poniedziałek, 15 stycznia 2024

Kobieta w garach

 

Kobieta w garach


Ostatnimi czasy obserwując debatę publiczną, oraz rozmawiając z ludźmi przeróżnych profesji i zainteresowań, odnoszę wrażenie, że obraz poglądów na temat kobiet reprezentowany przez różne strony kompasu politycznego jest mocno spolaryzowany i często błędny.

Znaczna większość ludzi, a zwłaszcza tych niezainteresowanych bezpośrednio doktrynami politycznymi, społecznymi, czy religijnymi, utożsamia dobre traktowanie kobiet jednoznacznie z ruchami o charakterze lewicowym i postępowym, a szeroko pojętą prawicę, w tym katolików (zwłaszcza tych tradycyjnych), ze sceptycznym, a często wręcz pogardliwym podejściem do płci pięknej.

Innymi słowy, mocno upraszczając takie rozumowanie: „prawica dla kobiet chce źle, a lewica dobrze”.

Sprawa ta jest jednak dużo bardziej skomplikowana, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Nad kwestią podejścia do kobiet przez środowiska progresywne obyczajowo, pochylę się dokładnie w dalszej części tekstu, w następnych kilku akapitach natomiast, postaram się wyjaśnić, skąd wywodzi się błędne pojęcie o pozycji kobiet w konserwatywnej filozofii życia.

Przede wszystkim za pogląd uznawany jakoby przez środowiska konserwatywne, w tym katolickie, uchodzi ten, że kobiety uważane są za istoty podrzędne względem mężczyzn, odpowiadają często osoby, które kojarzone są z prawicą czy konserwatyzmem, ale tak na prawdę często nawet się z tymi poglądami nie utożsamiają!

Przykładem może być Ronald Lasecki, który sam określa się jako neotrybalista, oraz zwolennik „cywilizacji pierwotnych”, czego nie można nijak utożsamić z konserwatyzmem, a tym bardziej katolicyzmem (przynajmniej przy takim stopniu zaawansowania tych idei jak u pana Ronalda, który zresztą sam uważa konserwatyzm za ideologię „systemową”, z czym ma czasami rację, ale dziś nie o tym), a który jest autorem znanych przez chwilę w całej Polsce, za sprawą pewnej konferencji, słów o tym, że w zdrowym układzie kobieta powinna być traktowana jako element dobytku mężczyzny.

Są to również różnej maści celebryci internetowi, tacy jak popularni niedawno bracia Tate, którzy pomimo że ich poglądy (zwłaszcza te dotyczące moralności), są bardzo dalekie od tych uznawanych za konserwatywne, są często nazywani w mediach „prawicowcami”, „konserwatystami” czy „przedstawicielami skrajnej prawicy”, a którzy również o kobietach wypowiadali się często w bardzo negatywnym świetle.

Od zawsze kobiety pełniły ważną rolę w naszym kręgu cywilizacyjnym, która nie polegała bynajmniej jedynie na rodzeniu dzieci i opiekowaniu się domem, jak to dziś próbują przedstawić niektórzy krytycy przeszłości Europy. Zresztą, z katolickiego nauczania, o które oparty był właściwie cały Okcydent, wynika wprost, że kobiety są co do godności równe mężczyznom, różnią się jednak predyspozycjami i z tego względu, wykonywały one w przeszłości inne zadania i pełniły inne funkcje, co obecnie jest przedstawiane jako „dyskryminacja”.

Aby zrozumieć to dlaczego dawniej niewiele kobiet było u władzy, prowadziło przedsiębiorstwa, czy dostawało się na uczelnie wyższe, należy zrozumieć, jak dawniej wyglądało życie przeciętnego zjadacza chleba. Napady z bronią w ręku, czystki etniczne, głód, epidemie, czy wieloletnie wojny – przed erą rewolucji przemysłowej, czyli de facto przed pojawieniem się pierwszych ruchów feministycznych, były normą.

Człowiekowi żyjącemu obecnie, posiadającemu dostęp do darmowej służby zdrowia, taniego jedzenia, publicznych toalet oraz butelkowanej wody, trudno jest sobie wyobrazić z jakiej skali problemami musieli mierzyć się ludzie tamtych czasów.

Faktem jest, że mężczyźni wykazują się przeciętnie dużo lepszą od kobiet sprawnością fizyczną (co widać również i dziś, chociażby przy porównywaniu osiągnięć sportowych obu płci), oraz, że w sytuacjach groźnych, dużo szybciej podejmują decyzje, oraz mają mniejsze skłonności do bardzo emocjonalnych reakcji, czy wpadania w panikę. Ponadto, wśród mężczyzn znajdziemy dużo więcej (również proporcjonalnie do reszty populacji) osób o umysłach analitycznych, nie bojących się ryzyka, używania siły, czy ponadprzeciętnie inteligentnych.

Nie powinien więc dziwić nikogo fakt, że najważniejsze stanowiska pełnione były niegdyś przez mężczyzn właśnie. Byli oni zazwyczaj po prostu najsilniejsi lub najinteligentniejsi z całej grupy, a zarazem posiadali naturalną dla mężczyzn potrzebę dominacji, co pozwalało na najskuteczniejsze dbanie o interesy rodziny, wioski, czy też nawet narodu. Ustępliwa kobieta, zwłaszcza taka o dobrym sercu, poddająca się swoim emocjom, nie byłaby raczej najlepszym wyborem do piastowania roli przywódcy.

Warto zauważyć też, że gdy pojawiały się spokojniejsze warunki życia, a co za tym idzie znikała konieczność podejmowania decyzji bardzo gwałtownych, czy używania siły, kobiety wysuwały się mocno do przodu. Na dworach arystokratycznych oraz królewskich, a później w coraz większym odsetku domów, które powoli się bogaciły, podwyższając tym samym standard życia członków swoich rodzin, kobiety pobierały lekcje języków, czy gry na instrumentach, podróżowały, oraz brały czynny udział w życiu towarzyskim i kulturalnym. Miały też, co prawda nieformalny, ale jednak dość znaczny wpływ na politykę. Za wieloma decyzjami królów i magnatów, kryły się rady ich żon, czy matek. „Ucywilizowanie się” naszych warunków życia, spowodowane rozwojem techniki, pozwoliło kobietom na pracę również w męskich zawodach.

Wracając jednak do tego, jak postrzegane są rodziny tradycyjne, warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną genezę negatywnego ich obrazu, jaką jest protestancki model rodziny, przybyły do nas między innymi za sprawą kultury masowej, głównie holywoodzkich filmów, oraz niektórych jego zwolenników, takich jak np. małżeństwo państwa Wilkoszów (swoją drogą mormonów).

Otóż w owym modelu rodziny, ideałem kobiety jest tzw. „tradwife” (z angielskiego – żona tradycyjna), czyli kobieta, która jest podległa swojemu mężowi, zajmuje się w zasadzie tylko domem i nie ma głosu w sprawach rodzinnych. Podejście takie wynika wprost z nauki protestanckiej, zarówno w przypadku luteranizmu, jak i różnych późniejszych odłamów, powstałych w trakcie reformacji, lub już po jej zakończeniu. Pisarze protestanccy bardzo często pisali o dbaniu o posłuszeństwo kobiet, stosunki z żoną porównywali do stosunku jeźdźca z koniem.

Do dziś, pomimo praktycznego uwolnienia kobiet, również w większości kościołów protestanckich, przetrwały w zwyczajach ludzkich pewne relikty tego podejścia, jak na przykład prowadzenie panny młodej do ołtarza przez jej ojca, które to niestety przeniknęło z zachodu, głównie za pośrednictwem filmów, również do nas. Ta z pozoru niewinna tradycja, kojarząca się większości kobiet zapewne jedynie z ulubionymi romansami, w której ojciec kobiety przekazuje jurysdykcję nad nią jej przyszłemu mężowi (bo taka jest geneza tego zwyczaju), stoi w absolutnej opozycji do tradycji katolickiej, w której to małżonkowie, jako równi sobie idą do ołtarza razem.

Z przykrością obserwuję u niektórych osób, uważających się za konserwatystów, a często katolików, również w moim najbliższym otoczeniu, adaptację wyżej wymienionych zwyczajów. Islamskie, protestanckie, plemienne, czy jakiekolwiek inne podejście do kobiet, w którym traktuje się je jako istoty podrzędne, jest niezgodne z nauczaniem katolickim. Pomimo tego, że dla mnie wydaje się to oczywiste i łatwe do udowodnienia, przy użyciu zaledwie kilku fragmentów Biblii, czy pism Ojców Kościoła, nie wszyscy zdają się to rozumieć.

Pojąć należy, że ciągła radykalizacja, w nieokreślonych kierunkach, niekoniecznie dąży do katolicyzmu. Często jest wręcz przeciwnie, a zmiany poglądów wynikają z ataków przez środowiska lewicowe i są oparte o nie rozumowanie, ale o czysto emocjonalne podstawy.

Swoją drogą ironiczne jest to, że środowiska które najgłośniej krzyczą o tym problemie, są często za niego w dużej mierze odpowiedzialne. Normalizacja prostytucji, wpychanie kobiet do typowo męskich zawodów – to domena środowisk lewicowych i feministycznych.

Gdy pochylimy się nieco dłużej nad głoszonymi przez nie ideami, okaże się, że wynikają one nie z chęci poprawy życia kobiet i przeświadczenia ich wartości, jakby się w pierwszej chwili mogło wydawać, a z zupełnie przeciwstawnego, niskiego poczucia własnej wartości. Ruchy popychające kobiety do ubierania męskich ubrań, wchodzenia w męskie zawody i zachowywania się jak mężczyźni, tak naprawdę udowadniają swoim podejściem, że ich zdaniem panowie są lepsi od kobiet, a więc powinny się one do nich możliwie najbardziej upodobnić.

Z kolei ruchy popychające do prowadzenia rozwiązłego trybu życia, lub w skrajnych przypadkach do prostytucji, mimo że głoszą hasła o „uwolnieniu kobiet”, pozbyciu się „wstydu” spowodowanego przez mityczny patriarchat, w rzeczywistości nakłaniają kobiety do stania się zabawkami seksualnymi niewyżytych, niemoralnych mężczyzn. Szukając jednorazowego współżycia, lub pobierając za nie pieniądze, sprowadzają swoje ciało do poziomu narzędzia, dostępnego dla każdego, kto ma wystarczający urok osobisty, lub odpowiednio zasobny portfel, tym samym obniżając często swoją samoocenę i doprowadzając do trwających później lata problemów psychicznych, wyrzutów sumienia itd.

Gdy przemija okres ich początkowej satysfakcji ze zmiany sposobu życia na dużo bardziej rewolucyjny (o ile taki w ogóle wystąpi), orientują się, że większość z tych mężczyzn, z którymi się spotykały nie była zainteresowana ich osobowością, a jedynie patrzyła na nie przez pryzmat ich ciała, ich motywacje były czysto seksualne, podejście do przedmiotowe. Czy to właśnie nie z tym chcą wciąż walczyć środowiska feministyczne? Czy to nie o seksualizacji, molestowaniu, przedmiotowym traktowaniu ciągle mówią?

Można by to skwitować parafrazą starego powiedzenia: „feminizm bohatersko zwalcza problemy, które sam sobie tworzy”. Nie dajcie się więc, drogie panie i panny, złapać w pułapkę, jaką na was zastawiono i nie idźcie ani w kierunku rozwiązłego stylu życia, ani prostytucji, bo nie osiągniecie w ten sposób swojego „wyzwolenia”, a jedynie problemy psychiczne, i być może również fizyczne.

Krótko już podsumowując, podrzędna względem mężczyzn pozycja kobiety, zarówno w rodzinie, jak i ogólnie rozumianym życiu społecznym, nie jest czymś co kiedykolwiek było jedną z podstaw konserwatywnego rozumowania, a podejście takie, przyszło do nas z innych kultur i jeśli ktoś uważa się za konserwatystę, a zwłaszcza katolika, powinno zostać przez niego potępione.

Nie wszystko co jest atakowane przez środowiska lewicowe (a złe traktowanie płci pięknej jest, przynajmniej w teorii), oraz liberalne jest z gruntu dobre – a przynajmniej nie traktowałbym tego, jako głównego kryterium przy ocenianiu danych idei czy zachowań. Nie kierujmy się emocjami, ale starajmy się kierować rozumem, wspieranym przez teksty naszych autorytetów. W przeciwnym razie, możemy popaść w różne, bardzo niezdrowe zachowania i zacząć prezentować oderwane od rzeczywistości poglądy, co niestety może mieć również wpływ na nasze teraźniejsze, jak i przyszłe życie.

Witold Zołoteńki
https://konserwatyzm.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zbrodnicze małżeństwo Graffów

W piśmie z 19 listopada 1953 roku prokurator Alicja Graff wymieniała zarzuty wobec płk. Wacława Kostka-Biernackiego:  „Od 1931 r. do 31 sier...