niedziela, 2 maja 2021

Bajka o przemianach życiowych

Bajka o przemianach życiowych

Córka przyszła do swojej mamy i powiedziała jej:
- Moje życie jest tak ciężkie, że nie wiem, czy warto żyć.

Już miała dość życia i chciała z nim skończyć, bo była zbyt zmęczona codzienną walką z problemami.
Zdawało się jej, że nie zdąży jaszcze załatwić jednego problemu, a już przychodził nowy.

Mama zaprowadziła ją do kuchni.
Napełniła trzy garnki wodą i nastawiła, aby woda się zagotowała.
Gdy woda zagotowała się, do pierwszego garnka włożyła marchew, do drugiego jajko, a do trzeciego wspypała garść ziarenek kawy... i bez słowa opuściła kuchnię.
Wróciła do kuchni po 20 minutach i wyjęła na talerz marchew i jajko, a do filiżanki nalała kawę.

Spojrzała na swoją córkę i zapytała:
- Powiedz mi co widzisz?
- Marchew, jajko i kawę. - odpowiedziała córka.
- Dotknij marchew.

Córka stwierdziła, że marchew jest miękka i rozpada się. Następnie podała jej jajko. Dziewczyna obrała jajko i stwierdziła, że jest ono twarde. Na koniec mama dała jej napić się kawy.
Córka uśmiechnęła się i zachwyciła aromatem kawy.

- Mamo, co chcesz mi przez to powiedzieć?

- Wiesz, wszystkie te produkty gotowały się tyle samo minut, ale każdy z nich inaczej reagował. Marchew najpierw była twarda i mocna, a po ugotowaniu stała się miękka. Jajko najpierw było słabe i w środku ciekłe - a po ugotowaniu stało się twarde.
Tylko ziarenka kawy reagowały zupełnie inaczej. Po tym jak dostały się do wrzątku, przemieniły wodę w coś lepszego!

- Jaka jesteś? - spytała mama córkę. Jak reagujesz, kiedy przeciwieństwa pukają do twoich drzwi? Jesteś jak marchew, jajko czy ziarenko kawy?
Czy jesteś jak marchew, która na początku wydaje się twarda, ale w cierpieniu i nieprzyjemnościach, staje się miękka i traci swoją siłę?
Czy jesteś jak jajko, które ma delikatne wnętrze, lecz twardnieje na skutek problemów? Jesteś młoda, prężna, ale czy trudy życie zmieniają cię w nieustępliwą osobę?
A może jesteś jak ziarnko kawy, gdy tylko woda się zagotuje uwalnia aromat i smak, przez co zmienia wodę?
Jeśli jesteś jak ziarnko kawy, stajesz się lepszą osobą... i chociaż wszystko kroczy ku gorszemu, ty zmieniasz świat wokół siebie.

Źródło: CTTTRLKOQ -->http://www.eioba.pl


Nowe szaty cesarza

Przed wielu laty żył sobie cesarz, który tak bardzo lubił nowe, wspaniałe szaty, że wszystkie pieniądze wydawał na stroje. Nie dbał o swoich żołnierzy, nie zależało mu na teatrze ani na łowach, szło mu tylko o to, by obnosić przed ludźmi coraz to nowe stroje. Na każdą godzinę dnia miał inne ubranie, i tak samo, jak się mówi o królu, że jest na naradzie, mówiono o nim zawsze: "Cesarz jest w garderobie".
W wielkim mieście, gdzie mieszkał cesarz, było bardzo wesoło; codziennie przyjeżdżało wielu cudzoziemców. Pewnego dnia przybyło tam dwu oszustów, podali się za tkaczy i powiedzieli, że potrafią tkać najpiękniejsze materie, jakie sobie tylko można wymarzyć. Nie tylko barwy i wzór miały być niezwykle piękne, ale także szaty uszyte z tej tkaniny miały cudowną własność: były niewidzialne dla każdego, kto nie nadawał się do swego urzędu albo też był zupełnie głupi.
"To rzeczywiście wspaniałe szaty! - pomyślał cesarz. - Gdybym je miał na sobie, mógłbym się przekonać, którzy ludzie w moim państwie nie nadają się do swoich urzędów; odróżniałbym mądrych od głupich. Tak, ten materiał muszą mi utkać jak najprędzej". I dał obu oszustom z góry dużo pieniędzy, aby mogli rozpocząć pracę.
Oszuści ustawili warsztaty tkackie, udawali, że pracują, ale nie mieli nic na warsztatach. Zażądali od razu najdroższych jedwabi i najwspanialszego złota; chowali je do własnej kieszeni i pracowali przy pustych warsztatach, i to często do późnej nocy.
."Chciałbym jednak wiedzieć, jak daleko postąpiła robota!" - pomyślał cesarz, ale zrobiło mu się nieswojo na myśl, że człowiek głupi albo niezdatny do urzędu, który piastuje, nic nie zobaczy; uspokoił się wprawdzie, że o siebie nie potrzebuje się obawiać, ale postanowił jednak posłać kogoś, aby dowiedzieć się, jak rzeczy stoją. Wszyscy ludzie w mieście wiedzieli, jak cudowną własność miała mieć ta materia, i wszyscy pragnęli się przekonać, że ich sąsiad jest głupi lub zły.
"Poślę do tkaczy mojego starego, poczciwego ministra - pomyślał cesarz ten będzie mógł najlepiej ocenić ich pracę, bo ma dużo rozumu i nikt lepiej niż on nie sprawuje swego urzędu".
I oto stary, poczciwy minister poszedł do sali, gdzie siedzieli dwaj oszuści i pracowali przy pustych warsztatach tkackich. ,;Boże drogi - pomyślał stary minister i wytrzeszczył oczy - ależ ja nic nie widzę". Ale głośno nie przyznał się do tego.
Obaj oszuści prosili go, aby łaskawie zbliżył się do nich, i pytali, czy wzór nie jest piękny i barwa wspaniała. Wskazywali przy tym na puste .warsztaty i biedny stary minister otwierał w dalszym ciągu oczy, ale nie mógł nic dostrzec, bo nic tam nie było. "Wielki Boże! - pomyślał. - Czyżbym był głupi? Tego nigdy nie przypuszczałem i nikt nie powinien się o tym dowiedzieć. Czyżbym nie nadawał się do swego urzędu ? Nie, nie mogę nikomu powiedzieć, że nie widziałem tkaniny".
- No i co, nic pan nie mówi? - powiedział jeden z tkaczy.
- O, to jest śliczne, bardzo ładne! - powiedział stary minister i patrzał przez okulary. - Co za wzór i jakie kolory! Tak, powiem cesarzowi, że mi się tkanina, niezwykle podoba.
- To nas cieszy - powiedzieli tkacze i wymieniali nazwę barwy oraz objaśniali rysunek wzorów.
Stary minister pilnie uważał, aby móc dokładnie powtórzyć wszystko cesarzowi, co też uczynił.
Po czym oszuści zażądali więcej pieniędzy i nowego zapasu jedwabiu i złota, potrzebnego jakoby do dalszej pracy. Ale znów wszystko schowali do kieszeni, a na warsztatach tkackich nie były ani jednej nitki. Pomimo to siedzieli jak przedtem przy pustych warsztatach.
Cesarz posłał wkrótce innego uczciwego urzędnika, aby zobaczył, jak postępuje praca tkaczy i czy tkanina będzie już wkrótce skończona. Powiodło mu się zupełnie tak samo jak ministrowi. Patrzał i patrzał, ale ponieważ nie było nic na warsztatach, nie mógł więc nic zobaczyć.
- Czyż to nie cudowna tkanina? - zapytali obaj oszuści i pokazali mu, objaśniając, wspaniały wzór, który wcale nie istniał.
"Głupi nie jestem - pomyślał posłany człowiek. - A więc chyba nie nadaję się do mego świetnego stanowiska. byłoby to dość dziwne, ale nie trzeba tego po sobie okazywać". Pochwalił tkaninę, której nie widział, i zapewnił oszustów, jak bardzo mu się podobają piękne barwy i ładny wzór.
- Tak, to przepiękne - powiedział do cesarza. Wszyscy ludzie w mieście mówili o wspaniałej tkaninie. Wreszcie cesarz zapragnął sam zobaczyć materię na warsztacie.
Wybrał się więc z całą gromadą oddanych mu ludzi, wśród których znajdywali się i tamci dwaj dzielni urzędnicy, którzy już tu byli, i zastał sprytnych oszustów pracujących jak najgorliwiej, lecz bez nici i bez osnowy.
- Czyż to nie wspaniałe? - powiedzieli dwaj dostojni urzędnicy. - Niech jego cesarska mość tylko spojrzy, co za wzór, co za barwy! - I pokazywali na puste krosna, gdyż myśleli, że wszyscy oprócz nich widzą tkaninę.
"Cóż to? - pomyślał cesarz. - Nic nie widzę. To straszne! Czyżbym był głupi? Czy jestem niewart tego, aby być cesarzem? To byłoby najstraszniejsze, co mi się mogło przytrafić".
- O, tak, to jest bardzo piękne - powiedział cesarz - raczę to bardzo pochwalić! - kiwnął z zadowoleniem głową i zaczął oglądać puste krosna, bo nie chciał powiedzieć, że nic nie widzi. Cały orszak, który otaczał cesarza, patrzał i patrzał, ale także nic nie widział, wszyscy jednak mówili tak jak cesarz:
- Tak, to jest bardzo piękne.
I radzili monarsze, aby szaty z tego nowego, wspaniałego materiału włożył po raz pierwszy na wielką procesję, która miała się wkrótce odbyć.
- Magnifique, zachwycające, excellent! - powtarzał jeden za drugim i wszyscy byli niezwykle radzi.
Cesarz ofiarował każdemu z oszustów krzyż do noszenia w dziurce od guzika i nadał każdemu tytuł nadwornego tkacza.
Przez całą noc poprzedzającą procesję oszuści nie spali i szyli szaty przy szesnastu świecach. Ludzie widzieli, jak się spieszyli, aby wykończyć nowe szaty cesarza. Wykonywali takie ruchy, jakby zdejmowali materiał z krosien, cięli wielkimi nożycami w powietrzu, szyli igłami bez nici i wreszcie powiedzieli ;
- Oto szaty gotowe.
Cesarz przyszedł do nich z najdostojniejszymi dworzanami, a dwaj oszuści podnosili ramiona takim ruchem, jakby coś trzymali w ręku, i mówili
- Oto spodnie, oto frak - a oto płaszcz? - I tak dalej. - Wszystko takie lekkie, jak pajęczyna; takie cienkie, że się nie na ciele nie czuje, ale na tym polega cała zaleta tych szat.
- Istotnie - powiedzieli wszyscy dworzanie, ale nie mogli nic zobaczyć, bo przecież nic nie było. - Może jego cesarska mość raczy łaskawie zdjąć swoje suknie - powiedzieli oszuści - przymierzymy nowe szaty tu, przed tym wielkim lustrem!
Cesarz zdjął ubranie, a oszuści udawali, że wkładają na niego różne części nowo uszytych szat. Objęli go wpół tak, jak gdyby coś zawiązywali, niby to tren; cesarz zaś kręcił się i obracał przed lustrem.
- Boże, jak to dobrze leży, jak cesarzowi w tym do twarzy - mówili oszuści. -Jaki wzór, jakie barwy! To wspaniały strój!
- Baldachim, który będą nieść podczas procesji nad jego cesarską mością, czeka przed domem - oznajmił najwyższy mistrz ceremonii.
- Dobrze, jestem gotów - powiedział cesarz. - Czy dobrze leży ? I wykręcił się jeszcze raz przed lustrem, aby się wydawało, że ogląda swój wspaniały strój.
Dworzanie, którzy mieli nieść tren, schylili się do ziemi i czynili takie ruchy rękami, jakby ów tren podnosili, a potem szli i udawali, że coś niosą w powietrzu; nie ośmielali się okazać, że nic nie widzą.
I tak oto kroczył cesarz w procesji pod wspaniałym baldachimem, a wszyscy na ulicy i w oknach mówili
- Boże, jakież te nowe szaty cesarza są piękne! Jaki wspaniały tren, jak świetny krój.
Nikt nie chciał po sobie pokazać, że nic nie widzi, bo wtedy okazałoby się, że nie nadaje się do swego urzędu albo że jest głupi. Żadne szaty cesarza nie cieszyły się takim powodzeniem jak te właśnie.
- Patrzcie, przecież on jest nagi! - zawołało jakieś małe dziecko.
- Boże, słuchajcie głosu niewiniątka - powiedział wtedy jego ojciec i w tłu mie jeden zaczął szeptem powtarzać drugiemu to, co dziecko powiedziało.
- On jest nagi, małe dziecko powiedziało, że jest nagi:
- On jest nagi! - zawołał w końcu cały lud.
Cesarz zmieszał się, bo wydawało mu się, że jego poddani mają słuszność, ale pomyślał sobie: "Muszę wytrzymać do końca procesji". I wyprostował się jeszcze dumniej, a dworzanie szli za nim, niosąc tren, którego wcale nie było.

Źródło: basnie.republika.pl


Bajka o żabce i skorpionie.

Był sobie skorpion, który postanowił przedostać się na drugą stronę jeziora. Podszedł do brzegu, przy którym spotkał żabkę. Ta bardzo się przestraszyła. Dobrze wiedziała, że powinna trzymać się z daleko od takich jak on. Skorpion jednak powiedział, żeby się go nie bała, że nie zrobi jej krzywdy i chciałby tylko prosić by żabka przewiozła go na swoim grzbiecie na sąsiedni brzeg. Żabka zawahała się i powiedziała: -Nie skorpionie, nie zgadzam się. Doskonale wiem, że jeśli się do ciebie zbliżę, ukąsisz mnie. Skorpion na to: -Żabko, zastanów się, przecież jeśli cię ukąszę, pójde na dno razem z tobą, przecież ja nie umiem pływać, na tym jeziorze bez ciebie jestem nikim. Żabka miała dobre serce, poza tym stwierdziła, że to co mówi skorpion, ma sens. Dlatego postanowiła mu pomóc. Podróż była bardzo miła, jednak kiedy byli już na środku jeziora, skorpion nagle ukąsił żabkę. Ta, przerażona, ostatkiem sił spytała: -Czemu to zrobiłeś skorpionie? Obiecałeś, że tego nie zrobisz. Przecież teraz utoniesz razem ze mną... -Wiem żabko, nie chciałem zabijać ciebie, a tym bardziej siebie samego. Taka po prostu jest moja natura...

Źródło: agamowizeniewie.blox.pl


Zająć i żółw

Zając był szybkobiegaczem jak wszyscy z jego rodziny. Był dużo szybszy od żółwia.
- zawsze tak wolno się ruszasz - mówił zając, gdy żółw spokojnie stąpał z nogi na nogę. -
Jesteś chyba najwolniejszym zwierzęciem świata. Podejrzewam, że nawet nie masz pojęcia
co to pośpiech.
- Och, gdybym musiał pewnie ruszałbym się szybciej - odrzekł wesoło żółw, pokonując swą
drogę centymetr po centymetrze.
Zając zaśmiał się:
- Chyba żartujesz, przyjacielu! A może spróbowałbyś pobić mnie w wyścigu?
Żółw zatrzymał się i zastanowił chwilę.
Dlaczego nie, spróbuję - powiedział.
- W porządku - rzucił zając oburzony zuchwałością żółwia - jeżeli chcesz wystawić się na
pośmiewisko, to ja ci w tym pomogę.
Wyścigi wzbudziły żywe zainteresowanie wśród zwierząt. Wszystkie zebrały się w miejscu gdzie lis dawał sygnał startowy dla zawodników.
Zając nie męcząc się zbytnio, wyprzedził żółwia tak, że stracił go z oczu. Ujrzawszy blisko metę, pomyślał sobie:
„I tak wygram, poczekam na tego nieszczęśnika, żeby zobaczył jak dobiegam przed nim'.'
Z tą myślą usiadł pod drzewem, czekając rywala. Dzień był gorący i zanim się spostrzegł,zasnął w cieniu drzewa.
W tym czasie stary, powolny żółw uparcie posuwając się naprzód, minął drzewo, pod
którym niespokojnie chrapał zając.
Zaraz też dotarł do mety, gdzie powitały go zwierzęta pełne uznania. Wiwaty i okrzyki obudziły zająca.
Nie mógł uwierzyć własnym oczom. Żółw zwyciężył w zawodach.

Źródło: CTTTRLKOQ -->http://www.muzeumpilsudski.pl


Miodzio Słodki, czyli najsłodsze dziecie na świecie! (prolog)

Dawno, dawno temu
Za siedmioma górami
Za siedmioma rzekami,
Za siedmioma lasami,
I za siedmioma mieczami
wbitymi w ziemię
(jak mówią legendy)
Wznosiło się piękne miasto
Nazwane przez Pierwszego Króla, Mieczogrodem
I tak też zostało.
W tym jakże pięknym i cudownym miejscu
Stolicy Mieczlandu,
Mieszkał lud Mieczy.
Szczęśliwy to był ród i bardzo mądry
A i na szermierce się znał
Znany był z męstwa i ze zwycięstwa
Nad każdym, kto nieuprzejmie
Powiedział coś złego o Mieczach...
Więc opiszę tu same dobre rzeczy.
Ich twarze z natury rzeźbi uśmiech Dalajlamy
I zamiast biegać, skaczą z miejsca na miejsce
Jakby mieli sprężynki w nogach
Panie i panowie i dzieci
Każdy ma swój miecz, chociażby drewniany
Bo często pojedynkują się między sobą
Dla nauki i zabawy.

* * *

Najlepszą z nowin swego czasu
Była wieść o tym, że Królowi Mieczy
(Którego twarzy nikt nigdy nie widział,
z powodu wzrostu, bowiem jego głowa sięgała chmur
A Król, jak to Król, nie ma w zwyczaju przed nikim się kłaniać)
Urodził się tuptuś.
A co to za tuptuś? Można zapytać mieszkańców Mieczogrodu...
Tuptuś to mieczowe niemowlęcie
Bardzo ruchliwe i śmieszne
Rozrabiające nawet bardziej niż stado łososi.
Każdy tuptuś jest jednak inny.
Jeden tuptuś będzie miał kręcone włoski
Drugi zaś ciemniejsze oczka
Trzeci może mieć dłuższe nóżki
A czwarty pulchniejsze rączki
Jednak, czy duży czy mały, czy zgrabny czy niezgrabny
Tuptuś zwinny jak małpka, pełzającym ruchem dżdżowniczki
Potrafi wspiąć się wszędzie.
Stąd, na Króla Mieczy często wdrapywał się nasz przyjaciel Tuptuś,
Będąc Księciem Mieczlandu
Mógł pozwolić sobie na przywilej wejścia na głowę Królowi
I oglądania świata zza chmur.
A jakże piękny to był Tuptuś!
Wszystkie służki pałacowe były co do tego zgodne
Piękniejszego dziecka świat nie widział!
Ale nawet nie to było jego największa zaletą
Otóż, nasz młody książe był bardzo słodki.
Królowa Mieczy, a mama Tuptusia
Nazwała go Miodzio,
A zdaniem Króla, był on najsłodszym dzieckiem na świecie
A władcy nikt nie śmiał sie sprzeciwić
Tak oto świat poznał
Miodzia Słodkiego, Najsłodsze Dziecie Na Świecie!
Księciu niczego nie brakowało
Mógł się bawić do woli
Rozkazem Króla, nikt niczego mu nie odmawiał
A w szczególności, słodyczy.
Jadł bardzo wiele czekoladek i ciast
Tak dużo, że nadworny cukiermistrz nie nadążał z ich pieczeniem!
Królowa przestrzegała Miodzia przed namiarem słodkości
Że szkodzi na zęby
Ale rosnący jak na drożdżach tuptuś
Nie słuchał swojej mamy tak długo, aż zaczęły go boleć mieczne zęby
I nieszczęśliwy stał się nasz Książe
I cały dwór skakał wokół niego, aby mu dogodzić
(niektórzy skakali w kółko, nawet robiąc salta)
Ale niewiele to pomagało
Król po naradzie decyzją władcy
Ogłosił, że zabrania wszystkim zębom na dworze
Boleć do odwołania
Miodzio Słodki, posłuszny tacie przekonał zęby
Aby nie bolały i z czasem, gdy zaczął jeść zdrowo
Nie dokuczały mu już więcej.
"Tuptusiu mój Słodki" rzekła Królowa
"Nie wszystko co smaczne, jest zdrowe
Jedz owoce i warzywa, a urośniesz duży i silny, jak sam Król"
Tuptuś tuptał z radości wiedząc, jak będzie duży
I nie mógł się doczekać.
Po pewnym czasie, choć już chodził i skakał
Dość sprawnie, to jednak pozostawał mały
Chociaż dziwnym sposobem, wszyscy na dworze
(Gdy on był obok)
Stawali się mniejsi od niego...

* * *

Czas mijał, dzień za dniem Miodzio spędzał w pałacu
Często patrząc za okno
Oglądał jak mieszkańcy Mieczlandu
Skaczą z miejsca na miejsce
W codziennym pędzie.
Szczególnie lubił patrzeć
Jak bawią się inne tuptusie
Chociaż sam już przestał nim być
Podrósł i stał się berbeciem.
Berbecie są ciekawe świata
Wszędzie chodzą, o wszystko pytają
Sypiają, tylko z nudów
Grymaszą przy jedzeniu
I bardzo chcą mieć swojego zwierzaczka.
Dwór w prezencie urodzinowym
Ofiarował księciu cały park zwierzaków
Lecz Miodzio był niepocieszony.
"Chcę mieć przyjaciela!"
Żądał Książe, a dwór dwoił się i troił
Żeby takiego przyjaciela sprowadzić
Spytano nadwornego mędrca o radę
Ten przeciągnął dłonią kilka razy po brodzie
I rzekł: "Przyjaciele nie rosną na drzewach
Każdy sam ich znajduje i sam pielęgnuje
Ale że Miodzio, nie powinien wychodzić z zamku
To niech przyjaciel sam do niego przyjdzie!"
Dwór ogłosił ludowi, że szuka przyjaciół dla młodego księcia
Ustawiły się kolejki przed pałacem
I każdy miał szansę pokazać się księciu
Oj kogo to tam nie było!?
Był przedni szermierz, Wujcio Szybkie Ostrze
Co potrafi mieczem pokonać każdego
A i różyczki i inne kształty wytnie
Z owoców i warzyw,
Śmiał się przy tym i dowcipkował
Kręcąc zawadiackim wąsikiem
Kolejnego sprowadzono szamana
Z Dzikiej Puszczy
Tak dzikiej, że nikt tam mówić nie potrafi po mieczowemu
I na każde pytanie, opalony, chudy szaman
Śmiesznie ubrany w pióra
Odpowiadał: "Papajo", rozglądając się zdzwiony po sali
Gdy go zapytano skąd przybywa
Zaczął udawać różne zwierzęta
Małpę, pumę, krokodyla i co najlepiej mu się udawało – papugę.
Lecz trzeci gość był najbardziej osobliwy
Oto w wielkim akwarium na kółkach
Do Sali Tronowej przybył elegencki jegomość w kapeluszu.
Wjechał on rydwanem, złożonym z akwarium na kółkach,
zaprzężonego w dwa, wielkie ślimaki.
Ani dwór ani Miodzio Słodki nie widział nigdy łososia w garniturze
A szczególnie takiego, co potrafiłby robić salta i inne sztuczki!
"Skacze jak delfin" mówili jedni
"A jaki ma ładny garnitur" szeptali drudzy
Miodzio Słodki klaskał z radości, widząc tak wesoło pluskającą rybę.
Król ciesząc się uśmiechem syna
Chciał już kończyć występy
Gdy nagle wypchnięty z tłumu gapiów
Wyszedł przed majestat dworu
Mały chłopiec.
Był cały brudny i wstydził się spojrzeć na Księcia
Miał rozczochrane, kasztanowe włosy
I duże, brazowe oczy, chodził w dziurawym ubranku.
Dwór spojrzał podejrzliwie na chłopca, co nie dodawało mu odwagi.
Spytał po chwili Herold: "Czy ty też chcesz być przyjacielem Księcia?"
"Tak..." ledwie odpowiedział malec
"A w czym możesz zaciekawić Księcia?"
Chłopiec milczał, robiąc kilka kroków w tył.
"Ma dobre serce" zawołała jego mama z tłumu
"I zawsze był pociesznym i słodkim dzieckiem..."
Na te słowa przeraził się dwór
A Król wstał z tronu
Chłopiec przestraszony prawie już chciał uciec
Lecz zatrzymała go straż.
Miodzio Słodki krzyknął głośno, choć uspokajała go Królowa
"Tylko ja jestem słodki!"
Strażnicy pochwycili i rodzinę chłopca a tłum się przestraszył
Biadali co to będzie i co to będzie
Obawiali się, że Król skruci ich wszytskich o głowy.
Lecz tak się nie stało
Chłopiec wyrwał się strażnikom
I pobiegł przed siebie a zdzwiony Książe nawet nie drgnął.
Malecz wtulił się w księcia, po czym patrząc mu prosto w oczy
(a było one wielkie i pełne łez)
Powiedział: "Nie rób nam krzywdy".
Wszyscy wstrzymali oddech.
Ani jedna głupia myśl, nie latała po sali.
Książe przyjrzał się oczom chłopca
I zrozumiał, że on również był bardzo słodki.
Książe z płaczem uciekł do swojego pokoju
Za nim pobiegła Królowa
Za nią pobiegł dwór
A za nimi Łosoś i Szaman z Wujciem, pchający akwarium.
Miodzio zdjął buta i rzucił nim o ścianę
Mówiąc, że "Nie chcę złotych butów
Nie są słodkie!
Ani korony, bo też nie ma smaku
Ani tych głupich ubrań
Wszystko to głupie
Mama mnie oszukała
Nie jestem najsłodszy na świecie!"
Królowa zamknęła drzwi
I usiadła obok Miodzia
Chciała go przytulić, lecz ten się bronił
"Kłamczucha!" mówił
"Ten chłopiec ma piękne oczy
I jest słodszy niż ja
Aż mi wstyd, że jestem księciem"
"Miodziu, ten chłopiec, dwór i sam Król
Uważają, że słodszego poza Tobą nie ma na świecie."
"Nie prawda"
"Chłopiec nazywa się... Jesienny Liść"
"Liść..."
"Liście nie są słodkie"
"Ale bywają złote jak miód"
"On bardzo chcę zostać Twoim przyjacielem"
Miodzio kazał wezwać chłopca
Wcześniej do sali wcisnęli się łosoś i szaman
Ryba, o dziwo, dreptała ochoczo, lecz powoli
W końcu płetwami nie chodzi się tak łatwo, jak w butach.
Na każde pytanie Miodzia, łosoś cmokał w powietrzu
A szaman opowiadał: Papajo, czasem wesoło gdacząc jak kura.
Miodzio złościł się z początku,
A potem śmiał się z każdej odpowiedzi
Łosoś zachwycony zrobił salto w powietrzu i ukłonił się nisko.
Wszedł chłopiec wraz z jego mamą, za nimi stała Królowa.
"Myliłam się, mości Książe" powiedziała mama Jesiennego Liścia

"Tylko Ty jesteś słodki, a mój syn jest... poprostu sympatyczny
Jestem pewna, że się polubicie"
Chłopiec przytaknął, Książę sprzeszony, zarumienił się
I przytulił nowego przyjaciela.
Wujcio Szybkie Ostrze, widząc radość zebranych
Przyniósł wszystkim jabłka w kształcie pączków róży
I każdy zajadał je ze smakiem.
Nawet Alfred Łosoś skusił się na jedno.


Miodzio Słodki, czyli najsłodsze dziecię na świecie (R. II - Historia Alfreda Łososia, cz. II)

Dawno, dawno temu
W pięknym Jeziorze, nieopodal Mieczogrodu
Mały Alfred Łosoś
Postanowił wyruszyć na suchy ląd
I opuścić wodny świat
Do tego jednak, potrzebował się dobrze przygotować.

Uczył się pilnie i okazało się, że już po kilku tygodniach
Prześcigał pangi, tuńczyki i szprotki
W ich ulubionych zajęciach.
Po jakimś czasie, liczył nawet sprawniej od śledzi.

Nauczyciele byli zaskoczeni ta nagłą zmianą,
Bo nie zdarzyło się jeszcze, aby jeden łosoś
Tak wiele potrafił.
Inne łososie poszły w jego ślady i zamiast lenić się
I pływać bez celu,
Zaczęły wiecej czytać.

Alfred polubił wszystkie przedmioty
Ale w szczególności spodobała mu się "Mieczologia"
Czyli wiedza na temat Mieczy i ich świata.
Tak oto poznawał każdą dobrą książkę na ten temat
I nawet jego nauczyciel, nie najmłodszy już Vincent
Którego łuski robiły się srebrne na starość,
Dziwił się co i raz, gdy słuchał opowieści Alfreda.

Nasz przyjaciel, Łosoś, zdawał sobie sprawę
Że ryby czują się dobrze tylko w wodzie
Bez niej, nie mogą zbyt długo oddychać
Ani sprawnie się poruszać.
Gdy mówił nauczycielom, że wierzy w to, że ryba
Może poruszać się na lądzie, nikt mu nie wierzył.
Alfred nie zmieniał zdania.

Skończył szkołę, jako najlepszy uczeń w szkole
I opuścił rodzinny dom na płyciznach,
Płynąc wgłąb Jeziora, do Podwodnego Miasta.
Jakże niezwykłe to było miejsce!
Domki zrobione z morskich gąbek, glonów i muszli
Miały różne kolory, a jeden był piękniejszy od drugiego
I chociaż było tam trochę ciemniej niż w jego stronach
To perły, świecące słonecznym światłem
Pozwalały czuć się bezpiecznie.

Niektóre ryby wyglądały naprawdę dziwnie
Ale skoro były dobrze wychowane
I ciekawie się z nimi rozmawiało,
To Alfred polubił je bardzo
Pomimo ich ostrych zębów
I dziwnych oczu.

Alfred Łosoś, jako jeden z niewielu Łososi w historii
Został studentem Podwodnego Uniwersytetu
Na początku uczył się wiele różnych rzeczy
A jednak nie miała z drugą za wiele wspólnego
Potem jednak, gdy przebrnął przez wiele książek
Zwojów, rozmów i ćwiczeń
Mógł zająć się tym, co go naprawdę interesowało.
Chciał on wymyślić sposób na poruszanie się po suchym lądzie.

Gdy siedział w Podwodnej Bibliotece
Na jednej z muszelkowych książek
Znalazł rysunek dziwnego przedmiotu
Używanego przez Mieczy
Słyszał o nim już kiedyś
Ale myślał, że to tylko legenda.
Było to mianowicie - akwarium.

W takim szklanym naczyniu,
Ryba może być w wodzie
Ale już nie w Jeziorze!
A gdzie tylko chce!
Pomysł z akwarium wydał się Alfredowi cudowny,
Postanowił je odnaleźć!

Pytał każdą wędrowną rybę i badacza
Czy widział coś podobnego do akwarium
Aż jedna szprotka odrzekła: "Znam takie coś,
Widziałem na zatopionym statku!"
"To cudownie, jestem Alfred"
"A mnie nazywają Szprot, bo szprotka brzmi dziewczęco, a jak słynne z męstwa!"
Szprot postanowił pomóc Łososiowi
W zamian za naukę liczenia
Szprot był bowiem piratem
I łupił skarby z zatopionych statków
Ale, że słabo dodawał i odejmował
To nie wiedział nawet, ile ich ma.

Podróż nie była bez przygód
Trochę się zgubili w międzyczasie
Ale ślimak morski
Pokazał im właściwą drogę
Alfred zaproponował mu, aby wyruszył razem z nimi
Lecz ślimak wyjaśnił, że wybrał się w długa podróż dookoła Jeziora
I jeśli się nie pośpieszy, to zima go zastanie, zanim ją zakończy.

Tak oto Łosoś i Szprot dotarli do zatopionego statku
"Miecze też mają piratów, ale oni potrzebują drewnianych ryb,
Aby pływać po Jeziorze"
Wyjaśnia Szprot
"Raz była bitwa na Jeziorze i statek zatonął,
Mieczowi Piraci wyskoczyli za burtę
I dopłynęli do brzegu
A skarby zostały,
Czasem jakiś Miecz, co dobrze pływa
Nurkuje w te strony
Ale, że krótko oddycha w wodzie
To nie znajdzie wszystkiego"

Wpłynęli do środka statku,
Było tam wiele dziwnych przedmiotów
Wiele z nich Alfred znał z książek,
Jednak Łososia interesowało tylko akwarium.
W jednym z pokojów
Znalazł dwie długie igły
I cztery guziki.
Zabrał je, czując, że mogą mu się przydać.

Nagle, wpływając do pokoju Kapitana Statku
Znaleźli koło steru statku akwarium... ale w nim była ośmiornica.
Różowa ośmiornica wypełniała głową akwarium
Patrząc zdziwionymi oczami na rybki.
"Uważaj" mówi Szprot
"Ośmiornice i meduzy potrafią oparzyć"
"Droga Ośmiornico" przemówił Alfred
"Bardzo potrzebne mi to akwarium, w którym przebywasz"
"To mój dom" odpowiada Ośmiornica
"I czuje się w nim bardzo dobrze
W sam raz mnie mieści"
"A czy potrafisz z niego wyjść?" pyta Alfred
"Bo jeśli nie, to zostaniesz w nim na zawsze,
A wtedy nie znajdziesz nic do jedzenia"

Ośmiornica spróbowała wyjąć głowę z akwarium
Alfred miał rację, pomimo silnych macek,
Nie mogła wyjść na zewnątrz.
"No to utknęłam" westchnęła Ośmiornica
"Nie martw się" odrzekł Łosoś "Pomożemy Ci"
"Trzeba będzie rozbić Akwarium" wytłumaczył Szprot
"Ale ja nie potrafię złożyć go z powrotem!"
Alfred zmartwił się, lecz skoro postanowił pomóc
To chciał dotrzymać słowo.
Postanowili zrzucić akwarium ze stołu
Na którym leżało.
Akwarium nie rozbiło się o ziemię,
Ale Ośmiornica tak się wystraszyła, że coś jej się stanie
Że wyskoczyła z niego w oka mgnieniu!

"Dziękuje Wam, rybki" odrzekła Ośmiornica
Chciała ich ścisnąć z radości, ale nie byłby to dobry pomysł...
"Czy moge się Wam jakoś odwdzięczyć?"
"Pomóż nam przenieść akwarium do Podwodnego Miasta
Jest niedaleko" odpowiedział Szprot.
"Z checią"

Tak oto wyruszyli do miasta, biorąc ze sobą Akwarium
dwie igły i cztery, jednakowe guziki.
"Czytałem kiedyś mieczową bajkę
O Kopciuszku
Była ona mieczową dziewczynką
Która bardzo chciała się wybrać na bal, aby poznać Księcia
Przybyła do niej wróżka
I dała jej odpowiedni strój
Powóz
A powóz wyglądał na obrazku jak akwarium
Z przyczepionymi od spodu guzikami
A napędzały go konie, podobne do koników morskich
Ale poza ogonem, miały cztery nogi!"

Tak oto na Podwodnym Uniwersytecie
Inne ryby pomogły Alfredowi zbudować karocę
A akwarium, guzików i igieł.
Nie było to trudne, lecz do zaprzęgu
Potrzebne były koniki.
Alfred przekonał dwa koniki, aby spróbowały swoich sił
I pociągnęły karocę.
Jednak, po wielu próbach, nie dały rady, było to dla nich za ciężkie.

Po kilku dniach, Alfred przypomniał sobie ślimaka – obieżyświata
I pomyślał, że skoro był on taki dzielny
To może znalazłby się silne ślimaki
Co by pociągnęły karocę!
Tak oto Szprot i Łosoś
Popłynęli na drugi koniec Jeziora
I mijając po drodze, zaprzyjaźnionego ślimaka.

Tam, dwa ślimaki, też ciekawe świata, jak Alfred
Podjęły wyzwanie i pociągnęły karocę.
Udało się, Akwarium ruszyło
A Alfred po wielu przygodach, mógł ruszyć w świat!

Źródło: instytutarete.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Hołownia chce zostać prezydentem bez wyborów

Marszałek Szymon Hołownia uznał, że wybór prezydenta w 2025 r. może nie zostać uznany z powodu rzekomej wadliwości Izby Kontroli Nadzwyczajn...