Powyższy tytuł sugeruje PT Czytelnikom, iż być może owe dwa pojęcia pozostają ze sobą w jakiejś istotnej sprzeczności, a nawet w zasadniczym antagonizmie. Mocarstwowe narody, by takimi być muszą mieć wielkie idee. Karmią się nimi, żywiąc swoją wyobraźnię, uzasadniają imperialne cele i środki użyte do ich materializacji.
W przypadku Rosji jest podobnie. Wchodząc na taki szlak, budując podwaliny pod przyszłe imperium, Kreml korzystał z dwóch legitymizacji swojej polityki. Moskwa, stając się duchowym spadkobiercą Rusi Kijowskiej, proklamowała siebie państwem wszystkich ruskich ziem. Była także częścią euroazjatyckiej Tatarii, co dawało jej prawo do podboju różnych ord, tworzących w Sercu Lądu konglomerat chanatów.
Taka historyczna rola oznaczała cały ciąg konfliktów polityczno – militarnych. Z Rzeczpospolitą, Szwecją (zapomnianym regionalnym mocarstwem), Turcją, a także w mniejszym stopniu z Persją. Imperium prowadziło także dwie wojny z Europą. Najpierw z Napoleonem, a później III Rzeszą.
To właściwie one miały decydujący wpływ na pozycję Rosji w świecie. Na marginesie przypomnieć wypada, że Zachód podczas tych kampanii stwarzał właściwie dla Moskwy śmiertelne wprost egzystencjalne zagrożenie. Dziś (UE) jest militarnym karłem, półkolonią byłego wasala (USA).
Ten ciąg epokowych wydarzeń oparty został na mesjanistycznej ideologii, że Rosjanie – jako naród – są depozytariuszami wyższych racji, zmierzają do światowego uniwersalizmu. Pełnią oni szczególne posłannictwo. I nawet w czasach radzieckiej republiki, gdy ideę, która została posadowiona na prawosławiu poddano zeświecczeniu, czyli sekularyzacji, sama podstawowa myśl pozostała: Rosja ma swoje mundialne powołanie.
Gorbaczowskie załamanie i jelcynowskie rządy były próbą ucieczki od rosyjskiego przeznaczenia i budowy zracjonalizowanego państwa, w pełnie utożsamiającego się z zachodnimi ideologiami. Na szczęście dla Kremla eksperyment okazał się nieudany. Rosja może bowiem być taka jaką ją historia ukształtowała – albo jej wcale nie będzie.
Na tej pierwotnej słowiańsko – prawosławno – tatarskiej glebie w celu uzasadnienia wyższych racji, powstały dwie idee. Wydawałoby się, że nieco ze sobą niezgodnych, a przynajmniej lekko skonfliktowanych. Nadano Moskwie status Trzeciego Rzymu i rozumienie państwowo – narodowej przestrzeni jako Świętej Rusi, Ziemi o szczególnym znaczeniu oraz wyjątkowym powołaniu.
Trzeci Rzym to myśl na wskroś imperialna, nawiązująca do politycznych dziejów świata. Miała też głębszy podtekst i podkład cywilizacyjny, gdyż sytuowała ówczesną Ruś w kręgu szeroko pojętego Zachodu, ale na bizantyjskim skrzydle.
Jako Trzeci Rzym, Moskwa ma różne powinności wobec Europy i w ogóle Basenu Morza Śródziemnego i z tej koncepcji czerpie duchowe zasoby do stałego swojego udziału w życiu tego geopolitycznego kręgu.
Ta pierwsza koncepcja przerodziła się w różne okcydentalistyczne szkoły: udaną Piotra Wielkiego, niefortunną – pieriestrojkę. Nazwanie rosyjskiej przestrzeni Świętą Rusią, co obecnie odżywa, a nawet doznaje renesansu, wydaje się, że w znaczącym stopniu ma związek z poglądami na naród, w mniejszym natomiast na państwo.
O ile Trzeci Rzym jakoś może obyć się bez religii (prawosławnej), to Święta Ruś nie. Właściwie Rosjanie są w religijnych kategoriach narodem misjonarskim, zaprowadzającym mir na globie. Dzisiaj ta doktryna, zwłaszcza w Donbasie przyjmuje postać zespołu poglądów ochrzczonym mianem Rosyjski Świat. Jednak te sądy pozostają w pewnej kolizji do współczesnych imperialnych przedsięwzięć władz państwowych. Zobaczymy, co z tego wyniknie na poziomie konkretnych politycznych kroków.
Antoni Koniuszewski
Myśl Polska, nr 47-48 (22-29.11.2020)
http://mysl-polska.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz