wtorek, 31 stycznia 2023
Rosja dzięki zachodnim sankcjom stanie się silniejsza..
Rosja dzięki zachodnim sankcjom stanie się silniejsza..
09.01.2023r
Nowy rok 2023 powinien być dla Rosji punktem zwrotnym w zakresie modelu gospodarczego. Kraj musi dostosować się do ubiegłorocznego masowego exodusu zachodnich firm z naszego rynku i wznowić produkcję w zakładach produkcyjnych pozostawionych przez zachodnie firmy.
Przekazanie setek fabryk pod zarząd i kontrolę państwa i firm rosyjskich tylko wzmocni nasz kraj. W przyszłości zwiększy to odliczenia podatkowe do budżetu i pozostawi lwią część zarobionych środków w Federacji Rosyjskiej.
I tak to się właśnie robi, przeciwnik sam pozbawił się profitów, teraz pozostaje tylko spokojnie pracować, i liczyć pieniądze.
Zakaz nałożony przez kolektywny Zachód na eksport produktów high-tech do Rosji daje rosyjskim firmom szansę na otrzymanie dużych państwowych zamówień na produkcję obrabiarek, urządzeń inżynieryjnych, turbin gazowych i silników lotniczych.
I o to właśnie chodziło.
Wprowadzony przez państwo zakaz korzystania z oprogramowania zagranicznego i importowanych programów komputerowych pozwoli w krótkim czasie do 2024 roku stworzyć rodzime odpowiedniki.
W 2014 roku wojna sankcji między Unią Europejską a Rosją doprowadziła do powstania naszego przemysłu rolnego. W efekcie do 2021 roku eksport rosyjskiej żywności do krajów UE przekroczył jej import. Rosja z importera netto stała się eksporterem netto produktów rolnych.
I kto by pomyślał? A jeszcze kilka lat temu Rosja większość żywności importowała z Zachodu.
Nowe zachodnie sankcje gospodarcze powinny doprowadzić do rozwoju rosyjskiego przemysłu obrabiarek, inżynierii mechanicznej, motoryzacji i mikroelektroniki.
I tak też będzie!
Nowy Rok będzie także początkiem realizacji dużych inwestycji w rozbudowę infrastruktury transportowej na północy i południu Rosji, a także na Dalekim Wschodzie.
Wszystko już jest w realizacji.
Głównymi szlakami handlowymi dla rosyjskich firm w przyszłości będzie międzynarodowy korytarz transportowy Północ-Południe, a także Północna Droga Morska.
Zgadza się.
Jeśli chodzi o prognozy makroekonomiczne, to generalnie są one bardziej pozytywne w stosunku do roku 2022.
Prognozuje się, że do końca 2023 r. inflacja wyhamuje do 5%.
Spadek rosyjskiego PKB nie przekroczy 1% z perspektywą dalszego wzrostu w 2024 roku do 2%.
Kurs rosyjskiego rubla prawdopodobnie będzie mógł ustabilizować się w pobliżu obecnych wartości z perspektywą jego umocnienia w drugiej połowie 2023 r. w związku ze wzrostem światowych cen ropy i gazu.
Póki rosyjska gospodarka jest w fazie rozwoju, silny rubel musi poczekać, potrzebne są wpływy do budżetu, a to że większość produkcji odbywa się w Rosji, na inflację nie będzie mieć większego wpływu.
A gdzie mają produkować? W Niemczech?
A gdzie mają produkować? W Niemczech?Niemcy od Rosji dostawały gaz średnio w cenie 150 dol za tys m3, dzisiaj kupują średnio za 1500 dol za tys m3, na dłuższą metę jest to nie do utrzymania, żadna firma tego nie wytrzyma, dlatego wkrótce i tak będę negocjować z Rosją, oczywiście na tym wszystkim chce žerować pisowska Polska, gnębiąc Niemcy o reparacje, pisiory wyczuły słabość Szkopów i chcą to wykorzystać, najlepiej jakby Niemcy oddały całe uzbrojenie dla banderozy, wtedy pisuar mógłby swoimi czołgami postraszyć niemiaszków.
Wszystko i tak wyrówna cyfrowy rubel, który wkrótce wejdzie do obiegu.Cyfrowy rubel może stać się jednostką rozliczeń międzynarodowych..
09 stycznia 2023rBank Centralny Federacji Rosyjskiej wprowadził metody płatności międzynarodowych w cyfrowym rublu.
Poinformował o tym Kommersant, powołując się na informacje regulatora.
Pierwsza metoda, nazwana przez Bank Centralny, to umowa zawierana między państwami w celu zjednoczenia platform do obiegu walut cyfrowych. Wtedy każda z platform będzie mogła wymieniać pieniądze i przekazywać je zgodnie z ustalonymi zasadami. Drugi sposób polega na uczestnictwie krajów w jednym systemie integracyjnym z uniwersalnymi protokołami i standardami.
Rosyjski Bank Centralny przygotowuje również ramy legislacyjne dotyczące korzystania z cyfrowego rubla, mówi prezentacja.
Dalej..Ustanowienie Banku Rozwoju zwiększy wykorzystanie walut narodowych w SOW
09.01.2023rJak powiedział sekretarz generalny SCO Zhang Ming w rozmowie z RIA Novosti, specjalnie powołana grupa ekspercka przedstawicieli banków centralnych państw członkowskich Szanghajskiej Organizacji Współpracy pracuje nad wdrożeniem planu zwiększenia wzajemnych rozliczeń w walutach narodowych.
Zaznaczył, że długoterminowe perspektywy współpracy handlowo-gospodarczej w ramach SOW wiążą się z koniecznością stopniowego przechodzenia do swobodnego przepływu towarów, kapitału, usług i technologii. Istotnym czynnikiem w tym kontekście jest konsekwentne rozszerzanie przez państwa członkowskie praktyki stosowania walut narodowych we wzajemnych rozliczeniach.
Podczas wrześniowego posiedzenia Rady Szefów Państw Członkowskich SOW w Samarkandzie przyjęto plan stopniowego zwiększania udziału walut narodowych we wzajemnych rozliczeniach państw członkowskich SOW.
„Dziś na porządku dziennym jest praktyczne wdrożenie tego dokumentu” – podkreślił Zhang Ming . – Odpowiednie prace prowadzone są w ramach specjalnie utworzonej i regularnie spotykającej się grupy eksperckiej, reprezentowanej przez przedstawicieli banków centralnych państw członkowskich. Kwestie rozszerzenia wykorzystania walut narodowych są również promowane na platformie SCO Interbank Association, publicznej struktury utworzonej w celu zorganizowania mechanizmu finansowania i bankowania projektów inwestycyjnych wspieranych przez rządy państw członkowskich SCO.
Aktualne jest dziś rozszerzenie wykorzystania walut narodowych w operacjach finansowania handlu, intensyfikacja prac nad stworzeniem systemu płatności transgranicznych w walutach narodowych oraz wymiana odpowiednich informacji finansowych. Oczywiście wypracowanie akceptowalnych przez wszystkie strony mechanizmów finansowania projektów inwestycyjnych, utworzenie Banku Rozwoju i Konta Specjalnego SCO pomoże wypełnić praktyczną interakcję nową treścią.
Przypomnę, że produkcja i sprzedaż ropy w Rosji, za 2022r, była o kilka procent wyższa, jak w 2021r, a średnia cena za baryłkę wyniosła 78 dolarów.
W Rosji pozostało ponad 75% zagranicznych firm
W Rosji pozostało ponad 75% zagranicznych firm
75,9 procent zagranicznych firm pozostało na rosyjskim rynku, poinformował marszałek Dumy Wiaczesław Wołodin w swoim kanale w Telegramie.
Ta decyzja mówi wiele: oni wierzą w dobre perspektywy rozwoju gospodarki naszego kraju, są zadowoleni z klimatu dla biznesu. Ci, którzy odeszli, ponoszą miliardowe koszty – napisał Wołodin.
Zwolnione nisze zajmują przedsiębiorstwa krajowe i zwiększają wielkość produkcji, zaznaczył polityk. Na przykład produkcja odzieży wzrosła w Rosji o 42 procent, a produkcja leków o 15 procent.
Jak dodał Wołodin, ważne jest, by biznes był zorientowany na kraj, a zarobione pieniądze zostawały w kraju i służyły jego rozwojowi.
Wiele zagranicznych firm, pod presją sankcji, ogłosiło wycofanie się z Rosji po rozpoczęciu specjalnej operacji wojskowej. Jednak niektórzy, jak amerykańska sieć McDonald’s, przekazali prowadzenie działalności lokalnym partnerom i nadal działają pod nowymi szyldami. Inni negocjują sprzedaż wszystkich aktywów. Domy mody i grupy modowe – Prada, Hermes, Kering, LVMH, Chanel – tymczasowo zamknęły swoje butiki w Rosji. W segmencie masowym również wiele marek zniknęło z szyldów: H&M, Uniqlo, M&S, Zara, Pull&Bear, Massimo Dutti, Bershka, Stradivarius, Oysho, Reserved, Cropp, House, Mohito i Sinsay, Nike, Adidas i Puma. Niektóre sklepy zostały już otwarte pod nowymi nazwami.
Najwięksi producenci sprzętu AGD i elektroniki również opuścili rynek rosyjski, ale ich produkty są importowane równolegle z krajów trzecich. W ten sposób odbywa się też import samochodów do kraju, ponieważ prawie wszystkie zagraniczne firmy samochodowe ogłosiły wstrzymanie dostaw do Rosji. Jednocześnie tylko Renault, Nissan i Mercedes oficjalnie opuściły Rosję, sprzedając tu swoje zakłady.
Sześćdziesiąt lat kpin z Ducha Świętego.
Sześćdziesiąt lat kpin z Ducha Świętego.
Konstytucja dogmatyczna o Kościele Soboru Watykańskiego I, Pastor Aeternus, zwięźle opisała rolę Ducha Świętego, jako Strażnika Prawdy w Kościele:
„Duch Święty został obiecany następcom Piotra nie po to, aby przez Jego objawienie mogli poznać jakąś nową naukę, ale po to, aby przy Jego pomocy mogli pobożnie strzec i wiernie wykładać Objawienie lub Depozyt Wiary przekazany przez Apostołów.” (Vaticanum I, Pastor Aeturnus)
Stwierdzenie to wyznacza granice uprawnionego działania papieskiego, ale również jasno określa, że Duch Święty nie pobudza Kościoła do zmiany Jego nauk. W związku z tym, jeśli papież lub jakikolwiek inny katolik twierdziłby, że Duch Święty prowadzi Kościół do przyjęcia nowych nauk, powinniśmy automatycznie podejrzewać taką osobę o szerzenie fałszu.
Ogromna większość biskupów zgromadzonych na Soborze Watykańskim II nie wiedziała o tym, że inna, stosunkowo niewielka grupa biskupów i teologów pragnęła zmienić nauczanie Kościoła. Co więcej, większość wiernych biskupów prawdopodobnie myślała, że Duch Święty ochroni Sobór przed wprowadzaniem jakichkolwiek antykatolickich nowinek.
Wydaje się jednak, że mimo tego, ci biskupi powinni byli dostrzec niebezpieczeństwo, gdy usłyszeli Pawła VI dyskutującego o roli niekatolickich kościołów na Soborze Watykańskim II:
„Czcigodni Bracia, z radością i ufnością musimy zauważyć, że rozległy i różnorodny krąg oddzielonych chrześcijan jest przeniknięty duchowym ożywieniem, które dodaje otuchy, w odniesieniu do ich zjednoczenia w jednym Kościele Chrystusa. Błagamy, aby Duch Święty tchnął na „ruch ekumeniczny” i przypominamy sobie wzruszenie i radość, jakie odczuwaliśmy w Jerozolimie podczas naszego przepełnionego miłością i nową nadzieją, spotkania z patriarchą Athenagorasem. Z wdzięcznością i szacunkiem pozdrawiamy wielu przedstawicieli Kościołów odłączonych na Watykańskim Soborze Ekumenicznym II.” (Paweł VI, Ecclesiam Suam, 6 sierpnia 1964)
Paweł VI błagał Ducha Świętego o „tchnienie na ruch ekumeniczny”, ale ze słów zawartych w Pastor Aeturnus wiemy, że Duch Święty nie będzie pomagał papieżowi ani Kościołowi w tworzeniu „nowej doktryny”. Musimy się więc zastanowić, czy „ruch ekumeniczny” stanowił odejście od tego, czego Kościół zawsze nauczał.
W tej kwestii możemy sięgnąć do jednego z ważnych tekstów SW II związanych ze stosunkiem Kościoła do religii niekatolickich:
„Wszystko to [Zmartwychwstanie] odnosi się nie tylko do chrześcijan, ale do wszystkich ludzi dobrej woli, w których sercach, łaska działa w sposób niewidzialny. Skoro bowiem Chrystus umarł za wszystkich ludzi i skoro ostateczne powołanie człowieka jest w istocie jedno i boskie, powinniśmy wierzyć, że Duch Święty w sposób znany tylko Bogu daje każdemu człowiekowi możliwość zjednoczenia się z tajemnicą paschalną.” (Gaudium et Spes, 22)
Język tutaj stosowany jest celowo mętny, można więc potencjalnie wyprowadzić tutaj jakieś znaczenie, które niekoniecznie będzie sprzeczne z nauką Kościoła. Powinniśmy jednak rozważyć interpretację tego fragmentu, dokonaną przez O. Karla Rahnera, który odniósł go do ateistów:
„Nie ma absolutnie żadnego powodu, aby wykluczyć ateistę z tego, co stwierdzono w tej wypowiedzi. Co więcej, wskazuje ono wyraźnie na nr. 16 Konstytucji o Kościele [Lumen Gentium], w którym mowa jest właśnie o tych, którzy nie doszli jeszcze do wyraźnego poznania Boga. . . . Oczywiście teksty te nie zajmują się taką możliwością, że przed śmiercią ateista … może jeszcze stać się wyraźnym teistą i przez to zostać zbawiony. Gdyby tak było, to teksty te zawierałyby jedynie powszechną wiedzę polegającą na tym, że ateista może osiągnąć zbawienie, gdy i w jakim stopniu przestanie być ateistą. Taka interpretacja odbierałaby tekstom całą powagę… Dzięki tym dwóm punktom powiedziano coś naprawdę nowego w doktrynie soborowego magisterium.” (z Animus Delendi II Atila Sinke Guimarães, s. 264-265).
Zatem, według Rahnera, Gaudium et Spes i Lumen Gentium ustanawiają coś „naprawdę nowego” w doktrynie soborowego magisterium. Zanim odrzucimy to jako błędną opinię mało znaczącego księdza, zastanówmy się nad oceną znaczenia Rahnera dokonaną przez Taylora Marshalla:
„Architektami SW II byli; Karl Rahner, Edward Schillebeeckx, Hans Küng, Henri de Lubac i Yves Congar. Wszystkim wymienionym, za czasów Piusa XII, stawiano zarzuty o modernizm. Karl Rahner, S.J. bardziej niż ktokolwiek inny, miał wpływ na teologię SW II, do tego stopnia, że można śmiało powiedzieć, że SW II, to po prostu Rahneryzm. Przewodził on niemieckim postępowcom na SW II, a towarzyszyli mu dwaj jego genialni protegowani, ksiądz Hans Küng i ksiądz Joseph Ratzinger.” (Taylor Marshall, Infiltracja: Spisek mający za cel zniszczenie Kościoła od środka)
Nie mamy więc powodu, aby nie wierzyć Rahnerowi, gdy pisał, że SW II wprowadził coś „naprawdę nowego”, w odniesieniu do swoich teorii na temat niekatolików. Jeśli jednak jest to coś naprawdę nowego, to nie ma żadnej gwarancji, że w takiej sytuacji, Duch Święty zabezpieczy Kościół przed błędem. Mimo to, innowatorzy spędzili ostatnie sześćdziesiąt lat, upierając się, że Duch Święty pobłogosławił te i wszystkie inne nowości, które wyrosły z SW II.
Na przykład Paweł VI, miał to do powiedzenia dziesięć lat po Soborze:
„Czy właśnie takiej wewnętrznej odnowy nie pragnął zasadniczo ostatni Sobór? Z pewnością mamy tu do czynienia z dziełem Ducha Świętego, z darem Pięćdziesiątnicy. Trzeba też uznać proroczą intuicję naszego poprzednika Jana XXIII, który przewidział rodzaj nowej Pięćdziesiątnicy, jako owoc Soboru. My również pragnęliśmy umieścić się w tej samej perspektywie i w tej samej postawie oczekiwania. Nie żeby Pięćdziesiątnica przestała być kiedykolwiek aktualna w całej historii Kościoła, ale tak wielkie są potrzeby i niebezpieczeństwa obecnego wieku, tak rozległy jest horyzont ludzkości zmierzającej do współżycia w świecie, a zarazem bezsilnej, że aby je osiągnąć, że nie ma dla niej ratunku, jak tylko w nowym wylaniu daru Bożego. Niech więc przyjdzie On, Duch Stworzyciel, aby odnowić oblicze ziemi!” (Paweł VI, Gaudete In Domino, 9 maja 1975)
Dzięki tym słowom Pawła VI, lepiej rozumiemy mieszankę sprzecznych idei, która nękała cały okres posoborowy:
– Postępowcy wprowadzają antykatolickie nowości;
– Aby przekonać sceptycznych katolików o ortodoksyjności tych nowości, postępowcy podkreślają, że inspirował je Duch Święty ;
– Kiedy wierni katolicy argumentują, że Kościół nie może w rzeczywistości promulgować nauk, które są sprzeczne z tym, czego Kościół zawsze nauczał, innowatorzy (i ci, którzy zostali przez nich oszukani) argumentują, że sprzeciw wobec papieża i soboru podważa cały autorytet nauczycielski Kościoła; oraz
– Wierni katolicy muszą to udowodnić, wskazując na sposób (sposoby), w jaki omawiane innowacje nie cieszą się ochroną Ducha Świętego.
Po obu stronach tej dyskusji można znaleźć katolików o dobrych intencjach, ale o wiele łatwiej będzie znaleźć oczywistych złoczyńców po stronie zwolenników innowacji. Gdybyśmy po prostu rozważyli pracę ludzi, których Taylor Marshall wymienia jako kluczowych architektów SW II – Karla Rahnera, Edwarda Schillebeeckxa, Hansa Künga, Henri de Lubaca i Yvesa Congara – z pewnością doszlibyśmy do wniosku, że Duch Święty nie „popierał” ich innowacji.
Ciągle jednak musimy wypełnić lukę jaka pojawia się pomiędzy antykatolickimi nowinkami, które widzimy ze strony pozornie katolickiej hierarchii, a ideą, że Duch Święty powinien zapobiegać takim nowinkom. Pomocna w tym względzie jest lektura książki ks. Alvaro Calderona; Prometeusz. Religia człowieka:
„Architekci wyłożyli w [tekstach SW II] modernistyczną doktrynę, która całkowicie zrywa z tradycyjną doktryną Kościoła. Zrobili to z taką dwuznacznością, aby wytrzymała ona również interpretację w kontekście pozornej ciągłości z Tradycją. Dwuznaczność ta przyszła im łatwo, dzięki zastosowaniu ogólników charakterystycznych dla nowoczesnego subiektywizmu. . . . Jedyne, co możemy powiedzieć w obronie tych, którzy odcisnęli ten sposób działania na Soborze, to to, że była to trucizna, która przez wieki toczyła chrześcijaństwo, i być może zostali oni już zainfekowani w seminariach, w których się formowali. Jest to obrona bardzo względna, ponieważ – jakże często ostrzegali przed tym poprzedni papieże!” (s. 62)
„Duch Święty nie zawsze zapobiega oczywistym skutkom naszych zaniedbań.” (s. 201)
Możemy zgrzytać zębami i narzekać, że Duch Święty nie uchronił Kościoła przed błędami SWII … ale ten bezbożny lament ignoruje fakt, że ojcowie soborowi nonszalancko zlekceważyli wiele ostrzeżeń, jakie miały miejsce podczas soboru i całkowicie pomija fakt, że bezbożne innowacje tylko się nasiliły od czasu soboru, pomimo zgubnych owoców jakie one przynoszą.
Biorąc pod uwagę fakt, że innowatorzy nadal przypisują antykatolickie nowinki i towarzyszące im obrzydliwe owoce Duchowi Świętemu, należy przypomnieć, jak bardzo obraża to Boga. Oto co pisał papież Leon XIII o grzechu przeciwko Duchowi Świętemu, gdy w podły sposób odrzuca się prawdę:
„Jeśli bowiem jesteśmy czymkolwiek, to tylko z Boskiej dobroci, która jest przypisywana szczególnie temu Duchowi i grzeszy ten, kto otrzymując od Niego dobro, obraża Go nadużywając Jego darów i polegając na Jego dobroci, staje się z każdym dniem coraz bardziej zuchwały. Jeśli więc ktoś uchybi wobec tego Ducha prawdy ze słabości lub niewiedzy, będzie miał być może jakąś podstawę do usprawiedliwienia przed Bogiem, kto zaś przez złośliwość sprzeciwia się prawdzie i odwraca się od niej, ten najciężej grzeszy przeciwko Duchowi Świętemu.
Wzmogło się to w naszych dniach tak dalece, że wydają się nadchodzić najgorsze czasy przepowiedziane przez Pawła, kiedy ludzie oślepieni najsprawiedliwszym Bożym sądem będą brali fałsz za prawdę „a księciu tego świata, który jest kłamcą i ojcem kłamstwa, będą wierzyli jak nauczycielowi prawdy: Podda ich Pan działaniu błędu, by wierzyli kłamstwu” (Tes 2, 10). „W tych ostatecznych czasach odstąpią niektórzy od wiary oddając się duchom błędu i naukom demonów” (1 Tm 4, 1).
Leon XIII traktował grzechy przeciwko Duchowi Świętemu jakie miały miejsce jego czasach tak poważnie, że wydawać by się mogło, iż w tamtym momencie nadeszły czasy ostateczne, podczas których dusze będą się garnąć do „duchów błędu i doktryn diabłów”. Co pomyślałby o innowatorach SW II, którzy nie tylko odrzucili to, czego Kościół zawsze nauczał, ale także mieli czelność przypisywać Duchowi Świętemu takie odstępstwa od prawdy?
Chociaż katolicy obdarzeni dobrą wolą mogli nie zgadzać się z takim postawieniem sprawy przez pierwsze dziesięciolecia po Soborze Watykańskim II, obecnie wydaje się, że Bóg pozwala, aby sprawy stały się na tyle jasne, że ludzie dobrej woli nie mogą już mylić się co do tego, co się dzieje. Wystarczy przeczytać uwagi Franciszka na otwarcie Synodu o Synodalności, aby zrozumieć, jak tragicznie zła stała się ta sytuacja:
„Drodzy bracia i siostry, niech ten Synod będzie prawdziwym czasem Ducha! Potrzebujemy bowiem Ducha, wciąż nowego tchnienia Boga, który wyzwala nas z każdej formy egocentryzmu, ożywia to, co obumarłe, rozluźnia kajdany i rozprzestrzenia radość. Duch Święty prowadzi nas tam, gdzie chce nas mieć Bóg, a nie tam, gdzie prowadzą nas nasze własne pomysły i osobiste upodobania.
Błogosławionej pamięci Ojciec Congar powiedział kiedyś: „Nie trzeba tworzyć nowego Kościoła, ale tworzyć inny Kościół” [sic! – admin] (Prawdziwa i fałszywa reforma w Kościele). To jest właśnie wyzwanie. Aby stworzyć „inny Kościół”, Kościół otwarty na nowość, którą Bóg chce nam zaproponować. Z większym zapałem i regularnością wzywajmy Ducha Świętego i pokornie słuchajmy Go, źródła wspólnoty i misji, podążając razem tak, jak On tego pragnie: z uległością i odwagą.
Przyjdź, Duchu Święty! Ty wzbudzasz nowe języki i wkładasz w nasze usta słowa życia: zachowaj nas, abyśmy nie stali się „Kościołem-muzeum”, pięknym, ale niemym, z dużą przeszłością i małą przyszłością. Przybądź pośród nas, abyśmy w tym synodalnym doświadczeniu nie stracili entuzjazmu, nie osłabili mocy proroctwa, nie pogrążyli się w bezużytecznych i bezproduktywnych dyskusjach. Przyjdź, Duchu miłości, otwórz nasze serca, aby usłyszały Twój głos! Przyjdź, Duchu świętości, odnów święty i wierny Lud Boży!” (Franciszek, Przemówienie na otwarcie Synodu, 9 października 2021 r.)
W tym momencie staje się oczywiste, że Franciszek kpi z Ducha Świętego, tak jak robili to innowatorzy przez ostatnie sześćdziesiąt lat. Jeśli Bóg na to pozwala, mamy obowiązek nie tylko odrzucić kłamstwa Franciszka i Synodu, ale także każdą innowację związaną z SWII (oraz każdą przedsoborową – dop. tłumacza). Każdy, kto waha się w tej kwestii, jest albo uparcie ślepy, albo zdeterminowany, by nadal szydzić z Ducha Świętego. W obu przypadkach nie należy im w tych sprawach dłużej ufać.
Jeśli jesteśmy w ogóle zaniepokojeni tym, co czeka nas w 2023 roku, dobrze byśmy zrobili, rozważając słowa Św. Pawła:
Nie błądźcie: nie da się Bóg z siebie naśmiewać. Abowiem co będzie siał człowiek, to też będzie żął. Bo kto sieje na swym ciele, z ciała też żąć będzie skażenie. A kto sieje na duchu, z ducha żąć będzie żywot wieczny.(Gal 6, 7-8)
Nastał czas na to, aby odrzucić antykatolicki błąd, tak jakby wszystko od tego zależało, bo prawie na pewno tak jest. Musimy przestać szydzić z Ducha Świętego. Najświętsza Maryjo Panno, Pogromczyni wszystkich herezji, módl się za nami!
Tłum. Sławomir Soja
Wylewanie dziecka z kąpielą
Wylewanie dziecka z kąpielą
Jak katolicyzm w wyniku współczesnej protestantyzacji rozmienił na drobne swą umiejętność przejmowania zjawisk kulturowych dla własnego pożytku
O czym warto czytać dzieciom? Może o wartościach rodzinnych? Ale przecież dziś promuje się wyłącznie indywidualizm i wygodnictwo, model rodziny oparty na wzorze „ja + piesek + ewentualnie partner seksualny z doskoku.” To zapewnia egoistyczne zakorzenienie w dobrobycie.
Żadna książka, ukazująca piękno wielodzietności, miłość rodzinną (niezainteresowaną problemami materialnymi), chrześcijański model ojcostwa i macierzyństwa czy znaczenie posłuszeństwa dzieci wobec rodziców nie może przebić się do światowego kanonu. A już na pewno nie stanie się bestsellerem z wielomilionową rzeszą fanów!
Ale zaraz, czyż powyższy opis nie dotyczy, kropka w kropkę, rodziny Weasleyów z „przeklętej” sagi o Harrym Potterze? Olbrzymia część fabuły tej „groźnej” powieści dzieje się w ich ubogim, ale bogatym miłością domu. Czy sam tytułowy bohater owych książek nie dowodzi własnym życiorysem jak zaburzenie naturalnego modelu rodziny może zwyrodnić psychikę młodego człowieka? Nie jest to jeden z nielicznych przykładów literatury podkreślającej znaczenie i zadania rodziców chrzestnych?
Albo, może udałoby się napisać młodzieży o dramacie eugeniki, zbrodni aborcji i potężnej wartości jaką niesie z sobą krzyż posiadania dziecka z niepełnosprawnością? Czy to możliwe w dzisiejszych czasach? Oto Graup, upośledzony fizycznie (karłowaty) olbrzym, przyrodni brat Hagrida, który został odrzucony przez swoich i skazany na śmierć (jak to czyni z dziećmi chorymi liberalna lewica), znajduje pełną poświęcenia miłość i cierpliwość u wspomnianego gajowego Hogwartu. Ciężka praca nad nieszczęsnym olbrzymkiem, naznaczona ranami i wysiłkiem, zaowocowała w taki sposób, że w późniejszych częściach „demonicznego” Harry’ego Pottera ów niepełnosprawny Graup jest w stanie w sposób cywilizowany uczestniczyć w życiu społecznym, nie stanowiąc już żadnego zagrożenia dla ludzi. Pozytywnej przemiany dowodzi w czasie pogrzebu dyrektora szkoły (diabelskiej) magii i (szatańskiego) czarodziejstwa. Ale to jest przecież „niebezpieczna” książka, więc nie pozwolimy nikomu się o tym przekonać…
No to może wprost opowiedzmy naszym pociechom o satanizmie (skoro ksiądz w kościele się boi). O odrzuceniu Boga i Jego, naturalnego porządku rzeczy. Wytłumaczmy grzech pychy, w którym człowiek sam stawia siebie w miejscu Boga. Pokażmy to na przykładzie środowisk kierujących się zdradą, przemocą, kłamstwem, zabójstwem, gardzących miłością, życzliwością, kierowanych w despotyczny sposób przez tyrana, owładniętego fanatycznym pragnieniem władzy i nieśmiertelności! Dodajmy do tego symbolikę węża, zdrajcy Edenu.
Ta kwintesencja satanistycznego myślenia stanowi dosłowny opis Lorda Voldemorta i jego śmierciożerców, którzy są jednoznacznie NEGATYWNĄ stroną w konflikcie aksjologicznym będącym osią narracji „opentańczego” Harry’ego Pottera. I nieważne, że przeciwstawia się temu złu wszystkie cnoty rycerskie, honor, miłość, wierność, prawość, przydaje im, np. symbolikę lwa (cóż, w Opowieściach z Narnii Lewisa wszyscy z marszu rozpoznali w Aslanie Chrystusa) i ukazuje ich zwycięstwo nad złem? Jakie to ma znaczenie, że w krytycznym momencie narracji jeden z bohaterów „piekielnego” Harry’ego Pottera niczym Święty Michał dosłownie odrąbuje mieczem łeb wielkiemu wężowi, pieczętując triumf sił dobra? Ta książka to w końcu przede wszystkim zagrożenie duchowe, tam przecież nastoletni żgajek w brylach czaruje i zmienia ptaka w kubek. To niedopuszczalne!
Ach, gdyby udało się wyszukać książki fantastyczne dla młodzieży, które nie epatowałyby erotyzmem. No przecież to niemożliwe żeby znów ten „złowrogi” Harry Potter w najbardziej wyuzdanym momencie narracji opowiadał o… krępującym i pobieżnym pocałunku dwojga zauroczonych sobą nastolatków pod jemiołą. I to jeszcze różnych płci! Jak to? Tak potworne zagrożenie duchowe nie zawiera ŻADNYCH scen obscenicznych, nie gloryfikuje, a nawet nie wspomina o przekraczaniu szóstego Przykazania? Brak tam nagości, wyuzdania? Wszystkie pary, o których wiadomo, że są razem, ukazano jako małżeństwa, a o rozwodach nie wspomina się w ogóle? Po prostu niemożliwe! To jakiś spisek w celu uśpienia myśliwskiego zmysłu łowcy czarownic. Całość tych przerażających opisów rzekomego bezwstydu zawartego w Harrym Potterze jest wyssaną z palca bzdurą.
Ciekawe, że nie atakuje się z podobną furią choćby bardzo ostatnio popularnej i rzeczywiście totalnie przeerotyzowanej oraz ociekającej krwią (także niemowląt roztrzaskiwanych o ściany, sic!) serii George’a Martina pt. Pieśń Lodu i Ognia (wraz z jej filmową wersją porno-fantasy, pt. Gra o Tron).
Ach, w Harrym Potterze to mają nawet czelność hucznie celebrować Boże Narodzenie (Christmas, nic innego) a jeden z duchów opiekuńczych Hogwartu jest X-wiecznym, grubym i radosnym benedyktynem. Co za prowokacja.
No dobrze, dość już tej ironii. Oczywistością jest, że większość krytyków Harry’ego Pottera w życiu go nie czytała i opiera się na awanturniczych doniesieniach osób, które także nie znają treści książki, albo mają spore problemy psychiczne.
Nie jest zamiarem autora obrażenie czyichkolwiek uczuć, jedynie zwrócenie uwagi na wybitny przerost formy nad treścią i nieadekwatne piętnowanie omawianej pozycji literackiej. Należy z całą mocą zaznaczyć, że Harry Potter nie jest literaturą wybitną, w odczuciu autora nie jest nawet powieścią bardzo dobrą. Brak skrzywienia demokratycznego nakazuje nie sugerować się wskaźnikiem popularności w czasie dokonywania oceny tego czy innego dzieła.
W kontekście przedmiotowych przemyśleń owa niezwykle duża rzesza fanów przygód Pottera jest jednak kwestią zasadniczą. Otóż „potteromaniaków” liczy się na świecie w dziesiątkach milionów, głównie dzieci i młodzieży. Fandom, czyli otoczka komercyjno-kulturowa w postaci filmów, gier, komiksów, zabawek, strojów i całego tego kapitalistycznego nowotworu, który otorbił powieści o Harrym Potterze czyni zeń gigantyczny produkt. Ten produkt, dzięki ignorancji prawicy i aktywnej nagonce uprawianej przez niektóre organizacje religijne, zamiast być wykorzystanym w celu krzewienia OCZYWISTYCH wartości chrześcijańskich występujących w książkach, jest niemal w całości konsumowany przez agendę laicką i liberalną, przez co marnotrawi się pozytywny wkład aksjologiczny.
Mówimy o powtarzających się co chwila atakach ze strony egzorcystów i duchownych, którzy pewnie po części z racji trudnych doświadczeń nabytych w czasie swej posługi, widzą zagrożenie wszędzie i we wszystkim. Przecież to czysty redukcjonizm, czyli opisywanie jakiegoś zjawiska wyłącznie na przykładzie skrajnych jego przypadków.
Nie ma wątpliwości, że wśród milionów czytelników Harry’ego Pottera zdarzyły się jakieś problemy natury duchowej, czy próby czarowania, ale podawanie ich liczby w wartościach bezwzględnych to manipulacja statystyczna.
Tę analogię można zastosować do wszystkiego, na przykład do Trylogii Sienkiewicza. Czy to możliwe, żeby wśród tysięcy entuzjastów Ogniem i Mieczem znalazły się osoby usiłujące odtworzyć rytuały wieszczenia dokonywane przez wiedźmę Horpynę? Oczywiście! Pewnie część w wyniku takiego wróżenia z koła młyńskiego odniosłaby jakieś obrażenia duchowe. Ale Sienkiewicz nie ma tylu fanów, co Rowling i nie jest to równie medialny temat.
Skoro jednak chcemy postąpić konsekwentnie, tak jak z Potterem, do niebezpiecznych lektur (może skupmy się wyłącznie na literaturze) należy dodać Legendy Arturiańskie – kto to widział żeby czarodzieja Merlina prezentować dzieciom; Dzieje Tristana i Izoldy – z Frocynem, magicznymi napojami i resztą magicznych elementów; komiksy o Asteriksie – druidyzm i zaczarowana esencja dodająca nadprzyrodzonej siły Gallom, może nawet Dziady Mickiewicza – dlaczego którakolwiek forma magii ma być dyskryminowana?
W Harrym Potterze cała magia opiera się na kwestii wypowiedzenia jakiejś inkantacji (zwykle opartej na skrzywionej łacinie) i machnięciu patykiem. I czego mamy się bać w tych czarach? Może po prostu członkowie Kościoła RZYMSKIEGO nie mają w większości nawet podstawowej znajomości języka łacińskiego, który stanowi fundament naszej liturgii i obok hebrajskiego i greki jest językiem wybranym do spisania Pisma Świętego.
Fakt, że ludowi zabrano Mszę Świętą Wszechczasów nie jest dostatecznym wytłumaczeniem dla tej ignorancji, nie w XXI wieku, kiedy informacja na każdy temat jest dosłownie w kieszeni. Same czary też zostały w powieści stosownie omówione. Na przykład trzy najgorsze, także w naszym rozumieniu, to znaczy zniewalające, zadające ból i śmierć, otrzymały nazwę „niewybaczalnych” i użycie ich ścigane jest prawnie (a za rzeczywisty okultyzm w naszym świecie do więzienia się nie wsadza, więc czarodzieje są lepsi pod tym względem). Poza tym, czarodzieje posiadają wrodzone zdolności magiczne i używają różdżek doładowanych wyciągiem z jakiegoś magicznego stworzenia. Zagrożenie jest, proszę Państwa, doprawdy ogromne.
Wreszcie sama autorka nie jest żadną fanatyczną lewaczką ani konserwatystką. Ot, zwykła bogata „proszę pani” z Wielkiej Brytanii po Oxfordzie, rozwiedziona. Kiedyś, między wierszami dała fanom do zrozumienia, że pomiędzy Albusem Dumbledorem a czarnoksiężnikiem Grindelwaldem mogła zajść platoniczna relacja o charakterze romantycznym. Oczywiście czyniłoby to z dyrektora Hogwartu osobę o skłonnościach homoseksualnych. Z treści powieści jednak absolutnie nic takiego nie wynika, a obserwujemy jedynie starego, zasłużonego człowieka, który żyje samotnie i nie ma żadnych przesłanek by twierdzić, iż pozostaje w jakiejś niezdrowej relacji z drugim człowiekiem, zwłaszcza z mężczyzną.
Jeżeli rzeczywiście Dumbledore jest gejem, to przeżywając swoje chore skłonności w czystości, jest tylko kolejnym dowodem na bardzo chrześcijański charakter aksjologiczny powieści.
Pani Rowling (właśc. Joanne Murray) przyznała w wywiadzie, że jej ulubionym poetą jest Hilaire Belloc – jeden z najważniejszych katolickich literatów Anglii. Ponadto (jest to akurat informacja zasłyszana z kilku źródeł, ale niestety trudno odszukać na nią twardych dowodów), autorka Harry’ego Pottera należała w Oxfordzie do jakiegoś towarzystwa literackiego, któremu patronował G.K. Chesterton – najwybitniejszy apologeta katolicki ponowożytnej Anglii. Ostatnio zaś pani Rowling dostało się mocno od środowisk dziwolągów spod znaku sześciokolorowej tęczy za piętnowanie ludzi przebierających się za osoby odmiennej płci, otrzymała nawet metkę transfoba.
Na koniec kwestia postawy samego Kościoła. Kościoła, który dał sobie radę z adaptacją zwyczajów Południowej Ameryki, który przejął z korzyścią symbolikę celtycką, germańską i inne elementy duchowości pogańskiej dawnego świata. Kościoła, potrafiącego dawniej wykorzystać i zaskarbić sobie wszystko, co mogłoby służyć zbliżeniu ludzi do Boga.
Dziś widzimy w Nim zjawisko neopurytanizmu, o którym parę lat temu pisał na swym blogu najważniejszy polski tolkienista – pan Ryszard Derdziński: „Neopurytanizm to w skrócie inspirowana specyficznie interpretowaną wiarą chrześcijańską niechęć i nieufność wobec współczesnej kultury i rozrywki. A może nawet więcej – może jest to brak nadziei, że w we współczesnym post-chrześcijańskim, na nowo pogańskim świecie znaleźć można ziarna prawdy. Tej złej nowinie przeciwstawiamy naszą nadzieję…”
Jak wyjaśnia to dalej ten sam autor: „Polski neopurytanizm jest takim samym przejawem amerykanizacji naszej chrześcijańskiej kultury, jak choćby tak lubiany przeze mnie prąd ewangeliczny, popularność muzyki gospel, rozwój ruchów charyzmatycznych. Jednak neopurytanizm zdaje się być ruchem negatywnym. W kulturze amerykańskiej trwa prawdopodobnie od czasów Reformacji purytanizm (owoc kalwinizmu), wyrażający się nieufnością i niechęcią do rozrywki, wręcz do kultury.”
Zatem, być może, owa protestantyzacja Kościoła, o której nieustannie przypominają przeciwnicy reform zaplanowanych wokół Vaticanum II, zdążyła zakorzenić się głębiej niż to widać na pierwszy rzut oka? To współczesny, lednicowy, charyzmatyczny, oazowy Kościół „postjanopawłowy” najgłośniej narzeka na zjawiska, których nieszczęsny Harry Potter jest tylko jednym z przykładów.
Tylko skąd ten strach? To przecież św. Jan Paweł II mówił do nas: „Non abbiate paura!” Mamy dobry materiał i miliony dusz do nawrócenia. Zróbmy coś z tym, nawet, jeżeli miałaby się uratować tylko jedna. I na odwrót, nie skazujmy na śmierć zjawisk kultury, które posiadają w sobie tak widome ślady dobra. Sam Pan Bóg powiedział: „Nie zniszczę przez wzgląd na tych dziesięciu.”
Aby fantastyka była pożyteczna, nie musi być jawnie naszpikowana ultrachrześcijańską symboliką, jak w przypadku Tolkiena czy Lewisa. Wartościowa postać literacka nie koniecznie zobowiązana jest do bycia jaskrawym katolikiem, niczym Poirot z powieści Agathy Christie czy Ojciec Brown Chestertona. Kto ma oczy do czytania, niech czyta!
Lewica uwielbia wieszczyć, że „katolicy będą palić na stosach czarownice, jak w średniowieczu”. Otóż nie w średniowieczu, bo apogeum podobnych praktyk przypada w Europie na czasy nowożytne, i nie katolicy, tylko właśnie protestanci i ich bigockie zacietrzewienie. W katolickim średniowieczu istniało to, czego oczekujemy po uniwersalizmie Christianitas. I dlatego to średniowiecze jest utraconą epoką światła. A w mroku żyjemy my.
Jan Posadzy
https://myslkonserwatywna.pl
Nie czytałem nic z Harry Pottera, nie wypowiem się.
Admin
Noworoczne marzenia i cuda
Noworoczne marzenia i cuda
Najważniejszym wydarzeniem dni ostatnich w naszym kraju były oczywiście „sylwestry marzeń”. Najwyraźniej nasi Umiłowani Przywódcy próbują nawiązywać do tradycji starożytnych, przynajmniej niektórych.
Na przykład Unia Europejska ewoluuje w stronę despotii w jej przerażającym, asyryjskim wydaniu. Pod pewnymi względami Asyria z czasów Sargona wydaje się nawet bardziej atrakcyjna, bo wtedy nikomu jeszcze nie przychodziło do głowy, by nakazywać ludziom, co wolno im jeść, a czego nie wolno, podczas gdy teraz, pod pretekstem zdrowotności, jesteśmy z takimi pomysłami coraz intensywniej oswajani.
Jeśli tylko odsetek wariatów w Parlamencie Europejskim nieznacznie wzrośnie, to tylko patrzeć, jak opracują optymalną dietę, oczywiście „przyjazną” dla „planety”, polegającą na recyklingu wszelkich cielesnych sekrecji.
Przewidział to jeszcze w latach 70-tych Stanisław Lem opisując kongres na którym delegacja japońska prezentowała projekt samodzielnego domu-miasta, w którym nawet „poty śmiertelne” oraz wszystkie inne cielesne sekrecje byłyby ponownie wykorzystywane przy produkcji żywności. Prelegenci rozdawali nawet opakowane w folię paszteciki, które uczestnicy konferencji ukradkiem upychali w oparciach foteli i innych zakamarkach.
Ale to jeszcze pieśń przyszłości, natomiast już teraz, to znaczy – w dniach ostatnich – nasi Umiłowani Przywódcy nawiązali do rzymskiego hasła „panem et circenses”, co się wykłada, że chleba i igrzysk. Ponieważ na odcinku chleba perspektywy rysują się mgliście i nawet optymiści z kręgów rządowych dopuszczają możliwość inflacji powyżej 20 procent, to w tej sytuacji pozostają igrzyska, które przybrały postać wspomnianych „sylwestrów marzeń”. Służą one nie tyle może zabawie, bo najlepiej bawią się na tych imprezach tak zwane „gwiazdy” – jak uprzejmie nazywani są wyrobnicy przemysłu rozrywkowego – bo oni dostają za to pieniądze, podczas gdy publiczność statystuje tam za darmo.
Potem te „sylwestry” służą do wzajemnego się okładania w ramach rywalizacji między obozem rządowym i obozem nierządnym – bo obecnie w Polsce w walce politycznej wykorzystywane jest dosłownie wszystko. W dodatku w rządowej telewizji wystąpili jacyś Murzyni, którzy pozakładali sobie na rękawy tęczowe opaski na znak solidarności nie tylko z sodomczykami, ale również – z Żydami – co pokazuje, że wiedzą, komu trzeba się podlizywać.
Jednak 8 milionów widzów, którzy ten „sylwester marzeń” w rządowej telewizji oglądali, zostało wpędzonych w potężny dysonans poznawczy tym bardziej, że pan premier Morawiecki i pan Joachim Brudziński zaprezentowali się w charakterze zwolenników „tolerancji”, co dodatkowo wzbudziło najgorsze obawy.
Ale okładanie się „sylwestrami marzeń” dokonuje się niejako na marginesie sporów głównego nurtu. W głównym nurcie znalazł się spór o sprzedaż przez Orlen udziałów w gdańskiej rafinerii firmie Saudi Aramco – bo tak kazała nam zrobić Unia Europejska. Toteż spór nie dotyczy samej sprzedaży, bo Unii Europejskiej nawet nieprzejednana opozycja sprzeciwić by się nie ośmieliła, tylko tego, czy w umowie zostały zawarte zabezpieczenia przed ewentualną odsprzedażą tych udziałów przez Saudi Aramco na przykład – zbrodniarzowi wojennemu Putinowi.
Nieprzejednana opozycja, czyli obóz zdrady i zaprzaństwa twierdzi, że takich zabezpieczeń nie ma, podczas gdy rząd i prezes Orlenu pan Obajtek utrzymują, że wszystko jest pod kontrolą.
Jak pisał rosyjski bajkopisarz Kryłow bajce o łabędziu, szczupaku i raku: „kto winowat iz nich, kto praw – sudit nie nam”, co się wykłada, że to nie nasza rzecz orzekać, kto ma rację, a kto jej nie ma, ale sprawa jest oczywiście rozwojowa, bo zainteresowanie nią objawił prezes Najwyższej Izby Kontroli, pan Marian Banaś, który ani wobec rządu, ani wobec prezesa Obajtka z pewnością nie będzie obserwował żadnej staroświeckiej rewerencji.
Skoro jednak jesteśmy przy Orlenie, to koniecznie musimy odnotować cud gospodarczy, jaki objawił się za sprawą Komisji Europejskiej, rządu i pana prezesa Obajtka. Otóż Komisja Europejska z dniem 1 stycznia nakazała położyć kres tarczy inflacyjnej, co oznaczało konieczność odejścia od 8-procentowej stawki podatku VAT na paliwa ku stawce 23 procent. I tak się stało – tymczasem ceny paliw na stacjach Orlenu ani drgnęły. Zatem – cud niewątpliwy, zaistniały dzięki zbiorowej mądrości partii i rządu.
Ale w dzisiejszej epoce powszechnego niedowiarstwa natychmiast pojawiły się podejrzenia, że to nie cud, a tylko dowód, że PKN Orlen, w zmowie z rządem „dobrej zmiany” po prostu przez wiele miesięcy nadmuchiwał sobie marże, łupiąc w ten sposób obywateli i przyczyniając się do wzrostu inflacji. Pan premier Morawiecki podejrzenia te skomentował w sposób wymijający, że mianowicie powinniśmy się cieszyć, ale podejrzliwców to nie zadowoliło i próbują alarmować Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów – że granda w biały dzień. Prezes UOKiK na razie się „przygląda”, bo on też jest pod władzą postawiony, więc instynkt samozachowawczy podpowiada mu zachowanie ostrożności.
Tymczasem wszyscy przestępują z nogi na nogę w oczekiwaniu, co też wydarzy się 11 stycznia, kiedy to na rozkaz Pani Kierowniczki Sejmu, będzie on debatował nad ustawą o Sądzie Najwyższym. Założenia do tej ustawy Komisja Europejska podyktowała panu ministrowi Szynkowskiemu (vel Sękowi) w ramach formuły bezwarunkowej kapitulacji Polski, która wtedy – być może – dostanie środki z funduszu odbudowy.
Pan premier Morawiecki żałośliwie przedstawia, ile to „żłobków”, „przedszkoli” i „szkół” można by za to zbudować, ale nie jest to do końca pewne, bo Wielce Czcigodny Jacek Saryusz-Wolski z Parlamentu Europejskiego twierdzi, że przeważającą część tej forsy Polska będzie musiała przeznaczyć nie na żadne tam „żłobki”, tylko na walkę z klimatem i cyfryzację. Ale na walce z klimatem też można się obłowić, toteż nieprzejednana opozycja już nie może się doczekać bezwarunkowej kapitulacji Polski i z pewnością zagłosuje za ustawą o SN w brzmieniu podyktowanym przez Komisję Europejską.
Pan premier w roku wyborczym, chyba wolałby jednak uniknąć takiej ostentacji, by ustawę przepychać przy pomocy opozycji, więc na 4 stycznia zaprosił wszystkich posłów Solidarnej Polski na rozmowę ostatniej szansy. Jak się to wszystko skończy – trudno powiedzieć, bo jest jeszcze pan prezydent Duda, który już raz wymusił na Pani Kierowniczce Sejmu przesunięcie debaty na styczeń, a przy różnych okazjach zapowiada, że nie zejdzie z nieubłaganego gruntu porządku konstytucyjnego i niepodważalności nominacji sędziowskich.
Tymczasem z drugiej strony i pan premier Moraweiecki i jego ministrowie podkreślają, że nie może być „znaczących odstępstw” od podyktowanej przez Komisję Europejską formuły, więc ustalenie, w jaki sposób i pieniądze zarobić i wianuszka nie stracić, może okazać się trudne.
Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl
Polskie frajerstwo na Ukrainie
Polskie frajerstwo na Ukrainie
Kiedyś generał Karol de Gaulle, jako prezydent Francji, składał wizytę w Związku Sowieckim. Sowieci chcieli go wykorzystać w swoim konflikcie z Chinami. Zorganizowali przelot de Gaulle’a nad pograniczem sowiecko – chińskim.
W czasie przelotu okazało się, że de Gaulle ma listę miejsc, co do których pretensje zgłaszali Chińczycy i stanowczo nie zgodził się, by nad nimi przelecieć. Ten epizod pokazuje na czym polega dojrzała i wytrawna dyplomacja.
Dlaczego o tym piszę? Chcę na tym przykładzie pokazać na czym polega nieuctwo i głupota w relacjach polsko – ukraińskich na poziomie powiatu stalowowolskiego.
Otóż na Ukrainę pojechała delegacja ze starostwa stalowowolskiego z hojnymi darami. Pojechali do regionu od dawna przesyconego banderyzmem. Ale wojna, ale bieda i trudno w tych okolicznościach rozróżniać kto banderowiec, a kto normalny Ukrainiec. Trudno. Pojechali również wesprzeć mieszkających tam Polaków. To się ze wszech miar chwali.
Wszystko byłoby chwalebnie i pięknie gdyby nie jeden epizod, który zabrzmiał niczym przejechanie gwoździem po szkle. Otóż stalowowolska delegacja z wicestarostą na czele, zrobiła sobie zdjęcie w gabinecie, chyba szefa tamtejszej administracji. Otóż ten szef, to według moich informacji banderowiec. W gabinecie, oprócz ukraińskiej flagi państwowej, ma zatkniętą czerwono – czarną flagę. Ta flaga, to symbol OUN – UPA.
To tak, jakby ktoś w urzędzie administracji lokalnej w Niemczech, obok flagi państwowej, miał hitlerowską flagę ze swastyką. Ta sytuacja nie zmazała uśmiechu z ust przedstawicieli stalowowolskiej delegacji. I to jest to nieuctwo i głupota w relacjach polsko – ukraińskich.
Na czym polegała wielkość polityczna de Gaulle’a podczas wspomnianej wizyty w Związku Sowieckim? Skupiała się na trzech elementach.
Pierwszy był taki, że de Gaulle dobrze przygotował się do tej wizyty, dokładnie zapoznając się z historią i współczesnym stanem stosunków sowiecko – chińskich.
Drugi był taki, że de Gaulle świetnie rozumiał czym w tym kontekście jest francuski interes narodowy.
Trzeci sprowadzał się do tego, że potrafił sprzeciwić się sowietom, gdy próbowali wmanewrować go w sytuację narażającą francuskie interesy w relacjach z Chinami.
Zachowania delegacji starostwa stalowowolskiego w żaden sposób nie da się porównać z zachowaniem de Gaulle’a, a szkoda. W niczym nie usprawiedliwia tej delegacji fakt, że podobnym nieuctwem i głupotą w relacjach polsko – ukraińskich odznacza się zarówno prezydent, jak i rząd obecnej formy polskiej państwowości.
Zatem jak w sytuacji delegacji z powiatu stalowowolskiego zachowałby się Karol de Gaulle? Po pierwsze pewnie dowiedziałby się czy na tym terenie banderowcy mordowali Polaków. Po drugie zrozumiałby, że nie może być normalnych relacji polsko – ukraińskich jeśli sprawa ludobójstwa na Polakach nie zostanie wyjaśniona do końca. Przy czym Ukraińcy muszą zrozumieć, że nie będzie akceptacji ze strony polskiej jakiegokolwiek odwoływania się do ludobójczej ideologii OUN – UPA, w tym do symboliki tej ideologii, umieszczanej w instytucjach władzy centralnej i lokalnej. Po trzecie nie miałby żadnych oporów, żeby o tym wszystkim powiedzieć Ukraińcom i zażądać respektowania swoich interesów narodowych.
Jakoś można zrozumieć, gdy takim nieuctwem i głupotą wykazują się tak zwani zwykli Polacy. No cóż, poziom ogłupienia spowodowany przez media związane z największymi siłami politycznymi przytłacza, a nawet miażdży. Niby czego oczekiwać od wicestarosty powiatu stalowowolskiego, rządzonego przez PiS, skoro na czele policji pisowski nominat to idiota, skoro szef największego państwowego koncernu – ulubieniec wodza PiS-u – to idiota i wśród odpowiedzialnych za politykę zagraniczną idiotów zatrzęsienie.
Pan wicestarosta mógłby się skutecznie schować w tym tłumie pisowskich idiotów u władzy na wszelkich jej szczeblach. Dowcip w tym, że znam wicestarostę i za idiotę żadną miarą uznać go nie mogę, więc co? Nie pozostaje nic innego, jak nieuctwo czy też analfabetyzm polityczny.
Domyślam się, że Ukraińcy mając do czynienia z kimś takim mogą się czuć pewnie i bezkarnie. Mówiąc slangiem w polityce frajerów się doi. I tak nie tylko po wicestaroście stalowowolskim widać, że strona polska jest i będzie dojona. Mogłem nie słyszeć, ale czy Ukraińcy przeprosili za rakietowy atak i zabicie dwóch Polaków? Mer Lwowa, nie ukrywający swoich banderowskich sympatii, przy różnych okazjach obściskuje się z polskimi parlamentarzystami, również z tymi z PO z województwa podkarpackiego. Przykłady polskiego frajerstwa można długo mnożyć. Osobiście czuję się upokorzony, że do tego frajerstwa dołączyło starostwo stalowowolskie.
Zapewne już lecą w moją stronę ciężkie zarzuty, że jestem małostkowy i ruska onuca. Tam wojna, ludzie giną, ciemno i zimno, a siepacze Putina sieją spustoszenie, a ja tu z jakimiś historycznymi pretensjami, które burzą relacje z Ukrainą i nijak się mają do ofiarnej pomocy świadczonej choćby przez powiat stalowowolski. To taki rodzaj świętego oburzenia, wynikający z politycznej głupoty.
Sądzę, że Karol de Gaulle jest pozytywnie kojarzony w polskiej historii. Prawda historyczna przekonuje, iż jest to pogląd całkowicie uzasadniony. Otóż tenże de Gaulle rzeczywiście przychylny Polsce, jak chyba żaden zachodni mąż stanu w XX i XXI wieku, nigdy nie był nam przychylny w stopniu, który narażałby interesy Francji.
Jakże bym chciał, żeby w starostwie stalowowolskim zrozumiano, iż nie zwracanie uwagi na banderowską symbolikę, eksponowaną przez lokalne władze na Ukrainie, jest właśnie zaprzaństwem, czyli w kontekście historycznym, politycznym i moralnym jest niedopuszczalnym narażaniem polskich interesów. Dostarczanie pomocy Ukraińcom dotkniętym przez wojnę nie jest tu żadnym wytłumaczeniem ani tym bardziej usprawiedliwieniem.
Do nie tylko respektowania, ale wprost do dbania o polskie interesy w relacjach z innymi państwami zobowiązane są również polskie władze samorządowe. Jeśli władze na szczeblu prezydenta kraju i rządu tego nie robią, to świadczy to niestety o skali upadku Polski. Dobrze by było, żeby władze powiatu stalowowolskiego się do tego nie dokładały.
Andrzej Szlęzak
https://konserwatyzm.pl
Global Times o politycznym wirusie
Global Times o politycznym wirusie
Ostatnio na całym świecie toczyły się dyskusje na temat optymalizacji i dostosowania chińskiej polityki zapobiegania i kontroli epidemii.
Kilka krajów obawia się, że „nowy wariant COVID może pojawić się w Chinach”, dlatego przyjęły nowe ograniczenia dla podróżnych z Chin. 4 stycznia Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) stwierdziła, że większość szczepów wirusa krążących w Chinach „jest znana i krąży w innych krajach, a obecnie nie zgłoszono żadnego nowego wariantu”. Jest to zgodne z wcześniejszymi ocenami naukowców z wielu krajów.
Posunięcie to – przyjęcie specjalnych ograniczeń wjazdowych wymierzonych w Chiny – nie ma podstaw naukowych i jest sprzeczne z pierwotnym zamiarem zapobiegania i kontroli COVID.
Zapobieganie i kontrola epidemii w Chinach weszły w nowy etap i normalne jest, że świat zewnętrzny jest tym zaniepokojony.
Obecnie kilka podstawowych faktów jest stosunkowo jasnych:
Po pierwsze, do tej pory w Chinach nie odkryto żadnego nowego zmutowanego szczepu COVID.
Po drugie, Chiny utrzymują ścisłą komunikację z WHO i dzielą się odpowiednimi informacjami i danymi w odpowiednim czasie.
Po trzecie, obecna epidemia w Chinach jest możliwa do opanowania, a Chiny są przekonane, że transformacja przebiegnie sprawnie i w sposób zorganizowany.
Jeśli niektóre kraje mają defensywną „reakcję na stres”, ponieważ nie rozumieją sytuacji, uważa się, że będzie to stopniowo zanikać, gdy odpowiednie fakty staną się jaśniejsze.
Ale jest jeszcze jeden przypadek. Niektóre kraje organizują przedstawienie od samego początku, a motywacje polityczne stłumiły naukowy osąd. Dodatkowe środki zapobiegawcze i kontrolne, które podjęli przeciwko chińskim podróżnym, nie są oparte na badaniach naukowych, ale opierają się na uprzedzeniach wobec Chin i kalkulacjach politycznych.
Ci, którzy teraz wyolbrzymiają ryzyko, jakie chińska optymalizacja i dostosowanie polityki zapobiegania i kontroli spowodowały dla świata zewnętrznego, to w większości ta sama grupa ludzi, którzy wcześniej krytykowali chińską politykę Zero COVID. Teraz próbują obciążyć winą Chiny lub postawić je w kłopotliwej sytuacji. Celem jest zakłócenie międzynarodowej współpracy antypandemicznej. To kilka zgniłych jabłek, które psują całą resztę. Powodem, dla którego pandemia nie została powstrzymana przez długi czas, są te właśnie zakłócenia.
Na przykład Waszyngton wydaje się zachęcać inne kraje do pójścia w jego ślady i ograniczenia wjazdu chińskich podróżnych. Twierdzi, że jest to „rozważny środek zdrowotny w celu ochrony swoich obywateli”. Ale dlaczego Waszyngton nie podjął „rozważnych środków zdrowotnych”, aby chronić swoich obywateli, gdy wariant Delta i inne bardziej śmiercionośne szczepy rozprzestrzeniały się w USA? W tej chwili XBB.1.5, nowy wariant COVID, szybko krąży w USA i rozprzestrzenia się na inne kraje, dlaczego Waszyngton nie podejmuje „ostrożnych środków zdrowotnych”, aby zapobiec temu nowemu wariantowi?
Odpowiednie środki ograniczające spotkały się z krytyką w krajach, w tym w USA, i nie są uważane ani za naukowe, ani skuteczne. Amerykański The Hill podał w artykule, że setki tysięcy zarażonych osób już swobodnie krąży w po całych Stanach Zjednoczonych. „Biorąc pod uwagę, że średnio tylko kilka tysięcy turystów z Chin codziennie przybywa do Stanów Zjednoczonych, dodanie kilkuset zarażonych osób każdego dnia w niewielki sposób zwiększa ryzyko populacyjne”.
Międzynarodowe Zrzeszenie Przewoźników Powietrznych (IATA) również wydało oświadczenie mówiące: „To bardzo rozczarowujące, że to nagle przywrócono środki, które okazały się nieskuteczne w ciągu ostatnich trzech lat. Rządy muszą opierać swoje decyzje na „faktach naukowych”, a nie na „polityce naukowej”.
Od wybuchu epidemii wkład Chin w jej zwalczanie jest oczywisty. Kiedy globalna epidemia była w najbardziej krytycznym momencie, chińska produkcja wspierała cały świat i zapewniała, że globalny łańcuch przemysłowy i łańcuch dostaw nie zostały przerwane. Z drugiej strony chińskie środki zapobiegania i kontroli zmaksymalizowały ochronę życia i zdrowia ludzi.
Teraz Chiny zoptymalizowały politykę zapobiegania i kontroli epidemii, dostosowując się do czasu i sytuacji, co stworzyło lepsze warunki dla bezpiecznej, zdrowej i uporządkowanej wymiany między chińskim i zagranicznym personelem, a także przyniosło więcej korzyści dla rozwoju globalnej gospodarki.
W tym kontekście polityczna manipulacja utrudniająca wjazd chińskich podróżnych nie tylko ignoruje fakty naukowe, ale także jest sprzeczna z oczekiwaniami świata, aby wyjść z cienia pandemii.
Uważamy, że polityczna manipulacja faktami naukowymi jest ostatecznie nie do utrzymania. W „erze poepidemicznej” musimy zapobiegać nie tylko wirusowi COVID, ale jeszcze bardziej „wirusowi politycznemu”, który zniekształca prawdę i podważa współpracę międzynarodową. Jest wspólnikiem wirusa COVID i wrogiem wspólnej walki z epidemią.
Kiedy dokonamy w przyszłości podsumowania tego okresu historii, kraje, które chcą wykorzystać epidemię tylko jako pretekst do ataku na Chiny i przerzucić na nie winę, muszą ponieść historyczną odpowiedzialność.
Za: Global Times (China)
https://myslpolska.info
Artykuł niestety opiera się na antynaukowych bredniach. Nie było i nie ma żadnej „pandemii”. Wszystkie „warianty” koronawirusa są zupełnie bez znaczenia. Środki podejmowane przeciw „pandemii” są szkodliwe dla ludzi.
Admin
Hodowla banderowskiego inwentarza
Hodowla banderowskiego inwentarza
O nazistowskiej eugenice…
Wielu kusi się o przedstawianie prognoz na przyszłość, analizując, badając i obserwując okalającą nas rzeczywistość. Jedni rokują, czerpiąc z propagandy głównego nurtu. Drudzy rozważają teorie spiskowe, które niestety, niemalże wszystkie się urzeczywistniają, a jeszcze inni próbują dotrzeć do prawdy poprzez selektywny wybór informacji z dostępnych źródeł.
26 grudnia 2022 roku, Rada Najwyższa nazistowskiego państwa, zwanego potocznie „Ukrainą”, wprowadza pozornie małe zmiany w swoim kodeksie cywilnym i rodzinnym.
Do kodeksu cywilnego zostaje dodany do artykułu 281 punt ósmy, który brzmi:
” Dopuszcza się rozwój zarodków i przenoszenie płodów ludzkich metodą ektogenezy w sztucznym środowisku poza organizmem człowieka zgodnie z procedurą ustaloną przez centralny organ wykonawczy zapewniający kształtowanie polityki państwa w dziedzinie ochrony zdrowia.”
Do kodeksu rodzinnego natomiast, naziści wrzucają punt czwarty do artykułu 123 o treści:
„W przypadku urodzenia dziecka w wyniku zastosowaniu metody ektogenezy w sztucznym środowisku poza organizmem człowieka, rodzicami dziecka są małżonkowie, którzy wyrazili zgodę na zastosowanie takiej metody, pod warunkiem, że co najmniej jeden z małżonków pozostaje w stosunku genetycznym z dzieckiem.”
Z racji tego, że poprawki naniesiono 26 grudnia 2022 roku, to od 5 stycznia 2023 roku, weszły one w życie, bowiem potrzebne było 10 dni na ich uprawomocnienie się.
Co oznacza to w praktyce?
Otóż mamy do czynienia z precedensem hodowli w sztucznych warunkach, poza organizmem kobiety…
No właśnie, hodowli CZEGO? Czy wyhodowany stwór poza naturalnym środowiskiem płodu, poza łonem matki, będzie człowiekiem?
Drugim zasadniczym pytaniem nasuwającym się w związku z powyższym, to jak to jest możliwe, że w państwie ogarniętym wojną, pozbawionym gospodarki, pozbawionym energii elektrycznej, pozbawionym podstawowych warunków do życia, forsuje się ustawę zezwalającą na produkcję… zombie, co wymaga najbardziej zaawansowanych technologii, no jak?
Z czym w istocie mamy do czynienia, to znakomicie wyjaśnia nam punkt dodany do art.123, w którym ustawodawca próbuje określić, kto będzie rodzicami „urodzonego dziecka”?
Przecież ani dziecka, ani urodzonego.
Przyjmijmy, że stwór wyhodowany został z materiału rozrodczego pozyskanego od anonimowych dawców, którzy nawet nie wiedzą, że do takiego wyhodowania doszło, to kto jest wówczas „rodzicami” takiego czegoś?
Oczywiście, że państwo, albo korporacja będąca właścicielem wylęgarni.
Pozostaje jeszcze kwestia obywatelstwa, bo jakie obywatelstwo będzie przysługiwać produktowi, jeżeli dawca spermy jest z Izraela, dajmy na to, a jajo pochodzi od którejś z polskich posłanek?
No może ten przykład jest zbyt prosty, gdyż w takim przypadku produkt będzie obywatelem Ukropolu, ale to nie rozwiązuje problemu, bo dawcy mogą pochodzić ze wszystkich stron świata.
Gdy zapytamy po co taka hodowla jest Ukraińcom, to odpowiedź też jawi się prostą – banderowcy niczego tak nie potrzebują jak mięsa armatniego, którego zasoby już dawno się wyczerpały, a wiosenna dostawa z Polski to będzie tylko kropla w morzu banderowskich potrzeb.
W całym tym przedsięwzięciu mamy do czynienia ze swoistym paradoksem, bo z jednej strony przebiega w najlepsze proces depopulacji ludzkości poprzez szczepienie całych populacji zabójczymi preparatami, a z drugiej uruchomia się produkcję „ludzi”.
Każdy niech sobie sam wyciągnie wnioski z takiego stanu rzeczy.
Ja tylko podpowiem, że handel ludzkimi organami na upadlinie cierpi kryzys, bo jak wspomniałem, banderowskie szeregi zostały skutecznie zdebanderyzowane, a tym samym mięsa w okopach brak.
Dość istotnym w całej sprawie jest data, kiedy banderowcy przepchnęli ten projekt – 26 grudnia. Mniej błyskotliwym podpowiem, że w ludzkim świecie jest to drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia.
Nabieram pewności, że niebawem się okaże, iż Całun Turyński jest żólto – niebieski, albo…czerwono – czarny, co na jedno wychodzi.
Co bym tu jeszcze nie napisał, to jedno jest pewne; ludzkość jeszcze nigdy nie była tak blisko swojej totalnej zagłady.
W kwestii eugeniki Adolf Hitler był raczkującym brzdącem ze smoczkiem w ustach przy Zełeńskim i jego trzodzie.
Jan Twardowski
https://jantwardowski.nowyekran24.com
Polska najgorsza na świecie w ilości nadmiarowych zgonów po pandemii COVID i nie ma winnych
Polska najgorsza na świecie w ilości nadmiarowych zgonów po pandemii COVID i nie ma winnych
Po dwóch latach upodlania ludzi wirusem grypopodobnym okazało się, że wszystko co robiła władza było kontrproduktywne i zamiast ratować Polaków od wirusa, szalone działania rządu doprowadziły do setek tysięcy zgonów nadmiarowych. Z danych OECD wynika, że pod tym względem Polska jest najgorsza z wszystkich ujętych w zestawieniu krajów!
Gdy w marcu 2020 roku rozpętała się masowa histeria związana z chińskim wirusem, nikt nie miał jeszcze świadomości, że walka jaką rządy na całym świecie zaczęły prowadzić z tak zwanym “Covidem”, była wymierzona nie tyle w wirusa co w ludzi.
Jako panaceum na walkę z epidemią wirusa grypopodobnego wybrano metody, które doprowadziły do setek tysięcy zgonów w naszym kraju. Rozpoczęto stosowanie tak zwanych “lokdaunów”, zmuszono wszystkich do pajacowania w brudnych szmatkach na twarzy. Stosowano terror wobec tych, którzy odmawiali partycypacji w covidiańskich rytuałach. Wszystko to niczym w czasach Stanu Wojennego, odbywało się bez podstawy prawnej.
Zdewastowano służbę zdrowia praktycznie wyłączając ją. Podejrzane jest to, że jeszcze w lutym 2020 roku w trybie pilnym wprowadzono tak zwane e-recepty, bez których nie dałoby się pozamykać w bunkrach lekarzy. Doprowadzono do sytuacji w której symoblem covidowej służby zdrowia stał się patyk, którym należy stukać w okno gdy chce się pomocy, a i tak może ona być udzielona tylko zdalnie. Zamknięto szpitale czym doprowadzono do sytuacji gdy na podjazdach pod OIOM tłoczyły się karetki z chorymi, którym – pod pretekstem covida – nie chciano nawet przyjmować.
Długo przekonywano nas, że gdyby nie państwowa służba zdrowia ludzie umieraliby na ulicach i o zgrozo właśnie państwowa służba zdrowia w czasach covidka doprowadziła do tego, że ludzie umierali na ulicach pod szpitalami.
Żeby perfidii było nie dość, przekupiono całe środowisko medyczne oferując im tak zwane “dodatki covidowe”. Skutkowało to tym, że pandemia stała się bardzo dochodowym biznesem i nikomu z tej branży chyba nie zależało na zakończeniu tego cyrku. To od tych ludzi zależało kto został zaklasyfikowany jako pacjent covidowy, a skoro za opiekę nad takowym płacono dodatkowo, testowano pacjentów do skutku randomowymi testami a gdy udawało się przypisać komuś covidka przestawano go leczyć i wysyłano do covidowej umieralni, gdzie z zapaleniem płuc wciskano intubowano ludzi masowo stwarzając wrażenie, że respiratory służą do leczenia covida. Umieralność po intubacji była szokująco wysoka i w niektórych miejscach przeżywał 1 na 10 z rzekomych covidowych pacjentów. [Pamiętamy ś.p. p. Sanockiego… – admin]
Walczono z lekami, takimi jak Amantadyna czy Iwermektyna i zaczęto wciskać w ludzi eksperymentalne preparaty zwane szczepionkami. Jednak to nie szczepionki ucięły szalone pandemiczne dwa lata tylko wojna Rosji z Ukrainą, co obnażyło, że “król jest nagi”. W ciągu dwóch miesięcy – jak pijany od ściany do ściany – przeszliśmy drogę od sprawdzania testem uczestników Wigilli w grudniu 2021 roku do przyjmowania po domach milionów niezaszczepionych Ukraińców. Gdyby siewcy covidowych kłamstw mieli rację, powinno się to skończyć masowymi zgonami Polaków. Nic takiego nie miało miejsca.
Za to obecnie już nawet Ministerstwo Zdrowia przyznaje to co od początku tego cyrku twierdziły szury – przesadna izolacja, dezynfekcja i maseczkoza, prowadzą do utraty odporności, a jej brak to więcej zachorowań na inne patogeny. Obserwujemy to obecnie gdy nierozliczeni winni z pierwszego covidka próbują nam wkręcać historię “tridemii” naganiając na szczepienia przeciw grypie. Próbują też przestraszyć ludzi kolejnymi wariantami przeziębienia covid nazywając je groteskowo na przykład Kraken jak ostatnio. Widać wyraźnie, że siły dążące do pandemicznego zniewolenia nie odpuszczają.
Z powyższego wykresu OECD wynika, że najmniej nadmiarowych zgonów zanotowano tam gdzie odmówiono stosowania szalonej polityki covidowej, czyli w Szwecji. Było tam dziesięciokrotnie mniej zgonów tego typu na milion mieszkańców w porównaniu do Polski.
Covidowa masakra to największa tragedia Narodu Polskiego po II Wojnie Światowej. Winni tego stanu rzeczy dobrze zdają sobie sprawę z bezprawności swoich tragicznych działań, bo już dwukrotnie próbowali przegłosować w Sejmie tzw. ustawy bezkarnościowe i jeśli w oczy zajrzy im ryzyko odpowiedzialności karnej, z pewnością taką ustawę rzutem na taśmę przegłosują.
Opublikowano za: https://zmianynaziemi.pl/bezcenzury/polska-najgorsza-na-swiecie-w-ilosci-nadmiarowych-zgonow-po-pandemii-covid-i-nie-ma
https://www.klubinteligencjipolskiej.pl
Ludobójstwo OUN-UPA na Lubelszczyźnie
Ludobójstwo OUN-UPA na Lubelszczyźnie
Praktycznie nikt z komentujących upadek ukraińskiej rakiety na Przewodów, leżący w gm. Dołhobyczów, w powiecie hrubieszowskim, nie zwrócił uwagi, że na tych terenach w latach 1944-47 miały miejsce zbrodnie ludobójstwa dokonane na Polakach przez ukraińskich szowinistów spod znaku Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów – Ukraińskiej Powstańczej Armii.
Wieś leży na granicy powiatów hrubieszowskiego i tomaszowskiego, dookoła niej wiosną 1944 r. sotnie UPA dokonywały eksterminacji polskich wsi, osad i przysiółków.
W linii prostej w odległości 3 km. na zachód od Przewodowa położony jest Wasylów Wielki (obecnie gmina Ulhówek, powiat Tomaszów Lubelski), gdzie w marcu 1944 r. Ukraińcy wymordowali bestialsko ok. 90 osób. Polacy mordowani byli wtedy także w sąsiednich wsiach – Rzeplinie, Korczminie, Szczepiatynie, Dyniskach, Machnówku, Łachowcach czy Tarnoszynie, gdzie 17 marca 1944 r. banderowcy, którymi dowodził Myrosław Onyszkiewycz ps. „Orest” (późniejszy dowódca OUN-UPA na terenie tzw. „Zakierzonia” tj. ziem znajdujących się po 1945 r. w granicach Polski, a które banderowcy uważali za „etnicznie ukraińskie”) wymordowali 75 osób, w tym kilkanaścioro małych dzieci.
Dwa tygodnie później policja ukraińska ze Szczepiatyna na czele z Iwanem Maślijem (przed wojną – Jan Masłowski – Polak który „zmienił” narodowość na ukraińską… rozpoznany został przypadkowo w latach 70-tych na Dolnym Śląsku i skazany na karę śmierci) pojmała 18 Polaków i wymordowała w przydrożnym rowie.
Tarnoszyn znany był przed wojną jako prężny ośrodek polskości, otoczony wsiami ukraińskimi, więc banderowcy często napadali i mordowali pojedynczych mieszkańców czy też rodziny żyjące na uboczu. Ocenia się, że nacjonaliści ukraińscy zgładzili w sumie ok. 150 Polaków pochodzących z tej wsi i sąsiednich przysiółków.
Pomordowanych upamiętnia pomnik postawiony jeszcze w latach 70-tych w centrum miejscowości, pod którym corocznie w połowie marca odbywają się uroczystości. Zagładę wsi opisał Tadeusz Wolczyk w książce „Tarnoszyn w ogniu”. W odległym od Przewodowa o 4 km. Radkowie, na spodzie kopca usypanego we wrześniu 1939r. przez miejscową ludność ukraińską świętującą „pogrzeb Polski”, odnaleziono po wojnie szczątki polskiego oficera WP, który schronił się na noc w gospodarstwie ukraińskiego sołtysa.
Ludobójstwo band UPA rozpoczęło się na Wołyniu wiosną 1943r. – rok później komendant UPA Roman Szuchewycz ps. „Taras Czuprynka” rozkazał przeprowadzenie takich samych antypolskich działań na terenie Galicji, tj. na obszarach Małopolski Wschodniej czyli przedwojennych województw – lwowskiego, tarnopolskiego i stanisławowskiego.
Mordy UPA rozlały się następnie na teren południowo-wschodniej Lubelszczyzny – obecne tereny powiatów Tomaszów Lubelski, Hrubieszów, Chełm i częściowo Zamość. Z tego powodu – nieformalny kapelan środowisk kresowych – ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski (na zdjęciu) dla mordów banderowskich z 1944 r. używa określenia – „Ludobójstwo w Małopolsce Wschodniej i na Lubelszczyźnie”.
Przewodów to obecnie niewielka popegeerowska wieś, leżąca 4 km od ukraińskiej granicy. W latach 70. XX wieku mieścił się tak wielki kombinat rolny, a osada była zamieszkana przez ok. 1000 osób. Miejscowość była swoistą wizytówką socjalistycznego uspołecznionego rolnictwa, leżącą pośród pszenno-buraczanego krajobrazu. Na odbywające się tam festyny dożynkowe ściągano gwiazdy estrady jak np. Czerwono-Czarnych czy Karin Stanek!
Warto wspomnieć o pewnym zapomnianym fakcie sprzed kilku lat. W marcu 2016r. w niedalekim od Przewodowa, przygranicznym Chochłowie, podczas prac ziemnych na terenie jednego z gospodarstw, przypadkowo odkryto archiwum UPA. Znajdowało się ono tj. maszynopisy oraz pisma odręczne w języku ukraińskim i niemieckim, a także broszury propagandowe oraz mapy, w szczelnie zamkniętej metalowej tubie ukrytej pod wielkim orzechem. Dokumenty przekazano do Instytutu Pamięci Narodowej w Lublinie, które następnie po pracach konserwacyjnych zostały przetłumaczone.
Poniżej fragment jednego z odnalezionych upowskich rozkazów autorstwa prowidnyka UPA Mychajło Szkambury – „Należy doprowadzić do tego, żeby mąż Ukrainiec zarąbał żonę Polkę, a żona Ukrainka zabiła swego męża Polaka albo swoje dzieci (…). Na ukraińskiej ziemi nie może pozostać żaden lach – spalić wszystko, co lackie. Do walki z Lachami muszą pójść wszyscy. Kto co ma pod ręką: broń, kosy, siekiery – powinien iść bić i rąbać. Zainspirować ludową zemstę, sformować dywizje siekierników… ”
Jest to część rozkazu z marca 1944 r. jaki został wydany przez lwowski OUN-B dla kierownictwa UPA na „Chełmszczyźnie” (tak Ukraińcy określają nie tylko obecne tereny Ziemi Chełmskiej, ale także powiatów hrubieszowskiego i tomaszowskiego). Ewidentnym celem było przeniesienie krwawej ludobójczej rzezi z Wołynia na tereny wschodniej Lubelszczyzny…
Warto przytoczyć fragment raportu komendanta hrubieszowskiego obwodu Batalionów Chłopskich Mieczysława Osieja: „Sytuacja na terenie obwodu, zaczynając od 5 III 44 r. jest wprost tragiczna. W chwili obecnej płoną wsie polskie. W czasie pożaru ginie ludność polska od karabinów, siekier, noży, młotków oraz w płomieniach…”.
Polacy z południowych terenów Hrubieszowskiego uciekali przed rezunami do Hrubieszowa, Tomaszowa, Sokala i Bełza. Niektórzy schronili się w tomaszowskim Poturzynie, gdzie niestety zostali dopadnięci przez ukraińskich siepaczy. 1 kwietnia 1944r. oddział SS-Galizien, wsparty przez bandę UPA, wymordował ponad 160 Polaków. Bezbronni ludzie ginęli od strzałów karabinowych, uderzeń siekier i w płomieniach. Aby oddzielić Ukraińców od Polaków nakazano odmawianie pacierza po ukraińsku …
Podobno po wojnie niektórzy z banderowców „przechrzcili się” na komunistów i jako funkcjonariusze UB dalej mordowali Polaków… Starsi mieszkańcy Poturzyna mówią, że w różnych częściach wsi do dzisiaj zalegają szczątki pomordowanych…
Spirala banderowskich zbrodni praktycznie podchodziła pod Tomaszów Lubelski. Na początku kwietnia 1944r. Ukraińcy zamordowali 116 osób w Łubczu (pomordowanych upamiętnia niedawno odnowiony pomnik postawiony w centrum wsi, bezpośrednio przy drodze Tomaszów – Ulhówek) oraz napadli na Szlatyn, Podlodów, Chodywańce i Plebankę. W Chodywańcach po wymordowaniu ponad 30 Polaków uprowadzili miejscowego młodego księdza Stefana Jachułę, któremu następnie obcinali uszy, ręce i nogi, by na końcu przerznąć piłą …
Wiosną 1944 r. banderowcy, niestety często także ukraińscy sąsiedzi, wymordowali Polaków zamieszkałych we wsiach ukraińskich w okolicach Dołhobyczowa, tj. w Liwczu, Żniatynie, Kościaszynie, Oszczowie, Witkowie, Hulczu i Horoszczycach. Podstępem zamordowano polskich mieszkańców Oszczowa, gdzie ukraiński sołtys zwołał zebranie w szkole, banda UPA otoczyła budynek, Ukraińców wypuszczono, a Polaków żywcem spalono. Wtedy także miały miejsce napady i zbrodnie na terenach podhrubieszowskiej obecnie gminy Mircze – wymordowano Polaków w Starej Wsi, Prehoryłem, Smoligowie, Modryniu, Modryńcu, Mołożowie, Miętkiem i Małkowie. 15 marca 1944r. banda UPA z Werbkowic dokonała napadu polską wieś Gozdów i tamtejszą stację kolejową. Siekierami, młotami i widłami zamordowano 35 bezbronnych osób, w tym 22 pracowników służby kolejowej.
Do połowy 1947r., a więc do „Operacji Wisła”, banderowcy kilkakrotnie urządzali krwawe ataki na posterunki milicji w Dołhobyczowie, Kryłowie i Warężu. W leżącym nad Bugiem historycznym Kryłowie (w tej małej miejscowości jest sporo zabytków, w tym ruiny zamku książąt litewskich na wyspie), podczas podstępnego napadu w dn. 25 marca 1945r. banderowcy zamordowali 28 polskich cywilów oraz 17 funkcjonariuszy MO.
Uprowadzono wtedy tamtejszego komendanta posterunku, wcześniejszego dowódcę Batalionów Chłopskich w Hrubieszowskiem, legendarnego obrońcę zamojskich wsi –Stanisława Basaja ps. „Ryś”. Do dzisiaj nie odnaleziono jego zwłok, krąży hipoteza że został, po bestialskich torturach, zamordowany na terenie ukraińskiej wsi Liski k. Dołhobyczowa.
Warto wspomnieć tragiczną śmierć siostry Longiny, tj. Wandy Trudzińskiej i siedmiu małych chłopców z zakładu dla sierot wojennych w Turkowicach pod Werbkowicami. W marcu 1944r. zostali bestialsko zamordowani siekierami przez banderowców podczas transportu żywności dla mieszkańców sierocińca. Tę tragiczną historię opisał kilka lat temu zamojski dziennikarz Leszek Wójtowicz w książce: „Wózkiem do nieba – rzecz o siostrze zakonnej i sierotach zamordowanych przez nacjonalistów ukraińskich pod Sahryniem”.
Do lat 60-tych XX wieku południowa cześć Hrubieszowskiego (obecne gminy Mircze i Dołhobyczów) oraz wschodnia Tomaszowskiego (gminy Telatyn i Ulhówek) stanowiły wielkie praktycznie niezamieszkałe obszary. Do dzisiaj osoby postronne dziwi sytuacja, że w większości tamtejszych wsi zabudowania są rozrzucone na dużym obszarze tj. budynki poszczególnych gospodarstw bardzo często są od siebie nienaturalnie oddalone. Po prostu po wojnie wszystko tam było wypalone i osiedleńcy budowali się „na polach”.
Polacy zamordowani przez bandy UPA na Lubelszczyźnie, spoczywają w poświęconej ziemi i są godnie upamiętnieni – niestety inna sytuacja jest na Ukrainie, na Wołyniu i Podolu. Tam do dzisiaj pomordowani leżą w dołach śmierci, w rowach i chaszczach, a ich szczątki często są przeorywane podczas prac polowych. Dzieje się tak pomimo wielkiej polskiej pomocy militarnej, gospodarczej i humanitarnej jakiej nasz kraj udziela Ukrainie w trakcie wojny z Rosją.
Ostatnio ukazała się informacja, że nasz „strategiczny partner” w końcu przełamał się, znosi zakaz z 2017 r. i pozwoli w końcu na poszukiwania, ekshumacje i upamiętnienia polskich ofiar. Szybko okazało się, że jest to prawdopodobnie jedynie jednostkowa zgoda, która dotyczy dawnej polskiej wsi Puźniki, koło Buczacza, w dawnym województwie tarnopolskim i otrzymała ją Fundacja Wolność i Demokracja, a więc nie instytucja do tego powołana, tj. Instytut Pamięci Narodowej.
Co ciekawe – Puźniki zostały napadnięte przez banderowców w lutym 1945 r., a więc grubo ponad pół roku po przejściu frontu. Było już wtedy wiadomo, że ludność polska zostanie przesiedlona na lewą stronę Bugu. Napad i mord ok. 100 osób świadczy, że dowództwu OUN-UPA nie chodziło o wygonienie, a głównym celem było wymordowanie Polaków! Prawdopodobnie jest to jednorazowa zgoda, która ma propagandowo „ocieplać” w społeczeństwie polskim wizerunek Ukrainy, podobnie jak szum medialny który został zrobiony w maju gdy mer Lwowa Andrij Sadowyj łaskawie zgodził się na odsłonięcie posągów dwóch lwów na Cmentarzu Orląt Lwowskich.
Jedna ukraińska rakieta spadła, prawdopodobnie przypadkowo, na Przewodów, ale władze ukraińskie odpaliły świadomie inną tj. „rakieta – Andrij Melnyk”. Powołanie tego neobanderowca w skład ukraińskiego rządu świadczy o kompletnym nieliczeniu się ze stroną polską. Porównywanie Polski do totalitarno-zbrodniczych hitlerowskich Niemiec i sowieckiego ZSRR powinno dyskwalifikować polityka, a tym bardziej dyplomatę – tymczasem na Ukrainie jest powodem awansu w struktury władzy.
W tym samym czasie „doradca medialny” prezydenta Ukrainy Aleksiej Arestowicz wypowiada się publicznie, że strona polska podobno odstąpiła od podnoszenia we wzajemnych stosunkach kwestię rzezi wołyńskiej, a chwilę później ma miejsce ta skandaliczna nominacja…
Andrij Melnyk to wielbiciel Bandery, negacjonista wołyński i zwykły kłamca, który brednie o „prześladowaniach Ukraińców w sposób, który trudno sobie wyobrazić” w II RP zaczerpnął pewnie z przemówień Mołotowa wygłaszanych w Moskwie w październiku 1939r. Mianowanie tego osobnika na wiceministra ukraińskiego MSZ to zrealizowany „papierek lakmusowy” odbijający rzeczywiste stosunki pomiędzy naszymi krajami.
Skoro strona ukraińska od kilku miesięcy, po skandalicznych antypolskich wypowiedziach Melnyka jako ambasadora w Berlinie, wiedziała że ta nominacja byłaby bardzo źle widziana w sojuszniczej Polsce – to dlaczego dopuściła się takiej prowokacji?!
Jarosław Świderek
Autor jest działaczem zamojskiego Stowarzyszenia Upamiętniania Polaków Pomordowanych na Wołyniu
https://myslpolska.info
Fico potępia decyzję Bidena
Decyzja prezydenta USA Joe Bidena o zezwoleniu Kijowowi na użycie amerykańskich pocisków głębokiego uderzenia na terytorium Rosji ma jasny c...
-
Polskie drewno opałowe ogrzeje Niemców. Co zostanie dla Polaków? Ilość drewna byłaby w Polsce wystarczająca, gdyby nie było ono sprzedawan...
-
Merdanie ogonem u psa jest dla większości ludzi czytelne. Świadczy o ekscytacji i pozytywnym nastawieniu zwierzęcia. A jeśli kot macha ogo...
-
… pokrzyżował plany Żydom z Chabad Lubawicz – czyli: mene, tekel, upharsin Junta planowała zasiedlenie Ukrainy Żydami z USA. 9 marca 2014 ro...
Rosja szybko zwraca się na Wschód.
09.01.2023r
Region azjatycki szybko nabiera strategicznego znaczenia dla Rosji.
Chiny stały się naszym głównym partnerem handlowym. Wolumen wzajemnej wymiany handlowej z Indiami rośnie w rekordowym tempie. Wolumen handlu z Japonią rośnie również pomimo sankcji.
Korea Południowa tymczasowo się oddaliła, ale liczy na szybkie przywrócenie więzi gospodarczych z naszym krajem.
Rynek rosyjski znaczy dla Seulu znacznie więcej niż rynek koreański dla Moskwy.
Co ważne, wzrost wolumenu wymiany handlowej z krajami azjatyckimi wynika nie tylko ze wzrostu dostaw eksportowych surowców energetycznych.
Według prezydenta Rosji, w 2022 roku rosyjskie firmy zwiększyły wolumen eksportu naszych nawozów mineralnych do Indii 7,6 razy.
Rosyjscy rolnicy stopniowo wypierają amerykańskich rolników z chińskiego rynku żywności.
Warto zauważyć, że 2 kraje położone w Azji, które formalnie weszły w skład państw nieprzyjaznych, nie przystąpiły do bojkotu wraz z krajami Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych oraz nie odmówiły importu rosyjskich surowców.( Japonia i Korea).
Władze Japonii i Korei Południowej od dłuższego czasu negocjują z administracją USA wprowadzenie różnych wyjątków i odpustów dla pracy lokalnych firm na rynku rosyjskim.
Japońskie kierownictwo formalnie poparło pułap ceny rosyjskiej ropy, ale jednocześnie japońskie firmy wznowiły zakupy w celu obejścia zachodnich sankcji.
Z kolei Korea Południowa generalnie odmawiała przystąpienia do jakichkolwiek ograniczeń cenowych wobec Rosji.
Jednocześnie kraje te nadal trzymają się słownie kursu prozachodniego, chociaż w rzeczywistości za nim nie podążają.
Tutaj jest proste wyjaśnienie.
Kierownictwo tych krajów jest świadome, że pozbawienie japońskich i koreańskich firm przystępnej cenowo energii sprawi, że ich produkty staną się niekonkurencyjne.
W takim przypadku chińskie firmy szybko wypchną ze światowego rynku konkurentów z Japonii i Korei Południowej.
Nic dziwnego, że południowokoreański minister spraw zagranicznych Park Chin powiedział ostatnio, że Seul „ma nadzieję na szybkie przywrócenie stosunków z Moskwą po rozwiązaniu kryzysu ukraińskiego”.
I tak to właśnie wygląda.