Bestie Bandery – Kaci Małopolski Wschodniej
Ks. Iwan Hrynioch – Kapelan zbrodniarzy
Iwan Hrynioch, a raczej ksiądz Iwan Hrynioch z Ukraińskiej Cerkwi greckokatolickiej, swoją działalnością potwierdza, że Cerkiew ta pod kierunkiem arcybiskupa Andrzeja Szeptyckiego jest współodpowiedzialna za wyhodowanie zbrodniczego ukraińskiego nacjonalizmu. Ks. Iwan Hrynioch był kapelanem zbrodniarzy. Błogosławił tym, którzy mordowali Polaków i Żydów. Wchodził w krąg decyzyjny OUN-UPA, który podejmował decyzje o ludobójstwie Polaków. Nigdy nie został za swoje bliskie związki ze zbrodniarzami potępiony. Nie stanął też przed sądem.
Iwan Mychajłowycz Hrynioch urodził się we wsi Pawłów w powiecie Kamionka Strumiłowa w rodzinie Mychajła Hryniocha i Anastazji z domu Czesak w 1907 r. W 1909 r. jego rodzice wyjechali do Stanów Zjednoczonych. Osiedlili się w Filadelfii. Życie na emigracji im jednak nie odpowiadało. Gdy urodził się im jeszcze jeden syn – Stepan, postanowili wrócić do rodzinnej wsi. Ludową szkołę przyszły kapłan banderowców ukończył w Pawłowie, a maturę zrobił w Ukraińskim Akademickim Gimnazjum we Lwowie. Była to prawdziwa kuźnia ukraińskiego nacjonalizmu.
Działały tam wszystkie nielegalne organizacje, takie jak „Płast” ( Organizacja została założona w 1911 roku, a swoją aktywną działalność wznowiła w Polsce w 1989 roku.- przypis mój ) , udający organizację skautową, UWO, czyli Ukraińska Wojskowa Organizacja, a później także oczywiście OUN, czyli Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów. Wśród absolwentów tej placówki byli tacy przyszli nacjonaliści, jak: Jewhen Konowalec, Roman Szuchewycz, Jewhen Petruszewycz, Mykoła Łebed, Jurij Łopatynski, Roman Suszko i wielu innych.
W odróżnieniu od innych kolegów nacjonalistów Hrynioch wybrał karierę duchowną. Wstąpił w 1926 r. do Lwowskiej Akademii Teologicznej, stając się szybko ulubieńcem metropolity Szeptyckiego, który wieszczył mu wielką duchowną karierę. Po studiach w akademii, które Hrynioch zakończył w 1930 r., wysłano go do Innsbrucka w Austrii, gdzie obronił napisaną po łacinie dysertację doktorską „De ultima Metropoliae Halicensis restauratione 1806–1809”.
W 1932–1933 r. studiował filozofię na filozoficznym fakultecie w Insbrucku. Studiował filozofię chrześcijańską, psychologię i socjologię. Studia te kontynuował w latach 1933–1934 w Monachium, łącząc je z pracą w Instytucie Psychologii w Paryżu. Wcześniej, w 1932 r., Szeptycki wyświęcił go na kapłana. Na pewno upatrywał w nim przyszłego kandydata na hierarchę, a kto wie, czy nie na swego następcę. Świadczy o tym m.in. jego dalsza kariera duchowna, ewidentnie sterowana. Hrynioch był wykładowcą filozofii i teologii w Akademii Teologicznej.
Był również parafialnym księdzem w Haliczu, w latach 1935–1939 kapelanem ukraińskich lwowskich studentów, a w latach 1939–1940 kapłanem w soborze Świętego Jura we Lwowie. Swoje obowiązki kapłańskie ks. Iwan łączył z działalnością nacjonalistyczną, szczególnie zaś angażował się w poczynania „Płastu”, stanowiącego przedszkole ruchu nacjonalistycznego.
Wstąpił do niego w 1920 r., jeszcze jako uczeń. Przeszedł w nim wszystkie stopnie. Był junackim prowidnykiem i wychowawcą-bratczykiem w rojach złożonych ze wstępujących adeptów. Na koniec został kurinnym 43, a następnie 7 kurenia im. króla Danyła. Z jego inicjatywy kureń „Płastu” powstał także w Greckokatolickim Seminarium Duchownym. Hrynioch zaproponował
jego nazwę i stał się on 13 kureniem im. Włodzimierza Wielkiego. Hrynioch jako kurenny kierował jego działalnością. Robił to wbrew przełożonym. Rektor nie życzył sobie, by w murach seminarium działała nacjonalistyczna organizacja, której władze groziły rozwiązaniem, co wkrótce uczyniły.
Hryniochowi udało się przez rok utrzymać całą rzecz w tajemnicy, wprawiając kleryków w podziemną działalność. Sprawa jednak się wydała, gdy po zakończeniu roku szkolnego kureń seminaryjny pod wodzą Hryniocha wyjechał na obóz wędrowny w Karpatach, trwający cztery
tygodnie. Rektor kategorycznie zakazał działalności „Płastu” w seminarium. Nie chciał zapewne narażać uczelni na kłopoty. Hrynioch przystał do Wielkiego Plemienia „Leśnych Czartów”, w którym otrzymał pseudonim archididko „Jonas”.
Walczący z ukraińskim nacjonalizmem Biskup Stanisławowski Grzegorz Chomyszyn w swojej
słynnej pracy „Problem Ukraiński” oskarżył tę grupę bez ogródek o satanizm. Na swoim sztandarze umieściła ona czarty leśne, czyniąc z nich obiekt kultu. Hierarcha pisze: „Ale nie tylko duchem pogańskim począł zionąć nasz ukraiński nacjonalizm. Co gorsza, na tle nacjonalizmu
ukraińskiego zjawiły się oznaki pewnego rodzaju satanizmu. Mam przed sobą fotografię «Leśnych Czartów» po balu. Fotografia ta przedstawia przeszło setkę mężczyzn i kobiet, w młodym i średnim wieku, w strojach balowych, a nad nimi unosi się diabeł z rogami z długim ogonem i przygrywa na dwóch fujarkach”.
Dla biskupa Chomyszyna fotografia ta była symbolem tego, do czego doszedł ukraiński nacjonalizm. Hierarcha poddał też krytyce całe zdarzenie, czyli ów „czartowski bal”, także elementy działania „Leśnych Czartów”. Pisze m.in.: „Zaznaczyć w końcu należy, że odbyła się
także uroczysta akademia «Leśnych Czartów», na której «archidiabeł», komendant skautów, wygłosił uroczystą mowę. A więc nie jako Archanioł w walce z diabłami, ale jako «archidiabeł» – dowódca diabłów”. Nie wiadomo, czy tym „archidiabłem” był Hrynioch.
Jest to bardzo prawdopodobne, bo gdy został kapelanem studentów ukraińskich, głosił poglądy, które dla biskupa Chomyszyna były diabelskie. Dla niego integralny nacjonalizm, głoszony przez ks. Iwana Hryniocha, był dziełem szatana. Hierarcha pisał m.in.: „Ów wadliwy, zatruty i szkodliwy
nacjonalizm stał się u nas nową religią, podobnie jak materializm u bolszewików. «Ukraina nade wszystko» – to dogmat naszego nacjonalizmu. Sprawy wiary, Kościoła i religii nie mają w ogóle znaczenia, albo ustąpiły na drugi plan, z łaski tolerowane jeszcze dla tradycji albo zwyczaju. Wszystko, co jest narodowe, uważa się za święte, cenne i konieczne, a sprawy wiary, Kościoła i religii uważane są jako zbyteczne i nieproduktywne i zacofane. Stąd owa obcość, nieuprzejmość, niepopularność, a nawet wrogi stosunek do wszelkiej akcji, do wszystkiego, co tchnie duchem religijnym. (…)
Duchowieństwo ma u nas o tyle tylko znaczenie, o ile składa materialne ofiary na cele narodowe, zapędza naród w sieci działaczy narodowych – przede wszystkim podczas wyborów – i rzetelnie spełnia ich rozkazy. Obelżywe słowo «pop» – to powszechna nazwa kapłana. Biskup powinien być również tylko służalcem wszelkich narodowych komitetów i słuchać ich rozkazów, nawet w sprawach kościelnych. Prasa nacjonalistyczna albo też ulica – to trybunały, które mają u nas już tradycyjne prawo sądzenia biskupów”. Hrynioch w swojej kapłańskiej drodze wybrał drogę „służalca” narodowego komitetu, czyli Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Nie wziął on pod uwagę ostrzeżenia biskupa Chomyszyna, który pisał: „Nasze instytucje narodowe jakichkolwiek
poczynań nie wywodzą z zasad wiary i religii. Z początku nie występują one wprawdzie przeciw Kościołowi i nawet uwydatniają swoją «przychylność i życzliwość- »względem niego, potrzebują bowiem «popów», ażeby pomagali i agitowali.
Owe jednak instytucje, jak również i inne objawy życia narodowego, były i są tylko poczwarkami, z których wylęgały się i wylęgają zabójcze hasła i destruktywne prądy zagrażające zniszczeniem całego narodu. Dzięki swej nacjonalistycznej firmie i marce nie mają w społeczeństwie naszym opinii niebezpiecznych i zgubnych, ale na odwrót, cieszą się wpływem i powodzeniem. Co jest bowiem narodowe, to musi być święte, nietykalne, chociaż byłoby nawet zgniłe, rozkładowe
i zanosiło trupem”. Jako kapelan studentów ukraińskich ks. Iwan Hrynioch znacząco przyczynił się do umocnienia wpływów OUN wśród młodej inteligencji ukraińskiej.
Nie marnował do tego żadnych okazji. Propagandę uprawiał nie tylko podczas spotkań i kazań, ale także w czasie rozmaitych uroczystości. W pierwszym dniu greckokatolickich Zielonych Świąt w 1939 r. na Cmentarzu Janowskim odbyło się nacjonalistyczne zgromadzenie. W jego ramach ks. Ł. Kunycki odprawił panichidę na grobie Myrona Tarnawskiego, mogiłach Strzelców Siczowych i bojowników OUN. Ks. Iwan Hrynioch wygłosił zaś „podburzające” przemówienie, jak oceniła polska policja.
Został za to skazany na grzywnę dwóch tysięcy złotych z zamianą na dwa miesiące więzienia. Hrynioch demonstracyjnie poszedł odsiedzieć karę. Wyszedł z więzienia we wrześniu 1939 r. Historycy ukraińscy przesunęli mu datę aresztowania o rok, twierdząc, że aresztowany został już
w 1938 r., co nie odpowiada prawdzie. Po wyjściu został nagrodzony funkcją proboszcza katedry św. Jura we Lwowie. Było to nie lada wyróżnienie. Funkcję proboszcza katedralnej parafii Hrynioch pełnił jeszcze wiosną 1940 r. Dopiero 13 maja 1940 r. major Rajchman z II Oddziału GUGB NKWD SSSR otrzymał operacyjne doniesienie, że ks. Hrynioch uciekł do Niemiec.
Składający meldunek nie za bardzo znał obserwowany „obiekt”, bo przekręcił jego nazwisko, robiąc z niego „Hreniucha”. Sowieckie organy bezpieczeństwa osobą ks. Hryniocha się zbytnio nie interesowały. Sądząc z dokumentów opublikowanych w pracy „Metropolita Andrzej Szeptycki w dokumentach radzieckich organów państwowych bezpieczeństwa (1939–1944)” posiadały one dość ograniczone informacje o Kościele greckokatolickim i o jego związkach z OUN. Rozszerzyły je, przesłuchując sekretarza generalnego Ukraińskiego Zjednoczenia Narodowo-Demokratycznego – UNDO – Włodzimierza Celewicza.
Przebywając w areszcie, na żądanie przesłuchujących go oficerów NKWD, własnoręcznie sporządził obszerny elaborat, w którym opisał całą swoją wiedzę na temat Cerkwi greckokatolickiej. Jeden z rozdziałów był poświęcony relacji ukraińskiego duchowieństwa z UWO,
czyli Ukraińskiej Organizacji Wojskowej i OUN, czyli Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Wśród kapłanów związanych z nacjonalistami, Celewicz wymieniał także Hryniocha.
Pisał o nim m.in.: „Ksiądz doktor Hrynioch na polecenie cerkiewnych władz pracował wśród ukraińskich studentów szkół wyższych Lwowa. W 1939 r. ksiądz Hrynioch był aresztowany za wygłaszanie antypolskich przemówień na mogiłach poległych członków Ukraińskiej Armii Galicyjskiej UHA”. Hrynioch zdawał sobie sprawę, że jeżeli pozostanie we Lwowie, to NKWD wcześniej czy później zainteresuje się jego osobą. Postanowił, jak większość nacjonalistycznych działaczy, przedostać się do Krakowa. Nie można jednak wykluczyć, że Hryniocha wysłał do Krakowa sam Szeptycki. Musiał przecież jako kapłan poinformować swego przełożonego, że wyjeżdża, uzyskać jego zgodę, a najlepiej także błogosławieństwo. Być może Hrynioch wyjechał
też z misją od metropolity, by kontrolować działania nacjonalistów i spróbować nadać im pożądany kierunek.
W Krakowie ks. Iwan Hrynioch oficjalnie był kapelanem w szpitalu, a nieoficjalnie zajmował się pracą polityczną, stając się jednym z filarów banderowskiej frakcji OUN. Gdy zbliżał się atak Niemców na ZSRR, został kapelanem batalionu „Nachtigall”, wchodzącego w skład zgrupowania „Brandenburg-800”, podległego kierownictwu Abwehry. Miało ono wkraczać na terytorium Ukrainy przed oddziałami Wehrmachtu.
Batalion „Nachtigall” był złożony z samych zwolenników Bandery. Batalion ten pod wodzą Theodora Oberlandera i Romana Szuchewycza i ks. dr. Iwana Hryniocha wkroczył do Lwowa na kilka godzin przed wkroczeniem niemieckich wojsk. Jego delegacja złożyła wizytę metropolicie. Ten przyjął ich i udzielił błogosławieństwa. Wcześniej porozmawiał z ks. Hryniochem, który poinformował go o tworzeniu ukraińskiego rządu i całej sytuacji. Miał mu też, według ukraińskich źródeł, udzielić błogosławieństwa na posługę kapelana w batalionie „Nachtigall”.
Nie przewidywał jednak, że uczeń przerośnie mistrza i sprawy wymkną mu się spod kontroli. Przebywając we Lwowie, Hrynioch, jako reprezentant batalionu „Nachtigall”, wziął udział w ogłoszeniu Aktu odnowienia Państwa Ukraińskiego. Nie reprezentował Szeptyckiego,
tę funkcję metropolita powierzył swojemu koadiutorowi, tajnie wyświęconemu biskupowi Josefowi Slipyjowi. Niemniej jednak Hrynioch wygłosił przemówienie i ściągnął na uroczystość wielu swoich księży, kolegów działających tak jak on w podziemnych nacjonalistycznych organizacjach.
Żołnierze batalionu „Nachtigall”, których jako kapłan ks. Hrynioch zagrzewał do walki, podczas gdy on zajmował się wspieraniem powstającego rządu, uczestniczyli w mordach Polaków i Żydów we Lwowie. Następnie ks. Hrynioch wraz z batalionem szedł przez Tarnopol, Płoskirów, Żmerynkę i Brahiłów do Winnicy. Jego zaangażowanie po stronie Niemców w boju z Sowietami musiało być bardzo duże, bo w Winnicy został odznaczony „Krzyżem Żelaznym” drugiej klasy. Otrzymał go jeszcze tylko jeden żołnierz batalionu – Jurij Łopatyński. Niemcy jednak szybko rozwiązali batalion i internowali rząd. Hrynioch wrócił do Lwowa, podobnie jak dwaj księża greckokatoliccy przydzieleni mu przez metropolitę, czyli Wsewołod Durbaka i Roman Łobodycz.
We Lwowie ks. Iwan Hrynioch prowadził podziemną działalność, stanowiącą część banderowskiego ruchu. Od 1942 r. wchodził w skład Centralnej Rady OUN. Z polecenia Mykoły Łebeda ksiądz Iwan Hrynioch został szefem wydziału zagranicznego Prowidu OUN (b) i zaczął prowadzić rozmowy z Węgrami i Rumunami, których wojska jako hitlerowskich sojuszników, znajdowały się na
terenie Ukrainy.
Zajmował się także pracą publicystyczną, publikując w banderowskim piśmie „Idea i Czyn”. Posługiwał się pseudonimami „Herasymowśkyj” i „Orłow”. Brał też udział w kolejnych konferencjach Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów frakcji banderowskiej. Uczestniczył m.in. w III Zjeździe OUN(b), na którym nie podjęto decyzji o wstrzymaniu rzezi ludności polskiej
na Wołyniu, które w sierpniu 1943 r. osiągnęły apogeum, ani też nie zakazał rozszerzenia fali zbrodni na Małopolskę Wschodnią. Zjazd dał w tej kwestii dowódcy UPA wolną rękę. Hrynioch nie zrobił nic, żeby zatrzymać rosnącą wymierzoną w Polaków falę zbrodni. Nie przekonał
metropolity Andrzeja Szeptyckiego, by ten interweniował i powstrzymał falę mordów.
Nie da się też wykluczyć, że Hrynioch należy do tych kapłanów, którzy dbali o to, by do Szeptyckiego nie docierały informacje o ukraińskim ludobójstwie popełnionym przez UPA na Polakach. Szeptycki wiedział tylko o „rycerskiej partyzantce” UPA, walczącej o wolność Ukrainy. Szeptycki mógł być nawet przekonany, że to Polacy mordują Ukraińców, a ci tylko się bronią. Świadczy o tym relacja gen. Kazimierza Sawickiego „Pruta” – komendanta lwowskiego obwodu AK. Delegatura Rządu Polskiego w Londynie zleciła mu doprowadzenie do porozumienia z Ukraińcami. Spotkał się on z arcybiskupem Szeptyckim. Po rozmowie z nim wściekły oświadczył: „(…) że nie będzie pertraktował z człowiekiem, trzymającym nóż w ręku”.
Ks. Hrynioch z ramienia OUN prowadził też, czy raczej markował, rozmowy z reprezentantami polskiego podziemia. Działając na podstawie wytycznych Rządu Polskiego w Londynie Komenda AK Obszaru Lwowskiego postawiła pięć warunków, które Ukraińcy przyjęli. Brzmiały one następująco:
„1. Ukraińcy są obiektem konfliktu polsko-sowieckiego;
2. W konflikcie tym Ukraińcy zajmują stanowisko propolskie;
3. Województwa południowo-wschodnie są integralną częścią państwa polskiego;
4. Są one terenem mieszanym narodowościowo;
5. W związku z powyższym Polska ma prawo i obowiązek występowania w obronie tych ziem na arenie międzynarodowej”.
W czasie rozmów ks. Hrynioch i trzej inni delegaci stwierdzili, że „(…) jedynie silna Ukraina zapewni wielkość Polski”. Delegaci polscy zanegowali to stanowisko. Przedstawiciel Delegatury Rządu Zygmunt Załęski pseudonim „Gnatowski” oświadczył, że: „(…) naród polski krytycznie ocenia możliwości powstania wolnej Ukrainy, ponieważ na większym obszarze ukraińskim dążenia niepodległościowe są nikłe”. „Gnatowski” oświadczył też ks. Hryniochowi, że: „(…) nie wydaje się, by droga do niepodległości ukraińskiej miała być znaczona polską krwią”. Do żadnych ustaleń nie doszło. Ukraińcy nie zamierzali ustępować Polakom. Liczyli, że uda im się namówić ich do opuszczenia Małopolski Wschodniej.
Gdy okazało się, że Polacy uważają, że są u siebie, postanowiono ich wyrżnąć! Eksterminację Polaków na dużą skalę poprzedziła kampania propagandowa w pismach banderowskich. Kampanię tę w piśmie „Idea i Czyn” zainicjował ks. Iwan Hrynioch pod pseudonimem „O.S. Sadowy”. Oskarżył on w swoim artykule Polaków o wywołanie krwawej konfrontacji z Ukraińcami, o atakowanie ukraińskich wsi, o zajmowanie miejsca w administracji i policji po Ukraińcach, którzy poszli do partyzantki. Zarzucił Polakom przerzut z centralnej Polski oddziałów partyzanckich na tereny Małopolski Wschodniej, a także współpracę z partyzantką sowiecką, a także z Niemcami.
Pisze on m.in.: „Dla polskich szowinistów nie ważne jest np., że w Galicji żyje trzy i pół miliona Ukraińców, a Polaków około 900 tys. Oni ciągle śpiewają swoją pieśń o «Kresach Wschodnich» i koncentrują swój terror na ukraińskiej ludności. Trzeba zaznaczyć, że osławiona walka polskich organizacji, przeciw Niemcom na Zachodnich Ziemiach Ukraińskich polega praktycznie na walce przeciw Ukraińcom”. Dalej autor artykułu pisze, że polski terror przeciwko ukraińskiej ludności ma charakter planowy i jest realizowany na polecenie „polskich imperialistów.” Pisze on m.in.: „Mijające miesiące 1944 r. wykazują nieustanny wzrost pomordowanych przez Polaków ofiar, których ilość osiągnęła już kilka tysięcy. Obecnie polscy bojówkarze zaczęli prowadzić planowe niszczenie całych wsi Chełmszczyzny i Hrubieszowszczyzny, palą chutory i wyrzynają w pień całą ludność razem z kobietami i dziećmi. Równocześnie polski terror jest prowadzony na reszcie ZUZ (zachodnioukraińskie ziemie), zwłaszcza w Galicji. (…)
Wszystkie działające na ZUZ polskie organizacje stworzyły kompleksowe plany masowej likwidacji Ukraińców. Dla ich realizacji zaczęły tworzyć bojówki. Obecnie cały ZUZ pokryty jest polskimi uzbrojonymi bandytami, którzy prowadzą swoją rozbójniczą robotę w ukraińskich wsiach i miastach, z całego kraju dochodzą do nas nowe wiadomości o podpaleniach, rabunkach i morderstwach Ukraińców. Terror polskich szowinistów wymierzony przeciwko ukraińskiemu narodowi na jego ojczystej ziemi narasta”.
Cały ten artykuł to jedno wielkie kłamstwo i typowe odwrócenie kota ogonem. Byłby on prawdziwy, gdyby jegoautor pisał o zbrodniach Ukraińców na Polakach, a nie odwrotnie.
Artykuł ten stanowi wzorzec dla ukraińskiej propagandy, zakłamującej po dziś dzień sprawę zbrodni ukraińskiej, stanowiącej ludobójstwo i zbrodnię przeciwko ludzkości. Jak ks. Hrynioch godził to w swoim sumieniu, nie wiadomo. Musiał zdawać sobie sprawę, że pisząc taki tekst, narusza przykazania, że nie służy Bogu, ale szatanowi. Mimo że to on od dawna, jak całe OUN, kolaborował z hitlerowcami i był ich sługusem, miał czelność nazwać Polaków agentami Hitlera i Stalina. Zapowiedział też, że: „Ze stalinowsko hitlerowskimi agentami na naszych ziemiach będziemy walczyć jak z ich chlebodawcami”. Takimi publikacjami Hrynioch uświadamiał banderowski aktyw, jak ma kłamać, by zatuszować ukraińskie zbrodnie przed światem.
Wiedział, że Niemcy wojnę przegrają i trzeba myśleć, co robić dalej. Na razie jednak z polecenia Szuchewycza Hrynioch podjął rozmowy z Niemcami, które prowadził, oczywiście, w największej tajemnicy. Pierwsze spotkanie odbył z nimi 6 marca 1944 r., drugie 24 marca, trzecie 29 marca 1944 r. Kolejne tury trwały do jesieni. Ze strony Niemców zmieniali się rozmówcy, OUN-UPA stale reprezentował Hrynioch. Był on celowo wybrany do prowadzenia rozmów ze względu na fakt, że doskonale znał język niemiecki, ale również dlatego, że był doskonale znany Niemcom. Mieli oni do niego zaufanie. Był też nie tylko nacjonalistycznym działaczem, ale w dalszym ciągu księdzem greckokatolickim, za którym w każdej chwili mógł się wstawić metropolita Szeptycki, z którym Niemcy nie chcieli konfliktu. Dlatego też Hrynioch mógł zakładać, że Niemcy go nie aresztują. Rozmowy te były trudne, ale doprowadziły do całego szeregu ustaleń, w wyniku których OUN-UPA stały się ponownie sojusznikiem Niemców.
W zamian za dostawy broni, amunicji, leków i innego zaopatrzenia OUN-UPA zobowiązała się do współpracy z Niemcami w zakresie dywersji na tyłach sowieckiej armii, dostarczania informacji wywiadowczych itp. Źródła ukraińskie pomijają zazwyczaj udział Hryniocha w doprowadzeniu do tego porozumienia. Akcentują zazwyczaj jego udział w rozmowach z Węgrami i Rumunami, w trakcie których chciał pozyskać broń dla UPA. Nazywają te rozmowy „działalnością dyplomatyczną”. Hrynioch miał też być jednym z inicjatorów powołania Ukraińskiej Głównej Rady Wyzwoleńczej – UHWR. Było to ciało absolutnie dekoracyjne. Miało ono po prostu przekonać aliantów, że walkę z Sowietami prowadzi cały naród ukraiński, a nie tylko OUN.
Gdy Sowieci byli u bram Lwowa, Hrynioch na polecenie OUN wyruszył na Zachód, by nawiązać kontakt z aliantami. Główną wytyczną jego działania była koncepcja, która powstała w kierownictwie OUN, że po pokonaniu Niemiec dojdzie do III wojny światowej. OUN sądziła, że mocarstwa zachodnie pobiją Sowietów, a Ukraińcy walnie się do tego przyczynią. OUN-UPA miała na zapleczu frontu sowiecko-alianckiego wywołać powstanie paraliżujące tyły Armii Czerwonej, a regularne jednostki, takie jak Dywizja SS „Galizien” miały współdziałać z aliantami. Kierownictwo OUN uważało, że jednostek ukraińskich może powstać wiele, bo we wszystkich jednostkach podporządkowanych Oberkommando des Heeres, czyli Naczelnemu Dowództwu Wehrmachtu znajdowało się 220 tys. Ukraińców. Można z nich było utworzyć ogólnowojskową armię.
Kierownictwo OUN wiedziało, że Niemcy mieli zamiar taką armię utworzyć i nie chciało, by sprawa wymknęła mu się spod kontroli. Nad tworzącą się pod niemieckim patronatem armią miał czuwać właśnie Hrynioch. Po wyjeździe z Lwowa dotarł on w okolice Pragi, gdzie zatrzymał się w sztabie feldmarszałka Schornera. Tu spotkał się z dowódcą tworzonej przez Niemców Ukraińskiej Armii Narodowej – Pawłem Szandrukiem, na którym zrobił ogromne wrażenie. Szandruk tak zapamiętał to spotkanie: „Spotkałem
tam również znanego ukraińskiego patriotę i przywódcę nacjonalistycznego, księdza doktora Iwana Hryniocha. Podczas wydanego na moją cześć skromnego przyjęcia wszyscy niemieccy oficerowie w napięciu czekali, jaki też stosunek do UKN (Ukraiński Komitet Narodowy – przypis M.A.K.) i do mnie osobiście zademonstruje ojciec Hrynioch.
Zauważyłem, że doktor Arlt westchnął z ewidentną ulgą, a wszyscy pozostali także wyglądali na zadowolonych, kiedy ojciec Hrynioch w nienagannym języku niemieckim mówił o pożytku z powołania komitetu i Ukraińskiej Armii Narodowej, a także o swoim zadowoleniu z tego powodu, że to właśnie ja stoję na ich czele”. Hrynioch, jak wynika ze wspomnień Szandruka, starał się go przekonać o potędze UPA, co niestety mu się udało. Nie przekazał mu informacji o zbrodniach popełnionych przez tę formację na Polakach, ani też jaka była realna sytuacja na Ukrainie. Powiedział mu, że Armia Czerwona nie prezentuje wysokiego poziomu bojowego, a bije Niemców tylko dlatego, że: „(…) oddziały niemieckie były już kompletnie zdemoralizowane i z tego względu niezdolne do stawiania oporu bolszewikom”.
Ze wspomnień Szandruka jednoznacznie wynika, że Hrynioch miał nadzieję, że Szandrukowi uda się zachować jak najwięcej ukraińskich żołnierzy do przyszłych zmagań z Sowietami. Hrynioch zapewnił Szandruka, że w tym zakresie może liczyć na pełne poparcie kręgów nacjonalistycznych. W czasie przeprowadzonej razem wizytacji 1. Dywizji UNA, wszystkim oficerom, których znał, Hrynioch wydał polecenie: „We wszystkich kwestiach polegajcie na decyzjach generała Szandruka”. Hrynioch nie doczekał się oczywiście
wybuchu III wojny światowej, w której zachodnie mocarstwa chciałyby wykorzystać żołnierzy Ukraińskiej Narodowej Armii. Głównym jego zmartwieniem było uchronienie ich przed wydaniem przez aliantów w ręce Sowietów, czego ci się domagali. Działał w tzw. Zagranicznym Przedstawicielstwie Ukraińskiej Głównej Rady Wyzwoleńczej – UHWR.
Jeszcze w lutym 1945 r. został wybrany przewodniczącym prezydium tego ciała. Jako ksiądz miał ułatwione możliwości w poruszaniu. Wiosną 1946 r. przybył do Rzymu z ramienia ZP UHWR, kontynuując działania na rzecz niewydawania Sowietom ukraińskich żołnierzy z 1. Dywizji UNA, przebywających w obozie w Rimini. Być może zastanawiał się, gdzie zostać na stałe. Ostatecznie jednak wrócił do Niemiec i zamieszkał w Monachium. Miasto to stało się bowiem centrum życia diaspory ukraińskiej w Europie. Stosunki między aliantami i ZSRR zaczęły się psuć i ukraińscy nacjonaliści dostrzegli w tym swoją szansę. Poza tym nie wolno zapominać, że OUN-UPA prowadziła jeszcze walkę na terenie Zachodniej Ukrainy i walczyła z państwem polskim. Do Niemiec przez Czechosłowację usiłowały się przedostać niedobitki rozgromionych w Polsce banderowskich sotni.
W propagandowych celach były one nazywane „rajdującymi oddziałami”. W 1946 r. przy ZP UHWR powołano „Polityczną Informacyjną Służbę” PIS i Hrynioch na pewno uczestniczył w podjęciu decyzji w tej sprawie. Rok później uczestniczył w powołaniu przy ZP UHWR „Misji UPA”. W 1950 r. Iwan Hrynioch został przewodniczącym ZK UHWR i funkcję tę pełnił do 1980 r. Objął też funkcję prezesa Ukraińskiego Towarzystwa Studiów Zagranicznych, które zaczęły wydawać pisma „Suczasna Ukrajina” i „Ukrajinśka literaturna hazeta”. Hrynioch jako doktor teologii rozpoczął też wykłady na Wolnym Uniwersytecie Ukraińskim. Uczelnia ta została przeniesiona z Pragi. Była to placówka finansowana przez rząd czechosłowacki na przekór Polsce, która nie chciała się zgodzić na jego funkcjonowanie we Lwowie. Po II wojnie światowej siłą rzeczy Hrynioch musiał uciekać z Pragi. Został umieszczony w Monachium w budynku byłego Konsulatu Generalnego RP. Pociągnięcie to miało dodatkowy aspekt antypolski. Zlokalizowanie uczelni ukraińskiej w Monachium podniosło rangę tego miasta jako ośrodka nieformalnej stolicy diaspory ukraińskiej w Zachodniej Europie. Zagraniczne Przedstawicielstwo UHWR
utrzymywało rzecz jasna ścisłe związki z zachodnimi służbami specjalnymi, które wykorzystywały je do walki z ZSRR.
Członek tego ciała – Wasyl Ochrymowycz – 19 maja 1951 r. został zrzucony na spadochronie z grupą przeszkolonych do działalności dywersyjno-wywiadowczej członków OUN w obwodzie drohobyckim. Był to ostatni zrzut takiej grupy na Ukrainę. Ochrymowycz został aresztowany 5 października 1952 r. Hrynioch w tym czasie przypomniał sobie, że jest księdzem i zaczął bardziej udzielać się jako wykładowca teologii i filozofii na niemieckich uczelniach kościelnych. Po zwolnieniu przez Sowietów arcybiskupa Josifa Slipyja, który po śmierci kardynała Szeptyckiego stanął na czele Ukraińskiej Cerkwi Greckokatolickiej, Hrynioch stał się jego bliskim współpracownikiem. Obydwaj starali się budować w Rzymie silne ukraińskie lobby, naciskając na papieży, by działali w interesach Ukrainy. Jednocześnie naciskali na Stolicę Apostolską, by ta zgodziła się na większą autonomię dla Cerkwi greckokatolickiej. Hrynioch bezceremonialnie atakował Watykan, zarzucając mu wprost zdradę greckokatolickiej Cerkwi. Potrafił on robić dobre wrażenie i wykorzystywał do swoich celów propagandowych także paryską „Kulturę”. Zrobił duże wrażenie na jej rzymskim korespondencie, a także na korespondencie prasy włoskiej i polskiej sekcji BBC Dominiku Morawskim. Hrynioch mówił publicznie to, co chciał powiedzieć Slipyj, tylko mu nie wypadało.
Starając się przekonać wszystkich z kręgów kościelnych do swoich idei, napisał pracę gloryfikującą Szeptyckiego, zatytułowaną „Słuha Bożyj Andrej – błahowisnyk Cerkiewnoji jednoty”. Nazwał w niej Szeptyckiego wielkim intelektem i świętym prorokiem, który „(…) patrzył dalej i głębiej”. Do końca ks. Iwan Hrynioch pozostał zaciekłym banderowcem, broniącym swoich towarzyszy broni. Czynił to nawet przed sądem, bezczelnie kłamiąc. W 1960 r., przesłuchiwany przez zachodnioniemiecką prokuraturę jako świadek w śledztwie przeciwko Theodorowi Oberlanderowi, złożył zeznania, z których wynikało, że będąc we Lwowie podczas pogromu lwowskiego, nie widział żadnych antyżydowskich wystąpień. Stwierdził m.in.: „Niczego takiego nie widziałem, chociaż podczas mojego pobytu we Lwowie ciągle chodziłem i jeździłem po mieście. Mogę także stwierdzić z całą pewnością, że nic takiego mi nie relacjonowano”. Bazując na jego zeznaniach, po dziś dzień kłamią inni autorzy, zwłaszcza ukraińscy, którzy twierdzą, że we Lwowie żadnego pogromu nie było.
Narodziny ukraińskiego nacjonalizmu Bandera, Szeptycki, OUN – Marek A. Koprowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz