sobota, 25 lipca 2020

Instytut Dziedzictwa Myśli Narodowej Imienia Romana Dmowskiego i Ignacego Jana Paderewskiego

Wracam do rozważań o tym, co w obecnej dobie mają począć tacy, jak ja, chcący działać politycznie zgodnie z polskim interesem narodowym. Otóż moja poczciwa mama ma problem. Głosowała na Trzaskiewicza (właśnie tak!), a usłyszała, że jakiś ksiądz ogłosił na kazaniu, iż za to idzie się do piekła.

Powiedziałem mamie, żeby się nie przejmowała, ponieważ ten ksiądz jest głupi, ale raczej jej nie przekonałem.
Z innej strony “ślub łagiewnicki” staje się znakiem firmowym kościoła katolickiego w Polsce. Gdyby do tego dodać kilka innych znamiennych wydarzeń, jak choćby odrzucenie przez biskupów rękami posłów PiS-u, kandydatury księdza Tadeusza Isakowicza – Zalewskiego do komisji parlamentarnej mającej badać problem pedofilii, to myśl Dmowskiego o tym, że katolicyzm nie jest dodatkiem do polskości nabiera całkiem szyderczej wymowy.
To co powyżej napisałem w zestawieniu z bieżącymi wydarzeniami politycznymi skłania do podsumowania, że dzieje się coraz lepiej, a będzie jeszcze gorzej. Mam tu na myśli osoby i środowiska odwołujące się i powołujące się na tradycję Narodowej Demokracji i szczególnie myśl Romana Dmowskiego. W tej sferze panuje ogromny ideowy rozgardiasz.
Nawet ja, który od osiągnięcia politycznej dojrzałości w latach studenckich, czyli jakieś trzydzieści pięć lat temu, jestem wierny tej tradycji, zastanawiam się czy trzymać nadal ten sztandar, czy też dać sobie spokój. Tylu wokół wariatów, dziwaków, cwaniaków i różnych pospolitych pierdoł biegających i wymachujących podobnymi sztandarami, że to nie możliwe, żeby wszyscy oni reprezentowali polski interes narodowy. I moim zdaniem nie reprezentują.
Wśród tego rozgardiaszu najbardziej mnie irytują ci, których określam jako pasażerów na gapę. Jak już pisałem nie ma i nie ma widoków na powstanie mającej szanse na rządzenie formacji endeckiej. Za to są politycy, którzy rzadziej lub częściej odwołują się do tradycji Narodowej Demokracji i bardzo chcący – no właśnie – czego bardzo chcący? Czy robić indywidualną karierę? Czy chcący wygodnie i dostatnio urządzić się wżyciu poprzez politykę? Czy też chcący w możliwym zakresie realizować polski interes narodowy?
Czy wygodne i dostatnie urządzenie się w życiu poprzez robienie indywidualnej kariery wyklucza polityczną działalność w polskim interesie narodowym? Być może nie, ale jest na pewno bardzo trudne.
Obserwując kilka znanych mi osób, które kiedyś i czasami dzisiaj odwołują się do tradycji i myśli Narodowej Demokracji, stwierdzam, iż zazwyczaj walka o polski interes narodowy przegrywa z indywidualną karierą oraz wygodnym i dostatnim urządzeniem się w życiu. I to jest sens ich jazdy na gapę. W tym najbardziej dzisiaj widocznym przypadku wsiedli do pociągu z napisem PiS, który kiedyś mógł zmierzać w kierunku polskiego interesu narodowego. Być może mieli zamiar i nadzieję, że uda się go choć trochę na te tory skierować.
Dzisiaj już jaskrawo widać, że to się nie udało, a pociąg pędzi wręcz w odwrotnym kierunku. Cóż zatem pozostało? Pozostało dogadać się z konduktorem i jak najwygodniej urządzić, najlepiej w przedziale pierwszej klasy. Mam wrażenie, że chytrzy politycy z PiS-u nawet chyba taki specjalny przedział już utworzyli. Nazywa się to Instytut Dziedzictwa Myśli Narodowej Imienia Romana Dmowskiego i Ignacego Jana Paderewskiego.
Jest taki stary żydowski kawał, który dobrze oddaje sens tej jazdy na gapę. Otóż w przedziale pociągu ruszającego z Warszawy jedzie Żyd z drugim pasażerem nie-Żydem. Po dłuższym okresie milczenia Żyd pyta tego pasażera; a pan szanowny to dokąd? Pasażer odpowiada; do Wilna. Na to Żyd; Niech pan szanowny pomyśli, ten dwudziesty wiek, ten postęp, ta technika!. Ja do Krakowa, pan do Wilna i w jednym przedziale.
Nie da się realizować polskiego interesu narodowego, co jest istotą jakiegokolwiek odwoływania się do tradycji Narodowej Demokracji, będąc pasażerem w przedziale pociągu jadącego w odwrotnym kierunku, nawet jak na drzwiach tego przedziału widnieje napis “tylko dla zwolenników Dmowskiego”. Do dalszego wyjaśniania tego nie potrzebny jest nawet żaden Żyd, który wsiadł do niewłaściwego pociągu..
A Państwo uważacie, że politycznie da się jechać w jednym wagonie w przeciwnych kierunkach?
Andrzej Szlęzak
Za: FB
https://konserwatyzm.pl

Stulecie konferencji w Spa

W dniu 10 lipca tego roku minęła setna rocznica konferencji w Spa, w której uczestniczyli ówcześni przywódcy najważniejszych mocarstw europejskich, oraz – w roli petentów – przedstawiciele naszego kraju.

Przewodził ówczesny premier („Prezydent Rady Ministrów”) Władysław Grabski i hrabia (jak to śmiesznie dziś brzmi) Maurycy Zamoyski.
W skład delegacji nie wszedł ówczesny Naczelnik Państwa; jednocześnie Naczelny Wódz – Józef Piłsudski i to ze wszystkich możliwych powodów.
Po pierwsze, nie miał on jakiegokolwiek autorytetu na zachodnioeuropejskich salonach politycznych, więcej – był ledwo tolerowany przez obu głównych liderów – Davida Lloyd Georgea i Alexandra Milleranda (premiera Francji), którzy szukali wszelkich sposób aby odebrać mu nadane w Polsce urzędy, gdyż był już ostatnim czynnym w Europie politykiem wywodzącym się z nadania nieistniejących już cesarstw niemieckiego i austriackiego.
Dosłownie w ciągu kilku dni po tej konferencji do Warszawy zostanie wysłana misja francusko-brytyjsko-amerykańska, której jednym głównych – wcale nie ukrywanych zadań będzie odebranie Piłsudskiemu funkcji Wodza Naczelnego i powierzenie jej komuś innemu. Mimo że oficjalna poprawność historyczna naszego kraju każe pomijać milczeniem ten cel owej misji, poważni historycy (nawet głośno sympatyzujący z piłsudyzmem) potwierdzają ten fakt.
Po drugie, lipiec 1920 roku był chyba najgorszym miesiącem w naszej już polskiej karierze tego polityka. Krytyka, z którą spotykał się wówczas za nieudolność w roli Wodza Naczelnego była wręcz miażdżąca; Sejm nie ratyfikował umowy zawartej z Symonem Petlurą, tzw. wyprawa kijowska skończyła się totalną porażką, Wódz stracił ducha, obwiniał wszystkich (z wyjątkiem siebie) za porażkę militarną, a publicznie zarzucono mu wręcz zdradę w postaci niejawnych konszachtów z bolszewikami, którym zresztą dał się okpić.
Delegacja rządowa udała się do Spa z próbą o pośrednictwo Ententy w nawiązaniu rozmów pokojowych z bolszewikami. Wiemy, że upokorzono polskich polityków, narzucając nie tylko warunki militarne owej mediacji, lecz również granicę wschodnią właśnie zgodnie ze znaną nam linią Curzona, którą delegacja polska w pełni i formalnie zaakceptowała.
Był to ów polityczny precedens, który za ponad dwadzieścia lat będzie podstawą zgody tzw. Wielkiej Trójki (Stalin, Roosevelt i Churchill) co do również obecnej wschodniej granicy naszego kraju. Warto ten fakt prawnopolityczny nie tylko przypomnieć, ale również uwypuklić jego historyczne znaczenie.
Ówczesne mocarstwa zachodnie, do których należała jeszcze Francja, były (i są) programowo przeciwnie naszym ambicjom terytorialnym na wschodzie, które wychodzą poza tzw. ziemie etniczne lub etnograficzne. W zachodniej wizji byliśmy i jesteśmy i zapewne będziemy „małym państwem”, które się nie powinno osłabiać terytorialnie Rosji, postrzegającej zupełnie inaczej niż dziś, bo pomysły tworzenia na jej zachodnich rubieżach nowych „niepodległych państw” (Ukrainy, Litwy, Łotwy, Estonii i Białorusi), były słusznie postrzegane jako relikty polityki pokonanych państw centralnych.
Francuzi chcieli osłabić pokonane Niemcy przesuwając granice Polski na zachód, co już wtedy było jawnie kontestowane przez „Rząd Jego Królewskiej Mości” prowadzący jawne pertraktacje z bolszewikami, mimo braku ich dyplomatycznego uznania. Późniejsze zwycięstwo militarne nad Armią Czerwoną oraz zawarty pokój w Rydze nie był nigdy (do dziś) uznany przez tzw. zachodnie mocarstwa, co też powinno nam dać coś do myślenia.
Szczęśliwie nie ma już w Polsce jakichkolwiek sił politycznych, których nawet ukrytym celem byłaby rewizja granicy wschodniej i nasz powrót na tzw. Kresy Wschodnie. Tę wojnę przegraliśmy już sto lat temu, mimo że przez kolejne dziewiętnaście lat granice naszego kraju sięgały dużo dalej na wschód.
Ktoś powie, że mieliśmy wówczas istotny motyw dla roszczeń terytorialnych sięgających nie tylko Lwowa, Wilna a nawet Mińska (Białoruskiego), gdyż na tamtych terenach od wieków istniała polska mniejszość dominująca zwłaszcza w dużych ośrodkach miejskich.
Dziś zapominamy, że małe miasta były zdominowane przez żywioł żydowski, które – oględnie mówiąc – nie utożsamiał się w większości z jakąkolwiek polskością, zresztą nie powinniśmy mieć o to pretensji. Eksplozja demograficzna tej diaspory nastąpiła w XIX wieku, czyli w czasie gdy nie było już tam polskiej państwowości. To już zupełna przeszłość, zamknięta na zawsze masowym ludobójstwem [? – admin] ludności żydowskiej przez Niemców z udziałem „sił niepodległościowych”, do których chętnie odwołują się dziś państwa powstałe na tych terenach.
Naszym historycznym błędem była chęć połączenia ludności polskiej tamtych ziem z państwem polskim poprzez rozszerzenie na wschód naszych granic na podstawie politycznego kompromisu z bolszewikami, których uznawano za „bardziej przyjazną wersję państwa rosyjskiego”.
Nie starczyło ówczesnym politykom wyobraźni aby przewidzieć, że ów bolszewizm prędzej czy później zrealizuje swój plan powrotu na te ziemie likwidując, również w sensie dosłownym, naszą tam obecność. Po dwudziestu pięciu latach wymyślono wielkie przesiedlenia, które nazwano „repatriacją”, co ostatecznie zakończyło polską historię na wschód od linii Curzona.
I już tak zostanie, a nasze bezsensowne wsparcie dla „niepodległych państw powstałych po samolikwidacji Związku Radzieckiego”, jest nie tylko spóźnionym lecz gorzkim pogodzeniem z tą porażką.
prof. Witold Modzelewski
24.07.2020
http://mysl-polska.pl

BAŁWOCHWALNIA jako Podzięka za Alpejczyków ?

BAŁWOCHWALNIA jako Podzięka za Alpejczyków ?
W roku 546 pne. Cyrus Wielki podbił Lidię. Gdy spadły śniegi to Krezus wycofał armię na leże, ale Persowie zaatakowali Alpejczykami. SKĄD więc Persowie mieli Alpejczyków, którzy składali się z NARCIARZY i furażu sannego ciągnionego przez RENY alpejskie – więc czy nie z Polski ???
Cyrus kazał budowany przez Krezusa w Efezie AFRODYZJON ukończyć cedrem libańskim i zbudować w Libanie świątynię IMPERIALNĄ Baalbek, ale w porządku KORYNCKIM. Budowany w porządku Jońskim czyli ateńskim Afrodyzjon miał głowice NISKIE, gdy w architekturze Korynckiej kapitele są WYSOKIE, co PODWYŻSZAŁO budowlę Imperialną, według maksymy Cyrusa Wielkiego: JEŚLI WĄTPICIE W NASZĄ MOC POPATRZCIE NA NASZE BUDOWLE. To datuje Imperialny BAALBEK na lata 546-529 pne.
Na wieść o śmierci Cyrusa Wielkiego w bitwie z Sarmatami pod CYRUSYNEM-Carycynem-Wołgogradem dyktator Kartaginy Maltis dokonał aneksji Prowansji i ZAMKNĄŁ Cieśninę Gibraltarską. Ponieważ stocznie Rodanu produkowały statki w PAKIETACH dla całego Śródziemnomorza to Grecy wysłali Pyteasza, który na czele floty tartessyjskiej (z Tangeru) popłynął do Pucka, gdzie Tartessyjczycy pływali po Żelazo i Stal. Pyteasza do Pucka nie wpuszczono więc musiał czekać w Awanporcie ROZEWIU, którego nazwę podaje w Słowiańskim brzemieniu.
Czekał tak długo, bo Pan z Gdańska czekał w Płocku na Rezolucję Polityczną Sejmu po śmierci Cyrusa Wielkiego. Gdy Królowa Sarmatów, która uśmierciła Cyrusa, przyjęła GRATULACJE Ogigii-Gdańska to Pyteasz został przyjęty przez Pana, który POZWOLIŁ poprowadzić Celtów Rodanem na Prowansję i Zatoką Biskajską na Iberie, co było fundacją GRECKIEJ Marsylii.
Pytasz piszę: O JEDEN DZIEŃ FRACHTU OD PŁYCINNEGO OKEANOSU JEST WYSPA A’BALUS-Balta. WIOSENNE SZTORMY WYRZUCAJĄ TAM NA PLAŻE BURSZTYN, KTÓRY MIESZKAŃCY ZBIERAJĄ I SPRZEDAJĄ GUJONOM-Kujawianom. Chodzi o Sambię, której nazwa jest od SAMBORA-Kijowa.
PŁYCINNY OKEANOS był więc na zachód od Rozewia. Żoną Tymoteusza była OKEANIDA, córka lub bratanica Posejdona z Poznania. Fundamenty jej grobowca znaleźli Niemcy na zamku Biskupim, czego Nie Odnotowali w Sprawozdaniach Archeologicznych.
Wszystkie reminiscencje po BAŁWOCHWALNI Na Krzemionkach pochodzą się do BAALA a Ani Jedna do Jowisza czy Jowisza-Balla JUPITERA. Znaczy to, że BAALOCHWALNIA-Bałwochwalnia była budowana na podstawie Planu dostarczonego przez Cyrusa a nie Oktawiana Augusta czy Tyberiusza. Jeden z 3 budowniczych Afrodyzjonu w Efezie został więc wysłany do Krakowa – prawdopodobnie w Podzięce za Alpejczyków.

APEL POLSKIEGO BISKUPA WS. HAGII SOPHII. FLAGI KOŚCIELNE OPUSZCZONE DO POŁOWY MASZTU

APEL POLSKIEGO BISKUPA WS. HAGII SOPHII. FLAGI KOŚCIELNE OPUSZCZONE DO POŁOWY MASZTU
Recep Erdogan zafundował Turcji FRONDĘ. Nawet Polska, Największy Przyjaciel Turcji, jak nazwał ją Prezydent Turcji Kemal, musiała się zadeklarować Frondalnie. Nie wiadomo, co z tej Frondy wyniknie, ale na pewno Turcja poniesie straty finansowe, i to nie tylko z postaci Degradacji Stambułu jako najbardziej awansującej metropolii turystycznej Europy i ŚWIATA.
Do tego przyczyniłem się ja, WYWALCZENIEM Troi na Złotym Rogu czy naglośnieniem Mauzoleum Eurydyki-EUROPY jako zredukowanej kopi Lilli Wenedy w Bydgoszczy. Poza tym jest Nożowa sprawa Świątyni Salomona Izaaka Newtona na planie Hagia Sophia, która WYMAGA Zrelacjonowania.
Metryka Świątyni Salomona Izaaka Newtona, jako Sezostrisa III, BIJE Tożsamość planu Arabskiego Świątyni Salomona i Hagia Sophii na rzecz Zapożyczenia Hagia Sophii od Światyni Salomona, gdy ja wykazuję TECHNICZNIE, że było Odwrotnie, co WSPIERA mauzoleum Eurydyki-Europy jako Redukcję Lilli Wenedy.
W sprawę Lilli Wenedy zaangażowany był osobiście cesarz Wilhelm II, tak jak w sprawę Świątyni BAALBEK. Jego deklaracja Odbudowy Baalbeku pozostaje poniekąd aktualna, co ja wiążę ze zniszczeniem przez hitlerowców fundamentów Bałwochwalni-BALOCHWALNI? na LIBANIE kamieniołomem Schindlera. To jest takim Wskazaniem etymologicznum jak BALLADA.

JEŚLI KTOŚ NISZCZY KLIMAT, POWINIEN ZA TO ZAPŁACIĆ. NOWY PODATEK MÓGŁBY POMÓC

zmhttps://wiadomosci.onet.pl/swiat
ILOŚĆ CO2 W ATMOSFERZE MOŻE WKRÓTCE PRZEKROCZYĆ POZIOM SPRZED 3,3 MLN LAT
To przypomina konferencję w KIOTO, na którą Tylko Ja miałem wnioski STRATEGICZNE do opanowania rosnącej Żywiołowo emisji gazów CIEPERLARNIANYCH. Poniżyłem się i Prosiłem Liberałów o wpuszczenie mnie do Kioto, ale Nie Wpuścili. Przyjęto tam miast mych Wniosków, które są AKTUALNE Protokół Kioto cherubina Hitlera, który POGORSZYŁ Sytuację.
Rok później Walczący ze mną Kadafi kupił HISZPAŃSKI kondensator pustynnej mgły nocnej dla Nawodnienia Sahary, więc udałem się do Ligi Ochrony Przyrody, żeby mu wytłumaczyli, że Saharę można nawodnić tylko WŁOSKIM kondensatorem z lustra fotoelektrycznego Siemensa: W NOCY WODA A W DZIEŃ PRĄD, co poparli Anglicy wykupując w Tunezji nieużytki pustynne dla kondensatora WODA-PRĄD.
Moja rozmowa w LOP doprowadziła jednak do Awantury – że Zaatakowałem z ANGLIKAMI Kadafiego – z wyzywaniem mnie od Ubowców, prawdopodobnie za Archiwum Sejmu Śląskiego, wywiezione przez Leszka Millera metrem fortecznym do Niemiec. Gdy Kadafi z Berlusconim chcieli jeszcze wygnać mnie z Wenecji, zawłaszczając brukselską Pulę Pokerową EKSODUSU Biblijnego, który wygrałem BEZSPRZECZNIE, i urządzając za 6 miliardów Euro Błazeńskiego MOJŻESZA na honorowanej przeze mnie Herezji Rosyjskiej, to ZESRALI SIE przed Techniką Moskiewsko-Warszawską, więc Sarkozy kazał Kadafiemu OBCIĄĆ STOPĘ, żeby Nie Brykał po Saharze.
Starszy życzliwy mi pan powiedział mi potem w LOP-ie, że ja Psioczę na Amerykanów A ONI DAJĄ PIENIĄDZE. Ja Psioczyłem jednak na cherubina Hitlera. Pomysł Profesora Malinowskiego, żeby OPODATKOWAĆ Niszczycieli Klimatu może być PRAWNYM Batem na Pierdziela Rokefelera.

FESTIWALE SZEKSPIROWSKI I TOLKIENOWSKI W PŁOCKU

FESTIWALE SZEKSPIROWSKI I TOLKIENOWSKI W PŁOCKU
Profesor Szafrański poskarżył się Profesorowi Konikowi – ponoć kuzynowi Kanclerza Kohla – że nie ma komu Pozostawić Płocka, bo syn wybrał Egiptologię. Profesor Konik odpowiedział, że MA TAKIEGO…
STANOWCZO ODMÓWIŁEM, na co Profesor Konik zareagował irytacją i obraził mnie. Nie mogłem przyjąć, bo w Płocku rządziła PETROCHEMIA – obecnie ORLEN – a im Wspaniały Płock jest potrzebny jak Piąte Koło u Woza, więc najpierw próbowaliby mnie przekupić a potem zepchnęli ze skarpy. W Warszawie jest dość alfonsów i dziwek, którzy przyjmą Każde Pieniądze. Jak zaś wyglądały rządy Petrochemii w Płocku niech świadczy Pałac Władysława Hermana.
ZAKLĘLI MNIE W CAPA Znalezieniem Palatium Władysława Hermana. W końcu dowiedziałem się, że owym Palatium jest baszta Granitowa ??? która nadawała się dla KAJDANIARZY. Tłumaczyłem więc, że Władysław Herman mieszkał w Pałacu RZYMSKIM, na co Pukano się w Czoło – szkoda, że nie młotkiem. Wyszło Na Moje, bo Pałacem Władysława Hermana jest WIĘZIENIE PRUSKIE.
ORLEN nie jest gorszy, bo awansuje Prebendę na zamku Biskupim na Pałac Książęcy… Pałacem Imperialnym w Płocku był A’MAZON, od którego pochodzi nazwa Mazowsze – bliźniak najwspanialszego pałacu cesarskiego w Kolonii, którego fundamenty nazywane są Pretorium Rzymskim. W Kolonii zachowała się sztukateria a w Płocku Ikonografia.
Przypominam, że to ja uratowałem płocką skarpę, bo gdy był Dramat Narodowy z powodu ZLEŻDZANIA Skarpy do Wisły to poszedłem na PWr i powiedziałem, że POTRZEBNA JEST NIE TECHNIKA AMERYKAŃSKA, ALE AUSTRIACKI REGULAMIN SAPERSKI, który mówi, że gdy less dostanie wody to robi się SZAJS. Następnego dnia Petrochemia URATOWAŁA PŁOCKĄ SKARPĘ… – Zesrała się Bida i Wzywała TECHNIKI AMERYKAŃSKIEJ.

Czy tak wygląda, obraz dzisiejszego katolika? Czym się charakteryzuje dzisiejszy katolik?

„Czy tak wygląda, obraz dzisiejszego katolika?
Czym się charakteryzuje dzisiejszy katolik?
– Pod kościół przyjeżdża wypucowanym, często bardzo drogim samochodem, lecz sam do Świątyni Boga, na Mszę Świętą, która jest Ofiarą, Króla, wchodzi już w roboczych łachach, w których łazi, na co dzień. Lecz na imprezy poza kościołem ma często bardzo drogie garnitury i suknie, które pieczołowicie chowa w szafie…
– Gdy kapłan łamie Chleb po konsekracji, który to moment w Eucharystii, mówi o rozdarciu Ciała Pańskiego i Jego śmierci, on rozdaje, rzekomy „znak pokoju”, kręcąc się i łażąc po świątyni zamiast paść na kolana…
– Do Komunii Świętej ustawia się w kolejce, jak dawniej w sklepach za PRL-u, wpychając się z boku, aby tylko nie iść w procesji na końcu…
– Na modlitwie – jeśli się modli – w domu, klęka, bo nikt go nie widzi, natomiast, gdy podchodzi do Ołtarza, aby przyjąć Boga żywego, który daje się mu pod Postacią Chleba, ten bezczelnie stoi i gapi się zuchwale, Bogu, w Twarz…
– Po końcowym błogosławieństwie, zanim kapłan jeszcze nie wejdzie do Zakrystii, część z nich już na wyścigi opuszcza Świątynię, a reszta w podskokach wychodzi, zanim zakończy się pieśń na wyjście…
– Po wyjściu z kościoła, wielu zapomina skąd wyszli, iż jeśli przyjęli Boga w Komunii Świętej, to wychodzą ze Świątyni, jako żywe Monstrancje i zaczynają rozmowy, jakby nigdzie nie byli i nic w ich życiu się przed chwilą nie wydarzyło…
– Na pogrzebach, zamiast modlić się za dusze zmarłego, za którego trumną idą, opowiadają sobie historie, które z pogrzebową sytuacją nie mają nic wspólnego…
– Jeżdżą na koniec świata, bo właśnie gdzieś pojawił się nowy cud, ale Cudu Eucharystycznego już zupełnie nie pojmują i pielgrzymują do cudu, a powinni, do, Ciała Pana…
– Zajadają się drogimi potrawami, w drogich restauracjach, ale wstydzą się przed tymi posiłkiem zrobić znak Krzyża…
– Doskonale widzą błędy wszystkich w koło siebie, lecz sami uważają, że są wystarczająco dobrzy i nic więcej już nie potrzebują czynić, bo dziś w ich mniemaniu wystarczy być „człowiekiem dobrym” dla wszystkich…
– Z lubością maniaka idą za wszelkimi modernistycznymi nowinkami i zmianami, bo uważają, że Kościół powinien dostosowywać się do człowieka, czasu i świata, a nie człowiek do niezmiennego, bo, Chrystusowego Kościoła…
– A obecnym czasie, w podskokach zdradzają Boga ukrytego w Najświętszym Sakramencie i wolą Go oglądać na ekranie TV niż nie bacząc na przeciwności, iść do kościoła i z uniżeniem przyjąć Go na kolanach i do ust…
– Itd., itd…
Czy w związku z tak zdegenerowaną kondycją dzisiejszego Katolika, może jeszcze dziwić stan Kościoła Katolickiego w Polsce?
Chciałbym sie mylić we wszystkim, co tu wymieniłem, a jest, to zaledwie jakiś mały procent wad dzisiejszego katolika, lecz czy się mylę, to sami oceńcie. Mnie osobiście cała ta, spróchniała, kondycja katolików w Polsce, wielce zasmuca, gdy widzę to wszystko, na co dzień…
Niech Bóg zmiłuje sie nad nami wskaże nam drogę wyjścia z tego ogólnego upadku i zapaści.
Bądźcie zdrowi.
Z panem Bogiem.”

Z Wielką Polską – România Mare!

Legenda rodzinna mówi, że moi przodkowie przybyli do Polski 275 lat temu z Banatu. Tym bardziej więc i Rumuni, i Węgrzy są dla mnie jak swoi. A mimo to potrafię rozróżnić – który sojusz byłby naturalniejszy i przydatniejszy z punktu widzenia polskiej racji stanu.

Gdyby wiedzę historyczną czerpać wyłącznie z blogosfery, ze szczególnym uwzględnieniem FB, a zwłaszcza zamieszczanych tam zdjęć – można by co najwyżej ulec zdziwieniu czemu w historii zdarzały się jakieś niezrozumiałe przerwy w odwiecznej i niezakłóconej przyjaźni, wręcz unii polsko-węgierskiej.
Nader łatwo się natomiast w Polsce zapomina, że to Rumunia była naszym sojusznikiem. Ba, tak kochani dziś Węgrzy – przez całe dekady byli wręcz zażenowani tym polskim rzucaniem się im na szyję, wiadomy wierszyk był tam niemal nieznany itd. No, ale skoro się tak uparliśmy, to już nam pozwalają…
Zapomniane karty historii
Miało to jednak dalsze zabawne następstwa. Ulegający temu irracjonalnemu, acz faktycznie pociesznemu uczuciu, upierają się np., że „Polacy i Węgrzy nigdy nie wojowali ze sobą!” – co dowodzi, że uparciuchy nie przeczytały uważnie choćby „Potopu”, bo już nie wymagajmy sięgania po czasy Macieja Korwina, ani pamięci, że w XIII wieku popadliśmy w realną zależność od Budy, z której wyzwalać nas musieli dopiero… Czesi (oczywiście we własnym, dynastycznym interesie).
Tak, tak – Bolesława Wstydliwego, Leszka Czarnego i nawet Władysława Łokietka – traktowano na Węgrzech jak klientów, a nie jak sojuszników, których to Madziarzy z czystej filantropii ratowali od niebezpieczeństw wszelakich. Zupełnie przeciwnie – Węgry wolały w tamtym czasie Polskę nawet słabszą i mniejszą (zwłaszcza bez Śląska) byle zależną od nich, nie w czeskiej strefie wpływów i nie stanowiącą poważnej konkurencji w rywalizacji o ziemie ruskie.
Tym większym kuriozum we wzajemnych stosunkach było więc podarowanie korony polskiej Ludwikowi Węgierskiemu z podeptaniem tak testamentu Kazimierza Wielkiego, jak i naszych słusznych praw i interesów na Rusi Halickiej.
Węgrzy i Polacy wojowali i rywalizowali ze sobą nawet wtedy, gdy na ich tronach zasiadali członkowie tej samej dynastii, rodzeni bracia – synowie Kazimierza Jagiellończyka, zaś w dobie monarchii elekcyjnej kilkakrotne starania wyborcze węgierskich książąt Siedmiogrodu (poza chwalebnym wyjątkiem Stefana Batorego) regularnie kończyły się… przyłączaniem Madziarów do planów rozebrania Rzeczypospolitej.
Przeciwstawne interesy w CK Monarchii
Szczególnej miłości między naszymi nacjami nie było wreszcie nawet w czasach, gdy znajdowaliśmy się pod władzą jednej monarchii (acz, na szczęście, w różnych krajach koronnych). Jasne, nadużywanym bezmyślnie symbolem jest oczywiście udział Polaków w próbie wywołania narodowo-liberalnej rewolucji na Węgrzech – w istocie jednak był to przecież tylko skutek wysługiwania się polskimi żołnierzami i dowódcami przez różne międzynarodówki XIX wieku, dążące do obalenia tradycyjnego ładu społecznego.
Józef Bem i Henryk Dembiński nieważne więc, świadomie, czy nie – ale uczestniczyli w wyrządzaniu Madziarom krzywdy tożsamościowej na iście polską miarę, próbując związać ich sprawę narodową z najpodlejszymi geszeftami ówczesnej Europy. Na szczęście przynajmniej w 1849 r. te zapędy do przebudowy mapy i cywilizacji kontynentu zostały powstrzymane – głównie przez Chorwatów, ale i… Rumunów.
W istocie jednak pod berłem Habsburgów – interesy Polaków i Węgrów były zdecydowanie przeciwstawne.Węgrzy (zupełnie błędnie zresztą i jak się ostatecznie okazało – wręcz samobójczo) wiązali interes CK Monarchii z sojuszem z Niemcami, za wewnętrzny priorytet uznając niedopuszczenie do jakichkolwiek reform ustrojowych zmieniających dualizm w trializm czy unię realną kilku koron, co było z kolei naturalnym celem polskim.
Ba, znawcy tak dziś pogodnie wyglądających czasów Franza Josepha zgodnie przyznają, że największym szczęściem Galicji było, iż pozostawała częścią Przedlitawii, nie musząc znosić ślepej madziaryzacji wszystkiego co słowiańskie i rumuńskie, którą uparcie stosowała w swojej części węgierska rządząca mniejszość.
Kto ocalił Budapeszt przed bolszewikami?
Ostatecznie sam upadek Austro-Węgier zasmucił bodaj tylko samych kosmopolitycznych cesarzo-królów, ich żydowskich bankierów – no i… Węgrów, którzy zostali zmuszeni wyjść ze swego anachronicznego skansenu, zderzając z geopolityczną rzeczywistością. Starcie to było zaś szczególnie dotkliwe, zwłaszcza, że przejściowi władcy Węgier, bolszewicy – choć ich kierownictwo nie miało przecież nic wspólnego ani z salami, ani z gulaszem – okazali się być nie mniej szkodliwi dla sprawy narodowej niż konserwatyści czy liberałowie.
Ba, sam nasłany na Węgry delegat Trockiego – Béla Kohn niemal powtórzył nad Dunajem wariant Piłsudskiego – tzn. napadł po kolei na większość sąsiadów, po czym zbiegł z kochanką.
Ten moment historii Węgier w ogóle jest w polskiej blogosferze wyjątkowo przekłamany. Piewcy chwały węgierskiej niemal się bowiem obrażają słysząc jakie manto spuścili w 1919 r. Madziarom Rumuni, gdy to właśnie oni, a nie admirał Horthy położyli kres bolszewickim rządom w Budapeszcie.
Słowem, jak na obiekt romantycznych westchnień – historię Węgier zna się w Polsce przeważnie gorzej niż słabo. Stąd też wchodzenie akurat przez Polaków w spory węgiersko-rumuńskie nie ma żadnego sensu, tymczasem na polskim FB taki np. płacz nad Trianon jest rok w rok bodaj czy nie większy niż na węgierskim.
A przecież nawet analogia do IV rozbioru Polski to nader słaba. Węgierskie „Nem! Nem! Soha!” więcej ma bowiem z żali niemieckich ziomkostw nad ich tchórzliwą ucieczką ze Śląska i Pomorza, bardziej przypomina resentymenty Niemców Sudeckich – niż polskie słuszne aspiracje do Kresów.
Jeśli bowiem mielibyśmy szukać podobieństw – to bynajmniej nie w historii Węgier, lecz… Rumunii. Naszego, powtórzmy – strategicznego sojusznika.
„…a jak sojusz – to z Rumunią!”
Historycznie to Polska i Rumunia były wspólnie zagrożone ZARÓWNO przez agresję sowiecką, jak i przez próby narzucenia dominacji niemieckiej. Tylko te dwa narody łączył rozdęty do tak wielkiej skali problem żydowski (w Rumunii dotykający zwłaszcza miast mołdawskich, a w większej nawet skali niż w Polsce związany z przenikaniem ludności okupacyjno-dławiącej w szeregi elit i klas posiadających, dwory królewskiego nie wyłączając).
Gdyby oba nasze narody w obliczu polityki Berlina i Moskwy potrafiły lepiej skoordynować swoją politykę – historia świata mogła potoczyć się zupełnie inaczej. Oto bowiem Rumuni mądrzej niż Polacy nie dali się wpuścić w pułapkę tak zwanych gwarancji brytyjskich (które i im przecież proponowano starając się ściągnąć atak niemiecki).
Osamotniony Bukareszt, jak wcześniej Warszawa – został poddany ogromnej presji granicznej, godząc się ostatecznie na dyktat tak zwanego drugiego arbitrażu wiedeńskiego. A mimo to, mimo strat wynikających z zaangażowania po stronie Niemiec, mimo przejściowości nabytków na Wschodzie – dzięki umiejętnym zwrotom geopolitycznym Rumunia odzyskała swe Ziemie Zachodnie, niemal przez cały okres dominacji sowieckiej zachowując wyjątkowy status, okresowo znacznie bardziej niezależny od PRL.
Oczywiście, Rumuni utracili też swoje Kresy – Besarabię i Północną Bukowinę i właśnie dążenie do ich odzyskania jest kolejnym czynnikiem zbliżającym nasze państwa i ich politykę wschodnią (taką, jaką być powinna).
Dziś bowiem jako największe państwa środkowej Europy, równie wspólnie jak kiedyś naciskowi Hitlera i Stalina – jesteśmy poddani szczególnie dotkliwej i upokarzającej w formie okupacji amerykańskiej, a naszym wspólnym problemem pozostaje Ukraina, kraj zarządzający ziemiami zabranymi i Polaków, i Rumunów. Ziemia, na której żyją pozbawiane dziś praw mniejszości polska i rumuńska.
Rumunia zatem, to NADAL nasz naturalny sojusznik. Elementem stabilizacji, jak i geopolitycznej przemiany Europy Środkowej i Wschodniej może i powinien być półksiężyc bezpieczeństwa: Mińsk-Warszawa-Bratysława-Bukareszt, geograficznie, politycznie, ekonomicznie i historycznie nawet spójny, a zatem racjonalny i realny. I to powinien być nasz wspólny cel, nie zaś najmilsze nawet, ale zupełnie anachroniczne resentymenty.
Mam wśród kolegów narodowców i państwowców węgierskich, rumuńskich, mołdawskich (bo to nie to samo!) – ich spory nie są naszymi sporami, ich rewizjonizmy nie są naszymi. W interesie polskim są ZARÓWNO Węgrzy na Zakarpaciu, jak i Rumuni w całej Bukowinie, jak i wreszcie niezależna, suwerenna Słowacja – a wszystkie nasze państwa wolne od amerykańskiej hegemonii. I tym się zajmujmy, a nie opłakiwaniem Trianon, jednego z pomników niepotrzebnej Wielkiej Wojny europejskiej.
Jeśli więc naprawdę chcemy Wielkiej Polski – kibicujmy też i czynnie wspierajmy România Mare!

Europa mówi „dość” sankcjom. Co na to Polska?

Popełniamy ten sam błąd co wcześniej i stawiamy na sojusz tylko z zamorskim mocarstwem

Amerykańska Izba Reprezentantów poparła w poniedziałek nowe sankcje wobec firm współpracujących przy budowie gazociągu Nord Stream 2. Zawarto je w poprawce do ustawy o wydatkach obronnych.
Nowe sankcje mają dotyczyć nie tylko firm bezpośrednio budujących Nord Stream 2, lecz także np. przedsiębiorstw zajmujących się dzierżawą sprzętu czy usługami ubezpieczeniowymi związanymi z tą inwestycją.
Przed wprowadzeniem nowych sankcji strony amerykańskiej nie powstrzymały też głosy niepokoju ze strony Niemiec. Po sześciu latach obowiązywania sankcji wobec Rosji, w Niemczech coraz głośniej mówi się o potrzebie ich zniesienia. „Kolejne sankcje oznaczałyby poważne naruszenie europejskiego bezpieczeństwa energetycznego i suwerenności Unii Europejskiej” – podkreśla w oświadczeniu resort spraw zagranicznych Niemiec, dodając, że generalnie rząd federalny odrzuca sankcje o działaniu eksterytorialnym.
W ostatnim czasie obserwujemy jak kraje europejskie rezygnują z nałożenia nowych ograniczeń wobec Rosji z powodu, że taka polityka nie daje efektu. Europa traci więcej niż Rosja. W minionych latach Francja zapowiedziała poparcie dla wydłużenia sankcji wobec Rosji. Jednak w drugiej połowie 2019 roku Macron ogłosił zbliżenie z Rosją. Dlaczego?
Europa i Stany Zjednoczone straciły około 42 mld dolarów z powodu wprowadzonych sankcji przeciwko Rosji. 92% strat czyli 38,6 mld dolarów przypada na Unię Europejską, 38% łącznych strat poniosły Niemcy, tracąc co miesiąc 667 mln dolarów.
„Zrobimy wszystko, aby projekt Nord Stream 2 został dokończony. Niemcy i UE nie pozwolą, aby ich polityka była dyktowana z Waszyngtonu” – powiedział Bernd Westphal, rzecznik ds. polityki gospodarczej we frakcji SPD w Bundestagu.
W ubiegłym tygodniu szef komisji ds. energii w Bundestagu Klaus Ernst wystosował do swoich kolegów w USA otwarty list, wzywający liderów amerykańskiego Kongresu do porzucenia planów dołączenia dodatkowych sankcji przeciwko projektowi Nord Stream 2 do ustawy budżetowej Pentagonu. W liście Ernst napisał, że liderzy Kongresu „jako wybrani przedstawiciele narodu amerykańskiego bez wątpienia sprzeciwiliby się wszelkim próbom ingerowania w wewnętrzne sprawy Teksasu, Wisconsin czy Pensylwanii”. Dalej apelował: Europa z kolei oczekuje, że będziecie szanować decyzje podejmowane demokratycznie w Unii Europejskiej.
Nasze władze przyjęły opcję wobec Rosji: zero kontaktów i wprowadzenie sankcji, dlatego nasz prezydent kontynuuje „utrzymanie kursu” wobec Rosji. Wprowadzenie ograniczeń indywidualnych (zamrożenie aktywów i ograniczenie podróży), gospodarczych z Moskwą kosztowały nam ponad 3 mld dolarów straty co roku.
W odróżnieniu od polityków Francji, Niemiec, oraz rządów innych krajów europejskich, którzy próbują na każdym możliwym poziomie rozbudować swoje stosunki z Rosją, nasi politycy zwiększają napięcie w relacjach między Warszawą a Moskwą. Tu nie chodzi o poparcie ostatnich amerykańskich kroków w sprawie powstrzymania realizacji rurociągu Nord Stream 2, tylko o to, że władze zwiększają obecność Amerykanów na terenie naszego kraju. Zagrożenie ze Wschodu – to koronny argument polskich polityków, żeby zwiększać obecność wojskową USA i prowadzić ćwiczenia wojskowe na terenie naszego kraju.
Popełniamy ten samy błąd co wcześniej i stawiamy na sojusz tylko z zamorskim mocarstwem, które ma interesy globalne, a nie lokalne. Jesteśmy „strategicznym” sojusznikiem USA tylko ze względu, że Polak jest gwarantem interesów Waszyngtonu w Europie. Kochamy być chwaleni, klepani po ramieniu, stawiani za przykład. Nawet jesteśmy gotowi ponieść straty, by tylko zadowolić USA. Jakie wtedy będzie miało znaczenie polskie interesy dla USA?

Manipulatorzy są wśród nas!

Obecnie mam mało czasu by na bieżąco polemizować z niektórymi blogerami, nawet wówczas gdy brutalnie mnie atakują; dotyczy Jam.m oraz Tokarskiego.

Konfidenci są wśród Nas!
Dotyczy dwóch blogerów z Neon24 JAM.M oraz Tokarski też z szalom 24.
W dniu 06.03.2020 roku, bloger Jam.m wkleił kolejne bzdurne wierszyki z tytułem ,,zdelegalizujmy masonerię”. Wkleiłem tekst pod jego ,,wierszykiem” w którym to były prezydent L. Kaczynski w wylewny sposób wita loże masońską B,rith B,rith w Polsce, która dekretem prezydenta Mościckiego z roku 1938 została w Polsce zdelegalizowana.
Bloger jam.m wywalił ten list Kaczynskiego z swojego blogu. (list L. Kaczynskiego do masonów poniżej)
Prześledziłem jego wierszyki i doszedłem do wniosku, że to bardzo wyrafinowany pisowski troll. W swych wierszykach podpiera się wiarą katolicką, udaje nawet księdza, próbuje nauczać nieudolnie ewangelii, ale w taki sposób, że wszystko sprowadza się do obrony pisowskiej hołoty. Przykład ten z masonerią to potwierdza. Krytykuje tę masonerię, która nie jest z pisem związana, a broni tej masonerii, którą reaktywował Kaczyński, czyli dobry mason, bo to nasz mason, dobry komuch bo to nasz komuch.
Nie ważne, że gołym okiem widać, że Kaczyńscy od zawsze służą internacjonalistom, światowym mafiom korporacyjnym, działają w interesie światowego żydostwa, wylewali krokodyle łzy nad dekomunizacją żydo – komunistów w 68 roku przeprowadzonej przez Gomułkę. JAM wspiera tych co utwierdzają jego przekonania, że w PZPR byli sami masoni i tam należy ich szukać. Nie widzi, że np.; Sariusz –Wolski europoseł z pisu, to były komuch no i wraz z swoim bratem jedzie od nich masonerią, zresztą cała plejada pisowców przynależało do organizacji komunistycznych, pewnie też masoni wedle jama.m.
Bloger ten udaje, że broni życia, ale tak broni, by rodziło się dużo dzieci by miał kto na wojnie bronić interesów właśnie światowej masonerii. Podobne stanowisko miał Marek Jurek, obrońca życia nienarodzonych (zamiast życia od – do), ale kara śmierci TAK, wojny łupieżcze w interesie masonerii TAK.
Bloger jam.m podpiera się wiarą katolicką w obronie życia nienarodzonych, ale na swój, wygodny sposób, tak by był zgodny z interesem masonerii. Jam.m potępia tych co są przeciw Dudzie, nazywa ich bolszewią, broni jak lew Dudy, byłego działacza Unii Wolności, który zapisał się w 98 roku do tej antypolskiej partii UW w czasach, kiedy szefem UW był komuch L. Balcerowicz z PZPRu, pewnie mason, ale to Jam.m nie przeszkadza.
Nie przeszkadza też teść Dudy Julian Kornhauser (żona Dudy Agata Kornhauser po wyborach tak się nazywa), gwiazda środowisk lewicy laickiej i GW, takie środowisko według Jam.m trzeba osłaniać.
Bloger Jam.m nie atakuje zachodnich środowisk satanistycznych z Usraelem na czele, które od tzw. republikanów po demokratów świecą blaskiem na mln. km. masonerią, to tam Nas Polaków chce widzieć Jam.M. Nie przeszkadza mu, że światowa masoneria z polskiego terytorium chce zrobić światowy poligon wojenny, a Nas Polaków chcą utylizować. Według Jam.m nie przeszkadzają dążenia Usraela z czasów sowieckich, by zaplanować atomową zagładę Polski, 30 mln Polaków według Usraelitów było do zagłady, ludobójstwo Usraelitów nie spotkało się z krytycznymi wierszykami blogera Jam.m. Bloger ten, uważa szpiega Kuklińskiego za bohatera, który pomagał Usraelitom w precyzyjnym uderzeniu na Polskę, którego L. Kaczynski odznaczył OOB.
Jam.m w swojej obrzydliwej agenturalno – psychopatycznej robocie, musi podeprzeć się panem Bogiem, Jego miłosierdziem, tak by ogłupiały motłoch myślał, że ma do czynienia z osobą wierzącą, ba nawet przypisuje sobie ,,walkę” przeciw 447, ale z drugiej strony jedynego wroga wskazuje nam Rosję, a nie tego na którym polu panuje szatan i jego obrządki.
Właśnie w taki socjotechniczny sposób działają dzisiejsi konfidenci masonerii, popychacze ,,dzieł” szatana, którzy w sposób wyrafinowany podpierają się Panem Bogiem. Jam.m chce nam wmówić, że są dobrzy masoni i źli masoni. Bloger Jam.m posługuje się wiarą katolicką, krzyżem, ale z wierszyków wynika, że gwiazdę Dawida ma w sercu. Manipulatorze! Mason jest masonem i nie ważne czy z PZPRu czy z PISu, oni są od zawsze razem wraz z takimi wywrotowcami jak Ty.
Drugi ,,gwiazdor” z Szalom24, troll Neonu24 bloger Andrzej Tokarski, (nie wiem czy to nick czy tak się nazywa, ale nazwisko AT nic mi nie mówi) zaatakował mnie w stylu Michnika i Urbana za tekst o Ukraince Walentynowicz i za podsumowanie 5 lat rezydenta Polski Dudy.
Ten bloger atakuje każdego w sposób brutalny, kto jest tylko lekko podejrzliwy w stosunku do jego głupawych tekstów. Zachowuje się jak jeden z tzw. ,,ludzi z cienia”. Jedyne co wiem to lansuje się w przeciwieństwie do Jam.m, jako nie wierzący.
Po tych dwóch artykułach o Walentynowicz i Dudzie, spodziewałem się takiej furii psychola, ponieważ tekst, który napisałem o PAD pt; ,,pięć lat nieróbstwa PAD” musiał spotkać się z takim jak na razie a nie innym atakiem człowieka, który moim zdaniem jest zadaniowcem o szczególnych psychopatycznych skłonnościach, dlatego jego mocodawcy wysłali go na stronę opcji narodowej by z Nas robił wariatów.
Pisał min. na Neon24, wiele świrowatych, prymitywnych, ogłupiających tekstów. Wskazuje ,,bolszewie” na tym portalu, ale z drugiej strony broni szpiegów z USA od komisji Macierewicza np.: W. Berczyńskiego I sekretarza PZPR z Politechniki Łódzkiej, który z ramienia obcych służb specjalnych miał zadania wywrotowe związane z katastrofą smoleńską, ale w oczach Tokarskiego to ekspert, nie bolszewia, ekspert z zachodu, albo drugi konfident SB Cieszewski, ten od puszek i od stodoły, nie bolszewia, no może i bolszewia ten Berczyński i Cieszewski ale swoja bolszewia czyli pisowska bolszewia.
Sam autor ,,specjalizuje” się w opisywaniu katastrofy smoleńskiej w taki sposób, by odbiorca tekstów odpływał w inny świrowaty świat oraz by podejrzenie spadało na Putina i Rosję, ale nie na tego samobójcę z wyprawy do Gruzji z rakietami ,,grom” na pokładzie tegoż Tu-154, by ratować tymi rakietami swojego towarzysza szpiega, wywrotowca, wasala Usraela.
To tam był już Smoleńsk, dwaj wasale, dwaj perfidni szkodnicy swych narodów pełnili swoje antynarodowe zadania. Bo tak chce tego świat od ,,prywatyzacji wojen i pieniądza”. To oni stawiają takich zdrajców na piedestale i oni wymagają od swoich podwładnych działań korzystnych dla nich.
Bloger Tokarski używa w swoich (nie wiem czy swoich, ale się podpisuje) artykułach, stwierdzeń, które mogą spodobać się tylko tym z rynsztoku politycznego, wywrotowego, V kolumnie z wierchuszki pisuaru. Agenci SB i komuchy przybyli na polecenie Macierewicza do Polski z Usraela, by dezinformować, ośmieszać, szkalować polskich śledczych od wypadków lotniczych. Tacy karierowicze byli dla Tokarskiego wiarygodni, ale Polscy eksperci, Polacy w liczbie około 100 osób, którzy badali przyczynę katastrofy smoleńskiej, nie byli wiarygodni, ale ,,bolszewia” z usraela była.
Bloger AT podpierając się bolszewią twierdził, że samolot z Kaczyńskim wcale nie wyleciał z W-wy, a rozbity samolot T-154 w Smoleńsku to atrapa, Pisze, że zostali porwani i żyją w zaświatach. Przez wiele lat bloger AT ma zadanie robić z narodowców szurniętych, by ci o to się kłócili. Choć między wierszami jest wiele wartościowych i słusznych stwierdzeń w tekstach AT, ale wnioski końcowe są takie, by z czytelnika robić ćwierć – inteligenta, takiego żula nie rozumiejącego myśli blogera AT, odciągnąć go rzeczy zasadniczych, które w rzeczywistości niszczą Polskę.
Bloger AT, zajmuje się też straszeniem czytelników Neonu przed wyborami prezydenta państwa Polin, które to Państwo buduje jakaś nieokreślona grupa ludzi. Manipuluje czytelnikami, ponieważ w paszkwilu na mnie broni L. Kaczynskiego i A. Dudę, potępia mnie za ataki na nich, ale jednocześnie pisze, że Polska to Polin, ale nie pisze kto za tym wszystkim stoi, kto to Państwo Polin buduje, on ich w ten sposób osłania, On jest na froncie walki i takie ma zadania frontowe, odwracające uwagę.
Czy właśnie nie przypadkiem LK i PAD, są najwierniejszymi synami syjonizmu światowego, które budują NWO likwidując Państwa Narodowe z przedsionkiem UE, o czym świadczą brutalna medialna wojna przeciw Rosji, spłata w zamówieniach zbrojeniowych na rzecz żydów wynikająca z ustawy 447, okupacja polskich ziem przez okupanta z Usraela, zakupy uzbrojenia po księżycowych cenach od pośredników z USA, zakupy gazu, ropy po cenach dwukrotnie droższych niż dotychczas.
Przecież gołym okiem widać, że Polski rezydent i Rząd realizują w Polsce politykę Izraela i USA, nie ma naszej polityki narodowej w wykonaniu Pisu i PAD, ale bloger atakując mnie broni architektów budowniczych Państwa Polin. Typowa dezinformacja adwersarza Tokarskiego, przypominające właśnie czasy propagandy Urbana. Nie zdziwił bym się gdyby Tokarski był na etacie służbowym w szczujni w kurwizji.
Reasumując, blogerzy Tokarski i jam.m, jeden udający nie wierzącego, drugi udający kapłana dmuchają w jedną i tą samą antypolską trąbę, ponieważ jak można z jednej trąby głosić ,,Miłosierdzie Boże”, drugi przestrzegać przed budową Państwa Polin, ale w swoich podstępnych tekstach bronić tych co niby jest się przeciwko nim. Jak tego nie nazwać agenturalną, wywrotową robotą.
*                        *                         *
LIST PREZYDENTA LECHA KACZYŃSKIEGO DO LOŻY MASOŃSKIEJ B’NAI B’RITH – odtworzonej w Warszawie 9 września 2007 roku
[Jaką kurwą trzeba być, aby coś podobnego wysmażyć o wściekle antypolskiej i antychrześcijańskiej, kryminalnej organizacji – admin]
Panie i panowie!
Blisko 70 lat temu w 1938 r. dekret prezydenta Rzeczpospolitej zakazał działalności B`nai B`rith w wyniku absurdalnego strachu, niezrozumienia i wprowadzenia w błąd oraz zarządził nielegalność działalności w Polsce sekcji B`nai B`rith. Dlatego to powinno być rozważane jako symboliczny gest, że ja teraz jestem tutaj przed wami jako reprezentant Prezydenta Rzeczpospolitej, po to żeby przywitać was i waszą organizację, która po raz drugi otwiera działalność w Polsce.
Otwarcie loży B`nai B`rith w Rzeczpospolitej po wielu latach nieobecności, jest również szczególnie ważne w innym aspekcie. Tak jest ponieważ ta organizacja utworzona została 164 lat temu w małej kawiarni nowojorskiej przez tuzin żydowskich niemieckich emigrantów, dzisiaj stała się najważniejszą międzynarodową organizacją walczącą z rasizmem, antysemityzmem i ksenofobią.
Polska jest wdzięczna dla akcji podejmowanych przez Anti-Defamation League ustanowionej przez B`nai B`rith, które współdziałając z American Jewish Congress podtrzymuje nasze wysiłki do uzyskania zmian w nazywaniu obozu Auschwitz i przeciwstawiania się mocno używania nazwy jako „Polish concetration camps”.
Jestem zadowolony że tak samo jak w przypadku przed wojną członkowie B`nai B`rith są znaczącymi polskimi obywatelami – uczonymi, pisarzami, osobami zaangażowanymi w działalność społeczną.
W tym czasie kiedy stosunki pomiędzy Polską a Izraelem są pośród krajów europejskich najlepsze w Europie, my powinniśmy starać się o stałe, dalsze rozwijanie polsko-żydowskich stosunków. To wymaga kontynuacji wysiłków i gotowości dla osiągnięcia kompromisu. To nie jest łatwe, lecz wierzę, że jest bezcenne wasze zobowiązanie, że następstwem będzie znaczący wpływ na wzajemne zrozumienie Polaków i Żydów.
W związku z powyższym powinienem odwołać się do nakazów waszej organizacji, która powołana jest w „duchu tolerancji i harmonii i skierowane są na uwiecznienie „ocalonych z Holocaustu”.
Mam nadzieje, że częściowo zostaną spełnione te punkty waszego programu. Tzn. wy pomożecie nam walczyć przeciwko nieprawdzie, szkodzących poglądów które wyjawiają światu przykład opinii na temat polskiej odpowiedzialności na temat tworzenia obozów koncentracyjnych. Mam również nadzieję, wbrew faktom że prawo waszej organizacji przygotuje „uwiecznienie” pamięci na temat życia i osiągnięćpolskich Żydów izarównowzajemnej historii ciągnąca się przez ponad 800 lat, będzie uwieczniona w świadomości polskiego społeczeństwa i w świecie.
Proszę pozwolić mi zakończyć cytując słowa Jego Świątobliwości papieża Benedykta XVI, który powiedział w grudniu 2006, kiedy przyjmował reprezentantów B’nai B`rith: „Nasz udręczony świat potrzebuje świadectwa ludzi dobrej woli, inspirowanych przekonaniem, że wszyscy z nas stworzeni na podobieństwo Boże, posiadają nieprzemożną godność i wartość. Żydzi i chrześcijanie są powołani do współpracy w uzdrowieniu świata, poprzez promowanie duchowych i moralnych wartości, opartych na naszej wierze. Powinniśmy, stać się coraz bardziej przekonani poprzez ułożenie naszej owocnej współpracy”.
Warszawa 9 wrzesień 2007
Odczytała:) Ewa Junczyk – Ziomecka
Podsekretarz Stanu Biura Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej”
>http://www.fronda.pl/forum/na-pis-trzeba-uwazac-tak-jak-na-masonow,32239.html

Pegasus – wszystko, co powinniście wiedzieć o systemie szpiegującym

Pegasus to bardzo potężne narzędzie do inwigilacji. Jak to zwykle bywa, z wielką mocą przychodzi wielka odpowiedzialność, bo przy nadużyciach, system ten może zagrażać bezpieczeństwu obywateli.

Właśnie pojawiły się doniesienia o tym, że były minister transportu Sławomir Nowak, miał być zatrzymany właśnie na bazie dowodów zebranych oprogramowaniem szpiegowskim Pegasus. Tak przynajmniej twierdzi „Rzeczpospolita”.
A według informacji, które zdobyło TVN24, w jego posiadaniu od zeszłego roku jest Centralne Biuro Antykorupcyjne (CBA), które miało go zakupić za 34 miliony złotych. CBA nie zaprzeczyło ani nie potwierdziło tego faktu.
Pegasus – czym jest i jak działa oprogramowanie szpiegujące?
Pegasus to program służący do całkowitej inwigilacji smartfonów stworzony przez izraelską firmę NSO Group. Został on wdrożony prawdopodobnie już w 2013 roku, ale odkryto go dopiero w 2016 r.
Oprogramowanie Pegasus można po kryjomu zainstalować na telefonach Apple iPhone (system iOS) oraz smartfonach z systemem Android.
Zainfekowanie następuje zazwyczaj, gdy użytkownik kliknie na spreparowany link, zwykle wysłany od kogoś, kto podszywa się pod osobę, którą znamy (np. w mailu). Wtedy następuje komunikacja urządzenia ofiary z serwerem zawierającym złośliwe oprogramowanie, które „zaraża” urządzenie ofiary.
Istnieje jednak drugi rodzaj ataku i nie wymaga on nawet udziału użytkownika. Infekcja telefonu odbywa się wtedy automatycznie, gdy ofiara otrzymuje link w komunikatorze bądź wiadomości SMS, który zostaje wyświetlony w powiadomieniu aplikacji.
Rodzaje informacji, jakie może wyłudzić Pegasus, fot. WikiLeaks
Co gorsza, istnieje jeszcze inny wariant – instalacja za pomocą połączenia telefonicznego, która wymusi instalację Pegasusa, nawet jeśli nie odbierzemy telefonu.
Aby się rozpanoszyć po czyimś telefonie, Pegasus wykorzystuje kilka luk zabezpieczeń w systemach iOS i Android. Ponadto, nieświadomy użytkownik nie będzie nic o obecności tego „programu-intruza” wiedział.
Następnie Pegasusem można zarówno „wydobyć” wszystkie informacje i dane znajdujące się na telefonie ofiary, jak i śledzić jej komunikację w czasie rzeczywistym. Mówimy tutaj zarówno o wiadomościach SMS, czy tych na komunikatorach typu Messenger i WhatsApp, jak również nagrywaniu rozmów głosowych. Pegasus jest też w stanie obejść zabezpieczenia programów, które szyfrują wiadomości. Po prostu nic nie może mu umknąć.
Oficjalnie stanowisko twórców Pegasusa, firmy NSO Group, jest takie, że sprzedają jedynie to oprogramowanie dla agencji rządowych jako technologię do przeciwdziałania terroryzmowi i przestępczości.
Niestety na przestrzeni lat pojawiło się wiele raportów o tym, jak w krajach z reżimem dyktatorskim używano Pegasusa do namierzania, piętnowania, czasem i ostatecznie egzekucji m.in. niewygodnych dla władz dziennikarzy czy aktywistów na rzecz praw człowieka.
Na przykład Jamal Khashoggi z Arabii Saudyjskiej został brutalnie zamordowany przez agentów saudyjskiego rządu po tym, jak ujawnił bardzo niewygodne informacje na jego temat. Do szpiegowania Khashoggiego posłużył właśnie program Pegasus.
Mapa potencjalnych użytkowników Pegasusa, fot. Citizen Lab/Uniwersytet Toronto
Tak naprawdę, jak zauważa firma Kaspersky, Pegasus jest oprogramowaniem komercyjnym – ktokolwiek, kto jest skłonny zapłacić odpowiednią sumę pieniędzy, może wejść w jego posiadanie.
Dlatego właśnie Pegasus zdążył już zdobyć reputację bardzo niebezpiecznego narzędzia. A w świetle polskiego prawa CBA nie musi uzyskiwać pozwolenia na korzystanie z niego. Nawet jeśli służby inwigilowałyby dowolnego obywatela Polski, a nie znalazły dowodów na popełnione przestępstwo – CBA nie musiałoby informować o fakcie inwigilacji. [A niby od kiedy Pan tłumaczy się przed psem? – admin]
Redakcja dobreprogramy wysłała zapytanie do CBA, czy system Pegasus posłużył do zatrzymania Sławomira Nowaka. Niestety, nie uzyskaliśmy jeszcze odpowiedzi.

Pieski świat


Wiele razy pisałam na temat kryminogennych ustaw i regulacji prawnych. Kryminogennych to znaczy zapraszających do popełnienia przestępstwa, czy to przestępstwo wręcz prowokujących.
Taką regulacją jest na przykład sposób rozwiązania problemu bezdomnych zwierząt, przede wszystkim psów.
Ustawodawca pozwala prywatnym osobom zakładać schroniska dla bezdomnych zwierząt obciążając gminy kosztami utrzymania zwierząt i odpowiedzialnością za opiekę nad nimi.
W praktyce wygląda to tak. Ktoś obrotny, nastawiony na łatwy zysk i bynajmniej nie lubiący zwierząt zakłada schronisko. Gmina wypłaca mu ustaloną kwotę za odłowienie i zabranie z jej terenu psa. Teoretycznie za utrzymywanie tego psa odrobaczanie, sterylizowanie i leczenie. Ta kwota to około 1500 złotych za psa i około 300 złotych za odłowionego kota.
Zmieszczenie się w tej kwocie z wszystkimi przewidzianymi przez ustawodawcę usługami, oraz z dożywotnim utrzymywaniem psa czy kota jest mało realne. Dla właściciela schroniska najbardziej opłacalne jest zatem odebranie tej jednorazowej wypłaty i zlikwidowanie zwierzęcia. Schronisko jest zatem azylem dla zwierząt tylko z nazwy, a działa jak zwykła rakarnia.
Właściciel schroniska na ogół żałuje pieniędzy na humanitarne uśpienie zwierzęcia. Zastrzyk kosztuje. Woli pozostawić zwierzęta własnemu losowi, „ na zdechnięcie” jak raczyła się wyrazić właścicielka przytuliska na Kaszubach. Zwierzęta nie są karmione, umieszczane są w zbyt ciasnych klatkach, zagryzają się nawzajem i okaleczają. Pozbawione pomocy weterynaryjnej zdychają w męczarniach.
Koło podobnych schronisk powstają nielegalne cmentarzyki z kośćmi padłych czworonogów. Powiatowi lekarze weterynarii pod których nadzorem są schroniska nie bardzo przejmują się tym obowiązkiem. Przede wszystkim nie chcą wchodzić na swoim terenie w niepotrzebne konflikty. Mają wystarczająco dużo kłopotów z nielegalnymi ubojniami i z hodowlami nie spełniającymi warunków weterynaryjnych, żeby przejmować się nikomu nie potrzebnymi pieskami i kotkami.
Do czego prowadzą podobne regulacje prawne pokazuje sprawa schroniska w Radysach, która kilka tygodni temu zbulwersowała opinię publiczną i media. Właściciele schroniska wygrywali przetargi na odławianie psów z wielu gmin a właściwie z całej Polski gdyż ofiarowywali „opiekę” nad zwierzętami za najniższa cenę. Schronisko otrzymywało ryczałtowo 1400 złotych za psa i 300 złotych za kota.
Przedsiębiorstwo Struga S.A. które ma z Radysami podpisaną umowę na utylizację padłych zwierząt ujawniło, że w latach 2018-2019 zutylizowało 16 ton padłych zwierząt. To około 1000 psów. Z Radysami nadal ma podpisaną umowę około 50 podlaskich gmin, które nie zamierzają zerwać tej umowy pomimo skandalu. Twierdzą, że mają związane ręce.
Gdyby pracownicy gminy przy wyborze oferty kierowali się innymi niż ekonomiczne przesłankami mogliby zostać oskarżeni o niegospodarność. Jeżeli schronisko godzi się na wypłacaną przez gminę stawkę dzienną nie jest zainteresowane adopcjami. Przynoszące dochód zwierzęta siedzą w klatkach choć mogłyby poprawić swój los.
Jak widać jest to ustawodawcze błędne koło. Rozwiązania nie mają nic wspólnego z ochroną zwierząt, a stosowane obowiązujące procedury prowadzą tylko do ich torturowania ze szczególnym okrucieństwem. Taki zarzut ma być postawiony aresztowanemu właścicielowi przytułku w Radysach za co grozi mu do pięciu lat więzienia.
I co z tego? Podobnych „schronisk” jest w Polsce wiele, a ich właściciele są zupełnie bezkarni. Dla psów i kotów byłoby chyba lepiej gdyby zostały na miejscu odstrzelone przez myśliwych lub gajowych. 
Jak zwykle potrzebne są rozwiązania systemowe, ale ustawodawcy w naszym kraju nie zwykli w żadnych sprawach korzystać z opinii osób, które się na tych zagadnieniach znają. O opłacalności elektrowni jądrowych, metodach leczeniu raka, koniach czystej krwi i problemach zwierząt decydują politycy, z wykształcenia najczęściej prawnicy, historycy czy filozofowie.
Tymczasem jedynym sposobem rozwiązania problemu nadmiernie mnożących się zwierząt jest opodatkowanie właścicieli zwierząt niewykastrowanych i zwolnienie od podatku właścicieli zwierząt wykastrowanych. Niezależnie od rasy zwierzęcia, jego dyplomów i medali a także od wieku właściciela. Kastracja powinna być nieodpłatna tak jak nieodpłatne są szczepienia psów.
Właściciele psów rasowych prowadzący hodowle, czerpią z tej hodowli zyski więc nie ma przyczyn zwalniania ich od podatku. Ludzie starsi, niezamożni, dla których zwierzę jest jedynym przyjacielem też powinni zdobyć się na jednorazowy akt pozbawiania swoich pupili płodności. Z myślą o nieszczęsnych szczeniętach oddawanych po urodzeniu w przypadkowe ręce, które powiększają potem armię bezdomnych zwierząt.
Podatki od niekastrowanych psów powinny zasilać budżety gminy, gmina natomiast powinna z tych podatków finansować schronisko, które byłoby pod jej całkowitą kontrolą. Schroniska powinny być przynajmniej raz w tygodniu obowiązkowo otwarte dla zwiedzających i kandydatów do adopcji zwierząt. Argument, że zwiedzający przeszkadzają pracownikom w pracy najczęściej służy do utajnienia ich ciemnych sprawek na przykład głodzenia czy torturowania zwierząt.
Teraz trochę z własnych doświadczeń. Przez nasz dom przewinęło się wiele psów, zawsze braliśmy psy bezdomne i nierasowe, pomimo że na psach i ich rasach się znam. Uważam, że każdy ma prawo zajmować się pieskami motylkami czy ślimakami ale najlepiej żeby robił to na własna rękę i za własne pieniądze.
Jeden z moich psów był uciekinierem. Wiele razy odbieraliśmy go ze schroniska na Paluchu. Był szczepiony, odrobaczany, a nawet ofiarowywano nam na pożegnanie niepotrzebną smycz z obrożą. Widać że schronisko działa według ustalonych procedur.
Rzadko kto odmówi przyjęcia nowej smyczy – większość z nas ma skłonność do chomikowania darmochy. W skali kraju to ogromne wydatki. Lepiej byłoby tak dopracować ustawy żeby dręczenie zwierząt się nie opłacało, a ustawy do tego nie zachęcały.
A każdy niech sam kupuje smycz swojemu pieskowi.
Izabela Brodacka Falzmann
https://naszeblogi.pl

Sic transit gloria…

Wybory prezydenckie zostały już skomentowane na wszystkie strony, chociaż jeszcze ani pan Piperman, ani pan Biberglanc, ani wszyscy pozostali czekiści, nie powiedzieli ostatniego słowa.

A ostatnie słowo chyba nieprędko padnie, skoro Judenrat „Gazety Wyborczej” 14 lipca pisze, że „Polska Trzaskowskiego staje na drodze walca władzy”. Dopiero staje, chociaż chyba nie cała, bo np. dama i pisarka Manuela Gretkowska wcale nie staje, tylko sprzedaje dworek i emigruje do ciepłych krajów, które już nie mogą doczekać się jej przybycia – ale co będzie, jak stanie?
Rysują się dwie możliwości: albo władza – jak pisze proletariacki poeta – „się zadziwi i zlęknie”, albo – jak z kolei śpiewał Wojciech Młynarski – „przyjdzie walec i wyrówna”.
Za pierwszą możliwością przemawia okoliczność, że „ważność wyborów prezydenckich stwierdza Sąd Najwyższy”. Jak się wydaje, „Polska Trzaskowskiego” w tym właśnie upatruje swoją ostatnią nadzieję. W Sądzie Najwyższym, podobnie jak w sądach drobniejszego płazu, gryzą się między sobą dwie partie polityczne: sędziowie „starzy”, co to „samego jeszcze znali Stalina” i sędziowie „młodzi”, który Stalina już nie znali.
Zatem – jak to w niezawisłym sądzie – na dwoje babka wróżyła, a tak naprawdę, to będzie tak, jak obydwu sędziowskim partiom nakażą zrobić stare kiejkuty, które z kolei akomodują się do zaleceń nadesłanych im przez odpowiednie zagraniczne centrale. Do tego czasu bitewny kurz nie tylko nie opadnie, ale jeszcze wzbije się pod niebiosa, podobnie jak gorączka politycznej wścieklizny, która nie opadnie z jednego jeszcze powodu.
Oto zarówno „Polska Trzaskowskiego”, jak i Polska Naczelnika Państwa”, zgodnie i ponad podziałami, nieubłaganym palcem wskazały wroga w postaci Konfederacji, którą teraz będą zwalczały, z jednej strony jako „faszystów” a z drugiej – jako „agentów Putina”, którzy postawili swój partyjniacki interes ponad interes państwowy. Interes państwowy bowiem polega na tym, by wszystko podporządkować partyjniackiemu interesowi Prawa i Sprawiedliwości oraz pragnieniom Naczelnika Państwa.
Oprócz tego w obydwu obozach rozpoczną się dintojry, żeby nieubłaganym palcem wskazać winowajcę porażki Rafała Trzaskowskiego z jednej strony, a z drugiej – żeby skarcić pobożnego posła Gowina, co to się rozdokazywał i w ten sposób udaremnił zmiażdżenie posągowej Małgorzaty Kidawy-Błońskiej przez pana prezydenta Andrzeja Dudę.
Znając Naczelnika Państwa jestem pewien, że będzie starał się nie tylko pomścić upokorzenie, jakiego doznał od pobożnego posła Gowina, ale i nerwy przed drugą turą wyborów. Tak czy owak najbliższy rok zapowiada się bardzo ciekawie, bo jeśli stare kiejkuty zdecydują się przemodelować „Polskę Trzaskowskiego”, to muszą zrobić to teraz, przynajmniej na dwa lata przed wyborami parlamentarnymi, żeby naród zdążył oswoić się z nowym, jasnym idolem i obdarzyć go zaufaniem.
Podobnie obóz „dobrej zmiany” musi swoją dintojrę zakończyć w podobnym terminie, żeby funkcjonariusze medialni mieli jasność, kogo mają nadymać, a kogo nie.
Nawiasem mówiąc kiedy tylko okazało się, że prezydent Andrzej Duda wygrał wybory, to w rządowej telewizji zmieniono stroje liturgiczne i pani red. Danuta Holecka zamiast w tradycyjnej czerni, w jaką drapowała się w dniach niepewności co do losów Polski, przywdziała radosną, czerwoną szatę liturgiczną, żeby pokazać, że jest dobrze, a będzie jeszcze dobrzej.
Nie tylko zresztą ona – bo oto mój Honorable Correspondant donosi mi o publikacji izraelskiego dziennika „The Jerusalem Post” z 14 lipca br. w związku z powtórnym wyborem Andrzeja Dudy na prezydenta Polski.
Oto jak komentuje to wydarzenie pan Jonatan Daniels, do którego wszyscy polscy dygnitarze biegają na szabasowe kolacje: Nie chcę – powiada – umniejszać problemu antysemityzmu, ale sądzę, że jeśli nawet się objawił w czasie tej kampanii, to był jedynie tymczasową walką o głosy. Ten „problem antysemityzmu”, to uwagi na temat amerykańskiej ustawy nr 447 JUST i żydowskich roszczeń majątkowych wobec Polski.
Dalej mówi pan Daniels, że obydwu kandydatów wspierały środowiska żydowskie, ale teraz, kiedy jest już po wyborach, powinno się uważać, że Andrzej Duda też może zmienić zdanie. Panu Danielsowi chodzi oczywiście o buńczuczną deklarację prezydenta Dudy, że „dopóki on będzie prezydentem”, to nie oddamy ani guzika. I wreszcie – kontynuuje pan Daniels – warto pamiętać, że może on mieć maksymalnie dwie kadencje i właśnie wygrał drugą, w związku z czym nie musi być trzymany przez swoją partię i może być bardziej samodzielny niż wcześniej, w podejmowaniu kroków poparcia dla środowisk żydowskich i dla Izraela.
„Uderzający jest brak szacunku Żydów do swoich usłużnych szabesgojów” – komentuje tę wypowiedź mój Honorable Correspondant.
Ano, staropolskie przysłowie powiada, że „kto panu służy wiernie, ten mu za to pierdnie”. I rzeczywiście. Oto nieoceniona pani Żorżeta, która całkiem niedawno pryncypialnie ofuknęła panią Beatę Mazurek, sugerującą powiązania telewizyjnej stacji TVN z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi, a wcześniej osadziła niezależną prokuraturę, która chciała wyjaśnić, czy huczne obchody urodzin Adolfa Hitlera w lasach pod Wodzisławiem Śląskim nie były aby zaaranżowane przez dziennikarzy TVN, teraz dźgnęła nieubłaganym palcem w chore z nienawiści oczy samego Antoniego Macierewicza za „dzielące i nienawistne wypowiedzi”.
Chodzi o uwagę złowrogiego Antoniego Macierewicza, że „obrona kłamstw TVN i agentury WSI , finansowanie prześladowców ks. Blachnickiego i kłamstwa smoleńskiego (…) to program, który chce się narzucić Narodowi Polskiemu. Dla mnie to zdrada i zaprzaństwo” – kończy złowrogi Antoni Macierewicz.
Ano cóż; pozbawiony złudzeń ksiądz biskup Ignacy Krasicki wszystko przewidział, pisząc w bajce o starym psie i starym słudze: „Póki gonił zające, póki kaczki znosił, Kasztan co chciał u pana swojego wyprosił. Zestarzał się i z dawnego pańskiego pieścidła psisko stare, niezdatne, oddano do bydła. Widząc jak pies nieborak oblizuje kości, żywił go stary szafarz, kędyś podstarości.”
Najwyraźniej złowrogi Antoni Macierewicz definitywnie wypadł z łask Naszego Najważniejszego Sojusznika, chociaż w latach dobrego fartu niczego nie potrafił mu odmówić. Najwyraźniej pani Żorżeta skądś o tym wie i traktuje złowrogiego Antoniego Macierewicza bez żadnej staroświeckiej rewerencji, niczym jakiegoś szabesgoja. Czyżby miało to jakiś związek z zagadkowym opuszczeniem TVN przez panią red. Justynę Pochanke i jej małżonka, który do niedawna robił tam – jak powiadają wymowni Francuzi – „la pluie et le beau temps”? Ładny interes!
Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl

Bezużyteczni celebryci: wyjeżdża do Szwecji, nie na banicję

Tuż po ogłoszeniu wyników wyborów prezydenckich cały kraj obiegła wiadomość, że Manuela Gretkowska wyjeżdża z kraju. Zrobiła z tego wydarzenie, a liberalne media podchwyciły.

Reakcje ludzi w internecie były różne. Byli tacy, co jej współczuli jak jakiemuś wygnańcowi skazanemu na banicję, choć nikt go stąd nie wyganiał. Byli też tacy, którzy kompletnie nie rozumiejąc motywacji oderwanych od życia bogatych celebrytów komentowali to – a niech jedzie! Co komu po niej? Najwięcej było zaś takich, co otwierali szeroko oczy i pytali – a kto to w ogóle jest?
Pani Gretkowska jest pisarką. Napisała kilka książek, wszystkie miały charakter skandalizujący, obliczony na łatwy efekt. Nie przebiera w nich w słowach i pornografii. Założyła wiele lat temu Partię Kobiet. Gdy ta w pierwszych wyborach mimo plakatu, na którym rozebrała się wraz z partyjnymi koleżankami, osiągnęła żenujący wynik, z przewodniczenia partii zrezygnowała. Teraz zajmuje się głownie facebookową publicystyką i występami w liberalnych mediach.
Tylko „prostaki, chamy, nieuki” nie zagłosowali na Rafała Trzaskowskiego
Pani Gretkowska nie jest wyjątkiem. Zawiedzonych wynikiem wyborów jest więcej. Internet aż kipi od hejtu wobec ludzi, którzy w II turze nie zagłosowali na Rafała Trzaskowskiego, który miał odsunąć od władzy obecnego prezydenta. To przecież „prostaki, chamy, nieuki”, ludzie, którzy „w ogóle nie powinni mieć praw wyborczych”. Bo po co?
Przecież taka Gretkowska i inni celebryci dużo lepiej wiedzą, co jest dla nich dobre. Wiedzą, co dla nich jest dobre, a co jest dobre dla nich, to dobre jest i dla „pospólstwa”. Gdy jednak pospólstwo ma inne na ten temat zdanie, to tym gorzej dla tego pospólstwa. Samo się w ten sposób ustawia w moherowym szeregu ciemnego zacofanego ludu.
Celebryci, którzy nie wiedzą, czym są problemy dnia przeciętnego Polaka, nie wykazują też żadnego dla nich zrozumienia. Ba, wiedzą, albo przynajmniej czują to, że im może być tak dobrze, bo tamtym jest tak źle. Bo przecież oni mają. Szczerze wyciągają rękę do chamów, by ci dołączyli do nich i się z nimi zbratali… nad urną, ale już nie w codziennym życiu.
Bratanie się z „chamami” ma także swoje granice. Granice wysokich płotów i ochroniarzy, broniących dostępu wścibskich oczu chamów do ich wypasionych domów.
Tych ludzi cechuje przekonanie, że każdy z chamów może żyć jak oni. Dołączyć do wielkiej klasy średniej, jeśli tylko zechce wziąć los we własne ręce i ciężko pracować (najlepiej 16 godzin na dobę na umowie śmieciowej).
Po 1989 roku krzewili przekonania, że to „kapitalizm skutecznie realizuje etos doktora Judyma”. Zarażali wiarą, że model niewidzialnej ręki rynku zapewni wzrost gospodarczy, co zagwarantuje ład demokratyczny i złagodzi ewentualne napięcia społeczne, ponieważ otworzy drogi awansu dla wielu zaniedbanych grup społecznych. Nie otworzyło.
Zarażali tą wiarą w każdy możliwy sposób, często posługując się kłamstwem i manipulacją i biorąc za to duże pieniądze. Wiarą, w którą co bardziej refleksyjni z nich wcale nie wierzą, ale na pewno wierzą i cenią swój status materialny, który często jest efektem sprzedania się nowemu systemowi.
„Czego nie mogła pisać”
Po latach życia złudzeniami, „chamstwo” odmówiło współpracy z elitą, więc nie ma co się z nim dłużej szczypać i czas spojrzeć na nie już bez udawania, z uzasadnioną zawartością ich portfeli wyższością.
Gretkowska et consortes szczerze w to wierzy. W rozmowie z Katarzyną Janowską w Onecie mówi, że dopiero na obczyźnie będzie mogła pisać, co chce. Czego nie mogła pisać? Nie wiem. A to ma cenę jej domu. Dom o powierzchni 110 m2 wystawiła w cenie 750 000 zł. Może to nawet sposób na podbicie tej ceny wyżej? Być może, bo w atmosferze skandalu od razu znaleźli się zainteresowani.
Sama Gretkowska oświadczyła, że miała już oferty z prawicowych środowisk związanych z TVP. Ale nie chce im domu sprzedać. Jak Rejtan pada w jego drzwiach i mówi – po moim trupie! Może ktoś pomoże, by dom nie trafił w takie ręce i da więcej?
W kraju, w którym miliony „chamów” mogą tylko pomarzyć o posiadaniu własnego domu, a bardziej martwią się jak dotrwać do pierwszego, taka sprzedaż nie robi już na nikim żadnego wrażenia. Pani Gretkowska nie trafi pod most ani do noclegowni. Ale ci „lepsi”, lepiej wykształceni, ładniejsi i bogatsi, ze ściśle snobistycznych powodów, może się skuszą, by zamieszkać w domu po słynnej skandalistce, by nie trafił w ręce prawicy!? I dadzą więcej?
Pani Gretkowska hałaśliwie ogłaszając swoją decyzję o emigracji, wyjeżdża do Szwecji. Nie na banicję. Mieszkała tam wiele lat z mężem i czuje się tam jak w Polsce. Ona i jej mąż Piotr Pietucha, posiadają podwójne obywatelstwo: szwedzkie i polskie. Tak samo ich córka Pola. Zatem oni nie emigrują, a wracają do siebie, do Szwecji. Najlepiej z dużą ilością pieniędzy.
Co się stało z polską inteligencją?
Kiedy Janowska powiedziała, że pojawiają się takie argumenty, że obie strony spolaryzowanej sceny politycznej darzą się niechęcią czy pogardą, a wyborcami Dudy są ludzie niedouczeni i wieśniaki, czyli ludzie gorsi, ta stwierdziła, że „to przecież prawda, to są fakty”.
Oni naprawdę gardzą ludźmi biednymi i gorzej wykształconymi. Kiedyś ta specyficzna warstwa, obecna praktycznie tylko w Polsce, inteligencja, za którą pani Gretkowska zapewne się ma, czuła na sobie także jakieś obowiązki wobec społeczeństwa, a zwłaszcza wobec osób słabszych, tych pokrzywdzonych i zostawionych samym sobie. W czasach tzw. komuny, mówiło się o służebnej roli inteligencji pracującej wobec klasy robotniczej.
Ich uprzywilejowana pozycja społeczna, choć niekoniecznie materialna, ale wynikająca z wiedzy i prestiżu, owszem, prowadziła do poczucia pewnej wyższości, ale też zobowiązywała do aktywności społecznej, życia zaangażowanego dzielenia się tą wiedzą dla podnoszenia poziomu rozwoju (materialnego i kulturalnego) całego społeczeństwa.
Inteligencję cechowała chęć dzielenia tym, co się ma, działalność pro bono, szerokie horyzonty myślowe, przywiązanie do takich wartości, jak egalitaryzm, pluralizm, solidarność społeczna.
Dziś w tych ludziach, czujących się kontynuatorami tamtej inteligencji, pozostało już tylko to poczucie wyższości, egoizm i obojętność, jeśli nie pogarda dla słabszych. Inteligencja, która tego nie rozumie, to jedynie słynne „wykształciuchy” Jarosława Kaczyńskiego.
Ignorantom i arogantom zawsze jest łatwiej
Są jeszcze inni, lepsi w tej pogardzie, w dodatku z poczuciem wyższości wziętym prosto z sufitu. Bo ani to ludzie wykształceni ani szczególnie mądrzy. Być może też wyemigrują.
Oto znany muzyk, Maciej Maleńczuk, teraz przede wszystkim telewizyjny celebryta, kilka dni temu stwierdził: „Polska to kraj ułomnych ludzi. Większość Polaków to niewykształcone matoły”. I mówi to człowiek, o którym w wikipedii napisano: „Uczęszczał do kilku szkół podstawowych, następnie do szkoły zawodowej, potem do liceum zawodowego (specjalność obróbka skrawaniem), którego nie ukończył”.
Ale zupełnie mu to nie przeszkadza czuć się lepszym od innych „chamów”? Cóż, ignorantom i arogantom zawsze jest łatwiej, bo nie muszą się silić na żadne refleksje, do których zresztą zdolni nie są.
Ktoś powie, że o mądrości i wartości człowieka nie świadczy jego wykształcenie. To prawda, ale Maleńczuk nie o tym pisze, ale właśnie o wykształceniu, którego nie posiada. Czy czuje się chamem? Na pewno nie. Bo jaki cham zarabia tak jak on?
Ci ludzie, celebryci, samozwańcze elity, nadal nie rozumieją, że rządy PiS to właśnie efekt ich wieloletnich działań i zaniechań, niechęci do tworzenia bardziej egalitarnego społeczeństwa; ślepoty na niedolę i krzywdę innych ludzi, którym przemiany nic dobrego nie przyniosły, a które oni z entuzjazmem hunwejbinów wspierali.
Wspierali, bo przynosiły im niemożliwe do osiągnięcia w poprzednim systemie osobiste korzyści. Nie chcąc nawet wiedzieć, że ten system budował się na trupach tych, którzy nie dawali rady. Dziś ci ludzie śmią głosować i rozpoznawać swe interesy inaczej niż ci „lepsi” Polacy? To musi budzić wściekłość „elit” i budzi. Nadal jednak zamiast coś tym ludziom, których elita, inteligencja wyprowadziła na ulice w latach 80-tych, i na tej ulicy zostawiła, nic do zaproponowania nie ma.
Jak to odczujemy, gdy wyjedzie stąd Manuela Gretkowska?
Podobnie jak wielu moich rodaków, a w przeciwieństwie do „elit”, martwiłem się, gdy w czasach rządów Platformy Obywatelskiej z Polski wyjeżdżały miliony młodych ludzi nie widzące w naszym kraju swojej przyszłości. Nabrało to w tamtych czasach rozmiary biblijnego exodusu. Tzw. elity były na to obojętne. Oni nie musieli wyjeżdżać, im żyło się tu bardzo dobrze. I nadal się tak żyje. Może niektórzy tracą, bo nie mogą liczyć teraz na dotacje z publicznych pieniędzy, jak choćby teatr Krystyny Jandy?
Inni dalej będą korzystać z przywilejów i obrastać w bogactwo, ale jedynie estetyka tej władzy im się nie podoba. Estetyka i jakakolwiek polityka społeczna, którą uważają za rozdawanie pieniędzy „patologii”. To swoją drogą bardzo ciekawe, że w ich pojęciu biedny człowiek ratujący budżet swojej rodziny zasiłkiem 500+ jest patologią, ale oni sami, którzy też biorą, to już nie?
Podczas rządów PO, gdy jak nam mówiono, żyliśmy na „zielonej wyspie”, na Zachód wyjeżdżali hydraulicy, spawacze, murarze, pielęgniarki, lekarze, ludzie bardzo tu w kraju potrzebni. Za chlebem. Ich brak dało się odczuć w naszej gospodarce przez długie lata. I nadal to czuć.
Czego zabraknie, jak to odczujemy, gdy wyjedzie stąd Manuela Gretkowska? Nic mi do głowy nie przychodzi.
Autor Jarosław Augustyniak
Poglądy i opinie zawarte w artykule mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.https://pl.sputniknews.com

Jak żywili się mieszkańcy Babilonu? Badacz odczytał przepisy mające niemal 4000 lat i… zrobił obiad.

Profesor z Uniwersytetu Cambridge zajął się rozszyfrowywaniem pisma mieszkańców dawnej Mezopotamii. Celem jego najnowszych badań stała się kuchnia mieszkańców Babilonu z 1750 r.p.n.e. Badacz nie tylko je odczytał, ale również wykorzystał we własnej kuchni.

Starożytne kultury można badać na różne sposoby. Niektórzy koncentrują się na narzędziach pracy lub miejscach kultu. Inni natomiast zajmują się rozszyfrowaniem pisma, które czasem mówi znacznie więcej o kulturze niż drogocenne znaleziska.
Bill Sutherland, to naukowiec, który zdecydował się odejść od typowej procedury badań, by pójść o krok dalej i trochę się zabawić. Nie tylko odczytał i przetłumaczył przepisy kulinarne sprzed 3770 lat, ale również ugotował potrawy, które opisywały.
Za narzędzie posłużyła mu tablica z szyfrem, której wiek określa się na 3770 lat. Kiedy badacz odczytał tabliczkę, zdecydował, że ugotuje opisywane dania. W ten sposób mógł sprawdzić, w jaki sposób żywili się mieszkańcy Babilonu i co stanowiło podstawę ówczesnej diety.
– Interesuję się historią, więc odtworzenie tych przepisów wydawało się zabawne – umotywował Bill Sutherland.
Okazuje się, że dawne potrawy nie różniły się zanadto od tych, które spożywamy dzisiaj. W menu znalazły się: gulasz jagnięcy (który profesor określił „prostym i smacznym”), ciastka jęczmienne z porem i czosnkiem, oraz coś na kształt dzisiejszego wrapu z pomidorem i dymką cebuli („dobrze wygląda, ale trochę nudne”).
Podczas, gdy wiele potraw do złudzenia przypominało te dzisiejsze, profesor znalazł też kilka dań, których nie spotkał nigdy dotychczas. Na szczególną uwagę zasłużył „rosół elamicki”. Zupa zawierała w przepisie owczą krew, ale naukowiec zdecydował się zastąpić ją… płynnym sosem pomidorowym.
– Byłem zaskoczony, jak łatwo było stworzyć te starożytne potrawy z niewielką ilością modyfikacji i jakie były smaczne – dodał po smakowitym eksperymencie.
[Prymityw… nawet ulepszaczy smaku nie znali… – admin]

Fico potępia decyzję Bidena

Decyzja prezydenta USA Joe Bidena o zezwoleniu Kijowowi na użycie amerykańskich pocisków głębokiego uderzenia na terytorium Rosji ma jasny c...