.
Teraz, gdy trwa rosyjska operacja specjalna, proceder nielegalnego pozyskiwania tkanek z trupów jeszcze się nasilił. Mówi się, że dotyczy to także organów np. rannych ukraińskich żołnierzy.
Ukraina twierdzi, że jest demokracją europejską i broni przed Rosją europejskich wartości. Jej historycy twierdzą, że wszyscy w Europie pochodzimy od Ukraińców, bo na ich stepach narodziła się cywilizacja. I coś w tym jest. Może nie wszyscy, ale niektórzy z nas mają w sobie dosłownie coś z Ukraińca. Ludzie, który przechodzili operacje kręgosłupa i innych kości, ci którzy robili sobie kosmetyczną korektę np. kształtu nosa, ci którzy leczyli się po zerwaniu ścięgna, z dużym prawdopodobieństwem mają w sobie jakąś część Ukraińca, bo do ich leczenia wykorzystano części zamienne z ukraińskich trupów. Czy jednak przez to, że w czyjejś kości uzupełniono ubytki granulatem z kości Ukraińca, staje się on tez Ukraińcem?
Jarosław Augustyniak
https://vk.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz