środa, 29 stycznia 2020

Kim był Stefan Witkowski…

Kim był Stefan Witkowski…
Dariusz Baliszewski- Muszkieterowie
Tajemnica doktora Z.
Stworzył najbardziej wpływową organizację szpiegowską w ogarniętej wojną Europie. Na czyje polecenie działał? Kim był Stefan Witkowski, twórca i komendant Muszkieterów?
W Warszawie 18 września 1942 roku został zabity inż. Stefan Witkowski, komendant Muszkieterów. Zastrzelili go ludzie w niemieckich mundurach, a do ciała przypięli kartkę z napisem: „największy polski bandyta”. W następnych dniach gestapo aresztowało kilkudziesięciu jego najbliższych współpracowników.
I to był prawdziwy koniec świata Muszkieterów.
Za trumną Witkowskiego szła tylko wielka polska aktorka Mieczysława Ćwiklińska- Trapszo. To ona pertraktowała z Niemcami, by za pół miliona złotych wydali ciało i pozwolili na pogrzeb.
Blisko rok później, 2 czerwca 1943 r., komendant główny Armii Krajowej gen. Stefan Grot-Rowecki w meldunku do Londynu donosił: „Wobec systematycznych prób wyłamywania się, prowadzenia dwuznacznej gry z kontrwywiadem niemieckim, gestapo i wywiadem angielskim… usunąłem Tenczyńskiego (jeden z pseudonimów Stefana Witkowskiego – przypis autora) ze stanowiska komendanta Muszkieterów, przenosząc go do rezerwy. Rozkazu tego Tenczyński nie wykonał… Zarządziłem rozwiązanie organizacji Muszkieterów… Tenczyńskiego oddałem pod sąd, który skazał go na śmierć. Wyrok zatwierdziłem. W międzyczasie został on zabity na rozkaz niemieckiego szefa kryminalnej policji, z którym Tenczyński miał powiązania na tle afer bandycko- łapówkowych…”.
Ani jedno słowo tego meldunku nie jest prawdą.
Jednak nikt nigdy nie próbował wyjaśnić, dlaczego Grot przez blisko rok ukrywał przed swoimi zwierzchnikami los Muszkieterów, dlaczego zdecydował o śmierci dowódcy i twórcy największej i najlepszej polskiej organizacji wywiadowczej?
Dlaczego wreszcie oskarżył go o czyny haniebne, z najpoważniejszym i najdotkliwszym dla polskiej pamięci zarzutem zdrady?
Nieliczni Muszkieterowie, którzy przeżyli wojnę, nigdy nie przyznali się ani do związków z Witkowskim, ani do służby w organizacji.
Kilku z nich wiedziało, że zetknęli się z największą polską tajemnicą lat wojny i skandalem politycznym, który mógł zmienić bieg historii. Woleli jednak milczeć w myśl starego angielskiego przysłowia: nie należy budzić śpiącego psa…
Stefan Witkowski wbrew temu, co przypisywała mu czarna legenda, nie był Niemcem.
Jak zanotował płk Szystowski, kilka lat przed wojną Witkowski, skarżąc się na opieszałość polskich władz, miał powiedzieć: „Czas leci, a Hitler się zbroi, pójdzie na Rosję.
Gdy go spytałem, dlaczego sądzi, że Hitler pójdzie na Rosję, powiedział: Sprzęt powozowy, ciągniki kołowo-gąsienicowe nie są budowane na drogi zachodnie, ale na bezdroża wschodnie”.
W tle wszystkich tych tajemniczych powrotów i sekretnych rozmów zawsze pojawiali się Muszkieterowie. To Witkowski witał Śmigłego na dworcu w Krakowie i to jego ludzie stanowili ochronę marszałka w Warszawie. Również tylko z relacji muszkieterskich wiemy o spotkaniu Śmigłego z Kozłowskim. Sprawa węgierskich rozmów z Niemcami płk. Steifera wychodzi na jaw także dzięki niedyskrecji Muszkieterów. W tym roku polskich tajemnic historia Muszkieterów także zapisała własną, dramatyczną kartę.
Ja nachyliłem się do Andersa i cicho powiedziałem: To, co mam do przekazania, przeznaczone jest wyłącznie dla Pana Generała. Proszę o rozmowę na osobności. Gdy do niej niebawem doszło, powiedziałem: Śmigły jest w Warszawie i razem z legionistami szykują zamach na Sikorskiego. Dodałem, że gen. Grot-Rowecki bez wiedzy i zgody Naczelnego Wodza mianował szefem sztabu ZWZ płk. Tadeusza Pełczyńskiego, lecz Warszawa trzyma to w najściślejszej tajemnicy”.
Następnego dnia sprawa przybrała wymiar wręcz katastroficzny. Z mydła do golenia wydobyto mikrofilmy przygotowane przez Witkowskiego dla gen. Andersa. Jak zapisał we wspomnieniach obecny wówczas w Buzułuku późniejszy bohater spod Monte Cassino gen. Klemens Rudnicki: „Treść była bowiem kompromitująca, i to w najwyższym stopniu. Zawierała ona list szefa Muszkieterów, a więc znanego mi Witkowskiego do generała Andersa, w którym wzywał generała do uderzenia na tyły bolszewickie, gdy tylko przyprowadzi swą armię na front przeciwniemiecki”.
Pozostawała jeszcze do rozwiązania zagadka autora rozkazu skierowanego do gen. Andersa. Czy możliwe było, by jakiś nieznany Stefan Witkowski z Warszawy wydawał rozkazy Andersowi, które ten – zamiast lekceważąco wrzucić do kosza – traktował tak poważnie? A jeśli nie Witkowski, to kto? Jedynym możliwym autorem tego skandalicznego rozkazu (i o nim musiał pomyśleć generał Anders) mógł być jedynie marszałek Edward Rydz-Śmigły. A jedynym powodem jego wydania – próba zamachu politycznego skierowanego przeciwko władzom podziemnym w Warszawie i generałowi Sikorskiemu w Londynie.
Losy Śmigłego zasługują na oddzielny szkic, przywracający historii prawdziwą pamięć o marszałku. Dość powiedzieć, że data jego śmierci – 2 grudnia 1941 r. – jest mistyfikacją. 6 grudnia odbył się pogrzeb na Powązkach, jednak w kwaterze 139 pochowano anonimowego pacjenta ze szpitala Ujazdowskiego. Rydz-Śmigły zmarł pół roku później. Wyroku na marszałku nie wykonano: jako rozwiązanie zaproponowano mu samobójstwo lub wyjazd z kraju. Odmówił, więc skazano go na niebyt. Po aresztowaniu przez AK w końcu listopada 1941 r. trzymano go w ukryciu w nieludzkich warunkach, w których odnowiła się gruźlica płuc z wczesnej młodości. Ciężko chory trafił wreszcie do sanatorium miejskiego w Otwocku i tam zmarł 3 sierpnia 1942 r.
Dopiero 10 lat później podczas stalinowskiego procesu Czesława Szadkowskiego zeznający jako świadek Józef Ryś, zastępca szefa kontrwywiadu Komendy Głównej AK, ujawnił prawdę o śmierci Witkowskiego. Przyznał, że to na jego rozkaz i pod jego osobistym nadzorem wyrok wykonała komórka egzekucyjna AK. Podczas tego procesu doszło do znamiennej wymiany zdań między oskarżonym Czesławem Szadkowskim a świadkiem Józefem Rysiem. Szadkowski zapytał przez swego obrońcę, czy grupa likwidacyjna i Ryś wiedzieli, że Witkowski był agentem brytyjskim. „Decydując się na zastrzelenie Witkowskiego – odpowiedział Ryś – wiedziałem, że jest on agentem Intelligence Service, którzy to agenci korzystali ze specjalnej ochrony oficerów armii sprzymierzonych. Wiedziałem jednak również, że jest on agentem niemieckiego wywiadu. Biorę tę śmierć na swoje sumienie”.
http://kurkiewicz-family.com/stefan-witkowski.htm

W obronie czystości Wiary. Trybunał Św. Inkwizycji

Jan-Klaudiusz Dupuis
W obronie czystości Wiary. Trybunał Św. Inkwizycji
Rzekome okrucieństwo Inkwizycji jest zwykle jednym z zasadniczych argumentów podejmowanych przez wrogów Kościoła. Wolter mawiał o „krwawym trybunale, przeraźliwym pomniku władzy mnichów”1. Dla większości współczesnych stanowi ona symbol najstraszliwszego w dziejach cywilizacji masowego prześladowania, fanatyzmu i kontroli myśli. Czarna legenda Inkwizycji do tego stopnia przeniknęła do naszych umysłów, że dzisiaj przeważająca część katolików nie jest w stanie podjąć obrony tej epoki dziejów Kościoła. W najlepszym razie poczynania Inkwizycji usprawiedliwiane są poprzez wskazanie, że okres, w którym działała, był tak barbarzyński i tak inny od naszych „oświeconych” czasów. Najczęściej jednak także katolicy dołączają do chóru antyklerykałów atakując trybunał Świętej Inkwizycji.
W swoim liście na Jubileusz Roku 2000 Jan Paweł II napisał:
Innym bolesnym zjawiskiem, nad którym synowie Kościoła muszą się pochylić z sercem pełnym skruchy, jest przyzwolenie – okazywane zwłaszcza w niektórych stuleciach – na stosowanie w obronie prawdy metod nacechowanych nietolerancją, a nawet przemocą2.
Jednak święci żyjący w czasach Inkwizycji nigdy jej nie krytykowali. Wyjątkiem były skargi na niezbyt – ich zdaniem – wystarczające zwalczanie herezji. Z kolei Święte Oficjum poddało dokładnemu badaniu między innymi duchowe pisma św. Teresy z Avila, aby ocenić, czy nie jest to przypadek fałszywego mistycyzmu. W owym czasie pojawiło się bowiem wielu fałszywych mistyków wśród alumbrados w Hiszpanii3. Św. Teresa – daleka od postrzegania tego jako nietolerancji – poddała się w całkowitym zaufaniu pod osąd Trybunału, który nie znalazł w jej pismach żadnego błędu.
Święci nie obawiali się także przeciwstawiać nadużyciom władzy duchownej – co więcej, w rzeczywistości było to jedno z ich zasadniczych zadań. Jak wytłumaczyć zatem fakt, że nigdy nie występowali przeciwko Inkwizycji? Jak wytłumaczyć to, że Kościół kanonizował czterech Wielkich Inkwizytorów: Piotra Męczennika († 1252), Jana Kapistrana († 1456), Piotra d’Arbués († 1485) i Piusa V († 1572). Także św. Dominik († 1221) był współpracownikiem legata Świętego Oficjum.
Józef hr. de Maistre
Inkwizycja hiszpańska
Wielkim klęskom politycznym, a zwłaszcza gwałtownym atakom na państwo można zapobiec lub odeprzeć je jedynie za pomocą równie gwałtownych środków. Prawda ta należy do najbardziej niezaprzeczalnych aksjomatów politycznych. Przy wszelkiego rodzaju niebezpieczeństwach wszystko sprowadza się do owej formuły rzymskiej: Videant consules, ne respublica detrimentum capiat1. Co zaś do środków to (wyjąwszy wszelką zbrodnię) najlepszy jest ten, który jest skuteczny. (…)
https://www.piusx.org.pl/zawsze_wierni/artykul/293
Ryszard Mozgol
Bóg tak chce!
Historia wypraw krzyżowych
Od końca lat osiemdziesiątych obserwuje się w Watykanie „bitwę o historię”, nazwaną przez kard. Arinze w przesłaniu skierowanym do muzułmanów w lutym 1996 r. z okazji zakończenia ramadanu „przezwyciężaniem przeszłości”. Dla modernistów „przezwyciężanie przeszłości” jest istotnym elementem ich polityki, zmierzającym do stworzenia Nowego Kościoła Ekumenicznego, będącego synkretyczną wersją chrześcijaństwa, judaizmu i islamu opartego na fundamencie praw człowieka i mundializmu. Można przypuszczać, że Jubileuszowy Rok 2000 z publicznymi przeprosinami Papieża, książąt Kościoła i narodowych episkopatów za rzekome winy Kościoła jest początkiem ostatniego aktu zastąpienia Kościoła Katolickiego „kościołem synkretycznym”.
Centralnym punktem „żalu za grzechy” historii Kościoła stało się potępienie stosowania metod „nacechowanych nietolerancją, a nawet przemocą” w formach ewangelizacji. Wzorcowym przykładem „zaangażowania niewłaściwych narzędzi do głoszenia prawdy objawionej”, niedokonania „odpowiedniego rozeznania ewangelicznego wartości kulturowych narodów” i „nieszanowania sumienia osób, którym była przedstawiana wiara” stały się dla modernistycznych purpuratów i lewicowych intelektualistów WYPRAWY KRZYŻOWE.
https://www.piusx.org.pl/zawsze_wierni/artykul/295

Św. ks. Piotr d’Arbués

Św. ks. Piotr d’Arbués
Szanowni żydzi. Nasza wiara została znieważona. Nasz kult został zakazany. Nie możemy odprawiać naszych świąt nowiu i naszej czcigodnej paschy. Ta Inkwizycja całkowicie zagraża naszej religii, niech umrze przywództwo, z którego rodzi się nasze nieszczęście i nasza szkoda i w ten sposób będziemy spokojni i bezpieczni
rabin z Saragossy do przyszłych zabójców św. Piotra d‘Arbues
https://www.piusx.org.pl/zawsze_wierni/artykul/292
dziecko męczennik św. Dominik del Val zamordowane dziecko katolickie św ministrant
Dominguito del Val – Wikipedia
https://en.wikipedia.org/wiki/Dominguito_del_Val
Saint Dominguito del Val (died c. 1250) was a child of Medieval Spain, who was allegedly a choirboy ritually murdered by Jews in Zaragoza (Saragossa). Dominguito is the protagonist of the first blood libel in the history of Spain
St. Dominic del Val – Saints & Angels – Catholic Online
https://www.catholic.org/saints/saint.php?saint_id=2926
Altar boy reportedly killed by Jews in Aragon, Spain, called San Dominquito, „Little Dominic.” He is listed as a martyr, being only seven when murdered.
Nawet, gdy już poszczególne narody europejskie były katolickie, wyznawcy judaizmu wciąż dokonywali aktów antykatolickiej nienawiści. W okresie od XII do XIX wieku nierzadkie były przypadki dokonywania przez żydów, morderstw na chrześcijanach oraz profanacji Najświętszego Sakramentu. W tym czasie z rąk wyznawców judaizmu zginęli m.in.: św. Wilhelm z Yorku (1144), św. Ryszard z Paryża (1179), św. Dominik del Val (1250), bł. Henryk z Monachium (1345), św. Andrzej z Rinn (1462), św. Szymon z Trydentu (1475), św. Piotr d’Arbues (1485), św. Laurenty (1485), o. Tomasz z Cangiano (1840). Należy też pamiętać, iż żydzi często konspirowali przeciwko państwom chrześcijańskim i Kościołowi. Przykładowo, w roku 694 hiszpańscy żydzi wraz z żydami z Afryki pracowali nad sprowadzeniem muzułmanów do Hiszpanii, w roku 711 sprzymierzyli się z Arabami, a w r. 952 oddali im Barcelonę. W roku 854 żydzi oddali Bordeaux Normanom, a pod koniec XII w. sprzymierzyli się z Mongołami przeciw chrześcijanom.
Stosunki żydowsko-chrześcijańskie – Mirosław Salwowski
https://www.geocities.ws/jedwabne/stosunki_zydowsko_chrzescijanskie.htm
Pierwszy inkwizytor Aragonii Św. ks. Piotr d’Arbués
Tomas de Torqemada, Generalny Inkwizytor w Hiszpanii, za pomocą swojego autorytetu apostolskiego mianował Piotra d’Arbués Pierwszym Inkwizytorem Królestwa Aragonii, ponieważ widział w nim wszystkie zdolności, które były potrzebne do tak delikatnego zadania. To mianowanie stanowiło wyjątek od konstytucji Inkwizycji, która to zadanie powierzała zakonnikom dominikańskim, gdy tymczasem św. Piotr był kanonikiem regularnym św. Augustyna. Razem z Piotrem, inkwizytorem został mianowany dominikanin Gaspar Iuglar, był on jednak w podeszłym wieku i słabego zdrowia, tak więc cały ciężar tego urzędu spadł na ramiona Świętego.
Spiskowcy, żydzi i heretycy, zgromadzili się w domu niejakiego Ludwika de Santo Angel, żeby wysłuchać wykładu pewnego starego rabina. Dowodził on swoim słuchaczom, iż ze względu na to, że intrygi, które miały obalić Inkwizycję, nie powiodły się, należy koniecznie zabić „Mistrza z Epili” oraz wszystkich, którzy mają odwagę zasiąść na jego miejscu. Słowa te przyjęto pomrukiem aprobaty. Biorąc pod uwagę trudności w wykonaniu tego niecnego czynu, przywódca przeznaczył 500 guldenów jako nagrodę dla zamachowca. Wszyscy przyrzekli dołożyć pieniędzy ze swojej kiesy, a trzej z zaprzysięgłych heretyków: Juan de Pedro Sanchez, Jaime Montesa i Gaspar de Santa Fe zostali wyznaczeni do wypłacenia pieniędzy zabójcom.

Problem żydowski istnieje i istnieć będzie, dopóki Żydzi będą Żydami.

Nie zapominajmy na wielkiej madrosci slowa naszego prymasa Polski ks. kardynała Hlonda, który tak pisze w sprawie zydowskiej:
Problem żydowski istnieje i istnieć będzie, dopóki Żydzi będą Żydami. W poszczególnych krajach zagadnienie to ma rózne natezenie i rózna aktualnosc. U nas jest ono specjalnie trudne i powinno byc przedmiotem powaznych rozwazan. Tutaj dotykam krótko strony moralnej w zwiazku z dzisiejszym polozeniem.
Faktem jest, ze Zydzi z Kosciolem katolickim walcza, tkwia w wolnomyslicielstwie, stanowia awangarde bezboznictwa, ruchu bolszewickiego i akcji wywrotowej. Faktem jest, ze wplyw zydowski na obyczajnosc jest zgubny, a ich zaklady wydawnicze propaguja pornografie. Prawda jest, ze Zydzi dopuszczaja sie oszustw, LICHWY, i prowadza handel zywym towarem. Prawda jest ze w szkolach wplyw mlodziezy zydowskiej na katolicka jest na ogól ujemny pod wzgledem religijnym i etycznym.
Ale – badzmy sprawiedliwi. Nie wszyscy Zydzi tacy sa. Bardzo wielu Zydów to ludzie wierzacy, uczciwi, sprawiedliwi, milosierni, dobroczynni. W bardzo wielu rodzinach zydowskich zmysl rodzinny jest zdrowy, budujacy. Znamy w swiecie zydowskim ludzi takze pod wzgledem etycznym wybitnych, szlachetnych, czcigodnych.
Przestrzegam przed importowana z zagranicy postawa etyczna, zasadniczo i bezwzglednie antyzydowska.
Jest ona zasadniczo niezgodna z etyka katolicka.
Wolno swój naród wiecej kochac, nie wolno nikogo nienawidzic. Ani Zydów. W stosunkach kupieckich dobrze jest swoich uwzgledniac przed innymi, omijac sklepy zydowskie i zydowskie stragany na jarmarku, ale nie wolno pustoszec sklepu zydowskiego, niszczyc Zydom towarów, wybijac szyb, obrzucac petardami ich domów.
Nalezy zamykac sie przed szkodliwymi wplywami moralnymi ze strony zydostwa, odzielac sie od jego antychrzescijanskiej kultury, a zwlaszcza bojkotowac prase zydowska i zydowskie demoralizujace wydawnictwa, ale nie wolno na zydów napadac, bic ich, kaleczyc, oczerniac. Takze w Zydzie nalezy uszanowac i kochac czlowieka i blizniego, chocby sie nawet nie umialo uszanowac nieopisanego tragizmu tego narodu, który byl strózem idei mesjanistyczej, wsród którego urodzil sie Zbawiciel.
Miejcie sie na bacznosci przed tymi, którzy do gwaltów antyzydowskich judza. Sluza oni zlej sprawie. Czy wiecie, kto im tak kaze? Czy wiecie, komu na tych rozruchach zalezy? Dobra sprawa nic na tych nierozwaznych czynach nie zyskuje. A krew, która sie tam niekiedy leje, to krew polska. /Listy pasterskie, str. 192/.
ksiądz P. Turbak T.J.
Symbolem naszej walki przeciwko Zydom to uniwersytet i stragan!
1. Uniwersytet. Wielu wypadki uniwersyteckie ocenia jako akademickie burdy. Jest to wielka krzywda dla naszej mlodziezy! Ze ta walka w niektórych wypadkach wyglada na burde – tego nie przeczymy, lecz nie cala mlodziez tak chce walczyc to jedno! Nastepnie odpowiedzialnosc za wybryki nie licujace ani z godnoscia akademicka, ani z katolicka postawa, spada takze na tych, którzy nie chca zrozumiec nowego ducha akademickiej mlodziezy.
Dziejowego pradu wstrzymac nie mozna, lecz trzeba tylko nim umiejetnie pokierowac. Do tego musza sie przyczynic i wladze uniwersyteckie i rzad i cale spoleczenstwo, które powinno zdecydowanie i glosno poprzec to wszystko, co w akademickim ruchu jest godziwe – katolickie i narodowe!
Wolnomyslicielom, masonom i socjalistom wydaje sie, ze ta burda, jezeli akademicy zadaja rozdzialu na lawkach. Tymczasem to tylko zewnetrzny wyraz wielkiej idei, aby odzydzic spoleczenstwo – nie tylko odzydzic, ale tez przetworzyc je na spoleczenstwo katolickie. Stad ta mlodziez mimo trudnosci wywalczyla, ze na salach uniwersyteckich dzis wisi
Krzyz – symbol nowego spoleczenstwa, nowej kultury polskiej.
W tych akademikach ida nowi ludzie, którzy dzisiejszy rozdzial na lawkach zamienia na rozdzial spoleczno-kulturalny!
Krzyz zajasnieje nie tylko na sali uniwersyteckiej, ale w samych dziejach polskich.
Mysl akademików o rozdziale na lawkach musi podjac cale spoleczenstwo i przeprowadzic ja w calym szkolnictwie, we wszystkich szkolach!
Musimy na caly glos wolac o szkole na wskros katolicka – szkole wyznaniowa, w której by zadne dziecko polskie nie siedzialo w szkole obok zydowskiego, w której by cala nauka i wychowanie wpajaly w dusze naszych dzieci idealy tylko katolicko-narodowe.
Jezeli swoje dzieci wychowamy w idealach katolicko-narodowych, to tym samym wychowamy nowe pokolenie, duchowo juz odzydzone, które nie da sobie nalozyc petli na szyje.
2. Stragan. Jezeli czlowiekowi braknie jakiegos czlonka, jest kaleka. Mysmy dzis narodem-kaleka, bo nam brakuje tak waznego czlonu, jak kupiectwo. Sa wprawdzie tu i tam jacys kupcy polscy, lecz iluz miedzy nimi jest takich, co ma nazwe kupca, lae w sklepie towaru malutko, ale kupieckiego wyksztalcenia tez niewiele, a juz o kupieckiej solidarnosci, obejmujacej cale panstwo, zdaje sie, ze jeszcze szkoda mówic.
Zebysmy jako naród mogli zyc, musimy miec silnie zorganizowane narodowe kupiectwo. Oto wielka mysl narodowa, której symbolem jest dzisiaj STRAGAN i Nowe, narodowe kupiectwo z samych dzis istniejacych kupców nie powstanie. Naprzód jest ich za malo, jak przystalo na wielki naród. Lecz co wazniejsze, brak im w wielkim procencie narodowej tradycji kupieckiej. Bo i skadze bedzie?
Jesli kupiec ma trzech synów, to zaledwie jednego na kupca wychowa a innych chowa na panów. A bywa czesto i tak, ze ze smiercia kupca interes trzeba zwijac, bo synowie wyszli na panów, na radców itd. Tymczasem powinno byc tak, zeby trzech synów kupca otwarlo trzy samodzielne interesy.
Tradycja kupiecka trzeba stworzyc od samych podstaw – to jest od straganowego dorabiania sie coraz lepszego interesu. Dzisiejsi kupcy polscy na stragan nie pójda, chocby niejeden z nich mial nawet zbankrutowac. Jest to ciekawe, ze nasi kupcy chcieliby miec towary tylko dla lepszej klienteli, lecz nie dla chlopa i wyrobnika i bezrobotnego. Za czasów austriackich marzeniem kupca bylo miec na szyldzie napis: „Dostawca nadworny” – dzisiaj sie to objawia, tylko w innej formie. Tymczasem na gwalt potrzeba sklepów dla chlopa! Wies to nie bagatela! Groszowe – rzec mozna – sa zakupy chlopa, ale tych chlopów kupuje miliony!
Dlatego twórzymy sklepy z takim towarem, jakich wies potrzebuje. Mówimy chlopu: Swój do swego, ale pokazcie mu, gdzie sa ci swoi!
Swoi z kazdym artykulem dla chlopa! Otóz trzezwo myslacy nasz chlop postanawia dzis sam dla siebie takie sklepy stworzyc. Zaczyna te wielka prace narodowa od stragana, a daj mu, Boze, zeby jego synowie swoje stragany jako wielkie sklepy otwarli w Krakowie na Grodzkiej od rynku az po Wawel, a znów w Warszawie od zamku az po Mokotów! Stragan niech bedzie ta wielka praktyczna szkola kupieckiej umiejetnosci, oszczednosci i pracowitosci.
3. Uniwersytet i stragan jako jedna mysl narodowa. Katolicka kulture, której symbolem uniwersytet z Krzyzem, trzeba zespolic ze straganem, aby w nim nie tylko katolik handlowal, ale tez od poczatku uczyl sie robic katolickie kalkulacje handlowe. Jak na sali uniwersyteckiej tak i nad straganem musi byc Krzyz i Symbol katolickiej moralnosci kupieckiej.
Stragan trzeba oprzec o uniwersytet! To znaczy, trzeba dac straganiarzom odpowiednie wyksztalcenie kupieckie, bo sam spryt wrodzony niewiele dzis pomoze. Zeby stragany rozwinely sie w narodowe kupiectwo, trzeba je zorganizowac w jedno narodowe cialo, trzeba dac im odpowiednie umiejetnosci za pomoca szkól handlowych, kursów, pism, odczytów… Bez tego stragan zostanie tylko straganem!
Dzis niejeden akademik nie widzi przyszlosci jako pan, zrobi ja, jesli zrozumie mysl straganu.
4. Uniwersytet i stragan z Krzyzami! Oto czwarta wielka mysl dla odzydzenia Polski. Co ona oznacza? Tylko to jedno: musimy stworzyc swojej wlasne katolicko-narodowe organizacje i kulturalne i zawodowe i handlowe i sportowe itd. W tych organizacjach Zydzi zadnego udzialu miec nie moga, ich czlonkami moga byc tylko katolicy i Polacy!!!
Oto glówne wytyczne naszej walki o odzydzanie POLSKI ! ! !

Jak wprowadzono w Polsce OFE

prof. dr hab. Leokadia Oręziak – Jak wprowadzono w Polsce OFE
Ta książka wywoła szok! Amerykański profesor ujawnił, czym i jak bankierzy przekonali naszych polityków, związkowców i dziennikarzy do OFE
W toczącej się w Polsce debacie w sprawie zmian w otwartych funduszach emerytalnych (OFE) warto się odwołać do niezwykle interesującej książki „Prywatyzacja emerytur. Transnarodowa kampania na rzecz reformy zabezpieczenia społecznego”, która ukazała się w 2008 r. w wydawnictwie Uniwersytetu Princeton w Stanach Zjednoczonych. Jej autorem jest prof. Mitchell A. Orenstein (Johns Hopkins University)*. W publikacji obszernie przedstawiono przyczyny, mechanizmy i sposoby wprowadzenia przymusowego kapitałowego filara systemu emerytalnego w niektórych krajach Ameryki Łacińskiej oraz w regionie Europy Środkowej i Wschodniej.
Szczególna uwaga została poświęcona roli, jaką odegrał tu Bank Światowy wraz z Międzynarodowym Funduszem Walutowym oraz amerykańska USAID (US Agency for International Development), a także OECD i inne organizacje międzynarodowe. W opinii Orensteina, podmioty te stworzyły swego rodzaju koalicję, która w ramach dobrze zorganizowanej kampanii rozpowszechniała w świecie ideę prywatyzacji emerytur.
W 1994 r. BŚ opublikował raport „Averting the Old Age Crisis”, w którym zdecydowanie propagowano koncepcję sprywatyzowania przynajmniej części systemu emerytalnego. Orenstein wskazuje (s. 76), że była to radykalna zmiana w porównaniu z tezami zawartymi w dokumentach Banku Światowego, publikowanych do tego czasu, w których ostrzegał on, że taka prywatyzacja nie rozwiązuje fundamentalnych problemów dotyczących systemów emerytalnych w krajach Europy Środkowej i Wschodniej.
W całej kampanii BŚ na rzecz ustanowienia przymusu oszczędzania na emeryturę w prywatnych instytucjach finansowych eksponowano cel w postaci ograniczenia negatywnego wpływu zmian demograficznych na wysokość przyszłych emerytur i wiele innych celów dotyczących rozwoju gospodarczego. Zastanawiając się nad rzeczywistymi przyczynami ustanowienia obowiązkowego filaru emerytalnego,
Orenstein wskazuje, że międzynarodowe instytucje finansowe i korporacje wielonarodowe, zajmujące się zarządzaniem prywatnymi funduszami emerytalnymi, bardzo się interesowały stworzeniem w różnych krajach dużej puli oszczędności z przymusowo pobieranych środków publicznych (s. 79). Doświadczenia reformy chilijskiej pokazały, że zarządzanie tymi pieniędzmi może stanowić
atrakcyjne źródło zysków
dla wielkich międzynarodowych firm ubezpieczeniowych i banków. Od 1994 r. BŚ bardzo się zaangażował w promowanie tego rodzaju reformy.
Ważnym instrumentem wprowadzania przymusowego filara kapitałowego była polityka pożyczkowa Międzynarodowego Funduszu Walutowego. I tak np. jednym z warunków udzielenia Argentynie w 1992 r. pożyczki w wysokości 40 mld dol. przez MFW było sfinalizowanie prywatyzacji emerytur w tym kraju. Ponadto Bank Światowy w latach 1996-1997 udzielił Argentynie pożyczek w wysokości 320 mln dol., by wesprzeć realizację reformy emerytalnej (s. 152). Orenstein stwierdza, że BŚ, MFW i regionalne banki rozwoju udzielały często pożyczek i pomocy różnym krajom, pod warunkiem że wprowadzą one prywatyzację emerytur. Z drugiej strony, instytucje te zapewniały pożyczki na sfinansowanie luki w finansach publicznych, powstałej z powodu skierowania do prywatnych instytucji części składek emerytalnych, tak by można było wypłacać bieżące emerytury (s. 89).
Orenstein wskazuje, że silnej presji ze strony tych instytucji oparły się jedynie nieliczne kraje wytypowane do wprowadzenia obowiązkowego filara kapitałowego. Te kraje to: Wenezuela, Słowenia oraz Korea Południowa (s. 154). Według opinii Orensteina, Korea jest przypadkiem, który pokazuje, że przywódcy w dużym i bogatym kraju mają siłę, by oprzeć się polityce transnarodowych podmiotów (s. 156).
Z całej książki wynika ogólna refleksja, że na celowniku tych podmiotów znalazły się kraje o średnich dochodach, przeżywające różne problemy gospodarcze i uzależnione od międzynarodowej pomocy finansowej. Bank Światowy i inni transnarodowi aktorzy w zasadzie nie próbowali wprowadzić przymusowego filara kapitałowego w krajach o małych dochodach (niski poziom płac i składek), a także w krajach wysoko rozwiniętych. W odniesieniu do tych ostatnich trudno bowiem było znaleźć jakieś skuteczne instrumenty oddziaływania na rządzących (s. 162). Orenstein odwołuje się do badań pokazujących, jak wielkie straty poniosły pierwsze pokolenia emerytów otrzymujących świadczenia z przymusowych prywatnych funduszy w krajach Ameryki Łacińskiej. Istotną przyczyną tych strat okazały się wysokie opłaty pobierane przez instytucje finansowe zarządzające funduszami. Opłaty te stanowiły niesprawiedliwe obciążenie indywidualnych oszczędności emerytalnych i spowodowały utratę dużej części dochodu należnego emerytowi (s. 82).
Orenstein zwraca uwagę na dyskusje, które toczyły się na początku lat 90 zarówno w BŚ, jak i MFW odnośnie do źródeł finansowania przymusowego filara kapitałowego, oznaczającego w praktyce wyjęcie części składki emerytalnej z budżetu i w efekcie niedostatek środków na bieżące emerytury. Obie organizacje miały świadomość, że filar ten wymaga poważnego zadłużania się przez rządy, co może stanowić istotny problem dla krajów mających już wysoki dług.
Zwolennicy ci pominęli więc fakt, że dług jawny wymaga zaciągania przez państwo pożyczek już teraz i płacenia od nich odsetek, podczas gdy dług ukryty stanie się wymagalny za kilkanaście czy kilkadziesiąt lat, i to nie w całości, lecz stopniowo, wraz z upływem lat bycia na emeryturze przez daną osobę. Zatem w imię korzyści osiąganych przez instytucje finansowe z prywatyzacji emerytur transnarodowi aktorzy wymyślili i rozpowszechniali argument odnośnie do długu ukrytego, nie bacząc, że lawinowo narastający dług jawny z powodu przymusowego filara kapitałowego prowadzi kolejne kraje do bankructwa.
Orenstein wykazał się dużą wnikliwością badawczą, charakteryzując proces wprowadzenie OFE w Polsce. Warto zwrócić uwagę na kilka istotnych faktów przedstawionych w książce:
Podsumowując reformę emerytalną w Polsce, Orenstein wskazuje na głęboką ingerencję Banku Światowego i USAID w jej ukształtowanie i wprowadzenie w życie, w tym poprzez finansowanie zespołów reformujących oraz wszelką pomoc finansową i techniczną. Pozwoliła ona pozyskać zwolenników i zmienić preferencje decydentów (s. 129).
Książka prof. Orensteina stanowi bardzo dobrze udokumentowaną analizę procesu wprowadzania przymusowego filara kapitałowego i rolę, jaką odegrały w tym organizacje i korporacje międzynarodowe. Silne zaangażowanie tych podmiotów w ustanowienie tego filara jest też przyczyną dotychczasowych trudności krajów, które chciały ograniczyć czy zlikwidować obowiązkowe fundusze emerytalne.
Kraje te, po tym, jak ogromnie zadłużyły się z powodu tych funduszy, są jeszcze bardziej uzależnione od dobrej woli transnarodowych aktorów niż kiedyś. Tłumaczyć to może np., dlaczego MFW sprzeciwił się w 2010 r. próbie likwidacji OFE podjętej w Bułgarii.
Privatizing Pensions. The Transnational Campaign for Social Security Reform, Princeton University Press, Princeton, N.J. 2008
Autorka jest profesorem zwyczajnym w Szkole Głównej Handlowej oraz Uczelni Łazarskiego w Warszawie.

Należy podkreślić, iż Żydzi na przełomie lat 40 – tych i 50 – tych ubiegłego wieku stanowili w Polsce 0,42 % ogółu ludności.

Maria Dąbrowska – pierwsza dama polskiej literatury – w swoich dziennikach pod datą 17 czerwca 1947 r. zamieściła wpis następującej treści:
„UB, sądownictwo są całkowicie w ręku Żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden Żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków”.
Z kolei pod datą 27 maja 1956 r. napisała:
„Ostatnimi tygodniami byłam w Nieborowie w towarzystwie samych Żydów oprócz Anny i Bogusia. Częste ich rozmowy o wzrastaniu antysemityzmu. Czemu dziś sami są częściowo winni – bo jak można było dać sobą obsadzić wszystkie ‚kluczowe pozycje’ życia Polski: prokuratury, wydawnictwa, ministerstwa, władze partii, redakcje, film, radio itp.”.
Stefan Kisielewski – opozycjonista, liberał, krytyk muzyczny, kompozytor, legendarny felietonista z „Tygodnika Powszechnego” – pod datą 18 października 1968 r. odnotował:
„Dwadzieścia lat temu powiedziałem Ważykowi, że to, co robią Żydzi, zemści się na nich srodze. Wprowadzili do Polski komunizm w okresie stalinowskim, kiedy mało, kto chciał się tego podjąć z ‚gojów’…..”,
a pod datą 4 listopada 1968 r.:
„Po wojnie grupa przybyłych z Rosji Żydów-komunistów (Żydzi zawsze kochali komunizm) otrzymała pełnię władzy w UB, sądownictwie, wojsku, dlatego, że komunistów nie-Żydów prawie tu nie było, a jeśli byli, to Rosja się ich bała. Ci Żydzi robili terror, jak im Stalin kazał….”.
Natomiast prof. Krzysztof Szwagrzyk – historyk , autor pracy pt. „Żydzi w kierownictwie UB. Stereotyp czy rzeczywistość?” napisał w niej – między innymi:
„Analizie poddano zawartość Informatora MSW oraz akt osobowych 450 osób zajmujących kierownicze stanowiska w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego oraz 249 z Komitetu do spraw Bezpieczeństwa Publicznego, uzupełnioną o dane zaczerpnięte z innych źródeł. Jak pokazują jej wyniki, w latach 1944–1954 na 450 osób pełniących najwyższe funkcje w MBP (od naczelnika wydziału wzwyż) 167 było pochodzenia żydowskiego (37,1 proc.)…… W świetle zaprezentowanych danych statystycznych teza o dużym udziale Żydów i osób pochodzenia żydowskiego w kierownictwie UB sformułowana została na podstawie prawdziwych przesłanek i jako taka odzwierciedla fakt historyczny.”
Należy podkreślić, iż Żydzi na przełomie lat 40 – tych i 50 – tych ubiegłego wieku stanowili w Polsce 0,42 % ogółu ludności.
Wątek ów nalezy traktować jako przyczynek do debaty na temat źródel antysemityzmu oraz zasadności pojęcia: „Żydokomuna”.
http://www.racjonalista.pl/forum.php/s,749451

Jak wielkie rozmiary przybrało skokowe zubożenie polskiego społeczeństwa

Szczególnie kłamliwa pod tym względem była informacja w „Gazecie Wyborczej” z 24 sierpnia 1989 r., zamieszczona pod znamiennym tytułem: —————-„Cud gospodarczy w Polsce?”. ————-Sachs obiecywał tam m.in.: „Likwidujemy całkowicie inflację w ciągu sześciu miesięcy. Stopa życiowa zacznie wzrastać za pół roku (…) Nie dajcie sobie wmówić, że radykalny program gospodarczy wymaga cierpień i wyrzeczeń”. ———————
Nader szybko miało się okazać, że realizowana przez Balcerowicza terapia szokowa doprowadziła do wielkiego pasma cierpień i wyrzeczeń przeważającej części społeczeństwa, z korzyścią dla gromady cwaniaków polskich i zagranicznych.
Pisał o tym jednoznacznie bardzo ostry amerykański krytyk terapii szokowej, noblista z dziedziny ekonomii, prof. J. Stiglitz. Dzięki skokowym podwyżkom cen państwo zagrabiło wieloletnie oszczędności obywateli. Straciły ogromną część wartości zbierane przez wiele lat wkłady na mieszkania.
Państwo zgarnęło przeważną część oszczędności dolarowych, szacowanych na koniec 1988 r. na 7-15 miliardów dolarów amerykańskich (por. S. Dąbrowski, Logika postkomunistów, „Nowy Świat”, 13 stycznia 1993 r.).
Przypomnijmy zapomniane już dane o rozmiarach podwyżek cen w 1990 r. Według tekstu „Gazety Wyborczej” z 29 stycznia 1991 r., opartego na danych GUS, średnie ceny w 1990 r. były sześcio-, siedmiokrotnie wyższe niż w 1989 roku.
Przy tym chleb średnio podrożał 13 razy, makaron – 22 razy, ceny mebli, naczyń kuchennych, lodówek wzrosły 8-10 razy. Ceny podstawowych artykułów w wielu przypadkach stały się wyższe niż w krajach EWG. W tym samym czasie miesięczne wynagrodzenie mieszkańca Polski odpowiadało 2-3-dniowym zarobkom Francuzów lub Niemców.
Jak wielkie rozmiary przybrało skokowe zubożenie polskiego społeczeństwa w efekcie balcerowiczowskiej terapii szokowej, doskonale dokumentowała podstawowa wręcz książka o polityce społecznej wydana w 1995 r. pod redakcją prof. Juliana Auleytnera.
Według niej, w samym tylko 1990 r. przeciętne płace spadły o 24 proc., realna wartość przeciętnej emerytury i renty – o 19 proc., a dochody netto z rolnictwa na 1 pracującego – o 63 proc.
Rolników szczególnie dotknęło otwarcie przez Balcerowicza granic na produkty rolne z zagranicy, w dużej mierze dotowane przez rządy zachodnie i sprowadzane do Polski po dumpingowych cenach.
Rzecz znamienna – w 1989 r. zniesiono karę konfiskaty majątku za nadużycia gospodarcze. Cwaniacy z zagranicy i wysoko uplasowani w aparacie gospodarczym ludzie starej nomenklatury świetnie wykorzystali do swych celów szanse spekulacji i drenażu dolarów z Polski dzięki utrzymywaniu przez półtora roku kursu dolara do złotego na sztywnym, niezmienionym poziomie.
Profesor Łukasz Czuma tak pisał o mechanizmie tych manipulacji w I tomie „Encyklopedii Białych Plam”:
„(…) jeśli ktoś z zagranicy wymienił 1 mln dolarów na złotówki, które następnie włożył na wysoki procent – np. na 150 proc. rocznie – do banku w Polsce, to przy stałym kursie wymiennym dolara do złotówki zyskiwał w ciągu roku 1,5 mln i mógł wywieźć z Polski 2,5 mln dolarów (…)
nieprecyzyjne prawodawstwo, uchwalone przez Sejm ‚kontraktowy’, pozwoliło na takie operacje na podstawie działania m.in. tzw. oscylatora”. Ocenia się, że z ówczesnej Polski wyparowały w owym czasie miliardy dolarów. Balcerowicza obciąża fakt, że nie zastopowano na czas różnych tego typu manipulacji.
WPŁATY POLSKI do UNII EUROPEJSKIEJ2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł. / rok
1 mld 492 mln zł / miesięcznie
40 mln złotych d z i e n n i e
Maria Dąbrowska 17-VI-1947r.: „UB, sądownictwo są całkowicie w ręku żydów „Dzienniki.1914-1965” za „Polska Moja Ojczyzna””
https://niezlomni.com/cytat/maria-dabrowska-ub-sadownictwo-sa-calkowicie-w-reku-zydow
UB, sądownictwo są całkowicie w ręku Żydów – w ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden Żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków. I jak to nie ma w Polsce szerzyć wrednego „antysemityzmu”? I czy kto jest zdolny przypuścić, że jedynie Żydzi są dobrymi Polakami i obywatelami

Szokowa terapia Sachsa

W Boliwii szokowa terapia ekonomiczna Sachsa rozpoczęta w 1985 roku, rzeczywiście zdusiła tam hiperinflację rzędu 14 000 procent rocznie, a wywołaną wszakże głównie obsługą gigantycznego zadłużenia i zmniejszeniem o połowę przychodów kraju z eksportu koki.[8]
Szokowa terapia Sachsa polegała tam na prawie całkowitym uwolnieniu cen, 300 procentowej podwyżce cen ropy, wycofaniu dopłat do żywności, zamrożeniu płac w sektorze publicznym na rok, ostrych cięciach wydatków budżetowych rządu, redukcji zatrudnienia w państwowych firmach oraz otwarcia granic na nierejestrowany import.
Sachs zdusił inflację, dusząc równocześnie gospodarkę, zwiększając stopę bezrobocia do 25-30 procent oraz wpędzając w biedę i nędzę miliony ludzi.
W obliczu ostrych protestów społecznych i strajku generalnego, szokową terapię Sachsa zrealizowano tylko dzięki dwukrotnemu wprowadzeniu stanu wyjątkowego i użyciu wojska oraz policji do pacyfikacji protestów i internowaniu działaczy ruchu związkowego.[9]
Uwolnienia cen artykułów żywności było kolejnym szokiem społecznym, gdyż w komunizmie nade wszystko ceny żywności były pod centralną kontrolą. Wyzwoliło to wysoką inflację o korekcyjnym charakterze.
Korekcyjnym w tym sensie, że centralnie ustalane, a zaniżane w stosunku do kosztów produkcji ceny produktów żywnościowych dotowanych przez państwo, zostały uwolnione spod rządowej kontroli. Nastąpiła ich korekcja w odniesieniu do rzeczywistych kosztów.
Od sierpnia 1989 roku to producenci żywności decydowali o ich wysokości. W sierpniu inflacja wyniosła 39,4 procent, we wrześniu 34,4 procent, a w październiku 54,8 procent.[15]
Koncepcję i nazwę „terapia szokowa” (shock treatment) wymyślił amerykański ekonomista Milton Friedman. Jej zasady i zastosowania omówiła kanadyjska analityk społeczna i ekonomiczna Naomi Klein, w wydanej również w Polsce w 2008 roku „Doktrynie szoku”.[19] Friedman jest twórcą ekonomicznej ideologii neoliberalizmu, zwanej też „szkołą chicagowską” lub monetaryzmem, która stała się podstawą zasad Konsensusu Waszyngtońskiego, z jego programem neoliberalnej globalizacji.
Józef Balcerek, W sprawie planu Sorosa i Targowicy, maszynopis autorski, Warszawa 1993
„(…) zadłużenie było tak ogromne, że same odsetki przekraczały budżet kraju. Rok wcześniej administracja Ronalda Reagana zepchnęła Boliwię na skraj przepaści, finansując bezprecedensowy atak na hodowców koki, którzy uprawiają zielone liście łatwo przetwarzalne na kokainę.” – Naomi Klein, Doktryna szoku. Jak współczesny kapitalizm wykorzystuje klęski żywiołowe i kryzysy społeczne, Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA, Warszawa 2008, s. 177
Z dniem 1 stycznia 1990 roku wprowadzono zmienną stopę ich oprocentowania uzależnioną od wysokości inflacji. Banki samodzielnie ustalały stopę oprocentowania, i to w skali miesięcznej. Dotyczyło to również wszystkich kredytów zaciągniętych wcześniej. Nagle więc przedsiębiorstwa zostały zmuszone do zapłaty miesięcznych odsetek od kredytów sprzed lat w wysokości kilkudziesięciu procent. A odsetki od niezapłaconych odsetek poszybowały jeszcze wyżej.
Od 15 lipca 1989 roku do grudnia 1990 roku oprocentowanie kredytów wzrosło o 2200%. Uruchomiło to kulę śnieżną zadłużenia i zacisnęło pętlę zadłużeniową na szyi przedsiębiorstw państwowych. Rozpoczęło się celowe i zamierzone ich bankrutowanie.
„W rezultacie – podsumowywał J. Balcerek w 1993 roku – produkcja przemysłowa sprzedana spadła w 1991 r., w zestawieniu z 1989 r., o 33,6 %, tak jak w okresie największego w dziejach kapitalizmu kryzysu gospodarczego 1929–1932, a przedsiębiorstwa państwowe i chłopskie gospodarstwa rodzinne stały się ‚niewypłacalne’. ‚Strategia przemysłowa’ rządów ‚post-solidarnościowych’ zadała już w 1990 r. druzgocący cios przemysłowi lekkiemu, a zwłaszcza włókienniczemu: w ciągu jednego roku produkcja sprzedana w przemyśle lekkim spadła o 35,9%, a w przemyśle włókienniczym – o 42%, natomiast w przeciągu dwóch lat (1990 – 1991) – odpowiednio o 43,5 i 52,7%”xv.
Efektem duszenia produkcji i niszczenia ekonomicznego przemysłu, ale także i rolnictwa, było narastanie bezrobocia o strukturalnym gospodarczo charakterze. Dane statystyczne były przy tym zafałszowane, gdyż faktycznymi bezrobotnymi byli pracownicy odchodzący na tzw. wcześniejsze emerytury. A było ich w latach 1990 – 1992 co najmniej 2 mln osób. xvi Narastające od 1990 roku bezrobocie osiągnęło na początku 1993 roku 2,8 mln oficjalnie zarejestrowanych bezrobotnych, z czego 56,6% nie posiadało prawa do zasiłku.xvii
Kolejnym rabunkowym gospodarczo posunięciem było wprowadzenie stałego kursu dolara w stosunku do złotego, w relacji 1 dolar to 9 500 starych złotych. Ten stały kurs utrzymywano blisko półtora roku na mocy porozumienia z MFW. Przy wprowadzeniu wewnętrznej wymienialności złotówki, umożliwiło to grabież finansów kraju. Każdy posiadacz konta w walutach obcych mógł je wymienić na złotówki i ulokować na koncie oprocentowanym dodatnio, w warunkach hiperinflacji sięgającej w 1990 roku 586 procent, co dawało niewyobrażalne możliwości spekulacyjnego zarobku.
Wystarczyło ulokować na koncie dewizowym 1 mln dolarów oprocentowanym na 5 do 8% w skali roku, a następnie zamienić je na złotówki i ulokować na koncie złotówkowym o zmiennej miesięcznej stopie oprocentowania. W skali roku dawało to kilkaset procent. A potem po roku czasu, czy krócej, ponownie rozmnożone jak króliki złotówki zamienić na dolary. I z jednego miliona dolarów robiło się, w zależności od sposobu spekulowania, co najmniej trzy do pięciu milionów.

Polityka walutowa

Jednorazowo z dniem 1 sierpnia w sposób szokowy uwolniono ceny żywności. Był to główny powód gwałtownego wzrostu inflacji, który w 1989 roku wyniósł 251 procent, a w odniesieniu do cen towarów i usług konsumpcyjnych aż 351 procent.[5] Ale inflacja była też pobudzana przez swoistą politykę walutową rządu Rakowskiego.
Polityka walutowa – pisał J. Balcerek – zainicjowana przez rząd Rakowskiego, w postaci nowego prawa dewizowego, wprowadzonego z dniem 15.III.1989 r. stała się kolejnym narzędziem destrukcji gospodarczej: Wolnorynkowy kurs dolara przewyższał wówczas kurs oficjalny, stanowiący bazę dla kalkulacji transakcji eksportowych.
Ponadto, kurs oficjalny dwukrotnie przeceniał wartość dolara w stosunku do złotówki. W rezultacie, wartość walut zachodnich na polskim wolnym rynku walutowym była zawyżona 10-krotnie.
Sytuacja ta skłaniała do wykupu towarów na naszym rynku wewnętrznym i ich wyprzedaży na rynkach zagranicznych. Polski rynek w Berlinie Zachodnim był doskonałą ilustracją tego procederu.
Powstające z tej racji niedobory na rynku wewnętrznym prowadziły do inflacyjnego wzrostu cen, tym bardziej, że również polskie przedsiębiorstwa, kupując w bankach, po cenach wolnorynkowych, dewizy widziały jedyne wyjście w podnoszeniu cen na własne wyroby i usługi.
Polityka walutowa rządu M. F. Rakowskiego prowadziła do eksportu rujnującego polską gospodarkę, brutalnego obniżania siły nabywczej ludności i galopującej inflacji”.[6]
II. Szokowa terapia w wersji Jeffrey’a Sachsa
Plan Sorosa, realizowany w strategicznym interesie szeroko rozumianego Zachodu, zawierał wszystkie kluczowe elementy tego, co nazywane jest Konsensusem Waszyngtońskim. Konsensus Waszyngtoński to niepisane porozumienie z końca lat 80. zawarte między takimi instytucjami mieszczącymi się w Waszyngtonie, jak Departament Skarbu i Departament Handlu rządu federalnego USA, Zarząd Rezerwy Federalnej czyli bank centralny USA, Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Bank Światowy
I tak zasada pierwszeństwa walki z inflacją, umożliwia duszenie popytu wewnętrznego, co prowadzi do osłabiania i niszczenia narodowych konkurentów gospodarczych, a otwiera pole ekspansji towarom i firmom zachodnim. Osłabianie zaś rodzimej produkcji kosztem obcej, to tworzenie bezrobocia krajowego poprzez jego import z zagranicy, a równocześnie eksportowanie przez kraje najbogatsze swego bezrobocia poza granice kraju.
Druga zasada, zasada deregulacji gospodarki i ograniczanie roli państwa poprzez znoszenie wszelkich ograniczeń prawnych w ruchu kapitałów i produktów, pomaga w ekspansji zagranicznych kapitałów, a finansowych przede wszystkim. Umożliwia nade wszystko otwieranie rynków finansowych krajów słabszych na spekulacje finansowe kapitałów krajów bogatych i wytransferowywanie spekulacyjnych zysków.
Trzecia zasada, zasada prywatyzacji własności państwowej, w warunkach braku prywatnych kapitałów narodowych, umożliwia przejmowanie majątku narodowego, a nade wszystko przemysłu i infrastruktury, za bezcen przez kapitały krajów bogatszych.
Czwarta zasada, w postaci cięcia wydatków socjalnych i ograniczania pomocy socjalnej w warunkach tworzenia bezrobocia, to spychanie dużych grup społecznych w obszar biedy i nędzy, która odbiera wolę walki politycznej i swoje prawa.

“Kolorowe Rewolucje” – czas na Tadżykistan?


1 marca 2020 roku w Tadżykistanie odbędą się wybory parlamentarne. Oczywiście, dla polskiego czytelnika ta środkowoazjatycka republika może wydawać się tak odległą, że właściwie nieistotną, jednak żyjemy w świecie, w którym odległości straciły dawne znaczenie, zaś geopolityczne i ideologiczne relacje, nawet między pozornie dalekimi ośrodkami – tylko się uwypukliły.
Tym bardziej, że głównym ośrodkiem tadżyckiej opozycji jest dziś… Unia Europejska i to właśnie doświadczeniu europejscy i amerykańscy „doradcy” już szkolą liderów do przeprowadzenia kolejnej „Kolorowej Rewolucji”. Właśnie w Duszanbe.
Chodzi o Islamską Partię Odrodzenia Tadżykistanu, w samej republice zakazaną i uznawaną za organizację terrorystyczną. Jej lider, polityczny uchodźca Muhiddin Kabiri od dawna już – wg miejscowych mediów – mieszkając w Iranie przemieszcza się swobodnie po Europie, pomimo rozesłanego za nim za pośrednictwem Interpolu listu gończego.
Powszechnie jest też wiadomym, że IPOT jest finansowana przez Teheran. Jeszcze w 2015 r. irańskie władze zaprosiły Kabiriego na głośną międzynarodową konferencję „Jedności Islamskiej”. W tym samym czasie w kraju polityka i jego ugrupowanie oskarżono o przygotowania do zamachu stanu, co dało powód do delegalizacji Partii.
Irański wpływ na środowiska takie jak IPOT ma zresztą dłuższą genezę, co najmniej od 1992 r., kiedy to po rozpadzie ZSSR Tadżykistan uzyskał niepodległość, jednocześnie w oczach teherańskich przywódców stając się naturalnym kandydatem na „mniejszego brata” Islamskiej Republiki, wciąganego powoli w orbitę jej polityki.
W istocie jednak począwszy od 2019 r. wpływ Iranu na działalność tadżyckich islamistów znacznie się zmniejszył, zaktywizowały się natomiast ich kontakty z Berlinem i Waszyngtonem, zaś punktami kontaktowymi tych powiązań stały się (poza Niemcami) także Francja oraz Polska i Ukraina.
Istotną cezurą tego planu wydaje się wywiad udzielony przez M. Kabirię latem 2019 r. dla kanału Currenttime.tv (działającego przy współpracy z osławionym „Głosem Ameryki”)[i]. Przywódca IPOT mówił w nim wprost o emigracyjnym statusie swojej formacji oraz zbudowaniu przez nią koalicji czterech innych ruchów opozycyjnych – oczywiście w celu przejęcia władzy w republice.
Próby realizacji tego zadania odbywają się według scenariusz znanych z poprzednich „Kolorowych Rewolucji”, przy wsparciu takich centrów międzynarodowych jak Freedom Now i Freedom House. Dla przykładu tylko – ta pierwsza organizacja w maju 2019 r. zorganizowała petycję do ONZ w sprawie wypuszczenia z tadżyckich więzień 11 członków IPOT, z których jeden został wkrótce potem zabity podczas buntu więźniów, wywołanego przez islamskich bojowników.
Dyrektor wykonawcza Freedom Now, Maran Turner wystawiła wówczas wprost islamskiej opozycji tadżyckiej „świadectwo pokojowości”, głośno domagając się międzynarodowej presji na rzecz ich oswobodzenia. Tymczasem oficjalne Duszanbe podtrzymało swoje uznanie uwięzionych aktywistów za terrorystów wskazując na bunt jako kolejny dowód na ich wywrotowe zamiary.
A jednak, ośrodki europejskie i amerykańskie wydają się zdeterminowane, by wziąć za swój następny cel właśnie Tadżykistan, dla osiągnięcia zamierzonych efektów nie wahając się przed jak najbliższą współpracą z „islamskimi fundamentalistami”, na innych obszarach uznawanymi przecież oficjalnie za wroga numer jeden! Okazją do nowej krwawej rewolucji miałyby zapewne być nadchodzące wybory, a pretekstem – ogłoszenie ich wyników.
Reszty scenariusza łatwo się zresztą domyśleć, a on sam nie powinien dziwić. Wszak nawet rewolucję rosyjską – też zaprojektowano w Zachodniej Europie…
Linda Konecka

Putin zawiódł polską Partię Wojny


Sztab antykryzysowy, postawienie na nogi struktur rządowych, informacyjnych i eksperckich na niespotykaną skalę na nic się nie przydały. Prezydent Władimir Putin rozczarował w Jerozolimie wszystkich tych, którzy szykowali się na kolejną konfrontację.
Nie zaatakował – o zgrozo! – Polski. Praktycznie nawet jej w swoim wystąpieniu nie wymienił. Tym samym naraził na śmieszność histeryzujące polskie elity rządzące. Nie po raz pierwszy i zapewne nie po raz ostatni.
[Polskie „elity rządzące” i medialne, z powodu niskiej inteligencji, braku wiedzy i psychopatycznych cech osobowości, nie zdają sobie sprawy z własnej śmieszności – admin]
Warto zacząć od tego, co wydarzyło się w Jerozolimie 23 stycznia. Władimir Putin po raz kolejny wykazał ogromną skuteczność w promowaniu tożsamości historycznej współczesnej Rosji. Przy okazji jego wizyty doszło bowiem, jeszcze przed rozpoczęciem forum, do odsłonięcia pomnika ofiar blokady Leningradu, nazwanego Zniczem Pamięci. Był to bez wątpienia jednoznaczny gest ze strony kierownictwa państwa żydowskiego w stronę rosyjskiego przywódcy, niezwykle dla niego istotny. Nie pierwszy zresztą.
W wystąpieniu przed odsłonięciem pomnika Putin przypomniał, że „to już drugi w ostatnich latach pomnik na ziemi izraelskiej, który razem odsłaniamy. Pierwszy odsłoniliśmy w Netanji i uwiecznił on pamięć o ofierze żołnierzy i dowódców Armii Czerwonej. Uczciwy i pełen szacunku stosunek do żołnierzy radzieckich widoczny jest również w ekspozycjach kompleksu Jad Waszem”.
Nasuwa się tu pytanie, czy możemy się dziwić, iż Izrael cieszy się dobrymi relacjami z Federacją Rosyjską, a Polska – jak wiadomo – stosunków z nią praktycznie nie utrzymuje. Jedną z odpowiedzi może być to, że w Izraelu pomniki żołnierzom Armii Czerwonej się stawia, a w Polsce brutalnie niszczy.
Znicz Pamięci w Jerozolimie to także nawiązanie do rodzinnej historii rosyjskiego prezydenta, który sam o tym przypomniał: „dla mnie to nie są puste słowa, wiem o wszystkim nie ze słyszenia, a z opowieści moich rodziców, bo mój ojciec bronił swego rodzinnego miasta na froncie, a mama została w okrążonym mieście z dzieckiem, które faktycznie zmarło zimą 1942 roku i spoczywa na Cmentarzu Piskariowskim w Petersburgu pośród tysięcy, setek tysięcy innych mieszkańców miasta”.
Izraelsko-rosyjski sojusz tożsamości historycznej jest zatem czymś ewidentnym i oczywistym; „chcę z wdzięcznością i uznaniem podkreślić, że w Izraelu przywiązuje się szczególną wagę do prawdy na temat rozstrzygającego udziału Związku Radzieckiego w zwycięstwie nad nazizmem” – dodał Putin.
Po chwili zaznaczył też rzecz niezwykle istotną z punktu widzenia dalszych interpretacji jego wystąpienia. Uznał bowiem za współczesne zagrożenie wszelkie formy szowinizmu, stawiając w jednym rzędzie antysemityzm i rusofobię.
Ten właśnie wątek, zresztą rozszerzony, powrócił w jego tak oczekiwanym w Polsce wystąpieniu na forum w Jerozolimie. Wspomniał on w nim, rzecz jasna, w pierwszej kolejności o żydowskich ofiarach II wojny światowej, wskazując przy tym na ich obywatelstwo, w pierwszym rzędzie radzieckie. „Na okupowanych terenach Związku Radzieckiego (…) zamordowano największą liczbę Żydów. Na Ukrainie było to około 1,4 miliona. Na Litwie zgładzono 220 tys. ludzi. To – zwracam waszą uwagę – 95% przedwojennej populacji żydowskiej tego kraju. Na Łotwie 77 tys. Holokaust przetrwało zaledwie kilka tysięcy łotewskich Żydów” – mówił Putin.
Wspomniał też o kolaborantach nazistowskich Niemiec i ich udziale w ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej przez III Rzeszę, przy czym nie wymienił żadnej narodowości z nazwy.
Najważniejszy element przesłania rosyjskiego prezydenta pojawił się jednak w stwierdzeniu, że „naziści przygotowywali taki sam los wielu innym narodom: za ‘podludzi’ uznano Rosjan, Białorusinów, Ukraińców, Polaków, przedstawicieli wielu innych narodowości. Ich ziemia ojczysta miała stać się dla nazistów przestrzenią życiową, zapewnić im dostatnie życie, a dla Słowian i innych narodów przewidziano albo zagładę, albo status pozbawionych praw, własnej kultury, pamięci historycznej i języka niewolników”.
Taka narracja w Jerozolimie świadczy o pewnym zakwestionowaniu przez stronę rosyjską wyjątkowości zagłady Żydów, o czytelnym przypomnieniu, że również Słowianie paść mieli ofiarą planów III Rzeszy. Ich ofiara i los są – a przynajmniej mogłyby być – równie tragiczne, jak los europejskiej społeczności żydowskiej. I wśród tych Słowian – to był jedyny polski akcent przemówienia Putina – wymienia Polaków, jako jedyny spośród narodów zachodniosłowiańskich. Wraca zatem do narracji przez wiele dziesięcioleci również polskiej, a w miejsce tak oczekiwanej w Warszawie krytyki, de facto wyciąga rękę do współodczuwania wspólnego nam doświadczenia historycznego.
Takiego obrotu spraw w Polsce nikt z decydentów się nie spodziewał. Dlatego wyjątkowo niezbornie brzmią dziś argumenty Andrzeja Dudy czy Jarosława Kaczyńskiego o rzekomych próbach fałszowania historii przez rosyjskie władze. Opisują oni w nich swoją własną projekcję, wyobrażenie tego, czego spodziewali się po wystąpieniu Putina, a nie odnoszą się do jego faktycznej treści.
Warto byłoby moment ten wykorzystać do podjęcia próby naukowego dialogu polskich i rosyjskich historyków. Zdają się to rozumieć niektórzy z polskich historyków, np. prof. Rafał Wnuk, który w niedawnym wywiadzie dla „Polska. The Times” zauważył, że „Rosjanie wyciągają dokumenty i proponują, by nad nimi popracowali historycy. Ławrow mówi: nie uprawiajmy polityki, tylko naukę. To jest język, który w świecie zachodniej polityki będzie bardzo dobrze przyjęty. Na coś takiego strona polska reaguje bardzo dużą nerwowością, oznajmiając, że Rosjanie nas prowokują”.
Jedynym rozwiązaniem w tej sytuacji byłby powrót do naukowego dialogu, a także powrót do grona zwycięzców i ofiar II wojny światowej, co oznacza wspólną z aliantami, w tym Rosją, tożsamość historyczną i międzynarodową. Biorąc pod uwagę reakcje wyraźnie rozczarowanych brakiem negatywnego odniesienia do Polski w ostatnim wystąpieniu Putina programowo rusofobicznych decydentów trudno na to liczyć.
dr Mateusz Piskorski
Myśl Polska, nr 5-6 (2-9.02.2020)
http://mysl-polska.pl

Skomplikowany protojerej Czaplin


Jeżeli szukamy przykładu kontrowersyjnego współczesnego duchownego prawosławnego – był nim niewątpliwie o. protojerej Wsiewołod Czaplin. W niedzielę 26 stycznia zmarł nagle, po odsłużeniu Boskiej Liturgii w swojej parafii w wieku 52 lat.
W postaci byłego rzecznika prasowego Patriarchatu Moskwy i Całej Rusi zogniskował się cały bagaż trudnych doświadczeń i tragicznych wyborów rosyjskiej inteligencji prawosławnej.
„Właśnie przed chwilą odszedł protojerej Wsiewołod Czaplin. Odsłużył Boską Liturgię, po przyjęciu Eucharystii usiadł na chwilę na ławce obok cerkwi, nagle źle się poczuł i zmarł” – napisał w niedzielne popołudnie w mediach społecznościowych jeden z przyjaciół duchownego. O. Czaplin od kilku lat pełnił funkcję proboszcza parafii prepodobnego Teodora Studyty (Ikony Smoleńskiej Matki Bożej) na placu Nikitskije worota w Moskwie.
Ten lakoniczny fragment nie oddaje roli, którą o. Czaplin pełnił w Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej. „Zwykłym” proboszczem stał się bowiem w 2016 roku w efekcie degradacji zawodowej. Przez lata bowiem, nie tylko w świecie prawosławnym, ale również polskiej opinii publicznej znany był jako rzecznik prasowy Patriarchatu Moskiewskiego.
W oficjalnej, rosyjskiej nomenklaturze cerkiewnej jego stanowisko nazywane było w sposób cokolwiek barokowy jako „przewodniczący Oddziału Synodalnego ds. Wzajemnych Relacji Cerkwi i Społeczeństwa” (ros. председатель Синодального отдела по взаимоотношениям Церкви и общества). Identyfikowano go więc jako „usta patriarchy Cyryla”. Jego często bardzo radykalne tezy, w ostatnich latach pełnienia funkcji wyraźnie wspierające imperialną politykę Kremla, a nawet sugerujące pozytywną rolę Stalina w historii Rosji mogły wręcz sugerować, że rzecznik mówi otwartym tekstem to, czego zupełnie nie wypada powiedzieć Patriarsze.
[Na czym polega „imperialna polityka Kremla? Jakie kraje podbito? – admin]
Kapłan-szwarccharakter
O. Czaplin nie miał nad Wisłą dobrej prasy, a występował jako klasyczny, czarny charakter. Co więcej, od czasu konfliktu na wschodzie Ukrainy i aneksji Krymu duchowny stał się wręcz potwierdzeniem popularnej w Polsce tezy, że Rosyjska Cerkiew Prawosławna to już nie tylko bliski sojusznik władz, ale wręcz jeden z resortów politycznych administracji na Kremlu.
Nie sposób było przecież bronić tez duchownego, że zaangażowanie militarne Rosji na Ukrainie jest „misją cywilizacyjną i obroną chrześcijaństwa”, wynurzeń, iż interwencja rosyjskiego lotnictwa w Syrii miała charakter „świętej wojny” oraz refleksji, że zabijanie wrogów narodu działaniem zasługującym na pochwały. Te sądy o. Czaplina pokazywały wprost, jaką ślepą uliczką jest włączenie się Kościoła prawosławnego w Rosji w promowanie marzeń o odrodzeniu „wielkiego imperium”, które niekiedy w ustach niektórych przedstawicieli rosyjskiego prawosławia nabierały wręcz wymiaru teatralnej histerii.
[Te sądy były PRAWDZIWE – admin]
Trudno się więc dziwić, że nagłówki i leady wiadomości w polskich mediach, niezależnie od ich sympatii politycznych, brzmią od wczoraj dość jednoznacznie, w stylu chociażby serwisu TVP Info: „Zmarł Wsiewołod Czaplin, rosyjski duchowny, który chwalił Stalina i agresję na Ukrainę”.
Jednakże, w tym popularnym twierdzeniu o pełnej symbiozie Kremla i Patriarchatu Moskiewskiego, obok ziarna prawdy znajdowały się jednak bardzo duże i – nie bójmy się tego słowa – niesprawiedliwe uproszczenia. Paradoksalnie udowodnił to nie kto inny, jak… sam o. Czaplin.
Postać nie czarno-biała
Wkrótce po słynnej wypowiedzi o zaangażowaniu wojskowym w Syrii, tuż przed Bożym Narodzeniem 2015 roku, duchowny został zupełnie nieoczekiwanie zwolniony z funkcji rzecznika Patriarchatu. Zbiegło się to w czasie z opublikowanymi w tabloidach zdjęciami duchownego spożywającego niezidentyfikowany posiłek w restauracji McDonald`s w samym środku Postu Filipowego (przed Bożym Narodzeniem). Co prawda o. Czaplin zarzekał się, że jadł danie postne, jednak skandal zaczął rezonować. Pełnej prawdy o powodach dymisji duchownego nie poznaliśmy, ale wiele interpretacji tego wydarzenia (których kapłan nigdy nie potwierdził, ani nim nie zaprzeczył), zmierzały nieoczekiwanie w rozbieżnych kierunkach.
Niektórzy uważali, że był to wyraz odcięcia się patriarchy Cyryla od radykalnych poglądów duchownego. Inni z kolei akcentowali, że dymisja była świadectwem dążeń o. Czaplina, aby związek Cerkwi i władz nie był tak ścisły. W każdym wypadku jednak, opinie te stanowiły argument, że Patriarchat Moskwy i Całej Rusi nie stanowi wbrew pozorom takiego monolitu ideologicznego, jak powszechnie uważa się po zachodniej stronie Bugu.
Tym bardziej, że istniała także u nas dużo mniej znana, „druga twarz” kapłana. Kogoś, który krytykował zbytnią odpustowość rosyjskiej Cerkwi i nie zgadzał się na sprzedaż bożonarodzeniowych suwenirów w cerkwiach. Twarz osoby, która pozytywnie wypowiadała się o wspólnej deklaracji rosyjskich biskupów prawosławnych i polskich biskupów rzymskokatolickich z 2012 roku, a w czasie EURO 2012 postulowała pojednanie i zbliżenie obydwu narodów i Kościołów.
W końcu, co udowodnił udzielony w 2015 roku obszerny wywiad o. Czaplina dla rosyjskojęzycznego portalu „Pravmir” – jednego z nielicznych rosyjskich mediów prawosławnych o profilu otwartym i dialogicznym wobec świata – była to twarz kogoś zupełnie innego niż zacietrzewionego wielbiciela „świętego świata ruskiego”, gardzącego wszystkim, co obce. Rozmowa ta potwierdziła pojawiające się w pośmiertnych wspomnieniach znajomych duchownego obserwacje, że był on… człowiekiem dialogu i szacunku wobec innych, o demokratycznym i otwartym stylu bycia.
We wspomnianym, niezwykle znamiennym wywiadzie, w którym znalazło się zdjęcie gabinetu duchownego nie tylko z ikonami, ale również, umieszczoną na szafce… ewidentnie łacińską figurą Chrystusa, o. Czaplin przedstawił całą swoją życiową drogę. Bardzo skomplikowany szlak życiowy człowieka urodzonego w apogeum epoki Leonida Breżniewa w typowej rodzinie moskiewskiej inteligencji. Jak sam przyznawał, świadomie stał się człowiekiem wierzącym jako nastolatek, co naraziło go na szykany w szkole i zmusiło do zmiany placówki oświatowej.
Równocześnie jednak, w rozmowie rzecznik prasowy Patriarchatu bardzo sugestywnie odmalował nieznany w Polsce obraz życia młodzieży w Moskwie w latach osiemdziesiątych, a nawet w czasach poprzedzających dojście do władzy Michaiła Gorbaczowa i pierestrojkę. Pokazał świat odradzającego się po latach zastoju życia duchowego i poszukiwań intelektualno-filozoficznych moskiewskiej młodzieży.
Rzeczywistość działających wciąż jeszcze nieformalnie, a wręcz noszących posmak życia dysydenckiego i samizdatu prawosławnych duszpasterstw młodzieżowych. Czy to skupionych wokół legendarnego o. Aleksandra Mienia, czy też nigdy nie zamkniętej w czasach komunizmu cerkwi świętego Mikołaja w Kuźniecach w dzielnicy Zamoskworiecze, jak również podworja (swoistego, cerkiewnego przedstawicielstwa dyplomatycznego) Patriarchatu Antiocheńskiego, w którym służył inny młody kapłan przyciągający prawosławną młodzież. Ale także, pulsujące życie duchowe wokół działającego w stolicy ZSRR rzymskokatolickiego kościoła p. w. św. Ludwika, pionierską aktywność luteranów i baptystów wśród rosyjskiej młodzieży, odrodzenie gmin żydowskich oraz poszukiwania ekumeniczne rosyjskiej inteligencji, nastawionej wówczas przyjaźnie do Zachodu i jego kultury.
Wspomnienia te o. Czaplin uzupełnił malowniczym portretem narodzin moskiewskiej kultury niezależnej: środowisk hippisowskich i punkowych, szkolnych imprez i koncertów muzyki nowofalowej. Pokazał jednoznacznie, jak duży głód duchowości i jednocześnie związków ze światem zewnętrznym występował wśród pokolenia Rosjan dorastających w latach osiemdziesiątych.
(Zob. https://www.pravmir.ru/protoierej-vsevolod-chaplin-ya-sam-rasskazhu-o-vremeni-i-o-sebe/)
Mam dziwne wrażenie, że ta druga twarz o. Czaplina, człowieka dialogu, demokratycznego stylu bycia i wnikliwego uczestnika współczesnej kultury była w jakiś sposób bardziej szczera i prawdziwa niż ta bardziej znana w Polsce. Wiecznaja pamiat`!
Łukasz Kobeszko
Ekumenizm.pl
http://mysl-polska.pl

Fico potępia decyzję Bidena

Decyzja prezydenta USA Joe Bidena o zezwoleniu Kijowowi na użycie amerykańskich pocisków głębokiego uderzenia na terytorium Rosji ma jasny c...