poniedziałek, 10 października 2022

❗3 października 1945 r., w godzinach popołudniowych

❗3 października 1945 r., w godzinach popołudniowych, Ukraińcy należący do UPA zaatakowali wsie Solina i Myczkowce. W pierwszej z nich zamordowano 15, a w drugiej 12 osób cywilnych. Obie wsie zostały spalone. 

Kontrolująca te tereny sotnia "Chrina" (Stepan Stebelski) traktowała Myczkowce jako jedną z baz zaopatrzeniowych i wypoczynkowych. W niej członkowie bandy nabierali sił po akcjach i leczyli rany. Tu także uczestniczyli w nabożeństwach w cerkwi greckokatolickiej. Podobnie było w innych wsiach kontrolowanych przez struktury UPA.

Wcześniej Ukraińcy zaatakowali i doszczętnie spalili wsie: Dylągowa, Bartkówka, Sielnica i Pawłokoma.
Dzień wcześniej, 2 października Ukraińcy pod dowództwem "Pruta" (Pawło Wacyk) zaatakowali zwiad konny 34 pp w pobliskiej Bereźnicy Niżnej i spalili tę wieś.

Zmiany granic w 1945 r. spowodowały, że część UPA przeszła w Bieszczady, gdzie rozpoczęła realizację swoich zbrodniczych celów w stylu znanym z Wołynia i Małopolski Wschodniej. Tragicznym symbolem zbrodni szowinistów ukraińskich stało się ich niespotykane okrucieństwo. Używano nie tylko karabinów, ale noży, siekier, toporów, gwoździ - masakrowano ciała, zadając najwymyślniejsze tortury - obdzierano żywcem ze skóry, rozpruwano brzuchy kobietom i dzieciom, nadziewano na pale, przybijano do ścian żywcem lub konających... Mordowano bez względu na płeć i wiek ofiar, kobiety i mężczyzn, noworodki i starców. Ofiary łączyło jedno kryterium w oczach bandytów - BYLI POLAKAMI! Nie popełnili żadnej innej zbrodni poza "zbrodnią" swego polskiego pochodzenia.
..................................
✔️Bolesne październikowe wydarzenie wspomina świadek o nazwisku Wagner:

"Wieczorem tego dnia, gdzieś około osiemnastej, usłyszeliśmy silną strzelaninę w Myczkowcach; od czasu do czasu słychać było również serie broni maszynowej. Następnie ukazała się nad wsią łuna - płonęło na pewno kilkanaście zabudowań. Nie ulegało wątpliwości, że na Myczkowce napadła banda UPA. Zwróciłem się więc do komendanta posterunku, by zorganizował grupę, która poszłaby tam z odsieczą. Jednak komendant nic nie przedsięwziął. Ponieważ w Myczkowcach mieszkała moja rodzina, ruszyłem tam w pojedynkę, zabierając ze sobą karabin oraz sporą ilość amunicji i granatów. Przez zarośla doszedłem niepostrzeżenie do wsi i otworzyłem ogień do grasujących tam bandytów. W tym czasie jednostka artylerii zaczęła ostrzeliwać przylegające do wsi wzgórza (jednostkę tę zaalarmował komendant posterunku w Uhercach, prosząc o obłożenie ogniem owych wzgórz): bandyci zaczęli uciekać. Poszedłem wtedy do zabudowań mojego ojca. Płonęły. W sieni palącego się domu leżały zwłoki ojca i dziadka; były już opalone. Nie myśląc już o bandytach, wyniosłem je na podwórze".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zbrodnicze małżeństwo Graffów

W piśmie z 19 listopada 1953 roku prokurator Alicja Graff wymieniała zarzuty wobec płk. Wacława Kostka-Biernackiego:  „Od 1931 r. do 31 sier...