Przyszłość cywilizacji zachodniej, czyli podręcznik przetrwania
Jedną z sił niszczących zachodnią cywilizację jest postępactwo, używane jako pojęcie nadrzędne.
Opisane towarzyszące, systematycznie powtarzające się zjawiska związane z początkiem totalitaryzmu, do którego ponownie wkraczamy, choć w niby „nowej” progresywnej formie.
Biorąc pod uwagę doświadczenia wielu poprzednich reżimów totalitarnych, nietrudno przewidzieć, co nas czeka w najbliższej przyszłości. Ale najważniejsze jest przypomnienie, jakie możliwości jednostka ma do walki z tą potworną ideologią, a jest ich niewiele.
W miarę jak zachodnia cywilizacja w coraz szybszym tempie pozbywa się chrześcijaństwa i tradycji z nim związanych, powstaje u ludzi pewna duchowa próżnia. Ten trend został bardzo dokładnie opisany przez Carla Gustava Junga w pierwszej połowie XX wieku. W tym czasie próżnię tę wypełnił nazizm i komunizm (a także skrajny liberalizm w USA). Kiedy te szalone quasi-religijne ideologie ostatecznie odeszły, powstała nowa próżnia, wypełniana nową religią – nazwijmy ją progresywizmem. Jest on definiowany głównie przez następujące osiem punktów:
Genderyzm – polegający na negowaniu płci biologicznej i wprowadzeniu możliwości wyboru; przejawia się w otwartej nienawiści do zdrowych heteroseksualnych kobiet i mężczyzn.
Globalne ocieplenie – polegające na świętej wojnie przeciwko emisjom CO2 i wszelkim działaniom człowieka mającym wpływ na środowisko (czyli prawie wszystko); typowym przejawem jest ubój bydła, zakaz podróżowania, najpierw samochodami osobowymi, później wszelkimi formami podróży i 15-minutowe miasta.
Profilaktyka zdrowotna – przesadnie wyolbrzymiona potrzeba profilaktyki zdrowotnej jednostki – zdrowie odnosi się tu zarówno do zdrowia psychicznego, jak i fizycznego, co można podsumować słowami: zadbamy o twoje zdrowie, nawet gdyby miało cię to zabić; objawiała się w czasach COVID, ale na pewno nie powiedziała ostatniego słowa z końcem COVID.
Tolerancja – polega na wymuszonym proteście i tolerowaniu wszystkich możliwych mniejszości, zwłaszcza agresywnych i nienawidzących innych, kosztem większości, oraz na otwartej nienawiści do tradycyjnej ludności; zazwyczaj przejawia się w wielokulturowości, wspieraniu masowej migracji, sztucznym tworzeniu innych mniejszości z mniejszości, ale także w selektywnym stosowaniu prawa.
Cyfryzacja – gwałtowne wykorzystanie technologii komputerowej oraz próba zmuszania ludzi do życia w rzeczywistości wirtualnej, a nie realnej; można to scharakteryzować jako: włącz „plejstejszyn”, weź do ręki smartfon, a przede wszystkim nic nie rób! Typowym objawem jest digitalizacja pieniędzy, pojawienie się wszelkiego rodzaju metafor, np. demencja cyfrowa (niezdolność do zapamiętania niczego, ponieważ można to łatwo znaleźć) lub konieczność prowadzenia wszelkich spotkań online.
Globalizm – próba stłumienia wszystkiego, co lokalne – typowe zwyczaje, tradycje, patriotyzm, stosunek do miejsca lub narodu, w gospodarce także produkty przeznaczone na rynek krajowy (lub regionalny), a tym samym powstawanie ogromnych monopoli; typowym przejawem jest dążenie do zniesienia wszelkich granic, wprowadzenie podwójnych standardów dla wszystkiego, co ponadnarodowe i tym podobne.
Ekstremalny egalitaryzm – narzucanie idei, że wszyscy jesteśmy tacy sami, nieuznawanie pojęć takich jak naturalny talent, pracowitość, inteligencja itp. Lepiej, żeby wszyscy umarli w ubóstwie, niż żeby niektórzy mieli więcej. Idea ta jest w rzeczywistości najbardziej zbliżona do standardowego komunizmu z wczesnego ZSRR („wszyscy mamy takie same żołądki”). Typowym przejawem są fanatyczne próby wykorzenienia ubóstwa i przesadne wdrażanie doktryny równości szans. W języku angielskim wystarczy wyszukać hasła takie jak Social Justice lub Equality przywołujące uczucie déjà vu lat pięćdziesiątych.
Elitaryzm – poczucie własnej wyjątkowości progresywistów. wierzących, że wszyscy inni są tępi, nienaukowi, ograniczeni, zamknięci w średniowiecznej wiosce; jednocześnie wierzą, że są jedynymi, którzy wszystko rozumieją, są naukowcami i prawdziwymi ekspertami, że ich broszury przedstawiają jedyną słuszną prawdę itp. Ktoś mógłby twierdzić, że nie jest to punkt definiujący, ale zjawisko towarzyszące (na przykład naziści i częściowo komuniści wierzyli w to samo).
Często progresywna quasi-religia jest również nazywana wokizmem, ale nazwa nie jest już tak istotna – w końcu prędzej czy później pojawi się jakaś wspólna nazwa dla tego izmu.
Cechą charakterystyczną i unikalną dla progresywizmu jest jego otwarty fatalizm. W przeciwieństwie do innych znanych izmów, ten różni się obietnicą redukcji populacji ludzkiej, zubożeniem i obniżeniem standardu życia, zmniejszeniem reprodukcyjności, ograniczeniem wolności osobistych i fizycznej interakcji między ludźmi, całkowitej kontroli nad wszystkim (na przykład za co płacisz), zakazu podróżowania (po co jeździć, gdy masz Mapy Google) itd. Tym różni się zasadniczo od poprzednich izmów, które obiecywały coś przeciwnego (choć w końcu osiągnęły to samo).
Przypomina się raczej skrajny średniowieczny purytanizm – z pewnością nie jest przypadkiem, że ta współczesna religia wywodzi się ze środowiska anglosaskiego. Środki tego izmu w pełni dostosowują się do wspomnianych celów – niestety są one wzbogacone o możliwości współczesnej techniki, co tylko podkreśla niebezpieczeństwo.
Nie ma chyba potrzeby przytaczać konkretnych przykładów śmiertelności i niebezpieczeństwa tej religii – każdy może to zrobić sam jako lekkie ćwiczenie intelektualne – wystarczy się rozejrzeć. Interesujące są jednak charakterystyczne zjawiska, prawdopodobny postęp w średnim i długim okresie, a także analiza możliwości jednostki (innymi słowy, jak zorganizować się na poziomie indywidualnym).
Zjawiska towarzyszące
Przede wszystkim należy wspomnieć o degeneracji wszystkich elit (przede wszystkim intelektualnych, biznesowych, politycznych i duchowych). Jest to zjawisko systemowe – przejawia się ono zawsze na końcu każdego porządku cywilizacyjnego (kto wciąż pamięta koniec lat osiemdziesiątych może o tym zaświadczyć). Elity intelektualne zawiodły na całej linii, ponieważ same są autorami tych urojeń – największe szaleństwo pochodzi z anglosaskiego środowiska uniwersyteckiego.
Szkolnictwo wyższe jest również niezawodną wylęgarnią fanatycznych zwolenników i technokratów progresywizmu. Przedsiębiorcze elity zawiodły, gdy zaczęły chętnie dostosowywać się do wymagań postępowców (często nie jest to nic wymaganego przez prawo, więc nie mogą się usprawiedliwić). Kierownictwo wielu firm dobrowolnie ustala parytety dla mniejszości kosztem wydajności i jakości, organizuje różne imprezy ekologiczne, zmusza pracowników do uczestnictwa w seminariach na tematy progresywne, nagradza według koloru skóry, płci, wyznania i orientacji seksualnej, a nie zasług.
Oczywiście w ten sposób firmy przestają być konkurencyjne, a zarówno ilość, jak i jakość produktów systematycznie spada (co prowadzi do upadku gospodarki, a tym samym bogactwa na poziomie państwa). Coraz częściej stosuje się technologie cyfrowe i cyfryzuje wszystkie procesy – nawet tam, gdzie cyfryzacja nie przynosi żadnej wartości dodanej. Człowiek staje się coraz bardziej sparametryzowaną, a nie żywą istotą. O porażce elit politycznych szkoda mówić, bo wszyscy to znamy.
Tradycyjne zachodnie elity duchowe (czyli chrześcijańskie) również zawodzą – przede wszystkim w krajach anglosaskich, gdzie pojawiają się tęczowe flagi na kościołach, narzuca się moralny obowiązek niesienia pomocy imigrantom i wszelkiego rodzaju agresywnym mniejszościom, całkowicie rezygnując ze sprawdzonych tradycji.
Osobny rozdział może być o porażce elit medialnych. Media głównego nurtu już dawno nie prezentują faktów, a jedynie narzucają nam to, co mamy myśleć. Czynią to poprzez wypaczone reportaże prezentujące tylko wybrane zdarzenia (często nawet pozorne) i poparte autorytetem odpowiednio dobranych „ekspertów”. Druga połowa faktów pozostaje ukryta przed odbiorcą, a każda inna opinia albo nie jest w ogóle publikowana, albo jest wyśmiewana, ukazana jako karykatura i oczerniana. Mainstreamowi dziennikarze służą jako narzędzie prania mózgu. Co więcej, scena medialna uległa oligopolizacji, gdzie właściciele mediów reprezentują współczesną oligarchię. Zdecydowana większość sceny medialnej jest własnością kilku osób – zarówno u nas, jak i na zachód od nas.
Charakterystyczne jest również ogólnospołeczny cynizm i nihilizm z jednej strony, a masowe pranie mózgu z drugiej (znowu systemowe i powtarzające się zjawisko). Znaczna część ludzi jest niezadowolona z sytuacji, ale nie stara się w żaden sposób przeciwstawić (ani aktywnie, ani pasywnie). Wręcz przeciwnie, po cichu ulegają – typowym zjawiskiem jest to, że ludzie rozglądają się, czy ktoś niewłaściwy nie słucha, a następnie zmniejszają głos, gdy mówią coś, co nie odpowiada systemowi. To samo dotyczy wychowywania dzieci, znowu mówi się: tak jest, ale lepiej nie mówić o tym w szkole.
W rzeczywistości wiele osób dobrowolnie zakłada program autocenzury w swoich głowach, stając się cynicznymi współsprawcami bez własnej wiedzy. Inni z kolei mają cichą nadzieję, że inni zrobią to za nich i że ich czyny i tak nie będą miały znaczenia, bo są małymi panami. Znaczna część żyje w przekonaniu, że „jakoś było, jakoś będzie”. Czekają więc na zbawicieli – ale jak zwykle nie ma ich – ponieważ nie istnieją i nie mogą istnieć (bogowie mogą być na Olimpie, a nie śmiertelnikami wśród nas).
Druga część, wręcz przeciwnie, całkowicie uległa temu izmowi, smutne jest widzieć, jak również inteligentni ludzie en masse ulegają zupełnemu autodestrukcyjnemu szaleństwu – znowu jest to zjawisko systemowe, bardzo ładnie przeanalizowane przez C. G. Junga (poszukajcie czegoś o zbiorowej nieświadomości i jej sile w jego dziełach).
Prognoza
Trzeba jeszcze raz podkreślić, że powtarzające się pojawienie się totalitaryzmu jest zjawiskiem systemowym, powtarzającym się już po raz dziesiąty i realizującym dokładnie te same prawa – w sensie psychoanalitycznym jest to tylko kolejna iteracja masowego poddania się zbiorowej nieświadomości. Dzięki temu mamy wyjątkową możliwość przewidzenia tego, co nas czeka w najbliższej przyszłości z zaskakująco dużą dokładnością. Niestety nie jest to obraz idylliczny, ale raczej urojenie godne Hieronima Boscha.
Warto wspomnieć, że obecnie znajdujemy się w stanie wczesnego, dość „miękkiego” totalitaryzmu, który możemy go nazwać fazą pre-totalitarną. Wprowadzane są już pierwsze ograniczenia. Wiąże się to z wprowadzeniem cenzury. Obserwujemy to już teraz, nadal istnieją wolne przestrzenie, ale będą one stopniowo zmniejszane, aż zostaną całkowicie zakazane.
Kolejnym krokiem na tym etapie będzie swoboda przemieszczania się. Wszystkie państwa totalitarne boją się, że ich ludność ucieknie gdzie indziej i zabierze ze sobą bogactwo. W pierwszej fazie wyjazd nie będzie wyraźnie zabroniony, ale na przykład zostanie zatwierdzony przez urzędnika, który sprawi, że proces będzie tak nieprzyjemny, że pomyślisz dwa razy (np. będą sprawdzane szczepienia, stan zdrowia, ewentualny ślad węglowy związany z podróżą itp. ). Oczywiście możesz zabrać ze sobą tylko małą walizkę z ubraniami (nie złoto i tym podobne – miej to na uwadze). Drugim krokiem będzie całkowity zakaz. Jak widać, powstają nowe żelazne kurtyny.
Podobnie można spodziewać się masowego podsłuchu i inwigilacji – uzasadnionego walką z dezinformacją (inna nazwa walki z wrogiem wewnętrznym lub piątą kolumną), ale na razie tylko na szczeblu tajnych służb. Wkrótce dołączą do nich oficjalne organy ścigania. Doprowadzi to do zakazu tak zwanych partii populistycznych (takich, które być może są tylko trochę przeciwne systemowi). Będzie to uzasadnione stylem: na podstawie informacji służb specjalnych musimy działać w celu ochrony demokratycznego państwa i swobodnego przebiegu wyborów (tzw. „nie pozwolimy, aby republika została zniszczona”). Można się dziwić, ile pieniędzy wydali Rosjanie, Chińczycy i inne „autorytarne państwa” na kampanie tych partii. Przypomnijmy na przykład fałszywe oskarżenia o finansowanie przez Rosję kampanii Donalda Trumpa.
To dla tych, którzy uważają, że nie jest to legalnie możliwe, że sąd zabroni tego, albo policja nie będzie egzekwować prawa, albo wojsko zbuntuje się i tak dalej. Tak się nie stanie.
Po okresie pre-totalitarnym nastąpi pełny totalitaryzm. Może wybuchnie nowy pożar Reichstagu. W Ameryce prawdopodobnie już to miało miejsce – w tak zwanych wydarzeń 6 stycznia (słynnego nalotu na Kapitol przez zwolenników Trumpa). To „rewolucyjne” wydarzenie otworzy drzwi do wzmocnienia poprzednich elementów i ponownego wprowadzenia nowych. To znaczy „całkowita rewolucja”.
W pierwszym kroku zostaną aresztowani przeciwnicy opinii, a także wprowadzona zostanie ogólna atmosfera strachu. Oczywiście nie chodzi już tylko o ludzi, ale o całe rodziny – dzieci będą wyrzucane ze szkoły, za wykroczenia rodziców itp. Do tego dojdzie obowiązkowy udział w masowych paradach – jest to ważny krok w procesie prania mózgów, ponieważ w kolektywie człowiek łatwiej traci racjonalne zahamowania. Naziści organizowali parady dumy narodowej, komuniści parady pierwszego maja, dzisiejsi postępowcy organizują marsze dumy LGBT (czy jak to się dziś nazywa) – udział w nich będzie obowiązkowy i dokładnie monitorowany, czy jesteście wystarczająco entuzjastyczni i żarliwi – jeśli nie, to czeka was problem. Właśnie takie zjawiska zaczynamy dostrzegać w Stanach Zjednoczonych dzisiaj – więc znowu nie jest to żadna wróżba, to tylko kwestia czasu.
Nic dziwnego, że po tej fazie rewolucji nastąpi kolejny etap, w którym umocni się władza warstw rządzących. Znów będą masowe aresztowania i wszędzie będzie roiło się od donosicieli. Uzasadnieniem będzie coś w stylu, że utrzymanie porządku kosztuje, a rewolucja wymaga pewnych poświęceń. W końcu zakazane będzie mówienie o terrorze – oczywiście będzie to tolerowane, ponieważ rządząca klamka musi utrzymać atmosferę strachu, ale oficjalnie nie będzie to możliwe (co tylko zwiększy poziom napięcia).
Tylko losowo nastąpi całkowita likwidacja całego dziedzictwa kulturowego, a w ogóle wszystko, co stare, zostanie uznane za podejrzane. Jak to będzie wyglądać, polecam książkę „Ciemność w południe” Arthura Koestlera. Należy jeszcze zauważyć, że technologia znacznie się rozwinęła od czasów komunizmu i nazizmu, więc cyfrowy totalitaryzm będzie jeszcze gorszy. Jeśli dodamy do tego prowincjonalną naturę elit z potrzebą pokazania się (to bardziej papieskie niż papież), będzie to naprawdę niezła siła.
Możliwości indywidualne
Kiedy siły zbiorowej nieświadomości są aktywowane, bardzo trudno jest powstrzymać lawinę. Najnowsza historia uczy, że komunizm trwał ponad 70 lat. Nazizm został zniszczony siłą, w przeciwnym razie przetrwałby kilkadziesiąt lat.
Kluczowe jest zatem pytanie, czy osiągnęliśmy już punkt, z którego nie ma odwrotu. Myślę, że kraje na zachód od naszych granic (przede wszystkim kraje anglosaskie, ale także Francja, Niemcy i Hiszpania) z pewnością tak.
Jak wygląda sytuacja u nas (odpowiednio w krajach byłego bloku wschodniego) trudno powiedzieć – podstawowym problemem jest fascynacja decydującej części społeczeństwa wszystkim co zachodnie. Tak fanatyczna osoba popełniłaby wszystko (nawet samobójstwo), gdyby jej zachodni elitarni guru im to powiedzieli. Myślę więc, że i my jesteśmy już za czerwoną linią. Co zatem pozostaje? Przede wszystkim musimy sobie uświadomić, czego tak naprawdę chcemy. Następnie należy zastosować opór pasywny i, w miarę możliwości, aktywny.
Czego więc chcemy? Jako możliwą do zaakceptowania opcję, którą chciałbym tutaj przedstawić, wydaje się konserwatyzm narodowy. Gwarantuje on właściwą refleksję nad tradycjami społeczeństwa, zachowanie istnienia rodziny, a tym samym istnienia gatunku ludzkiego. Z ekonomicznego punktu widzenia odzwierciedla on zasady tradycyjnego kapitalizmu na poziomie narodowym, ale także liberalizmu polegającego na zachowaniu podstawowych praw (przede wszystkim prawa własności). Jednocześnie uznaje podstawowe osiągnięcia tradycyjnego liberalizmu (przede wszystkim prawo do wolności słowa i szereg tradycyjnych wolności). Nie uznanie tak zwanych praw pozytywnych, zwłaszcza związanych z prawem do równych szans, które są prekursorem totalitaryzmu. Istotny jest element kolektywny – naród – który wydaje się być odpowiednią jednostką, na której można budować. Ponieważ jest to utrwalone pojęcie, polecam zapoznanie się z dziełem Yorama Hazony, który w czytelnej (lub łatwej do słuchania) formie przedstawia narodowy konserwatyzm.
Dla kompletności podkreślam, że narodowy konserwatyzm ma swoje negatywne strony. W odniesieniu do tradycji kulturowych Europy jest to jednak najbardziej naturalny wariant – maksymalizuje klasę średnią (ale nie likwiduje ubóstwa i nie likwiduje bogaczy – jest to bowiem niemożliwe), uznaje sprawdzone tradycje (ale jednocześnie może być nieelastyczny wobec racjonalnych innowacji), promuje wolność (co pociąga za sobą konieczność częstego słuchania głupot innych), promuje małą przedsiębiorczość (ale nie lubi inwestycji zagranicznych), z pewnością znajdzie się wiele innych pułapek. Ważne jest, aby zdać sobie sprawę z tego, że jest to kolejny izm (czyli quasi-religia), ale i ludzki duch potrzebuje religii, ponieważ ludzki rozum jest ograniczony – jeśli nie wierzycie, popatrzcie, jak wielu innych inteligentnych ludzi ulega progresywizmowi i jak łatwo jest im zrobić pranie mózgu.
Teraz, gdy zdaliśmy sobie sprawę, czego chcemy, nadszedł czas, aby omówić metody. Bierny opór polega na próbie zrobienia w ramach własnych możliwości przeciwieństwo tego, czego wymaga się od progresywistów. Trzeba to robić systematycznie, czyli starać się myśleć i, jeśli to możliwe, stale wywierać presję. Ważne jest również, aby zacząć od razu, przynajmniej w minimalnym stopniu – nie oczekując, że to się jakoś rozwiąże.
Często ma się wrażenie własnej bezsilności – ale jeśli dokładnie przemyśleć swoje możliwości, zawsze znajdziesz przynajmniej jakąś lukę. Z biegiem czasu pojawiają się nowe i nowe pęknięcia. Trzeba jednak być wytrwałym i nie tracić nadziei, ponieważ nie robienie niczego jest bez wyjątku fatalne – podkreślam, postępowcy nie ukrywają chęci zredukowania rasy ludzkiej – instynkt samozachowawczy powinien zatem służyć jako wystarczający czynnik motywujący.
Równie ważne jest przekonanie innych o ich własnych możliwościach. Ludzie często nie zdają sobie sprawy, że mają zaskakująco dużą moc i że jeśli będzie ich wystarczająco dużo (według niektórych szacunków wystarczy tylko siedem procent), problem się skończy. Gdyby każdy przekonał dwie osoby, a pozostałe dwie osoby (i tak dalej), po zaledwie dwudziestu dwóch iteracjach, w Republice Czeskiej nie byłoby już kogo przekonywać – to prosta matematyka.
Innym przykładem jest obrona przed masową digitalizacją wszystkiego. Staraj się rozmawiać z ludźmi osobiście, a nie online. Staraj się płacić przy kasie ze sprzedawcą, a nie w samoobsługowym, staraj się płacić gotówką, a nie kartą, załatwiaj sprawy osobiście w biurze, a nie w zdigitalizowanej agendzie i tak dalej.
Walkę z globalizmem można również zwalczać, preferując lokalną produkcję. Staraj się nawiązać kontakt z lokalnymi producentami, jeśli znasz kogoś w wiosce, kto ma kury, kupuj jajka od nich, a nie w supermarkecie, nawet jeśli nie zawsze masz na to pieniądze (tak samo z warzywami, mięsem, stolarstwem itp. ).
Warto podkreślić, że nie jest konieczne przechodzenie z jednej skrajności w drugą, ale ważne jest, aby starać się robić jak najwięcej w ramach indywidualnych możliwości. Alternatywą jest śmierć – na przykład głód, jeśli wybrany monopolowy dostawca żywności ustali ceny, których nie stać na jedzenie – wtedy dosłownie zabilibyście za podobne znajomości w wiosce.
Postępowy egalitaryzm może realnie prowadzić do wywłaszczenia i reform walutowych. Ponadto państwa zachodnie są nieskończenie zadłużone, więc potencjalna reforma monetarna może rozwiązać dwie pieczenie na jednym ogniu. Nie zapominajmy, że ich celem jest, abyśmy wszyscy nie mieli nic. Odpowiednio, w niektórych przypadkach, aby grupa superbogatych neofeudalistów miała wszystko, a my nic. Zwłaszcza, że nasze pieniądze mogą wkrótce nie mieć żadnej wartości.
Z tego punktu widzenia dobrze jest przejść na inne systemy wymiany – np. klasyczny barter, starając się korzystać z wymiany za pomocą metali szlachetnych (tym samym tworząc alternatywną walutę). Każdy z nas ma takie możliwości w ograniczonym zakresie – na przykład pomaganie sąsiadowi w naprawie samochodu, nie wymaga pieniędzy, można żądać za tożądać towarów (lepiej przyzwyczajać się do nowego systemu stopniowo).
Kolejnym etapem jest aktywny opór małych kroków. Nie chodzi o to, by być męczennikiem – w ten sposób można bardziej zaszkodzić niż pomóc. Również z komunizmem często z powodzeniem można było walczyć w ten sposób – na przykład poprzez ścisłe przestrzeganie przepisów: jeśli przestrzega się wszystkich przepisów bez wyjątku, zawsze i wszystko blokuje się. Jeśli więc w sytuacji, w której można opóźnić lub nawet zablokować regulacje postępowców za pomocą narzędzi biurokratycznych, trzeba użyć ich w maksymalnym możliwym zakresie. Tradycyjne narzędzia mogą obejmować konieczność analizy nowych wymagań pod względem bezpieczeństwa pracy, efektywności, wpływu na zespół, wyboru odpowiedniego czasu na wdrożenie (a tym samym systematycznego opóźnienia), oczekiwania na przypomnienie i wiele innych.
Innym skutecznym narzędziem aktywnego sprzeciwu jest przesada. Udawaj, że jesteś całkowitym entuzjastą wszystkich ich bzdur, ale jeśli chodzi o ich wdrożenie, działaj maksymalnie niezręcznie i wyolbrzymiaj absurdalne aspekty z entuzjazmem na twarzy. W ten sposób niezawodnie odstraszysz wszystkich innych, ponieważ zwrócisz maksymalną uwagę na często podstępnie ukrytą istotę złudzeń. Na przykład, jeśli twój pracodawca zacznie narzucać tak zwaną różnorodność (tzn. wymuszoną tolerancję na wszelkiego rodzaju zaburzenia psychiczne i wybryki), zacznij zachowywać się jak kompletny idiota i odwoływać się do niej.
Ponownie, działaj ostrożnie, rozważnie i po trochu (lub dokładnie na tyle, aby nie narazić samego siebie na niebezpieczeństwo). Umiejętność tę należy stopniowo doskonalić. Ludzie wokół nie są głupi i nawet małe sygnały mogą dobrze zrozumieć – grupowe zrozumienie i krytyczna autorefleksja jest wtedy śmiercią każdego izmu.
Innym sposobem aktywnej obrony jest wykorzystanie wewnętrznych paradoksów progresywizmu. Skupiając się znajdziesz ich wiele i możesz z nich skorzystać. Na przykład, postępowcy kochają parytety, a jednocześnie mówią, że każdy może wybrać płeć, jaką chce i kiedy chce (bez jakiejkolwiek terapii hormonalnej czy operacji). Świetnie, więc jeśli tak jest, a twoja firma nie ma wystarczającej liczby kobiet w zarządzie, sam ogłosisz się kobietą – zgodnie z ich własnymi zasadami, nie mogą ci nic zarzucić (to byłaby transofobia).
Jeśli jesteś zastraszany za to, że nie nazywasz pracowników transseksualnych właściwymi zaimkami (nowy trend w krajach anglosaskich, wkrótce do nas dotrze), określ siebie jako transseksualistę i zastraszaj ich w równym stopniu. Nie zapominaj, że według nich orientacja seksualna jest opcją wyboru, więc dlaczego nie możesz być heteroseksualny rano, homoseksualny w południe, a transseksualny wieczorem.
Zawsze pamiętaj o celu, proponuj tę alternatywę za każdym razem, gdy ktoś w odpowiedniej sytuacji zapyta „czego naprawdę chcesz”. Systematyczne i celowe działania, najlepiej zacząć od małych kroków i stopniowo się doskonalić. Ważne jest szerzenie świadomości połączona z próbą przekonania jak największej liczby ludzi. Racjonalna autorefleksja jest śmiercią każdego izmu – staraj się więc maksymalnie (ale z całą przyzwoitością) przekonywać innych, dopóki tylko trochę się da. Nie jest to łatwe, ale ma zasadnicze znaczenie.
Należy mieć na uwadze, że jeśli ktoś popełnił błąd i uległ progresywnemu postępowi, nie oznacza to, że musi nadal popełniać błędy lub że jest winny czegokolwiek – zresztą metody prania mózgu postępowców są naprawdę skuteczne i często nawet normalni i przyzwoici ludzie mogą ulec. Dlatego nie łammy laski nad każdym z „drugiego obozu” od razu, dajmy ludziom drugą szansę (nie chcemy przecież być tacy jak oni). Obrona alternatywy dla progresywizmu ma wielkie znaczenie – znacznie większe niż większość ludzi myśli. Prawdziwych fanatyków – tych, których nie warto przekonywać – jest zaskakująco mało.
Marek-M
https://memron.neon24.org
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz