poniedziałek, 11 lipca 2022

Lᴀᴛᴏ ɴᴀ Wᴏᴌʏɴɪᴜ - ᴛᴀᴋ ᴜᴍɪᴇʀᴀʟɪ Pᴏʟᴀᴄʏ

Lᴀᴛᴏ ɴᴀ Wᴏᴌʏɴɪᴜ - ᴛᴀᴋ ᴜᴍɪᴇʀᴀʟɪ Pᴏʟᴀᴄʏ

Dziś dzien Dzień Pamięci Męczeństwa Kresowian. Tragiczna karta w historii narodu polskiego. Ludobójstwo na Kresach to jednak nie tylko lipiec 1943 na Wołyniu. Czystki etniczne przeprowadzane przez UPA miały miejsce zarówno wcześniej jak i później. Kulminacja mordów we wschodniej Małopolsce przypada na rok 1944. "Sen o wolnej Ukrainie" i polityczna agitacja nacjonalistycznych elementów popchnęły rzesze Ukraińców do strasznego okrucieństwa. Mordowali zarówno Polaków jak i swoich rodaków, którzy jednak postanowili się sprzeciwić temu bestialstwu i pomagali lub ukrywali swoich polskich sąsiadów. 
Poniżej garść wspomnień, tych, którym udało się przeżyć "piekielne lato" na Wołyniu. 
Człowiek nie powinien szukać zemsty, nie powinien redukować się do poziomu oprawcy. Jednak należy pamiętać i przypominać o ofiarze tych, którzy stracili swoje życie, ponieważ chcieli żyć w swoich domach na terenie, który ktoś inny określił jako swój. Historia często się powtarza, choć czasami aktorzy się zmieniają...

*****

"Zachodzimy, tam masa ludzi. Koło jeziorka jakiś ołtarz zrobiony, batiuszka [ksiądz prawosławny] już jest. A ludzi masa, furami pozajeżdżali, z daleka. Stanęliśmy koło Ukrainki i słuchamy. Batiuszka modlił się. A ludzie, mężczyźni, przeważnie coś w rękach mają. Ten ma siekierę, ten ma nóż, ten ma kosę, ten ma jakieś widły. […] Ten batiuszka modli się, obraca się do ludzi: »Ukraina! Priszoł czas twojej własti«. Taką naukę im dawał i wreszcie mówi tak: »Bery kosu, bery niż i na Lacha i ryż…«. To znaczy, żeby szli rżnąć tych Polaków. I my tak stoimy. Podchodzi do nas ukraiński chłopak, kolegował się kiedyś z moim bratem, taki Andriej. Podchodzi do nas: »Dziewczęta, co wy tutaj robicie? Uciekajcie. Jak ktoś pokaże, że wy Polki, to już do domu nie wrócicie".

****"

"Około północy znużony strachem i snem udaję się do swojej kryjówki w stodole. Budzą mnie strzały z karabinów i zajadłe wycie i szczekanie psa. Zrywam się z posłania. Widzę przez szparę w ścianie stodoły, jak banda UPA morduje ojca. Otoczony gromadą uzbrojonych w karabiny i siekiery, szamoczący się z bandytami, otrzymuje siekierą cios w głowę z tyłu. Zachwiał się do przodu, zgiął w kolanach i upadł twarzą na ziemię w konwulsjach. Matka zdążyła wybiec z przeraźliwym krzykiem: „Och Matko Najświętsza!” i wbiegła przez furtkę do ogródka. Na głośny ryk: „Stij!” zatrzymała się, ale została powalona strzałem i uderzona siekierą już na leżąco. Przerażające krzyki rozpaczy, bez możliwości ratunku, miotającego się rodzeństwa i goniących za nimi morderców. Tak, to już koniec świata dla nich, bez żadnej możliwości ratunku. Oszołomiony masakrą i tragedią rodziny widzę jak sąsiad z wołaniem: „Uciekać, banda UPA morduje!” wybiegł tylnym wyjściem na zewnątrz stodoły. Wypadam za nim i na pewną odległość odbiegliśmy, ale już zauważeni przez nas za nami wybiega reszta rodziny sąsiada, ale już odbiec nie zdążyli zastrzeleni kolejno z karabinów i dobijani siekierami".

*****

"Gospodarz leżał na podwórzu koło psiej budy, miał odpiłowane lub odrąbane ręce i nogi, obok wielka kałuża krwi. Już nie krzyczał, ale żył jeszcze, świadczyły o tym konwulsyjne drgania kadłuba. W dniu śmierci miał 42 lata. Jego żona Hanna - lat 36, córki: Kazimiera - lat 10, Leokadia - lat 7, Regina - lat 3, leżały nieco dalej w kurzu i krwi. Zostały potraktowane podobnie jak Siatecki".

*****

"Ciągle wracam do tych wydarzeń z 16 lipca 1943 roku, jak musieliśmy się wszyscy zgromadzić w szkole. To była ta słynna samoobrona, to był początek obrony. W szkole było bardzo dużo ludzi, także spoza Huty Stepańskiej. […] Byliśmy tam do 18 lipca, a potem wyszedł rozkaz, żeby się wycofać do Sarn, bliżej kolei, tam, gdzie byli Niemcy. […] Szybko wróciliśmy do domu, każdy co mógł, to wziął. Tylko ja nie zdążyłam wejść na furmankę, bo postanowiłam jeszcze wrócić do domu po mój obrazek, który dostałam na Pierwszą Komunię. Biegłam za furmanką, ale było bardzo dużo ludzi. […] Mama krzyczała i wyciągała ręce, żeby mnie wciągnąć na ten wóz, ale nie zdążyłam. Widziałam bardzo dużo pomordowanych. Pamiętam, że napadnięto na nas w trakcie tego wycofywania się. Jak słyszałam te krzyki i strzały banderowców: »Urra, urra, rezać Lachy«, to ja ze strachu przeskoczyłam przez rów, bo zobaczyłam, że niektórzy uciekają do lasu. […] Tam zgubiłam but i ten obrazek. Uciekałam w sukieneczce, w której byłam przyjęta do Pierwszej Komunii, tylko przefarbowanej na niebiesko. […] Zobaczyłam wtedy kobietę z rozciętym brzuchem, nieżywą, przy niej dziecko siedziało, płakało. Widziałam też innych martwych ludzi. Gdy biegłam do lasu, zobaczyłam mojego wujka, brata ojca, który biegł z narzeczoną – złapała mnie za rękę i tak żeśmy szli dzień, noc i jeszcze dzień, aż do Sarn".

*****

"Gdy przyszliśmy na miejsce, mózg i jedna połowa głowy wciąż leżały na drodze, a pozostała część ciała niedaleko w kartoflisku. Liczyłem, ile rzędów rosnących ziemniaków przebiegł ten człowiek z połową głowy, było ich aż 14. Po chwili poszliśmy dalej na podwórko i tam zobaczyliśmy na trawie ciało ich matki, lat ok. 70. Leżała z rozłożonymi rękami, ledwie w samej koszulinie, znać było wyraźnie dwie rany postrzałowe na piersiach".

*****

"Uszliśmy może ze 150 metrów, kiedy Mama zauważyła kilku młodych mężczyzn wychodzących z lasu. Każdy miał w ręku siekierę. Mama zaczęła krzyczeć przeraźliwie, abyśmy się chowali. Rozbiegliśmy się wszyscy w zboże na tyle już duże, że pozwalało nam ukryć się. Brat Marcel z siostrą Stasią odbiegł od nas, siostrę Lodzię pociągnęła za sobą jedna z naszych sąsiadek, a ja zostałam z Mamą.
Rozpoczęła się rzeź. Banderowcy uderzali na oślep siekierami i nożami kogo dopadli. Kilku z nich nadjechało na koniach i tratując w poszukiwaniu ofiar zboże – mordowali znalezionych. Kilku banderowców podbiegło do mojej mamy i jeden z nich uderzył ją w głowę siekierą. Mama upadła i wypuściła z rąk brata Tadzia, a ja z przerażenia krzyczałam. Na całym polu był ogromny wrzask i lament, ludzie błagali swoich oprawców o darowanie życia, no bo przecież ich znali. Oprawcy byli jednak bezwzględni. Mama czołgając się, przygarnęła do siebie płaczącego Tadzia i zakrwawionemu dała pierś.
Po niedługiej chwili banderowcy ponownie dobiegli do mojej Mamy i podcięli jej gardło. Jeszcze żyła kiedy zdarli z niej szaty i poodcinali piersi. Ja leżałam przytulona do ziemi, chyba ze strachu nawet nie oddychałam. Mama i Tadzio strasznie się męczyli, Mama powyrywała sobie długie włosy z głowy, była strasznie zmieniona, bałam się jej, prosiła o wodę. Jak trochę się uspokoiło pobiegłam na nasz ogród i na listku kapusty przyniosłam trochę wody, ale nie podałam bo już nie jęczała i bałam się jej. W pewnym momencie zobaczyłam straszny ogień i wycie zwierząt, to paliły się nasze zabudowania, bydło i konie chodziły po ogrodzie, a trzoda i drób paliły się razem z budynkami".

*****

"Moja kuzynka [stryjeczna siostra] po sąsiedzku mieszkała w naszej wiosce. Jej mąż był Ukrainiec. Jak uciekaliśmy, to mój ojciec mówił do niego: »Kumie, uciekajcie, bierzcie dzieci i uciekajcie«. »Oj nie, ja nie będę uciekał. Mam dwóch braci, mam dwóch szwagrów Ukraińców, oni mnie obronią, nie dadzą mnie«. Jak przyszli mordować, to rodzina nawet nie wiedziała, że go zabili. […] Na dworze był, przyszli i siekierą głowę rozwalili. Zaszli do mieszkania, żona na łóżku spała. Jak uderzyli kobietę w głowę siekierą, to chłopak – miał może dziewięć albo dziesięć lat – zerwał się i krzyczał: »Stepane, ne byj mene! Ja tobi dam chliba«. To znaczy, że znajomy był, bo dziecko znało go. A ten, jak machnął siekierą po głowie, chłopak zwalił się na podłogę. A najstarsze dwa chłopaki, jeden miał chyba dwanaście lat, drugi czternaście, to na piecu spali, to oni ocaleli. […] Bali się złazić. Rano, jak przyjechali Niemcy, zaczęli wynosić z mieszkania matkę i chłopaka. Gdy zobaczyli, że wszystkich wynoszą, to któryś ze strachu krzyknął".

*Na fotografii:
1. Rodzina Jasiończaków z Woli Ostrowieckiej, zamordowana w 1943 r. przez UPA.
2. Młoda kobieta zamordowana najprawdopodobniej siekierą w Sannikach koło Bełżca. Najprawdopodobniej 1944 rok. 
3. Polscy pasażerowie pociągu na trasie Bełżec-Rawa Ruska zamordowani przez UPA po jego zatrzymaniu.

#OkruchyHistorii
#Wołyń
#UPA
#zbrodnia
#historia
#IIWojna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zbrodnicze małżeństwo Graffów

W piśmie z 19 listopada 1953 roku prokurator Alicja Graff wymieniała zarzuty wobec płk. Wacława Kostka-Biernackiego:  „Od 1931 r. do 31 sier...