Unia Europejska podkreśla, że jest „unią równych sobie” i że „interesy i obawy wszystkich jej obecnych i/lub przyszłych członków będą brane pod uwagę”.
W systemie prawnym UE jest to również jasno określone w art. 4 ust. 2 TUE, który stanowi, że „Unia szanuje równość Państw Członkowskich wobec Traktatów”.
Jednak rzeczywistość jest zupełnie inna. Na papierze każdy kraj członkowski jest równie ważny. Nikt jednak nie wierzy, że kraje takie jak Luksemburg czy Malta mogą być tak ważne i potężne jak Niemcy czy Francja. Co gorsza, nawet Francja ma problemy z dorównaniem niemieckiej dominacji w UE, nie mówiąc już o innych krajach członkowskich, zwłaszcza tych z Europy Południowej i Wschodniej.
Jest jeszcze Europa Południowo-Wschodnia. Obecni i przyszli członkowie UE są tam tak pomijani i ignorowani, jak to tylko możliwe.
Grecja, zdecydowanie najważniejszy i najpotężniejszy członek w Europie Południowo-Wschodniej, jest trzymana w wiecznym zniewoleniu długiem, podczas gdy Bułgaria i Rumunia są praktycznie pozbawione suwerenności.
I wreszcie tak zwane „Bałkany Zachodnie”, czyli była Jugosławia (i Albania). Perspektywa unijna tego regionu jest w najlepszym wypadku wątpliwa. Jednak nie tyle dzięki samemu regionowi. To biurokratyczne imperium potraktowało ten region jako jawną kolonię, którą stworzyło niszcząc względnie prosperującą (i suwerenną) Jugosławię, w zamian tworząc pół tuzina neokolonii z niewielką ilością rzeczywistego dziedzictwa historycznego i tożsamości, co jest praktyką lepiej znaną jako tzw. „nation-building”, czyli ekspertyza USA i NATO.
Ostatnie dni wolnej Serbii?
Jedynym wyjątkiem jest Serbia, pierwotne państwo założycielskie i zdecydowanie najważniejszy członek byłej Jugosławii. Obecnie jest to państwo częściowo suwerenne, Serbia wiele przeszła w ostatnich dekadach, zwłaszcza od 1991 r., kiedy to polityczny Zachód poddał kraj dziesięcioletniemu oblężeniu, niszcząc i demontując Jugosławię, a jednocześnie robiąc wszystko, co możliwe, aby rozszerzyć zakres terytorialny wszystkich innych państw w regionie, kosztem etnicznych Serbów, którzy zostali wypędzeni z niemal wszystkich regionów byłej Jugosławii. Sama UE była (i nadal jest) w tym instrumentalna, wraz z USA.
Aby to osiągnąć, polityczny Zachód zbombardował Serbów 3 razy w ciągu niespełna dekady, zaczynając od Republiki Serbskiej Krajiny (1994-1995), Republiki Serbskiej (1994-1995) i samej Serbii (1999).
Dla Serbów była to katastrofa – dziesiątki tysięcy zabitych, prawie milion uchodźców zmuszonych do opuszczenia swoich tysiącletnich ziem przodków i wynikająca z tego dewastacja gospodarcza i społeczna, której skutkiem były dziesięciolecia stagnacji.
Jednak UE i USA nie skończyły na niszczeniu kraju. Nawet ta znacznie mniejsza Serbia była „zbyt duża” i „zbyt suwerenna” dla politycznego Zachodu, więc zdecydowano się na jej dalszy demontaż, doprowadzając do secesji Czarnogóry w 2006 roku, jak również wspierając jednostronną deklarację niepodległości Kosowa (2008), historycznie serbskiej prowincji z silnie zmodyfikowaną większością albańską.
Od tego czasu 22 z 27 państw członkowskich UE uznało ten narko-terrorystyczny podmiot. Bruksela próbuje przekonać do tego także inne kraje.
Formalnie UE nigdy nie stawiała uznania Kosowa jako warunku członkostwa w UE, choć od tego czasu wielokrotnie to sugerowała. Jednak 6 lipca UE przekroczyła i tę granicę, gdy Parlament Europejski przyjął rezolucję w sprawie Serbii, która „wyraża poparcie” dla członkostwa Serbii w UE, ale uzależnia to wstąpienie od „pilnego przestrzegania” unijnych sankcji wobec Rosji i Białorusi oraz uznania Kosowa za niepodległe państwo.
Te dwa wymogi są obecnie ustalone jako obowiązkowe dla dalszych rozmów o wstąpieniu. Najwyższy unijny biurokrata ds. Serbii Vladimir Bilcik podkreślił, że Bruksela oczekuje, iż Serbia w pełni się do nich zastosuje.
„Dlatego ważne jest, by Serbia poruszała się w kierunku UE, a nie w inną stronę” – powiedział Bilcik.
Parlament Europejski „wyraził też żal”, że pięć państw członkowskich UE nie uznało jeszcze jednostronnie ogłoszonej niepodległości Kosowa i ponownie jest o to proszone. Podczas gdy Serbia została skrytykowana za brak sankcji wobec Rosji i Białorusi, narko-terrorystyczna neokolonialna jednostka w okupowanym Kosowie została pochwalona przez Parlament Europejski za dostosowanie się do stanowiska Unii Europejskiej w sprawie sankcji wobec Rosji i Białorusi.
Oczywiście te warunki są absolutnie nie do przyjęcia dla Serbii i można je uznać za co najmniej nieprzyzwoite. Ani Rosja, ani Białoruś nigdy nie zrobiły Serbii nic złego. Wręcz przeciwnie, oba kraje nieugięcie wspierały suwerenność i integralność terytorialną Serbii i nadal to robią. Historycznie rzecz biorąc, Serbia od wieków była wspierana przez Rosję.
Bez zaangażowania euroazjatyckiego giganta mało prawdopodobne jest, by Serbia kiedykolwiek uzyskała niepodległość, nie mówiąc już o przetrwaniu licznych brutalnych inwazji i ludobójstw, jakie miały miejsce w ciągu ostatnich 100 lat z politycznego Zachodu.
Zwrócenie się przeciwko Rosji w celu stania się pełną kolonią wielowiekowego wroga można opisać jedynie jako bezmyślny cios w plecy, którego żaden rząd w Serbii nie byłby w stanie przetrwać, ponieważ byłoby to równoznaczne z politycznym samobójstwem.
Tak więc ta rezolucja Parlamentu Europejskiego oznacza, że wejście Serbii do UE jest w rzeczywistości martwe. Biorąc pod uwagę, że większość Serbów i tak nie chce stać się częścią UE, wszystko, co sami mogą powiedzieć, to good riddance.
Uwaga dla czytelników: Śledź nas na Instagramie i Twitterze oraz subskrybuj nasz kanał Telegram. Zachęcamy do ponownego umieszczania i udostępniania artykułów Global Research.
Drago Bosnic jest niezależnym analitykiem geopolitycznym i wojskowym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz