Świat przedstawiamy sobie różnymi metaforami i obrazami
Różne intelektualne snoby podpierają niekiedy swoje ulepione z medialnego szamba lewackie poglądy stwierdzeniami w rodzaju „wierzę w naukę”, „nauka stwierdziła”, „naukowcy są zgodni”, dowodząc jedynie, że tak naprawdę nie rozumieją, czym jest nauka.
Wyważeniem otwartych drzwi będzie oczywiście stwierdzenie, że na gruncie nauk empirycznych nie da się stwierdzić, że jakieś twierdzenie jest na pewno prawdziwe. Można stwierdzić jedynie, że za jego prawdziwością przemawiają wszystkie dotychczas rozpoznane fakty. Traktowanie twierdzeń naukowych niczym zdań matematycznych albo dogmatów religijnych i pisanie o „wierze w naukę” świadczy więc jedynie o ignorancji.
Problem jest jednak głębszy, bo, jak wiadomo, o wartości teorii naukowej przesądza jej zdolność opisowa, wyjaśniająca i prognostyczna, oceniane na tle kosztów danej teorii ale też potrzeb informacyjnych danego społeczeństwa. Do przeliczania pieniędzy w portfelu nie angażujemy wyższej matematyki, bo nie bilansuje się to w kontekście kosztów i potrzeb informacyjnych. Najbardziej optymalna (prawdziwa) jest zawsze teoria najprostsza i odpowiadająca naszym potrzebom wiedzy.
Kolejnym czynnikiem który należy uwzględnić, to fakt, że różne perspektywy dają nam różny ogląd tej samej (?) rzeczywistości. Inaczej widzi świat oko psa, inaczej muchy, inaczej człowieka. Z innym rozłożeniem akcentów postrzega(ł) świat grenlandzki średniowieczny Inuita a z innym XVII-wieczny mongolski pasterz. Każdy z tych światooglądów był najbardziej optymalny w kontekście współrzędnych im struktur i choćby znajomość technologii rakietowej nie miała(by) żadnego sensu na przykład na archipelagach Polinezji w XV wieku. Z dostatecznie dokładnym przybliżeniem świat objaśniały tym ludom ich własne mity, przesądy i tradycje – nauka byłaby tam zbędnym obciążeniem.
Nie ma też żadnej teleologii dziejów, czas bowiem nie jest liniowy, tylko jest polem realizacji stałych Praw Kosmosu (nie odkrytych bynajmniej przez naukę, bo pełniej znane były „od zawsze” w mitach wszystkich ludów świata). Nie ma zatem żadnego „postępu”, polegającego na „poszerzaniu wiedzy” lub „przechodzeniu od form prostszych do większej złożoności”. Jedynym wyznacznikiem prawdy jest będący jednym z Praw Wszechświata imperatyw adaptacyjności oraz zasada ekonomiczności („brzytwa Ockhama”).
Gdy w danym środowisku/sytuacji bardziej adaptacyjne będzie upraszczanie a nie komplikowanie form społecznych i cywilizacyjnych, to będą się one upraszczać, podobnie jak wiele form biologicznych czy fizycznych. Holendrzy przeszli w Afryce w XVII wieku od życia w wysoce złożonym i zaawansowanym technologicznie społeczeństwie mieszczańskim do życia koczowniczego i stopniowego zaniku wiedzy o świecie.
To, że dzisiaj adaptacyjny jest akurat światopogląd scjentystyczny, nie oznacza że zawsze tak będzie. To, że odpowiada on akurat naszemu światopoglądowi, nie czyni go bardziej optymalnym na przykład dla naszych średniowiecznych przodków. Oni przy pomocy zaawansowanej matematyki liczyli anioły na główkach szpilek, my przy pomocy zaawansowanej matematyki liczymy atomy.
Ani aniołów ani atomów nikt nigdy nie widział i ich status empiryczny jest dokładnie ten sam. Za rok czy dwa może zamiast o cząstkach elementarnych mówili będziemy o superstrunach, które jedynie jako pewien sposób obrazowania i metaforę opisują nawet ich „odkrywcy”. Za sto lat pewnie będą jeszcze inne metafory rzeczywistości, które wyprą te którymi posługujemy się dziś my.
W każdym razie, świat przedstawiamy sobie różnymi metaforami i obrazami. Jeśli w danym kontekście taki sposób opisu/rozumienia/prognozowania „działa”z dostatecznie małym marginesem błędu, odpowiadając potrzebom informacyjnym danego społeczeństwa, to jest to teoria dostatecznie „prawdziwa”.
Dla nas może (?) prawdziwa jest akurat nauka z jej obecnymi opisami. Opisy te są jednak kwestią intelektualnych mód, niekiedy nawet (jak w przypadku teorii względności) wyrastających wręcz z preferencji „estetycznych” („eleganckie” prostota i symetria). Jeśli jednak nasze warunki życia i kontekst cywilizacyjny się zmienią (np. wobec zmian klimatu siły nabierze paradygmat ekologiczny lub „paradygmat wyobraźni”), to nauka może okazać się teorią zbyt kosztowną lub niedostatecznie dokładną. I nie będzie to ani „postęp” a ni „regres” (bo czas nie jest liniowy), tylko po prostu jedna z nieskończonego ciągu funkcjonalnych adaptacji do wiecznie zmieniającej się rzeczywistości.
Ronald Lasecki
https://myslpolska.info
Autor używa okropnego wyrażenia „najbardziej optymalny”. „Optymalny” to przymiotnik niestopniowalny, jako taki zatem nie potrzebuje dodatkowego wzmocnienia. Inaczej mówiąc, określenie „optymalny” samo w sobie stanowi synonim słowa „najlepszy”, czy „najkorzystniejszy w danych warunkach.”
Resztę problemów pozostawiam czytelnikom.
Admin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz