Referendum Kaczyńskiego
Referendum stało się już faktem medialnym i to, że publicznie omawia się zaproponowane przez PiS demagogiczne pytania – już jest sukcesem spindoktorów partii rządzącej. Cztery podniesione zagadnienia są w rzeczywistości tylko hasłami wyborczymi, a zatem PiS-owi już udało się skupić debatę przedwyborczą na tematach uznanych za wygodne dla ekipy Jarosława Kaczyńskiego.
To kto chce podnieść wiek emerytalny?
Oczywiście, taktyka ta jest obarczona pewnym ryzykiem. Mało czytelne dla wyborców może okazać się oczekiwanie, by głosowali „4 razy NIE”, zamieszanie wywołuje zwłaszcza kwestia podniesienia wieku emerytalnego, która może zostać odebrana przeciwnie do zamiarów PiS, jako rządowe poparcie dla dłuższej pracy, bardzo źle odbieranej w starzejącym się społeczeństwie polskim.
Kaczyńskiemu musiano jednak wytłumaczyć, że takie niuanse da się wytłumaczyć nachalną kampanią propagandową, czyli tak jak zwykle.
Flagi zdjęte – filobanderyzm pozostał
Jeszcze bardziej typowy jest brak związku między tematami referendum a realną polityką PiS-u, ukierunkowaną przecież i na wyprowadzanie majątku państwowego do skomplikowanej sieci podmiotów zależnych, i na masowe przyjmowanie imigrantów (nie tylko z Ukrainy, ale także m.in. z Azji).
Propaganda PiS rzadko jednak ma związek z rzeczywistością, zatem zgadywanie dalszych kierunków działań politycznych tej partii po jej deklaracjach nie ma żadnego sensu. To przecież tak, jak ze zdejmowaniem ukraińskich flag z gmachów publicznych, czyli kolejnym gestem czysto wyborczym, nie mającym żadnego wpływu na nadal ślepo pro-kijowską postawę władz III RP. Jasne, jej przedstawiciele pomarszczą teraz brewki, pobrzękają kosami, może nawet półgębkiem coś o Wołyniu wspomną – ale miliardy z polskiego budżetu i polska broń nadal będą na każde zawołanie Ukrainy, zaś polskie granice pozostaną otwarte na ukraińskich przesiedleńców i ukraińskie towary (np. z tamtejszych niegdyś państwowych przedsiębiorstw, dziś już wyprzedanych w ręce oligarchiczne i międzynarodowe). Co najwyżej PiS-owcy będą udawać, że się troszkę mniej z tego wszystkiego cieszą.
Kryzys białoruski i wariant ukraiński
Zadziałać może natomiast sprzężenie przeciwne, tzn. nie tyle krajowa polityka wpłynie na zagraniczną, ale to sytuacja międzynarodowa może zostać wykorzystana do podkręcenia sytuacji wewnętrznej. Coraz głośniej (m.in. w kręgach Konfederacji) mówi się wszak, iż na stole jest przecież wciąż opcja odwołania wyborów, a więc i referendum w związku z eskalowanym kryzysem na granicy polsko-białoruskiej.
Zupełnie realny konflikt zbrojny między naszymi krajami, czy choćby seria odpowiednio wyreżyserowanych incydentów pozwoliłaby wszak na wprowadzenie stanu wyjątkowego/wojennego i przejście w tryb „lockdownu imigranckiego”, dodatkowo upodabniającego III RP do Ukrainy Zełeńskiego, co poniekąd stanowiłoby też kolejny krok w kierunku UkroPolinu. W końcu po co robić wybory w jednej jego składowej, skoro w drugiej, tej ważniejszej, nawet nie pozoruje się już istnienia systemu parlamentarnego, wolności zrzeszania czy praworządności? Gieroje z PiS-u się nie boją dobrych wzorców, a co!
Demokracja bezpośrednio niepoważna
Przy tym wszystkim jednak nie należy dać się nabrać na obłudne załamywanie rąk nad bezczelnością chwytu referendalnego. Odwoływanie się przez polityków do tak zwanej mądrości ludowej, władzy suwerena, demokracji bezpośredniej i tym podobnych sloganów z zasady wszak maskuje jedynie co grubsze machloje, a w najlepszym razie brak lepszych pomysłów. Nie po to politycy nami rządzą, żeby nas pytać o zdanie i naprawdę być go ciekawym. I nie zależy to bynajmniej ani od hipokryzji pytań, ani od naiwności odpowiedzi.
Zasada jest niezmienna, niezależna od formalnych cech danego ustroju: zwykli ludzie się są od tego, by byli rządzeni, a nie żeby mówić rządzącym co ci mają robić. Zresztą ani jedni, ani drudzy nie mieliby ku takim zachowaniom najmniejszych skłonności. Demokracja po prostu nie może być poważna, tylko w wersji bezpośredniej infantylność i fałszywość całego pomysłu bardziej rzuca się w oczy. Referenda ogólnokrajowe zaś to praktycznie zawsze sztuczki propagandowe, a skoro już w równie niepoważnym procesie wybraliśmy niepoważnych i szkodliwych posłów, więc nie dziwmy się, że ci potem żądają od nas brania udziału w niepoważnych imprezach.
Takich właśnie, jak pożegnalne referendum Jarosława Kaczyńskiego.
Konrad Rękas
https://konserwatyzm.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz