W kwestii wiadomego wydarzenia z dnia 10 kwietnia 2010 roku moim założeniem od samego początku był najgorszy wariant. Najgorszym wariantem nazywam katastrofę.
Wszystko inne, zamach czy zderzenie z NOL, byłoby mniej dołujące, bo świadczyłoby o działaniu niezależnych od nas działań sił zewnętrznych. A kiedy w grę wchodzi katastrofa, pozostaje już tylko konstatacja: to nasza katastrofa, powstała w oparciu o szereg instytucji i to nie jest nasze ostatnie słowo.
Jednocześnie odcinam się od stronnictwa rywalizującego ze stronnictwem ‚zamachowców’. Niby rywalizują, a grają wedle narzuconych sobie prawideł, choć dopiero prawda obnaża pełnię nędzy naszych elit i bezdenną głupotę ludzi dających sobą manipulować. Nic dobrego nie może z tego wyniknąć. Ani w przypadku avia-wycieczki ani w przypadku rządzenia państwem. Za każdym razem zakończy się katastrofą.
Zastanawiam się, od czego zacząć, bo przecież nie mogę od stworzenia świata, ale też nie mogę wulgarnie spłycić tematu i zacząć od 10 IV 2010. Zacznę może od popularnego mitu o ‚rozdzieleniu wizyt’. Nie było żadnego rozdzielenia, bo nie było wizyt.
7 kwietnia 2010 roku miała miejsce jedyna oficjalna wizyta – to wizyta premiera Tuska, którzy przybył tam na zaproszenie premiera Putina. Zaś przez nikogo nie zaproszony prezydent Kaczyński 10 kwietnia 2010 pojechał w ramach prywatnej wizyty. Sięgam do źródeł na stronach kancelarii prezydenckiej:
05 lutego 2010: Kancelaria prezydenta 27 stycznia poinformowała MSZ i ambasadę Rosji o tym, że Lech Kaczyński chce wziąć udział w uroczystościach w Katyniu –poinformował minister Paweł Wypych. (…)
Minister był również pytany o to, czy BRAK ZAPROSZENIA DLA PREZYDENTA, podczas gdy premier Donald Tusk został zaproszony przez premiera Rosji, nie jest nietaktem. – Zawsze było tak, że to strona polska organizowała.
Ja zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że Katyń leży w granicach Federacji Rosyjskiej, ale myślę, że jeżeli w tym roku premier Putin taki gest wykonał, to należy to oceniać pozytywnie – odpowiedział Wypych. Minister nie dopatruje się nietaktu w tej sytuacji. – Myślę, że nikt z nas nie powinien traktować tego w ten sposób, że będziemy dociekali, kto i dlaczego jest zapraszany albo z kolei, kto zaprasza – dodał (link 1).
Jednym słowem, kiedy tylko Kaczyński zorientował się, że nie będzie zaproszenia i że tym razem Rosjanie nie będą ulegać jest zachciankom, postanowił pójść na rympał: włożyć nogę w drzwi i mimo protestów gospodarza wedrzeć się do środka.
Brawo! Któż nie byłby dumny z rezydenta buraka. O tym, że właśnie tak było, przekonuje mnie tytuł notatki podanej przez BBC w dniu 22 lutego 2010 roku: „Prezydent Polski ŻĄDA wpuszczenia go do Katynia” (link 2).
Proszę raz jeszcze przeczytać i zastanowić się nad frazą: „Kancelaria prezydenta 27 stycznia poinformowała MSZ i ambasadę Rosji o tym, że Lech Kaczyński chce wziąć udział w uroczystościach w Katyniu”. – Mógł jeszcze bezczelny cham zażyczyć sobie kafelek z pieca i gwiazdkę z nieba. Musiał przecież wiedzieć, że po ‚gruzińskim występie’ w sierpniu 2008 roku nie jest w Rosji mile widziany. Że go tam nie chcą.
Żyrynowski miał nawet pretensje do Miedwiediewa o to, że Kaczyński wraz z Saakaszwilim nie został aresztowany, przewieziony do Rosji i za zbrodnie wojenne, jaką niewątpliwie było artyleryjskie ostrzelanie pogrążonego we śnie miasta, sądzony przez Trybunał Wojenny w Rostowie nad Donem.
Obydwu ‚politykom’ zarzucano stosowanie i wspieranie terroryzmu. Lech Kaczyński na pokładzie prezydenckiego samolotu przewoził do Gruzji rakiety, które później odnajdowano w Czeczenii.
Do dziś, nie mówiąc już o roku 2010, nie zapomniano tego, że Kaczyński w Tbilisi nawoływał do zabijania Rosjan i Osetyńców. Czy po czymś takim honorowy człowiek, choćby i naiwny, choćby dyplomatycznie niezdarny, ale honorowy, może liczyć na jakiekolwiek przychylne gesty ze strony tych, których bezustannie atakuje?
Już w styczniu 2010 roku, kiedy prezydent Miedwiediew mimo zaproszenia przez prezydenta Kaczyńskiego na uroczystości wyzwolenia obozu w Oświęcimiu nie pojawił się osobiście, a wysłał czwartorzędnego urzędnika, można było zrozumieć wymowę tego gestu (Miedwiediew w podobny sposób i z tych samych powodów zignoruje oficjalne zaproszenia prezydentów z Łotwy i Ukrainy). Doprawdy zabrakło w naszej elitce choć jednej osoby, która rozumiałaby się na dyplomatycznych subtelnościach? Nie wiedzieli, że uczestniczą w imprezie zorganizowanej na wariackich papierach?
Mimo że istnieje mnogość międzynarodowych umów i uregulowań, to ostatecznie o tym, kto pojawi się na/nad obcym terytorium decyduje właściciel terytorium. W 2014 roku Polska odmówiła prawa przelotu nad swoim terytorium rosyjskiemu rządowemu samolotowi wiozącemu ministra Szojgu. Mogła się zgodzić, bo umożliwiają to międzynarodowe umowy, ale mogła też odmówić i skorzystała z tego prawa (link 3).
W 2019 roku decyzją premiera Morawieckiego nie wpuszczono do polskiego portu rosyjskiego żaglowca z młodzieżą na pokładzie, który chciał uzupełnić zapasy żywności. I choć morski obyczaj wyklucza takie barbarzyństwa, to ostatecznie polskie władze mogły zakazać, więc zakazały (link 4).
W 2022 roku, tym razem już z pogwałceniem prawa, Polska jako gospodarz międzynarodowej imprezy nie wpuściła na swoje terytorium przedstawiciela Rosji (ministra Ławrowa) (link 5). Już z samych tych przykładów wynika, że ostatnie słowo zawsze należy do gospodarza, który korzysta z tego prawa zgodnie z reprezentowaną klasą.
Fatalny tupolew 154M 101 mógł sobie należeć do wszystkich armii świata, a na jego pokładzie mogło znajdować się nawet pięciu prezydentów, ale zarówno o statusie samolotu jak i wizyty, nad i na terytorium Rosji decydował właściciel terytorium czyli RF:
„Они летели в Россию с частным визитом в качестве польской делегации на траурные мероприятия по случаю 70-й годовщины Катынского расстрела [„Oni lecieli do Rosji z PRYWATNĄ WIZYTĄ w charakterze polskiej delegacji na uroczystości związane z 70-tą rocznicą katyńskiego mordu”]. – Tak jest we wszystkich oficjalnych rosyjskich komunikatach.
A tak między nami; czy ktoś wyobraża sobie sytuację odwrotną? Że to rosyjski prezydent wraz z generalicją wyrażą wolę nawiedzenia grobów rosyjskich jeńców zamordowanych w polskich obozach jenieckich w Strzałkowie i Tucholi, w dodatku w ramach oficjalnej wizyty, a polskie władze cierpliwie wysłuchują rosyjskich żądań i z pokorą realizują każdy warunek postawiony przez Rosjan?
Dlaczego u nas ukrywa się ów fakt, a na domiar złego utrwala fałszywą informację, że ktoś komuś narzucił taką a nie inną konwencję, zgodnie z którą badano przyczynę katastrofy. Wizyta była рrywatna, a samolot cywilny, więc jakaż konwencja miała być zastosowana – wiadomo, że chicagowska.
Рrywatne wizyty głów państw może nie są częste, ale przecież od czasu do czasu się zdarzają. Dwa lata temu Ramzan Kadyrow i kilku czeczeńskich oficjeli udali się na religijną pielgrzymkę do Mekki. Ale 10 IV 2010 Kaczyński z grupą 90-ciu innych arogantów, nie poleciał do Katynia, żeby się żarliwie modlić, poleciał, aby się przedwyborczo promować i dlatego status ‚prywatnej wizyty’ nie bardzo mu odpowiadał.
Kwesta okoliczności poprzedzających 10 kwietnia 2010 to jedno, zaś drugie to kwesta odpowiedzialności za katastrofę, która to odpowiedzialność w całości spoczywa na prezydencie Lechu Kaczyńskim i generale Andrzeju Błasiku. Рonieważ nie ma sensu wymyślać dawno już wymyślonego koła, po szczegóły odsyłam do prelegenta, który je naświetlił (linki 6, 7, 8).
One nie podlegają dyskusjom, tak jak dyskusjom nie podlegają fakty. A faktem jest to, że z powodu pourazowego syndromu ‚lotu do Gruzji’ Kaczyński rękami Błasika zdemontował systemy bezpieczeństwa lotów szkolenia i pilotów, a seria wypadków zakończona mocnym smoleńskim akordem stała się prostą tego konsekwencją.
10 IV 2010 był ostatnim momentem na głęboką refleksje dotyczącą przyszłości naszego narodu i państwa. Jak zawsze w naszych dziejach moment nie tylko nie został dobrze wykorzystany, ale posłużył jako impuls do zintensyfikowania działań destrukcyjnych. Jako państwo jesteśmy już po zgubieniu skrzydła, a przed zderzeniem z ziemią.
Obecnie jesteśmy świadkami ostatniego aktu, w którym obie strony politycznego teatru zaczęły się wzajemnie oskarżać o ‚rosyjską agenturalność’. Dlaczego to robią? – Bo wiedzą (istnieją na ten temat rzetelne badania), że ciągle jeszcze można zyskać sympatię wyborców uderzając w strunę rusofobii.
Polska rusofobia, nazywana w rosyjskich mediach ‚najważniejszym polskim produktem eksportowym’, wkrótce stanie się niepotrzebna, a świadomość, że jest ona zasobem niewyczerpywalnym, polskie państwo stanie się niepotrzebne, a fakt jego istnienia irytujący.
Dziś Antonii Macierewicz oświadczył, że Rosjanin, z którymi się spotykał, miał mu dostarczyć informacje na temat istniejącej sekretnej umowy między Polską a Rosją zobowiązującą polską stronę do wydania Rosji wszystkich ważnych aktywistów ujawniających prawdę o zamachu smoleńskim. Ten fragment wypowiedzi pokazali dziś przed południem w TV Info, więc niech mi nikt nie mówi, że to państwo, jego elity i niemała część narodu, nie są ciężko chorzy.
Przecież Macierewicz powiedział to nie dlatego, że nie umiał wymyślić nic mądrzejszego, ale dlatego że takie proste przekazy trafiają do wyborców jego politycznej opcji. Teraz z tą ‚rewelacją’ objedzie wszystkie salki katechetyczne i wcale się nie zdziwię, jeśli dzięki temu РIS wygra prezydenckie wybory.
2) https://www.bbc.com/russian/international/2010/02/100218_poland_kaczynski_katyn
6) https://www.youtube.com/watch?v=lPGTu0vI1wo&t=765s
7) https://www.youtube.com/watch?v=XzyGCAdGHns&t=2669s
8) https://www.youtube.com/watch?v=kFTkp-8z7Eg&t=1681s
Napisał: Ikulalibal
https://zygmuntbialas.wordpress.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz